Reklama

Trela: #CracoviaPoStaremu: najważniejsze, by spokojnie przetrwać kolejny sezon

Michał Trela

Autor:Michał Trela

21 lipca 2024, 08:56 • 11 min czytania 22 komentarzy

W akcji #CracoviaOdNowa chodzi o odświeżenie wizerunku Pasów. Nowe otwarcie nie obowiązuje jednak pierwszej drużyny, która jest tylko trybikiem, a nie oczkiem w głowie właściciela. Nie znajduje się więc w trakcie wielkiego nowego otwarcia, lecz wydłużonego okresu przejściowego, w którym jej zadaniem jest nie sprawiać zbyt wielu problemów. Czyli to, co zwykle.

Trela: #CracoviaPoStaremu: najważniejsze, by spokojnie przetrwać kolejny sezon

Pół roku rządów Mateusza Dróżdża wobec dwudziestu lat poprzednika to tylko mgnienie oka, co sprawia, że wobec prezesa Cracovii wciąż używa się często przedrostka „nowy”. To jednocześnie jednak na tyle długo, by dało się już odczuć efekty jego działań. Choć jego władzy nie można nawet w minimalnym stopniu porównać do tej Janusza Filipiaka, który teoretycznie piastował w piłkarskiej spółce identyczne stanowisko, ale w praktyce pociągał też za wszystkie sznurki w spółce-matce, czyli Comarchu, rzutki działacz dba, by jego aktywności nie przechodziły bez echa. Szybko stał się główną twarzą Cracovii, eksponowaną częściej niż jakikolwiek piłkarz, trener, czy dyrektor. Szyld CracoviaOdNowa, przyczepiony do wszystkiego, co dzieje się w klubie od stycznia 2024, nie pozostawia wątpliwości, że obserwujemy kompletnie nowy rozdział.

Dotychczasowa ocena nie może być jednoznaczna. Z jednej strony nie ma wątpliwości, że klub przez lata wołał o równie zaangażowanego gospodarza. Administratora, który przed każdym meczem będzie przemierzał stadion wzdłuż i wszerz, osobiście doglądając wszystkich zakamarków. Szefa, który zna pracowników różnych szczebli, przygląda się ich aktywności i ją ocenia, kwestionuje utarte schematy działań i wprowadza nowe. Albo nawet dostrzega potrzebę spraw zupełnie prozaicznych w stylu odmalowania stadionowych korytarzy w kolorach mniej przygnębiających niż odrapany ciemnoszary. Z drugiej, szum wokół niektórych z komunikatów niebezpiecznie zbliża się do granic absurdu, sugerujących, że w Cracovii dopiero w okolicach stycznia 2024 dowiedzieli się, o co w ogóle w piłkarskim biznesie chodzi.

Reklama

Gdyby tylko nie to boisko

Jest subtelna różnica między niechętnym pogodzeniem się z tragedią, jaką była nagła śmierć wieloletniego dobrodzieja, bez którego klub nie byłby dziś w miejscu, w którym jest, i próbą odnalezienia się w nowych realiach, a roztaczaniem wrażenia, że CracoviaOdNowa to najlepsze, co mogło się klubowi zdarzyć. To tylko subiektywne odczucie, ale osobiście chciałbym częściej słyszeć od prezesa Dróżdża komunikat, że Janusz Filipiak coś robił dobrze, klub coś mu zawdzięcza, a on sam ma dzięki niemu łatwiejszą pracę. Zamiast tego słychać raczej załamywanie rąk i opowiadanie, jak to się robi w Zagłębiu Lubin albo Widzewie Łódź, tak jakby te kluby w XXI wieku mogły być dla Cracovii jakimiś punktami odniesienia. W pojedynczych aspektach pewnie tak, ale zasadniczo pod względem osiągnięć w ostatniej dekadzie, to raczej one chętnie zamieniłyby się z Cracovią niż odwrotnie. Być może trzeba to jednak zrzucić na karb osobowości prezesa, bardziej przyglądać się jego działaniom nie słowom i wsłuchiwać się w to, co ludzie mówią o nim bez kamer, na ogół go chwaląc.

Jest jeden aspekt, w którym wewnętrznie spójna i prowadzona z rozmachem akcja CracoviaOdNowa na razie jednak się nie spina. To wyniki pierwszego zespołu. Trzynaste miejsce z poprzednich rozgrywek było najgorszym w ostatnich siedmiu sezonach, wyciągając poza nawias czternaste sprzed trzech lat, gdy pozycję Pasów zaniżał balast odjętych pięciu punktów (na boisku Pasy były dziewiąte). Jasne, że to nie tylko wynik działań Dróżdża, wszak większość sezonu została rozegrana, gdy jeszcze nie pracował w Cracovii. Wpływ na kiepską pozycję w tabeli miało letnie wstrzymywanie transferów przez Filipiaka, krótka ławka wynikająca z wprowadzonej przezeń w końcowej fazie polityce oszczędności, a nowy prezes odziedziczył po poprzedniku trenera oraz większość kadry.

Nawet jednak skupiając się tylko na rundzie wiosennej, gdy prezes podpisywał się już pod transferami i decydował o losie Jacka Zielińskiego, Cracovia zajęła w tym okresie 16. miejsce. Tuż nad strefą spadkową, mając za sobą tylko ŁKS i Radomiak. Cracovia z czasów stagnacji za późnego Filipiaka finiszowała sezon wcześniej na siódmym miejscu, ani przez moment nie wplątując się w walkę o utrzymanie. Również bezpośrednie ingerencje prezesa w tematy sportowe raczej nie pomagały. Niepotrzebne podgrzanie atmosfery przed ważnym meczem z Puszczą Niepołomice dodatkowo zmobilizowało rywala, wizyta w szatni tuż po starciu z Ruchem zaowocowała kolejną krótką medialną wojenką. Im prezes (każdy, nie tylko ten) dalej od boiska, tym zwykle lepiej dla klubu.

Autorska Cracovia Dróżdża

Teraz, gdy tabela jest wyzerowana, a dział sportowy poukładany na nowo, Dróżdż na pewno życzyłby sobie prawdziwego nowego otwarcia także od strony piłkarskiej. Trenerem mianował Dawida Kroczka, który w momencie debiutu nie był nawet zakwalifikowany na kurs UEFA Pro. Dróżdż nie tylko poszedł zgodnie z obowiązującym trendem przy wyborze trenera, ale wręcz go wyprzedził. Nie zatrudnił, jak wszyscy inni, szkoleniowca, który jeszcze nie ukończył kursu UEFA Pro, lecz takiego, który w ogóle go nie zaczął. Oczywistych powodów do podjęcia takiego ryzyka w trakcie walki o utrzymanie nie było, bo kariera 35-latka dopiero raczkowała. Wystarczyło jednak, że jego Resovia rozbiła Widzew Dróżdża, a jego Unia Skierniewice sprawiła problemy rezerwom Widzewa Dróżdża i nominacja była gotowa. Nikt nie może zarzucić prezesowi, że poszedł na łatwiznę, wybrał przetarty szlak. Jeśli Kroczek zrobi kiedyś karierę trenerską, jego dzisiejszy szef będzie mógł powiedzieć, że zmienił mu życie.

Dyrektorem skautingu uczynił Dróżdż Jarosława Gambala, z którym wcześniej pracował w Zagłębiu Lubin, a do reaktywacji rezerw zatrudnił Krzysztofa Mordaka, wcześniej analityka w Widzewie. Dodając do nich Henricha Ravasa, którego prezes również zna z Łodzi, można uznać, że na najważniejszych stanowiskach zdążył obsadzić swoich ludzi poznanych w czasach łódzko-lubińskich. Kadrę też trudno już uznać za wyłącznie odziedziczoną po poprzedniku. Trzech zawodników dołączyło zimą, kolejnych siedmiu latem, kontrakt Otara Kakabadze został przedłużony, siedmiu graczy pożegnano, a dwóch sprzedano. To już jest autorska Cracovia Dróżdża i jego ekipy, a nie drużyna zbudowana wyłącznie przez Filipiaka, Stefana Majewskiego czy Jacka Zielińskiego (dwóch ostatnich prezes osobiście zresztą zwolnił).

Reklama

Projektowanie przyszłości po Filipiaku

Jest jednak szczegół, o którym prezes wspomina raczej niechętnie. Rzeczywistość niekoniecznie wygląda tak, że powierzono mu pracę w Cracovii, by wprowadzić ją w nową erę i lepiej zrobić to, czego prezes Filipiak nie umiał albo nie chciał. Comarch, czyli właściciel klubu, uczynił go namiestnikiem, który ma uporządkować wiele spraw, przelać je na papier, ustrukturyzować, gdzie się da, przyciąć koszty. Wdowa po profesorze oraz Anna Pruska, jego córka, która przejęła rządy w firmie, zachowały się odpowiedzialnie, nie zostawiając klubu na pastwę losu i nawet w niektórych aspektach umożliwiając jego rozwój.

Jednocześnie jednak dokonująca się sprzedaż samego Comarchu nie pozostawia wątpliwości, że układanie postFilipiakowego imperium ciągle trwa. Że wciąż są powody, by kwestie właścicielskie wokół Cracovii wzbudzały niepewność. Dróżdż to dziś tylko prezes Cracovii, ale najważniejsze rzeczy dzieją się ponad jego głową. Nie wiadomo, kiedy dokona się sprzedaż Comarchu, tego typu sprawy zwykle nie dzieją się z soboty na niedzielę. Nie wiadomo, jaki stosunek do Cracovii będzie miał nowy właściciel firmy. Nie wiadomo, jakie będą jego dalsze zamiary, gdy już rozezna się w sytuacji w nowo nabytym imperium. Dla Cracovii wciąż ważniejszą datą jest 17 grudnia, gdy zmarł Filipiak, niż 22 stycznia, gdy zatrudniony został Dróżdż. Nowa era w dziejach klubu rozpoczęła się właśnie pod koniec poprzedniego roku. Nawet gdyby Dróżdż nie pomalował ścian, nie zwołał konferencji prasowej w sprawie ogłoszenia nowego sponsora i nie postawił przed stadionem nowego autokaru, wciąż mogłoby to nie mieć większego znaczenia wobec wielkich procesów dziejących się nad nim.

Pierwsza drużyna – po pierwsze nie szkodzić

Dlatego dziś bardziej niż atakowanie górnej ósemki, przygotowywanie gruntu pod przynależność do ścisłej czołówki, o czym wspomina prezes, liczy się dla Cracovii, jakkolwiek w tym klubie są już do tego przyzwyczajeni, w miarę bezstresowe sportowe trwanie. Im spokojniejsza będzie sytuacja sportowa, tym bardziej będzie można zająć się innymi sprawami. Zwiększaniem przychodów sponsorskich, sprzedawaniem wyróżniających się zawodników. W skrócie stabilniejszym stawaniem na własnych nogach i uniezależnianiem się od Comarchu. Nie zmieni to pewnie ani stosunku pań Filipiak i Pruskiej do sprzedaży firmy, ani nie wpłynie znacząco na postrzeganie przez nowego właściciela – wiadomo, że łatwiej angażować się w futbol, gdy sprawy są poukładane, ale jeśli ktoś w ogóle nie będzie chciał się w niego angażować, poukładanie spraw tego nie zmieni – lecz może wpłynąć na atrakcyjność klubu dla ewentualnego kupca w przyszłości.

Pod tym względem Dróżdż ma ważne dziejowe zadanie – ma przygotować klub na odcięcie od pępowiny i pokazać, że jest atrakcyjny dla każdego, kto chciałby inwestować w polski futbol. Stąd budowanie społeczności wokół klubu, ściąganie sponsorów, wychodzenie w region, szukanie oszczędności i zarabianie na transferach ma znaczenie. Ale na wielki jakościowy krok w wykonaniu pierwszej drużyny trudno w tym momencie liczyć. Jest tylko trybikiem w machinie właściciela, a nie oczkiem w głowie. Nie znajduje się w przededniu wielkiego nowego otwarcia, lecz w trakcie wydłużonego okresu przejściowego, w którym jej zadaniem jest nie sprawiać zbyt wielu problemów.

Dawid Kroczek: Która Cracovia będzie prawdziwa?

W tym kontekście absolutnie kluczowy jest jeden autorski wybór personalny Dróżdża, czyli wyciągnięcie Kroczka za uszy do Ekstraklasy. Od tego, jakim okaże się trenerem, może w kwestii przyszłości Cracovii wiele zależeć. Kadra, którą zbudowano na nowy sezon, na papierze drastycznie nie różni się jakościowo od tej, jaką miał do dyspozycji pół roku temu Jacek Zieliński. Nie jest znacząco szersza. Wymieniły się jedynie ogniwa. Nie ma wątpliwości, że lepiej mieć Ravasa niż Lukasa Hrosso, ale już to, czy Patryk Janasik jest lepszy od Cornela Rapy, Mick Van Buuren od Patryka Makucha, a Amir Al Ammari od Takuto Oshimy, pokaże przyszłość. Wzmocnieniem w porównaniu do jesieni powinien być powrót do zdrowia Jakuba Jugasa, który zastąpi mocno ograniczonego piłkarsko Eneo Bitriego, ale większość ruchów to na razie łatanie dziur i ubytków, niekoniecznie wielkie wzmacnianie drużyny, która w zeszłym sezonie do przedostatniej kolejki walczyła o utrzymanie.

Cracovia w poprzednim sezonie była bliska spadku, ale jednocześnie ciągle podkreślano, że kadrowo powinna się znajdować w innych rejonach tabeli. Że nie jest wprawdzie tak mocna, by przynależeć do szerokiej czołówki, ale znowu nie tak słaba, by musiała aż tak realnie obawiać się opuszczenia ligi. I tu właśnie wiele zależy od Kroczka. Jeśli, mając graczy takich jak Ravas, Virgil Ghita, Kamil Glik, Kakabadze, Michał Rakoczy czy Benjamin Kallman, zrealizuje cel prezesa i ukończy ligę w pierwszej ósemce, zostanie to uznane za logiczne rozstrzygnięcie, a nie wielką sensację. Jeśli jednak drugi rok z rzędu Pasy będą się kręcić w dole tabeli, też nie będzie można być zaskoczonym. Wszak zespół, który omal nie spadł z ligi, nie został w sposób oczywisty wzmocniony. Z zawodników, których Kroczek ma do dyspozycji, można wycisnąć górną połowę tabeli. Można też jednak, co już wiadomo, walczyć z nimi o utrzymanie. To od jego umiejętności trenerskich będzie zależało, czy z niezłych nazwisk, które Cracovia ma, powstanie także niezły zespół.

Casus Siemieńca sprzed roku

Status wyjściowy trenera Cracovii jest zbliżony do tego, jaki miał rok temu o tej porze… Adrian Siemieniec. Wprawdzie powierzenie mu zespołu w trakcie walki o utrzymanie wiosną poprzedniego roku było ze strony Jagiellonii mniejszym ryzykiem, bo faktycznie prowadził klubowe rezerwy i był znany zawodnikom pierwszej drużyny, ale cel osiągnął w podobnym stylu. Zanotował występy, po których było widać, że znalazł sposób, by dotrzeć do zespołu (spektakularne rozbicie Wisły Płock na wyjeździe, pewne pokonanie Warty Poznań, trzy zwycięstwa w pierwszych czterech meczach). Ale też takie, po których można było mieć wątpliwości, czy wchodzenie z nim w sezon 2023/24 to dobry pomysł (1:5 przy Łazienkowskiej, brak zwycięstwa w czterech ostatnich meczach rozgrywek).

Kroczek także nie pozwala na razie mieć co do siebie żadnych przeczuć. Jego drużyna miała wiosną występy wręcz spektakularne, ale też w niektórych (zwłaszcza Wrocław, ale też Puszcza Niepołomice, czy Ruch Chorzów) ocierała się o blamaż. Z siedmiu meczów trzy wygrał, trzy przegrał, jeden zremisował. Bramkowo jest na minimalnym plusie. Przejmował drużynę na miejscu dwunastym, gdy przewaga nad strefą spadkową wynosiła trzy punkty, skończył ligę na trzynastym, dwa punkty nad kreską. Z letnich sparingów połowę wygrał, połowę przegrał. Jak nie było wiadomo, jakim jest trenerem, w połowie kwietnia, tak nie wiadomo i dzisiaj. Dla niego także nowe rozgrywki będą właściwą weryfikacją.

Nie musi jednak okazać się aż tak zdolny, jak Siemieniec, by w maju jego pracę można było ocenić pozytywnie. Jeśli utrzyma aktualny bilans, czyli raz przegra, raz wygra, raz zremisuje, jeśli obecnej kadry nie doprowadzi do życiowej formy, ale też każdego pozostawi na jego średnim poziomie, Pasy powinny rozegrać sezon bez trosk. Drużyn kadrowo słabszych jest w lidze na tyle dużo, że spokojny środek tabeli nie powinien być poza jej zasięgiem. W tym aspekcie hasło CracoviaOdNowa raczej więc nie obowiązuje. Chodzi o to, by bez nerwów utrzymać się w lidze i pozwolić prezesowi układanie innych spraw. Czyli jak w #CracoviaPoStaremu.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. Newspix

 

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

22 komentarzy

Loading...