Gdyby francuscy piłkarze grali z taką werwą, z jaką celebrowali awans do najlepszej ósemki mistrzostw Europy, nie musieliby drżeć o wynik do ostatnich minut. Nad Sekwaną nikt jednak nie ma z tym problemu. Samobój, rzut karny, znów samobój i Allez les Bleus. Aż do finału?
Dla postronnego obserwatora Trójkolorowych ich ostatnie występy zgadzają się z najsłynniejszą przyśpiewką francuskich kibiców tylko częściowo. Konkretniej: zgadzają się, gdyby obciąć wszystko, co poprzedza jej ostatnią frazę i zostawić samo ble. Zupełnie to nie dziwi, wszak po Francji każdy spodziewał się rozmachu godnego jej stanu posiadania.
Talent na talencie, talentem pogania.
Didier Deschamp kroczy jednak ścieżką Garetha Southgate’a, więc na niemieckich boiskach Mbappe i spółka bramki jeszcze nie zdobyli. Najpierw kopniętą w szesnastkę piłkę wbił sobie do bramki Maximilian Woeber, potem Jakub Kiwior dał się nabrać na klasyczne, naiwne wejście w pole karne Ousmane’a Dembele, a teraz Randal Kolo Muani obrócił się, kopnął w krzaki i trafił w kolano Jana Vertonghena.
Nie, Francuzi nie osiągnęli poziomu męczenia buły Anglików, bo w przeciwieństwie do nich kreowali sobie sytuacje. N’Golo Kante po fazie grupowej był najlepszym rozgrywającym, gdy zerkaliśmy na asysty oczekiwane czy kluczowe podania, jednak w przeciwieństwie do idącego z nim pod ramię Fabiana Ruiza nie miał kolegów, którzy skutecznie korzystaliby z tej obsługi.
Filigranowy Francuz i teraz może być zawiedziony: gdyby Kolo Muani przycelował tak, że nie trzeba byłoby wyręczać się nogą Bogu ducha winnego Belga, jego licznik ostatnich podań w końcu ruszyłby z miejsca. Nie ruszył, ale trójkolorowy pociąg i tak się przemieści, zaliczając w następnym przystanku Hamburg. A że bardziej jak zawodzące oczekiwania kibiców podczas tego turnieju Deutsche Bahn, a nie TGV? Przejmą się tym esteci, nie sami zainteresowani.
Francja jest nudna, Francja gra dalej
Zaskakujące jest to, że Didier Deschamps nie dorobił się jeszcze w ojczyźnie grona krytyków porównywalnego z tym, jakie pomstuje na Garetha Southgate’a nad Tamizą. Dziennikarze The Athletic sami nad tym zresztą rozprawiali w jednym z ostatnich podcastów, podkreślając, że może i pomruki niezadowolenia poczynaniom Francuzów towarzyszą, ale to nic w porównaniu z ujadaniem na formę Anglików. Trochę jak w tym memie, w którym jeden ptak wparowuje w kadr i zagłusza drugiego.
Selekcjoner Francuzów podejmuje jedną zaskakującą decyzję za drugą. Gdy odstawił w końcu zawodzącego Marcusa Thurama i dał szansę Bradleyowi Barcoli, który zanotował przyzwoity występ z Polską, nagle wrócił do ustawień fabrycznych. Albo i gorzej, bo na bocznicę odstawił tym razem Dembele, który jest, jaki jest, wiele piłek traci, ale jednak wprowadza pożądany chaos i niepokój w ostatniej tercji boiska.
Ousmane i Mbappe zwykle czyhali sobie gdzieś na piłkę, żeby zaplątać się z nią między nogi rywali i wykreować cokolwiek, jeśli nie okazję bramową to chociaż rzut wolny. Bez tego pierwszego Francja była kulawa, co odzwierciedlają nawet suche liczby. Dembele w każdym spotkaniu fazy grupowej notował minimum sześć prób dryblingu. On sam, jedyny. Przeciwko Belgom na jego flance wiało nudą, Trójkolorowi łącznie trzykrotnie ruszali tam w tango z rywalem.
Randal Kolo Muani dziękuje Bogu, że dostał powołanie i nie musi oglądać gry Francuzów w telewizji
Jeśli jednak Deschamps chciał, żeby jego zespół był bardziej odpowiedzialny i skrupulatny, to cel osiągnął. Francuzi w sposób wzorcowy rozwiązują problemy i nie pijemy tu nawet do wodociągów kieleckich. Gdy patrzymy na to, kto na ile pozwolił rywalom, są w top trzy według danych “StatsBomb”. “Opta” uprzejmie donosi, że nie mają sobie równych w kontekście wygranych pojedynków na ziemi i w powietrzu.
Belgów, drużynę dotychczas może i nieskuteczną, ale jednak kreatywną, ustawili do pionu, nie pozwalając jej w zasadzie na nic. Dwie kapitalne szanse Christopha Baumgartnera wyglądają z tej perspektywy jak wyczyn wręcz kosmiczny — po nim tylko Memphis Depay oddał strzał ze względnie dobrej pozycji. Tym, którzy przypomną sobie o „setce” Roberta Lewandowskiego od razu wtrącimy, że była to raczej ósemka — świetne ustawienie obrońcy na linii strzału sprawiało, że szanse na gola były tam wbrew pozorom mizerne.
Coś więc ta Francja ma, nawet jeśli irytuje i rozczarowuje, nawet gdy nuży i usypia. Po tej cholernie trudnej stronie drabinki, gdzie w drodze do finału trzeba rozprawić się najpierw z Portugalią, a potem z Niemcami lub Hiszpanią, może być to cenniejsze niż wariowanie z przodu, w pogoni za zrobieniem z Kyliana Mbappe króla strzelców.
Jeśli jednak na koniec okaże się, że Deschamps nie będzie mógł ironicznie ziewnąć po chwyceniu za puchar, przedrzeźniając wściekłych na jego metody dziennikarzy, Francja pozostanie w naszej pamięci jako kolejny przykład potencjału zmarnowanego przez przesadny skręt w stronę minimalizmu. Bo czy świat zrozumie, że trenerowi przyświecał wyższy cel, gdy polegnie w drodze do niego, z samobójem jako liderem klasyfikacji bramkowej?
WIĘCEJ O EURO 2024:
- Za wielką Albanię chcą umrzeć nawet dzieci. Bałkańskie upiory EURO [REPORTAŻ]
- Pozytywni kibice, energia Ilicicia i gol turnieju. Erik Janża opowiada o Słowenii
- Euro w niemieckiej dziurze, czyli witamy w Gelsenkirchen
- Ilicić wyszedł z mroku
- Wino, futbol i śpiew. Tak wygląda piłkarska supra z Gruzinami [REPORTAŻ]
- Od Hitlera do papieża. Historia Olympiastadion w Berlinie
- Ronaldo na ratunek byłego NRD
- Swój Bask. Jak Nico Williams został Hiszpanem