Pewne przed dzisiejszym meczem było kilka rzeczy. Po pierwsze, że Wimbledon wygra tenisistka, która nigdy wcześniej tam nie triumfowała. Po drugie, że jej triumf będzie niespodzianką. A po trzecie, że zatriumfuje zawodniczka po przejściach. Gdy na kort centralny wychodziły Barbora Krejcikova i Jasmine Paolini, obie marzyły o tym, by na końcu podnieść w górę trofeum. Ale lepsza, minimalnie, okazała się Czeszka.
Spis treści
Finał niespodzianka
Rok temu sensacyjnie na wimbledońskich kortach wygrała Marketa Vondrousova. W przeszłości dwukrotnie najlepsza była tam Petra Kvitova. W 1998 roku z kolei – Jana Novotna. I to wśród tych czeskich wygranych z ostatnich kilku dekad, triumf szczególny. Bo Novotna była mentorką, przyjaciółką i trenerką Krejcikovej. Zmarła przedwcześnie, w 2017 roku. Barbora przez jakiś czas nie mogła się po tym pozbierać, w singlu nie poprawiała przesadnie swoich wyników, triumfowała co najwyżej w deblu – zresztą wygrała w parze z Kateriną Siniakovą każdego możliwego Szlema.
ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl
A w singlu? W singlu najlepsza była „tylko” w Paryżu.
Ale to był 2021 rok, minęły trzy kolejne, a Barbora nie potrafiła powtórzyć takiego sukcesu, ba, dojść choćby do finału. Miała po drodze mnóstwo problemów, oczywiście. Choroby, kontuzje, urazy i tak dalej, i tak dalej. Od czasu do czasu potrafiła zagrać wielki turniej – dwukrotnie przekonała się o tym Iga Świątek, która przegrywała z nią w finałach w Ostrawie i Dubaju – ale nie wielkoszlemowy. Poza deblowymi czy w mikście, oczywiście. Jednak to singiel jest najbardziej prestiżowy, on się liczy. Zresztą w efekcie urazów i tego, że sporo turniejów ominęła, spadła mocno w rankingu. Nawet po dzisiejszym triumfie wciąż będzie poza czołową „10”.
A Jasmine? Filigranowa Włoszka doszła do drugiego wielkoszlemowego finału z rzędu, w dodatku… nigdy przed tym sezonem nie wygrała nawet meczu na trawie w głównym tourze! A te dwa finały? To wielka rzecz w kobiecym tenisie, przez ostatnich dziesięć sezonów taki dublet finałów w wielkoszlemowych imprezach zaliczyły tylko Serena Williams (kilkukrotnie, rzecz jasna), Angelique Kerber, Simona Halep, Naomi Osaka (ale nigdy w jednym sezonie, dwukrotnie w schemacie US Open – Australian Open), Sofia Kenin, Ons Jabeur i Aryna Sabalenka. A więc siedem tenisistek, większość ze ścisłej czołówki najlepszych zawodniczek w danym momencie – odstaje może jedynie Kenin.
Aż tu nagle do tego grona dołączyła tenisistka, która rok temu była w okolicach 50. miejsca na świecie i wydawało się, że to mniej więcej jej poziom.
To sensacja, po prostu. Pytanie przed dzisiejszym finałem brzmiało jednak: czy skończy jak większość z tych zawodniczek – wygrywając choć jeden z finałów – czy jak Ons Jabeur, która przegrała obydwa. Wyszło, że – niestety dla niej – to drugie.
Barbora króluje!
Trzeba jednak przyznać, że nie był to tak jednostronny finał, jak na Roland Garros. Tam Jasmine po prostu oberwała od Igi Świątek. Dziś mogło się wydawać, że Barbora też ją – nazywając to kolokwialnie – zleje, ale tylko po pierwszym secie. W nim Czeszka była wyraźnie lepsza. Pokazała to zresztą od razu, przełamując Włoszkę. Ta rozkręcała się, ale powoli. Przy stanie 2:0 w niezłym stylu obroniła się przed kolejnym przełamaniem, ale… przy 3:1 już tego nie zrobiła. Przewaga dwóch breaków była, oczywiście, wystarczająca. Tym bardziej, że Jasmine przy serwisie Barbory nie była w stanie przesadnie zagrozić Czeszce. Stąd pierwszy set skończył się wynikiem 6:2 dla zawodniczki z Brna.
A drugi wyglądał tak samo, choć… w drugą stronę.
Bo tym razem to Jasmine zaczęła w znakomitym stylu, szybko odskakując rywalce na trzy gemy. Dalej miała nieco problemów przy swoim podaniu, ale nie na tyle, by je stracić. Ogółem wyglądała znacznie lepiej na korcie, zaczęła radzić sobie w wymianach z końca kortu, była w stanie naruszyć Barborę. A ta sporo też wyrzucała. W efekcie nie tylko nie odrobiła strat, ale dała też rywalce przełamać się po raz drugi – w ostatnim gemie seta, którego to Włoszka wygrała 6:2.
Trzecia partia była najbardziej wyrównaną. Do 3:3 obie panie znakomicie radziły sobie przy własnym podaniu. W siódmym gemie pękła jednak Jasmine. Barbora kilkukrotnie dobrze popracowała na returnie, a w kluczowym momencie Włoszka wyrzuciła dwa serwisy z rzędu i gema oddała podwójnym błędem. Długo patrzyła po tym w stronę swojego boksu, jakby zrezygnowana. Ale nie odpuściła, nadal walczyła i do samego końca próbowała odrobić straty.
The moment a dream became reality ✨#Wimbledon | @BKrejcikova pic.twitter.com/38xPz9pCin
— Wimbledon (@Wimbledon) July 13, 2024
Miała nawet na to szansę, wywalczyła sobie break pointa przy serwisie Krejcikovej, ale ta broniąc go była absolutnie bezbłędna. Podobnie jak i chwilę potem, przy drugiej takiej okazji. W międzyczasie jednak myliła się, gdy… miała piłki mistrzowskie. Nie wykorzystała dwóch. Przy trzeciej nie pozwoliła sobie już na błędy, bo wygrała znakomitym serwisem do zewnątrz. I została kolejną zawodniczką – 12. w erze open – która triumfowała w karierze i na Wimbledonie, i na Roland Garros.
A po triumfie spojrzała w niebo, szukając tam zapewne uśmiechniętej twarzy Jany Novotnej.
Barbora Krejcikova – Jasmine Paolini 6:2, 2:6, 6:4
Fot. Newspix