Nerwowe lato w Lechii Gdańsk to już klasyk. Rok temu trzeba było odwołać sparing z Olimpią Elbląg, bo drużyna trenowała w trzynastu, nie licząc bramkarzy. Przed samym startem I ligi usłyszeliśmy: „Panuje rozpiździel”. Mimo to Lechia w brawurowy sposób wróciła do Ekstraklasy. Problemów to jednak nie ukróciło. Irytację wzbudzają zaległości w wypłatach. Pracownicy klubu świecą oczami za opieszałość władz. Piłkarzom już zdarzyło się myśleć o strajku. Z szafy wypadają trupy. Mnożą się długi. Pojawił się czasowy zakaz transferowy. A do ligi trzeba będzie przystąpić w mocno okrojonym składzie.
Jedna z ważniejszych postaci pionu administracyjnego Lechii przekazuje nam, że w takiej atmosferze nie zamierza dłużej pracować i szykuje się do złożenia wypowiedzenia. Zagraniczny piłkarz Biało-Zielonych odpisuje na SMS-a: „Z prezesem Urferem po awansie do Ekstraklasy nie ma za bardzo kontaktu”. Jego kolega Polak dodaje: „Zapieprzamy na treningach, ale nie jest kolorowo. Nie wiemy, co dalej”. Radosław Bella, nowy asystent Grabowskiego, odmawia komentarza. – Przepraszam, ale nie chciałbym się o tej sytuacji wypowiadać – ucina. Zewsząd słyszymy, że szambo wybija.
Co właściwie dzieje się w Lechii?
Trupy z szafy
Problemy z płynnością finansową w „nowej” Lechii pojawiły się w 2024 roku. Jeszcze jesienią 2023 zdarzały się minimalne poślizgi, ale pensje regularnie trafiały na konta zawodników i sztabu szkoleniowego. Dziwnie robić zaczęło się, kiedy drużyna wyleciała na trzytygodniowy obóz przygotowawczy do Turcji, ale w samolocie zabrakło miejsca dla kogoś z działu medialnego czy marketingowego, kto mógłby ten wyjazd zrelacjonować: porobić zdjęcia, nagrać wywiady, nakręcić vlogi. Na przełomie lutego i marca zaległości sięgały już dwóch miesięcy. Piłkarze zastanawiali się, czy nie zastrajkować jednego z treningów przed meczem z Resovią. Do niczego nie doszło, ale stan niepewności utrzymywał się przez całą rundę wiosenną w I lidze.
Jakub Chodorowski, dyrektor ds. sportu Lechii, 18 marca, Weszłopolscy: – Kolejny rok na poziomie I ligi bez sponsorów byłby dla nas niezwykle trudny. Już teraz pojawiają się pierwsze trudności. Lechia ma pewne zaległości finansowe względem zawodników. Konkretnie trochę powyżej miesiąca. Piłkarze są wyrozumiali. To zawodnicy, którzy nie przyszli do Lechii z podstawowym celem zarabiania pieniędzy. Ich cel to rozwój sportowy, awans do Ekstraklasy i pokazanie się z jak najlepszej strony. Problemu z tego nie robią, ale to problem dla klubu. Mamy nadzieję, że uda się to rozwiązać w ciągu kilkunastu najbliższych dni. Oczywiście, że sponsorów w kilkanaście dni nie znajdziemy. Możemy tu liczyć przede wszystkim na interwencję właściciela.
Szymon Grabowski, 4 kwietnia, Wirtualna Polska: – Z tego, co wiem, to wszystko jest regulowane. Właściciel robi wszystko, żebyśmy mogli w jak najlepszych warunkach przygotowywać się do kolejnych meczów. Trzy tygodnie w Turcji, podróżowanie samolotem – to rzeczy, za które trzeba zapłacić. Jeżeli finanse klubu byłyby niewłaściwe, to jeździlibyśmy autokarem z jednym kierowcą. Jestem spokojny, szatnia również. Jeśli cokolwiek byłoby nie po myśli zawodników, to media od razu by się o tym dowiedziały, może ktoś nie chciałby wyjść na trening, a na pewno odbiłoby się to na wynikach i postawie zespołu.
W maju Komisja ds. Licencji Klubowych PZPN odmówiła Lechii przyznania licencji na grę w Ekstraklasie, decydujące było kryterium F.04 podręcznika licencyjnego. Lechia wydała komunikat, że to efekt zaległości wobec Davida Steca, Mario Malocy i agencji Wolak Management. Interia.pl informowała, że całość długu zamyka się w kwocie 700 tysięcy złotych. Należność została uregulowana, odwołanie złożone i przyjęte, licencja przyznana, ale pod tzw. nadzorem finansowym i przy karze 60 tysięcy złotych za naruszenie wspomnianego kryterium F.04.
Po awansie uaktywnił się też były włodarz klubu, Adam Mandziara. Na Instagramie zaczął publikować wpisy z treścią poufnych dokumentów, z których wynikało, że byli właściciele przekazali Urferowi pożyczkę w wysokości czterech milionów euro, przeznaczoną wyłącznie na spłatę zobowiązań spółki powstałych przed dniem przejęcia przez niego władzy, tymczasem ten sam Urfer otrzymane środki… wydawał przede wszystkim na bieżącą działalność klubu, co oznaczałoby, że własnych pieniędzy do biznesu nie chce dokładać albo w najgorszym wypadku zwyczajnie ich nie posiada.
Kto naprawdę jest właścicielem Lechii?
Polak uważał, że to złamanie umowy. Podważał też powagę funduszu Mada Global. Wprost sugerował, że w Lechii odbywa się szwindel. W konsekwencji Mandziara zagroził publicznie Urferowi sądem, a Urfer pięknym za nadobne odwdzięczył się Mandziarze w wywiadzie dla Interii. Z zamieszczonego tam wywiadu pt. „Burzliwy sezon, a potem awans. Prezes beniaminka ujawnia kulisy pochodzą” pochodzą ostatnie publiczne wypowiedzi Szwajcara, zacytujmy fragment:
„Wszystko pięknie, ale nie jest tajemnicą, że w 2024 Lechia Gdańsk miała i wciąż ma spore problemy z płynnością finansową. Wasze problemy z licencją były bardzo głośne. Jaki jest tego powód i kiedy zobowiązania wobec pracowników i kontrahentów zostaną zredukowane?
– Odpowiem pytaniem na pytanie: czy widziałeś kiedyś drużynę grającą w piłkę nożną tak jak Lechia Gdańsk, która występuje na tak pięknym stadionie bez żadnego sponsora na koszulce? Na zapleczu Ekstraklasy mieliśmy liczne wyzwania, można powiedzieć że jesteśmy w trakcie restrukturyzacji naszych finansów. Chcemy zarządzać klubem w sposób transparentny i odpowiedzialny, dlatego zapewniam że wszystkie zobowiązania zostaną spłacone w możliwie najszybszym terminie.
Czy w Ekstraklasie też będziecie grali bez sponsora na koszulkach?
– Aktywnie poszukujemy możliwości sponsorskich. Myślę, że już niedługo będziemy mogli ogłosić partnerów, którzy będą pasowali do statusu i ambicji Lechii Gdańsk”.
W tle rozgrywała się sprawa ścisłego powiązania Lechii z Valmierą. To wątek, który wciąż budzi kontrowersje i nie jest do końca wyjaśniony, choć piłkarze, którzy migrują z Łotwy do Trójmiasta szybko stali się czołowymi postaciami zespołu: Iwan Żelizko, Camilo Mena i Rifet Kapić. Kontrowersje budzi postać Ralpha Oswalda Iseneggera, właściciela Valmiery i wieloletniego towarzysza biznesów Urfera. To adwokat oligarchów, biznesmenów, a nawet mafiosów z Rosji, Czeczenii, prorosyjskich części Ukrainy i generalnie szemranego Wschodu. Żadna tajemnica, że artykuł „Nowy właściciel Lechii Gdańsk, prorosyjscy oligarchowie i fundusz z Dubaju” Szymona Jadczaka na Wirtualnej Polsce (skończył się pozwem) sprawił, że do klubu dokładać przestała Energa.
O Urferze też zresztą nie wszystko wiadomo. Był dyrektorem sportowym FC Sion i Neuchatel Xamax, robił transfery w Europie i na Bliskim Wschodzie, w 2022 roku został zarejestrowany jako pośrednik transakcyjny przez Premier League. Od jakiegoś czasu reprezentuje dość tajemniczy fundusz Mada Global z Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Kluczem jest tu słowo „reprezentuje”. Wciąż nierozwikłaną zagadką pozostaje pytanie, jacy ludzie za nim stoją i jakimi pieniędzmi dysponują.
Po drodze chciał kupić Dinamo Bukareszt, Śląsk Wrocław (TVP pisało, że „za niepokojącą uznano dawną współpracę Urfera z kancelarią Iseneggera, która obsługiwała rosyjskich oligarchów, oskarżanych w międzynarodowych procesach”) i Wisłę Kraków (Jarosław Królewski już kilka razy sugerował, że cieszy się, iż nie oddał klubu w ręce ludzi reprezentowanych przez Urfera). Udało mu się z Lechią. W klubie mówią, że lata między Monako a Gdańskiem. I ilekroć tylko pojawi się w Polsce, to wszystkich dookoła „zaraża optymizmem”.
Kuriozalna była sytuacja, w której Valmiera opublikowała sprawozdanie finansowe za 2023. Wynikało z niego, że klub wciąż oczekuje pieniędzy za Iwana Żelizko (600 tysięcy euro) i Camilo Menę (1,6 mln euro). Wskutek niezbyt precyzyjnego tłumaczenia twitterowego konta Bałtyckiego Futbolu w internecie rozpętała się burza. Urfer szybko przekazał w Interii, że Lechia nie ma żadnych przeterminowanych zobowiązań wobec klubu Valmiery. Łotysze potwierdzili to w oświadczeniu. Jednocześnie obie strony sugerowały, że Mena nie kosztował aż 1,6 mln euro, co de facto podważało prawdziwość informacji zawartych w sprawozdaniu finansowym.
Gdy w Lechii pytamy o problemy natury finansowej, słyszymy, że jedyną osobą, która jest nie tyle upoważniona, co posiada jakąkolwiek pełniejszą wiedzę w tym temacie, jest właśnie Urfer. Z nim kontakt jest jednak ograniczony. Odpowiada po długim czasie. Albo w ogóle odmawia komentarza.
Letnie zaległości i nerwowość w Lechii
W tej chwili Lechia przygnieciona jest najróżniejszymi zobowiązaniami finansowymi. MFK Rużomberok upomina się o regularność w regulowaniu rat za Tomasa Bobcka, który kosztował 600 tysięcy euro. Międzynarodowa Federacja Piłki Nożnej ukarała polski klub zakazem transferowym i rejestracji nowych zawodników do czasu rozliczenia się ze Słowakami.
O komentarz w sprawie poprosiliśmy Paolo Urfera. W odpowiedzi otrzymaliśmy stanowisko klubu: „Nie jesteśmy wspierani przez sponsorów, dlatego w najbliższych dniach musimy zorganizować środki finansowe, które pozwolą na całkowite rozliczenie i zapłacenie Ruzomberokowi, by zakaz transferowy został zniesiony”.
Na drodze sądowej o wypłatę wielomiesięcznych pensji ubiega się Ilkay Durmus, któremu FIFA przyznała rację w pierwszej instancji. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że werdykt na korzyść Turka utrzymany zostanie również w instancji drugiej. Mija termin spłaty Dusana Kuciaka. Energa z grupy Orlen nie pomoże, właśnie drugi rok z rzędu odrzuciła wniosek sponsoringowy gdańszczan.
Letni mecz towarzyski z Lechem trzeba było w ostatniej chwili odwołać. Szymon Grabowski tłumaczył, że dysponuje garstką piłkarzy i nie chce ryzykować urazu któregokolwiek z podopiecznych. Z Chojniczanką w ataku awaryjnie zagrać musiał nominalny skrzydłowy Camilo Mena. W sparingu z Legią dostępnych było tylko szesnastu piłkarzy.
W Lechii słyszymy, że szambo wybija. Całe dotychczasowe lato przemija pod znakiem zaległości. Najpierw dobiegających do trzech miesięcy, później dwumiesięcznych, teraz miesięcznych, bo 8 lipca poszły przelewy. Paolo Urfer od pół roku nawija makaron na uszy. Mówił piłkarzom, trenerom i pracownikom klubu, że wraz z wydostaniem się z I ligi skończą się problemy z wypłacaniem pensji. Zbawieniem miał być awans do Ekstraklasy: pierwsza transza kwoty ze sprzedaży praw medialnych, która wypłacana jest w lipcu każdego roku i pojawienie się nowego potężnego sponsora.
Sponsora, jak nie było, tak nie ma.
Jedyna nadzieja na oddech to transza.
Urfer potrafi czarować, w mig kupuje sobie słuchaczy, budzi zaufanie, w oczach podwładnych legitymizuje go też sukces naprędce budowanego projektu, który w rok wyciągnął Lechię z otchłani I ligi. Cierpliwość się jednak kończy. Słyszymy, że podczas letniego zgrupowania były przynajmniej dwie sytuacje, kiedy piłkarze zastanawiali się nad zbojkotowaniem treningu. Ostatecznie na razie do tego nie doszło. Ich przynajmniej chronią przepisy licencyjne. Tak czy inaczej, kasę wreszcie dostaną. W znacznie gorszej sytuacji są szeregowi pracownicy. Zarabiają dużo mniej niż zawodnicy, a również dotykają ich opóźnienia w wypłatach. Niektórzy z nich są blisko złożenia wypowiedzenia.
W środowisku coraz częściej Lechia traktowana jest nawet nie tyle z przymrużeniem oka, co z ostrożnością: jako klub proponujący nierealistyczne, zawyżone, a przede wszystkim pozbawione gwarancji wypłacalności kwoty transferowe. Tomasz Włodarczyk z Meczyków podawał, że Wisła Kraków odrzuciła ofertę Lechii za Jakuba Krzyżanowskiego w wysokości 700 tysięcy euro. Z naszych informacji wynika, że gdańszczanie identyczną kwotę zapłacić chcieli za 19-letniego Wiktora Bogacza, który w końcówce sezonu I ligi strzelił pięć goli w pięciu meczach. Miedź Legnica na tę propozycję nie przystała.
Nie zakładamy bankructwa Lechii, prawda?
Niepokojące, że wszystkie gotówkowe transfery polskiego klubu za kadencji Urfera wiązały się z koniecznością tłumaczenia się z rzekomego lub faktycznego nieregulowania warunków transakcji. Z Valmierą problem wyjaśnił się błyskawicznie, strona Iseneggera nie pozostawiła przestrzeni do spekulacji i podejrzeń. Inaczej wygląda sprawa Rużomberoka, który upomina się o pieniądze za Tomasa Bobcka, czego lekceważyć nie zamierza FIFA. Przez jakiś czas transfer definitywny Słowaka był jedynym gotówkowym ruchem Lechii poza bezpiecznym przepływem środków na linii Valmiera-Gdańsk. Latem doszło do tego jeszcze wykupienie Szymona Weiraucha z Zagłębia Lubin. Zadzwoniliśmy do Piotra Burlikowskiego, dyrektora sportowego Miedziowych.
Nie baliście się wytransferować Szymona Weiraucha do Lechii? Kwota transferu wyniosła ponad 200 tysięcy euro, ale przypadek Tomasa Bobcka i MFK Rużomberok pokazuje, że z płatnością mogą być problemy.
Piotr Burlikowski, dyrektor sportowy Zagłębia Lubin: – Nie baliśmy się. Płatność jest rozłożona na raty. Uważam, że naszym gwarantem jest obecność Lechii w Ekstraklasie, proces licencyjny PZPN i system FIFA Clearing House. W najgorszym razie będzie tak, jak w przypadku Bobcka i Rużomberoku, gdzie jest reakcja fifowska. Są odpowiednie komórki, organy, procesy, które powodują płatność będzie musiała być uregulowana. Bo nie zakładamy czarnego scenariusza i bankructwa Lechii, prawda?
Naprawdę nie pojawiła się obawa o ewentualne nadchodzące komplikacje, gdy zobaczył pan, że Lechia zostaje ukarana zakazem transferowym i rejestracji nowych zawodników do czasu rozliczenia się ze Słowakami?
Jeżeli tylko pojawi się problem z płatnością rat, zareagujemy jak Rużomberok.
Czyli wciąż ma pan zaufanie do Lechii.
Tak.
Nie zapala się panu w głowie lampka, że przeszacowują możliwości finansowe względem faktycznych możliwości budżetowych?
Powiem tak: kwota, którą wynegocjowaliśmy za Weiraucha, jest dla nas na tyle satysfakcjonująca, że jesteśmy w stanie te pieniądze później egzekwować, tak to ujmijmy. I tak, jesteśmy świadomi tego, co dzieje się na rynku: że Lechia może mieć problemy z płatnością, to już nie jest zresztą jej pierwsza taka sprawa. Reguluje to jednak proces licencyjny, działamy pod nadzorem Ekstraklasy, PZPN, jurysdykcji FIFA i tu się niczego nie obawiamy.
W Lechii nie będzie szaleństwa
Lechia wygrała I ligę w świetnym stylu. Kapitalną robotę wykonał trener Szymon Grabowski. W poprawieniu warsztatu i przygotowaniu drużyny wydatnie pomógł mu Kevin Blackwell, bliski człowiek Urfera, ale przede wszystkim stary wyjadacz z doświadczeniem pracy w Premier League i Championship. Anglik niby w klubie pełni funkcje dyrektorskie, ale w rzeczywistości jest bardzo blisko zespołu i sztabu, uczestniczy w przygotowaniach i cyklach treningowych, w szatni wygłasza płomienne przemowy, bez niego trudno byłoby o tak błyskawiczny awans do Ekstraklasy.
Grabowski w pełni jego rolę i zaborczość zaakceptował, to też świadczy o zdrowym układzie. Polak na wiele rzeczy dziejących się w klubie musi się zgadzać albo przymknąć oko. Po wygraniu I ligi zwolniono jego współpracowników i wymieniono mu sztab. Musiał wierzyć, że zadzieje się to z korzyścią dla całej Lechii. Urfera publicznie nie krytykuje, nie podważa jego decyzji, choć od roku na co dzień obserwuje w klubie dziesiątki palących problemów.
Gdyby Lechia przystępowała do Ekstraklasy na rozpędzie z I ligi, byłaby to naprawdę ciekawa drużyna. Na drugim poziomie rozgrywkowym Elias Olsson, Iwan Żelizko, Maksym Chłań, Rifet Kapić, Tomas Bobcek i Camilo Mena byli postaciami zdecydowanie się wyróżniającymi, a nawet gwiazdami ligi. Tak samo Luis Fernandez, którego z gry wykluczyła kontuzja kolana. Problem w tym, że kadra Biało-Zielonych przed startem Ekstraklasy jest absurdalnie wręcz przetrzebiona. Grabowski będzie dysponował kilkunastoma piłkarzami. Rozmawiamy o tym z Jakubem Chodorowskim, dyrektorem ds. sportu Lechii.
Kto w Lechii ma kontuzję i nie będzie zdolny do gry na starcie Ekstraklasy?
Jakub Chodorowski, dyrektor ds. sportu Lechii: – Prawie na pewno Rifet Kapić i Tomas Bobcek. Myślę, że gotowy na pierwszy mecz nie będzie Luis Fernandez. Conrado wraca po długiej kontuzji, nie chcemy ryzykować i zbyt szybko go wprowadzać, w wymiarze dziewięćdziesięciu minut nie wystąpi. Drobny uraz ma Filip Koperski, ale to nie wyłączy go na dłużej. Reszta powinna być do gry. W mniejszym lub większym zakresie minutowym.
Co właściwie dzieje się z Luisem Fernandezem?
Trenuje indywidualnie. Optymistyczne przewidywania naszych fizjoterapeutów mówią, że na koniec sierpnia powinien być gotowy do gry. Na początku będą to epizody.
Jak wygląda kwestia prawna Bohdana Wjunnyka? Okrutnie długo przepychaliście się o niego z Szachtarem Donieck. Dostał niecałe pół godziny w sparingu z Legią, ale sztab twierdzi, że nie jest gotowy na pełnoprawną rywalizację w Ekstraklasie.
Do startu ligi mamy dwa tygodnie, te kilkanaście dni wystarczy, żeby był gotowy do gry w większym wymiarze czasowym. W kwestii rejestracji: w tym okienku transferowym musieliśmy od nowa rozpocząć całą procedurę, sprawa jest w toku, w dwa tygodnie powinno się wszystko pozytywnie rozwiązać.
To prawda, że Camilo Mena w niektórych sparingach próbowany był w roli napastnika?
Zaczął na tej pozycji sparing z Chojniczanką. Może być to alternatywa, ale na tej pozycji mamy Kacpra Sezonienkę i Bohdana Wjunnyka.
Co z Loup-Diwanem Gueho, którego wypożyczenie z Bastii wciąż nie zostało przedłużone?
Mamy dogadane wszystkie warunki, podpiszemy przedłużenie wypożyczenia o kolejny sezon.
Pojawiają się oferty za młodych zdolnych piłkarzy Lechii?
Chcemy zatrzymać wszystkich na kolejny sezon. Od początku mówiliśmy, że trzon drużyny ma zostać. Jeżeli będziemy kogoś sprzedawać, to raczej po ich dobrym sezonie w Ekstraklasie. Pojawiają się pojedyncze zapytania, głównie w sprawie Camilo Meny i Maksyma Chłania, ale na wszystkie odpowiadamy tak samo: nie jesteśmy w tej chwili zainteresowani sprzedażą.
Z Chłaniem jest problem, bo wyjeżdża na igrzyska olimpijskie.
Olimpijska reprezentacja Ukrainy chciała trzech naszych piłkarzy: Iwana Żelizkę, Wjunnyka i Chłania. Zgodziliśmy się tylko na Maksa. Teraz musimy się z tego wywiązać, puścić go na igrzyska olimpijskie, chociaż bardzo chcielibyśmy, żeby został w Gdańsku. Rozmawiamy o jego występie ze Śląskiem. To jest 19 lipca, Ukraina ostatni test-mecz przed turniejem rozgrywa 18 lipca, więc termin zupełnie im nie pasuje.
Na razie przeprowadziliście jeden transfer. Ściągnęliście Szymona Weiraucha z Zagłębia Lubin.
Będziemy mieć bardzo poważną rywalizację w bramce między Weirauchem a Bohdanem Sarnawskim. Przede wszystkim na początku szukaliśmy klubu dla Antoniego Mikułko, który jest w takim wieku, że już nie mógł pozwolić sobie, żeby kolejny sezon nie być pewnym gry. Siłą rzeczy ktoś musiał go zastąpić. Weirauch ma za sobą występy w Ekstraklasie, w rezerwach Zagłębia ogrywał się też w II lidze. Może być realną alternatywą dla Sarnawskiego. Nie zakładamy odgórnie, że musimy mieć młodzieżowca w bramce albo że będzie on tylko dwójką.
Jest pan spokojny o obsadę pozycji młodzieżowca?
Są Kacper Sezonienko, Tomasz Neugebauer i Szymon Weirauch. Rozmawiamy z jeszcze jednym piłkarzem o statusie młodzieżowca, na razie jestem zupełnie spokojny.
Musieliście przełożyć sparing z Lechem, bo brakowało zawodników do gry.
Na tym etapie sezonu zakładaliśmy, że zawodnicy nie powinni grać dłużej niż czterdzieści pięć minut, a w przypadku spotkania z Lechem większość składu musiałaby grać po dziewięćdziesiąt. Myślę, że najbardziej niekomfortowa była to sytuacja dla Kolejorza, bo informację, że nie damy radę wystąpić, przekazaliśmy niestety w ostatniej chwili. Na szczęście, udało im się znaleźć odpowiedniego przeciwnika. Dla nas faktycznie lepiej było nie ryzykować. Zagrożenie kontuzji mięśniowych było zbyt duże.
Kadra Lechii musi być szersza. Jakie są plany transferowe?
Nie chcemy kadry uzupełniać. Chcemy ją wzmocnić. Prowadzimy rozmowy z zawodnikami na różne pozycje. Od tego będzie zależało, ilu piłkarzy finalnie do nas trafi. Myślę, że trzech-czterech powinno do drużyny dołączyć. Natomiast, tak jak mówię, muszą być to gracze jakościowi. Do końca okienka transferowego jest dużo czasu. Może ktoś przed startem ligi jeszcze dołączy. Ale zaczniemy tymi zawodnikami, którzy będą wtedy dostępni.
Będzie się to wiązać z brakami kadrowymi.
Cierpliwie pracujemy nad transferami. Wierzę, że piłkarze z aktualnej kadry są w stanie dawać nam dobre wyniki w Ekstraklasie. Oczywiście, będzie to krótka ławka, niewielkie pole manewru dla trenera, ale ligi absolutnie nie odpuszczamy: zamierzamy wygrywać od początku.
Kwestia zakazu transferowego, nałożonego przez wzgląd na brak rozliczeń w sprawie Bobcka i Rużomberoku, szybko się rozwiąże?
Komunikat klubu nie podawał precyzyjnie, ile to zajmie dni, ale sprawa musi rozwiązać się na dniach: w tym tygodniu albo na początku przyszłego.
Jakie cele na przyszłe ekstraklasowe miesiące przedstawia Paolo Urfer? Lechia będzie szła grubo?
To zależy, co to znaczy „iść grubo”. Nie możemy pozwolić sobie na szaleństwa na rynku transferowym. Szukamy okazji na rynku. Piłkarzy, którzy wpisywaliby się w naszą strategię. Takich, których można rozwijać.
Lechia musi znormalnieć
W 2018 roku Polski Związek Piłkarzy przeprowadził anonimową ankietę dotyczącą warunków zatrudnienia w klubach piłkarskich wśród piłkarzy Ekstraklasy, I ligi, II ligi i III ligi na grupie 1004 respondentów. Raport nazwany został „Czarną Księga Polskiego Futbolu”. Wynikało z niego, że 34 najlepszym polskim klubom zdarzyło się spóźnienie przy wypłacaniu pensji swoim zawodnikom. Lechia nie jest więc w tej kwestii wyjątkiem.
Problem jest szerszy.
Lechia Gdańsk wciąż nie jest klubem, który funkcjonuje na normalnych i transparentnych zasadach. Paolo Urfer wykorzystuje sieć międzynarodowych kontaktów, żeby budować ciekawy personalnie zespół, do którego dobrano sztab zdolnych ludzi, ale… to za mało. Co najmniej niepokojący jest układ, w którym Lechia o konieczności wywiązywania się z obowiązków płatniczych przypomina sobie tylko w sytuacjach podbramkowych: gdy zareaguje Komisja ds. Licencji Klubowych PZPN, gdy upomni się Rużomberok czy gdy do akcji wkroczy FIFA…
Tak być nie może.
Bo atmosfera zrobi się już nie toksyczna, co grobowa.
Czytaj więcej o piłce nożnej:
- Ulice Dortmundu gonią nazioli i towar. Oto współczesne Niemcy [REPORTAŻ]
- Wasiluk: Euro przestało dawać radość. Za dużo jest meczów nudnych
- Turcy jak Demiral. Wilczy salut opanował Berlin
- Gareth się boi, ale to nic złego
- Upada mit o szwajcarskim kopciuszku. To jedna z najlepszych drużyn świata
- Frankfurtem rządzi crack. Euro w mieście zombie
- Luis de la Fuente – Nikt w niego nie wierzył, a zbudował najlepiej grającą Hiszpanię od lat
- Lamine Yamal. Historia cudownego dziecka z dystryktu „304”
Fot. Newspix