Reklama

Ból głowy Nikoli Grbicia. Dlaczego polscy siatkarze przegrali z Francją? [ANALIZA]

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

30 czerwca 2024, 12:04 • 12 min czytania 10 komentarzy

Polska przegrała 2:3 z Francją w półfinale Ligi Narodów i nie obroni trofeum. O wyniku zadecydowały pojedyncze piłki w końcówce. Ten mecz na pewno mógł nieco namieszać w głowie Nikoli Grbicia, jeżeli chodzi o wybory personalne przed igrzyskami w Paryżu. Widać było, że to spotkanie jest dla Serba ważne, ale jednocześnie – że nie chce go wygrać za wszelką cenę. Istotniejsze było przetestowanie zawodników w warunkach ekstremalnej presji. Postanowiłem obejrzeć ten mecz po raz drugi, porozmawiałem też z kilkoma osobami. Po spotkaniu z Francją warto postawić kilka pytań, m.in. dotyczących dyspozycji Pawła Zatorskiego i przewidywalności Marcina Janusza.

Ból głowy Nikoli Grbicia. Dlaczego polscy siatkarze przegrali z Francją? [ANALIZA]

„Ćwierćfinał igrzysk olimpijskich, wersja 2.0” – tak przez długi czas odbierałem wczorajszy półfinał. W Tokio Polacy prowadzili 2:1 w setach i 7:4 w czwartej partii, gdy Francuzi doprowadzili do remisu, a później, takie można było odnieść wrażenie, złamali naszych zawodników psychicznie. Wczoraj Polska wygrała pierwszego seta, a w drugim prowadziła 17:12. Jednak Francja znowu wróciła do gry, wykorzystując słabość w ataku Wilfredo Leona i w przyjęciu Kamila Semeniuka, doprowadziła do stanu 1:1, a w trzecim secie oglądaliśmy zagubionych i wystraszonych Polaków. Wydawało się, że siatkarze Grbicia mogą już nie wrócić do tego meczu, ale pomogły zmiany.

Potwierdziło się po raz kolejny, że żadna inna reprezentacja świata nie ma takiej jakości w kwadracie dla rezerwowych. Wiele wniósł Bartosz Bednorz, świetnie zaczął grać Norbert Huber. Obaj uchodzą za zawodników bez układu nerwowego – mam na myśli to, że ich akurat nie peszy ranga spotkania, świetna gra rywala, czy okoliczności meczu. Bardzo dobrą zmianę dał też Jakub Kochanowski. Polska ostatecznie doprowadziła do tie-breaka, który – tak się wydawało – musi paść jej łupem. Ale nie padł. Dlaczego?

Czy Paweł Zatorski to ciągle najlepszy polski libero?

Patrząc na suche liczby, należałoby postawić wniosek, że obaj libero – Jakub Popiwczak i Paweł Zatorski – zagrali wczoraj bardzo przeciętnie. Ten pierwszy rozpoczął spotkanie w wyjściowym składzie, ale w pierwszym secie Francuzi zaserwowali w niego… raz. Ewidentnie doszli do wniosku, że Popiwczak jest mocny w tym elemencie (świetnie przyjął tę pierwszą, bardzo trudną zagrywkę) i należy celować w Wilfredo Leona, myśląc przyszłościowo (zmęczymy go, zacznie się gubić, będzie mniej skuteczny w ataku, może Grbić będzie musiał go zmienić). I tak właśnie się stało. Ale wróćmy do Popiwczaka. Później celowano w niego trochę częściej i zakończył mecz z przyjęciem na poziomie 25%. Niskim, zgoda, choć osiem zagrywek to jednak dość mała próba, poza tym w jego stronę zmierzały raczej te trudniejsze serwy.

Reklama

Fakt, że to on rozpoczął tak istotny mecz, sugeruje, że Grbić nie ma pewności co do pozycji libero w kontekście igrzysk olimpijskich. Zabrać Zatorskiego, a Popiwczaka zostawić w domu? Mimo wszystko to wciąż wydaje się najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem. Zabrać obu i Popiwczaka jako tego trzynastego, który dołączy do drużyny tylko w razie problemów któregoś z kolegów? Taki wariant jakoś mocno nas nie zdziwi, bo Zatorski zmagał się z problemami zdrowotnymi, przed turniejem w Lublanie (ostatnim w fazie zasadniczej rozgrywek) wyglądał, jak słyszymy, średnio w treningu, ale jednak później, do spotkania z Francją, bronił się sportowo. Zabrać Popiwczaka, a zostawić Zatorskiego? To byłaby decyzja odbierana w opinii publicznej jako sensacyjna. Ale czy sportowo nie ma do tego podstaw? No właśnie.

Wyobraźcie sobie teraz mecz piłki nożnej i bramkarza, w którego stronę leci groźny strzał. Ten facet rzuca się w stronę piłki, nieco przesadnie eksponując ruchy i końcem palców wybija piłkę na rzut rożny. Na trybunach zachwyt. Wow, ale to obronił. Tylko ci nieco lepiej rozumiejący futbol, komentują, że gdyby bronił ten strzał inaczej, złapałby piłkę i nie byłoby rożnego, a co za tym idzie, zagrożenia bramki. W meczu z Francją Zatorski miał kilka zagrań, których nie oddadzą suche liczby, a siatkarski, mniejszy lub większy laik, oceni je niewłaściwie. Pamiętam szczególnie jedną obronę: wyglądała efektownie, na Twitterze po tej akcji można było przeczytać komentarze w stylu: „No to chyba Zatorski na igrzyska, prawda?”, tymczasem słyszę, że był w tamtej akcji spóźniony i podbił piłkę źle technicznie. Efekt? Zamiast możliwej kontry, Polacy tylko przebili piłkę na drugą stronę.

Bogdan Szczebak, Polak będący statystykiem w reprezentacji Słowenii, w niedawnym wywiadzie na Weszło mówi wprost, że najlepsi libero świata grają w PlusLidze, ale nie są nimi Polacy. Dodaje też, że od pewnego czasu są na tej pozycji gracze lepsi od Zatorskiego. Już poprzedni selekcjonerzy kadry mocno zastanawiali się, na kogo postawić na tej pozycji w największych imprezach. Vital Heynen przez pewien czas nie mógł podjąć decyzji, czy wziąć do Tokio Zatorskiego, czy Damiana Wojtaszka. W oczach Belga to był spory dylemat. Ale nawet w sztabie Ferdinando De Giorgiego w 2017 roku trwała ożywiona dyskusja, czy aby na pewno Zatorski powinien być zdecydowaną jedynką. To też typ zawodnika, który nie czuje się najlepiej, gdy wyczuwa w otoczeniu pewne wątpliwości wobec siebie, dlatego selekcjonerzy obdarzali do wyraźnym zaufaniem.

Po wyborach Grbicia też widać, że nie jest przekonany. Zatorski to oczywiście wciąż bardzo dobry zawodnik, z doświadczeniem na największych imprezach. Tego nikt mu nie ujmuje. Ale nie jest to już ktoś, kto zostawia w tyle krajową konkurencję, a teza, że Popiwczak pod względem sportowym (to oczywiście nie powinno być jedyne kryterium) nie jest od niego gorszy (a może nawet już ciut lepszy), by się obroniła. Przeciwko Francji Popiwczak nie zagrał dobrego meczu, ale nie zaprezentował się też źle. A Zatorski miał również 25% skutecznego przyjęcia.

Reklama

Ogólne statystyki pewne rzeczy upraszczają. Gdyby wgłębić się nieco bardziej w grę Popiwczaka, widać, że do stanu 15:17 w trzecim secie miał 17 możliwości dotknięcia piłki (chodzi w tym momencie o wszystkie zagrania). Odbił ją 13 razy. Tylko raz w całym spotkaniu niedokładnie odbił piłkę, ocenianą przez statystyków jako łatwa. Większość piłek, które leciały w jego stronę, jest ocenianych przez specjalistyczny program jako “hard” (ciężkie) lub “very hard” (bardzo ciężkie).

Tie-break i gra Marcina Janusza

Gdy w meczu z Francją zaczynał się tie-break, wydawało się, że Polska ma więcej argumentów. Francuzi objęli prowadzenie 2:0, później było 4:2 dla nich, ale gdy Polacy wygrali dwie kolejne akcje, byłem przekonany, że już nic ich nie zatrzyma. Niby na tablicy wyników był remis, ale logika i siatkarskie argumenty zdecydowanie wskazywały na Biało-Czerwonych.

Skupmy się na końcowej fazie tie-breaka. Warto o niej opowiedzieć z perspektywy rozgrywającego. Polacy prowadzą 11:8, po akcji, w której genialnie zachowuje się Janusz (po złym przyjęciu Zatorskiego), ratując bardzo trudną piłkę. Chwilę później jest 12:9. Francuzi zdobywają punkt, a w następnej akcji zatrzymany pojedynczym blokiem zostaje Łukasz Kaczmarek. Grbić bierze czas. Jest 12:11, kluczowy moment. Janusz ma w ataku Kaczmarka, który gra nierówno i nie jest w najwyższej formie, na drugim skrzydle – grającego bardzo dobry mecz Bednorza, a na środku – Hubera. Wydaje się logiczne, że jeżeli przyjęcie nie będzie perfekcyjne, piłka pójdzie do Bednorza i tak się dzieje. Blok. Remis 12:12. I Janusz w tym momencie ma bardzo duży problem. Grbić ma tego świadomość, od razu bierze kolejny czas.

Na zagrywce Theo Faure – mógłby zagrać nieco lżej i pewniej, zwłaszcza w takich okolicznościach, w myśl zasady: “Oni mają problem, więc dajmy im szanse na błąd”, ale ryzykuje i psuje. Kolejna akcja – mamy przewagę, piłkę w powietrzu na 14:12, ale Bednorz podejmuje ryzyko i wali w aut. Znowu remis. Mimo tego to właśnie Bednorz, przy stanie 13:13, dostaje dwie kolejne piłki, bo wydaje się pewniejszy od Kaczmarka i lepiej gra w tym meczu w kluczowych momentach. Przy stanie 14:14 Janusz ma dobre przyjęcie i gra do Hubera. Akcję ostatecznie kończy grający bardzo dobry mecz Tomasz Fornal – zawodnik, który na przestrzeni ostatniego czasu poprawił grę w końcówkach spotkań. Po kilku kolejnych akcjach robi się 17:16 dla Francji, druga piłka meczowa dla przeciwnika. Janusz ma na lewym ataku Kaczmarka, na prawym Fornala. Przyjęcie jest świetne, więc wykonuje oczywisty ruch – gra krótką z Kochanowskim, ale francuski środkowy tam jest. Wyblok, kontra i przegrywamy mecz. Widać było, że nasi rywale jako pierwszą opcję w bloku wybrali Kochanowskiego, a jako drugą Fornala.

Marcin Janusz podczas meczu z Francją 

Gdyby osobie czującej siatkówkę, bądź takiej, która kiedyś w nią grała, pokazać ten mecz od stanu 12:9 dla Polski, zatrzymywać nagranie po każdym przyjęciu po naszej stronie i pytać ją: „Komu według ciebie teraz wystawi Janusz?”, taki ktoś mógłby za każdym razem trafić. Nie piszę o tym, by skrytykować Janusza. To bardzo dobry rozgrywający, który w końcówce piątego seta grał dość dokładnie i logicznie, ale, co za tym idzie, przewidywalnie. Francuzi to widzieli, umiejętnie czytali grę. Pamiętajmy, że igrzyska w Paryżu zapowiadają się jako najlepsze i być może najbardziej wyrównane w historii, a różnice w takich meczach robią detale. Takim detalem czasami bywa wszechstronność i nieprzewidywalność.

Spójrzmy na naszych rywali. Francja ma dwóch świetnych rozgrywających. Jest Benjamin Toniutti, bardzo mocny przede wszystkim w wystawianiu piłki. Ale jest też Antoine Brizard, który pognębił Polaków na igrzyskach w Tokio. W tie-breaku w Łodzi było podobnie. Polska prowadzi 6:5? Brizard atakuje efektownie z drugiej piłki, jest remis. Janusz bardzo rzadko decyduje się na takie rozwiązania. Jest 7:6 dla Biało-Czerwonych? Brizard wygrywa pojedynek na siatce, umiejętnie przepycha piłkę. Chwilę później mamy szczęście, okazało się, że lekko dotknął siatki. 15:15 w tie-breaku? Brizard wchodzi na zagrywkę i gra asa serwisowego. Jest jak maszyna, jakby pozbawiony emocji. Po serwisach Janusza na przestrzeni całego meczu Francuzi zazwyczaj zdobywali punkt.

W Paryżu reprezentacja Włoch, nasz rywal w grupie B, będzie grał w najsilniejszym składzie, a piłki będzie wystawiał Simone Giannelli. W samym tym elemencie – dobry, ale nie wybitny, ale jednocześnie, podobnie jak Brizard, mocny w zagrywce i bloku. W stolicy Francji zagra też Argentyna, z genialnym rozgrywającym Luciano De Cecco, który uchodzi za najtrudniejszego do rozczytania, również podczas najważniejszych akcji. Regularne granie do tego, któremu lepiej idzie, który wydaje się pewniejszy, jest racjonalne i słuszne, ale czasami na dłuższą metę może nie pomóc. Trochę tak właśnie było w ostatnich akcjach meczu z Francją.

Czy mamy pewność co do atakujących?

Moim zdaniem odpowiedź na to pytanie nie jest twierdząca. Może inaczej – wydaje się pewne, kto pojedzie na igrzyska olimpijskie i jaka będzie hierarchia – Bartosz Kurek jako pierwszy, a Bartłomiej Bołądź jako drugi. Ten bardziej doświadczony jest w niezłej formie, ale wątpliwe, żebyśmy obejrzeli go w tak genialnej dyspozycji, jak na mistrzostwach świata w 2018 roku. Weźmy ćwierćfinał z Brazylią w Łodzi – Kurek zaczął go słabo, w pierwszej partii zdobył tylko jeden punkt. Grał nierówno, sztab Grbicia rozważał zdjęcie go w trzecim secie, ale ostatecznie został na boisku, poprawił grę i miał swój duży udział w zwycięstwie. W stolicy Francji na pewno może być jednym z liderów drużyny, ale potrzebuje na swojej pozycji kogoś, kto da pewność, że w razie gorszej dyspozycji kapitana, na pewno godnie go zastąpi.

Czy Bołądź jest kimś takim? Z jednej strony wydaje się, że tak, bo osiągnął życiową formę. Z drugiej – mecz z Francją zaczął świetnie, ale widać było, że w pewnym momencie przeciwnik „przeczytał go”, zaczął się lepiej ustawiać do jego ataków i statystyki Bołądzia zjeżdżały w dół. Ostatecznie, na przestrzeni całego spotkania, skończył 13 z 24 ataków (dobry wynik), nieco gorzej było w zagrywce (sześć błędów, żadnego asa). Dla porównania – Kaczmarek miał 27% skuteczności i tylko 9% efektywności w ataku. Pamiętajmy jednak że igrzyska, jeśli na nie pojedzie, będą dla Bołądzia nowym doświadczeniem, a to różnie wpływa na zawodnika.

Bartłomiej Bołądź w ataku 

Turniej w Paryżu będzie intensywny i specyficzny. Czasami trzeba się pewnie będzie dostosowywać pod mocne strony rywala. Dlatego nie zdziwię się, jeśli duetem środkowych w wyjściowym składzie będzie para Huber-Mateusz Bieniek, ale akurat na mecz z Francją wyjdziemy z Kochanowskim. I nie zdziwię się też, jak w którymś trudnym meczu, w razie problemów, jako trzeci zawodnik na skrzydle, w ataku, wystąpiłby Aleksander Śliwka.

Śliwka na trybunach – co to oznacza?

Właśnie – Śliwka. Przyjmujący, który od nowego sezonu zagra w Japonii, obejrzał to spotkanie z trybun. Andrzej Wrona na platformie X (dawny Twitter) napisał tak: „Czyli oni [Śliwka i Kurek, który w półfinale nie wszedł na boisko – przyp. red.] jako dwaj liderzy tej kadry jadą na igrzyska na 100%. Ważniejsze było sprawdzenie tych, którzy tej pewności nie mają. Nawet kosztem porażki jak widać”. Ciężko polemizować z tą tezą. Śliwka ma za sobą sezon klubowy, o którym chciałby jak najszybciej zapomnieć. Kontuzja palca, którą długo leczył, do tego brak awansu z ZAKS-ą nawet do fazy play-off PlusLigi. On ciągle wraca do formy, w jego grze widać postęp, ale ciężko będzie mu być podczas igrzysk w takiej dyspozycji, jak w poprzednim sezonie. Jego wielkim atutem jest jednak spokój, który wnosi na boisku, i wpływ na kolegów. Możliwe, że nie będzie w Paryżu zawodnikiem pierwszej szóstki, ale w razie problemów w jakimś kluczowym meczu, jest zawodnikiem gotowym sportowo i mentalnie, by pomóc i zrobić różnicę na najwyższym poziomie.

ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl

Podejrzewam, że Nikola Grbić przed meczem z Francją miał już w głowie mniej więcej dwunastkę na igrzyska, plus trzynastego zawodnika. Ale myślę też, że ten mecz mógł uczynić wybór jeszcze trudniejszym. No bo spójrzmy, po kolei:

Rozegranie – tutaj sytuacja wydaje się jasna. Pojadą Janusz i Grzegorz Łomacz.

Środek – podobnie. Karol Kłos w wielu mocnych reprezentacjach świata grałby w pierwszej szóstce, ale w Polsce jest numerem cztery. Pojadą Huber, Bieniek i Kochanowski.

Atak – tutaj, chyba, też jest wszystko jasne. Kurek i Bołądź.

Przyjęcie – ból głowy. I to jaki. Wygląda to tak, jakby w wyjściowej szóstce, która w głowie ma Grbić, mieli grać Fornal i Leon. Pamiętajmy, że doskonale z Francją zaprezentował się Bednorz. Pamiętajmy, że Śliwka to mentalny lider zespołu. A jest jeszcze Kamil Semeniuk, który z Francją pojawił się na boisku, ale dwa razy źle przyjął serwis. Niedawno wydawał się pewniakiem do dwunastki na Paryż. Ale czy teraz postawilibyśmy wielkie pieniądze na to, że się w niej znajdzie, a nie będzie tym trzynastym? No właśnie. Pojedzie czterech albo pięciu z nich, w zależności od tego, co zrobi Grbić z pozycją libero. Współczuję mu tego wyboru.

Libero – o tym dylemacie już pisałem. Mimo wszystko większe szanse na Paryż wydaje się mieć Zatorski, choć wybór Popiwczaka sportowo jak najbardziej by się bronił.

Selekcjoner Polaków, Nikola Grbić 

Wrona pisał o sprawdzaniu zawodników kosztem porażki. „Pierwszy mecz, jaki pamiętam, gdzie Nikola nie pomógł, ale może miał taki plan, żeby namieszać” – napisał natomiast, też na X, ekspert Polsatu Sport, Jakub Bednaruk. Rzeczywiście, mecz z Francją wyglądał tak, jakby dla Grbicia był ważny, ale jednocześnie – jakby Serb nie dążył do wygrania go za wszelką cenę. W tie-breaku od pewnego momentu Janusz unikał grania Kaczmarkiem. Mierząc przede wszystkim w zwycięstwo, aż prosiłoby się, by wpuścić Kurka, ewentualnie Bołądzia, wzmacniając atak i dając dodatkową opcję. Podobnych momentów było kilka. Dlaczego Grbić nie reagował? Odpowiedź wydaje się jasna – żeby sprawdzić tych, co do których nie ma pewności, w najtrudniejszych okolicznościach z możliwych.

Przegrał mecz. Ale ich sprawdził. Z drugiej strony – takie porażki zostawiają pewien ślad. Jeżeli trafimy na Francję w ćwierćfinale igrzysk w Paryżu, a może w późniejszej fazie, w głowach zawodników będzie siedzieć, że przegrali z nią dwa bardzo ważne mecze, mimo że w pewnych momentach tych spotkań one wydawały się już niemal wygrane. To też będzie trudne i bardzo ważne zadanie, któremu Grbić będzie musiał sprostać.

Fot. Newspix.pl

WIĘCEJ O SIATKÓWCE NA WESZŁO: 

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
11
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
0
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
50
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Polecane

Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
11
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
50
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego
Polecane

Nawet jak jest dobrze, to coś musi nie wypalić. Żyła zdyskwalifikowany w drugiej serii w Engelbergu

Szymon Szczepanik
6
Nawet jak jest dobrze, to coś musi nie wypalić. Żyła zdyskwalifikowany w drugiej serii w Engelbergu

Komentarze

10 komentarzy

Loading...