Reklama

Dlaczego Zieliński powinien być kapitanem reprezentacji

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

17 czerwca 2024, 08:09 • 6 min czytania 53 komentarzy

Dekadę temu fenomen tercetu złożonego z Xaviego, Andresa Iniesty i Sergio Busquetsa tłumaczono ich ciągle kręcącymi się głowami. Tym, że w meczach Barcelony i reprezentacji Hiszpanii przed każdym przyjęciem piłki rozglądali się po stokroć częściej niż środek pomocy rywali, co czyniło ich najlepiej poinformowanymi piłkarzami na murawie. Arsene Wenger nazywał to specjalistycznie: skanowaniem przestrzeni. Ostatnio w Polsce rozmawianie o piłce za pomocą tego typu sformułowań jest passé, ale początek Euro 2024 udowadnia, że umiejętność skanowania (kręcenia głową) wciąż nie wychodzi z mody. 

Dlaczego Zieliński powinien być kapitanem reprezentacji

Nie przepadam za programami publicystycznymi. Ani politycznymi, ani naukowymi, ani rozrywkowymi, ani nawet sportowymi, choć te mają chyba najwięcej sensu. Jakoś nieszczególnie przemawia do mnie koślawe parafrazowanie przeczytanych naprędce artykułów, oczywiście bez uprzedniego podania źródła referowanych mądrości, a już tym bardziej wygłaszanie płaskich zdań, których jedyną wartością jest ich populistyczny charakter, co przełożyć może się na dziesięć dodatkowych pochlebnych komentarzy w internecie.

Po inauguracji Euro 2024 natrafiłem jednak na naprawdę ciekawy wykład Czesława Michniewicza w „Godzinie Euro” na Kanale Zero. Były selekcjoner reprezentacji Polski kilkoma ruchami markera przy białej tablicy pokazał, dlaczego Niemcy zdmuchnęli Szkotów. Nie było to nic wielce odkrywczego, ale piłka nożna to też nie genetyka molekularna, w skrócie: wystarczyło, żeby Toni Kroos przy każdym wyprowadzaniu piłki operował obok Jonathana Taha, żeby zespół Steve’a Clarke’a kompletnie się zdestabilizował, porzucając nadzieje na założenie choćby jednego skutecznego pressingu.

Kroos zaliczył aż 108 kontaktów z piłką, czyli więcej niż cały środek pola Szkotów razem wzięty. Przy 102 wykonanych podaniach kończył mecz na zawrotnej celności 99%. Przydarzyły mu się zaledwie trzy straty. Gra Niemiec funkcjonowała wokół niego. I bardziej przypominała fenomenalny Real Madryt z ubiegłego sezonu niż zblokowanych Die Mannschaft ze schyłkowych dni kadencji Joachima Löwa i Hansiego Flicka.

34-letni pomocnik nadał początkowi turnieju bardzo ciekawy rytm. Nie trzeba bowiem jakoś niesamowicie wnikliwie analizować dotychczasowych meczów Euro 2024, żeby dostrzec pewną zależność: główne role odgrywają środkowi pomocnicy. Ci, którzy najlepiej skanują przestrzeń.

Reklama

Szwajcarzy pewnie wygrali z Węgrami, bo podobnie jak Kroos zagrał Granit Xhaka. Hiszpanie roznieśli Chorwatów, bo nad środkiem pola Modrić-Brozović-Kovacicić niespodziewanie górował wspaniały Fabian Ruiz. Włosi wygrali z Albanią, bo kapitalny był Nicolo Barella, a akompaniował mu Jorginho. Następnie Danię do remisu ze Słowenią poprowadziło przede wszystkim drugie życie Christiana Eriksena, a Serbowie sprawiliby sensację z Anglią, ale na ich nieszczęście gra tam i gole strzela Jude Bellingham. Każdy z tych zawodników to dowód na istnienie piłkarskiej nomenklatury: „szóstka”, „ósemka”, „dziesiątka”, „mezzala”, „regista” czy inny „trequartista”. Krytykowana u nas piłkarska nowomowa istnieje. I ma się dobrze.

Jedno ich jednak łączy: na nich opierają się wyniki Euro 2024. Dlatego też bardzo ucieszył mnie udany występ Piotra Zielińskiego z opaską kapitańską w meczu z Holandią. Oczywiście, do Kroosa, Ruiza i Barelli się nie umywał. Ale Zielu poprowadził Polaków do najlepszego spotkania od wielu miesięcy, pewnie nawet lat, bo w tak smutnej rzeczywistości żyliśmy za beznadziejnych rządów Fernando Santosa i antyfutbolowej końcówki Michniewicza. Z rzutu rożnego asystował przy golu Adama Buksy, na wślizgu zatrzymał Tijjaniego Reijndersa, z boiska schodził ze statystyką 33 celnych podań na 38 wykonanych, co dawało bardzo dobry wynik na poziomie 87%.

Tytuł „Dlaczego Zieliński powinien być kapitanem reprezentacji” jest nieco prowokacyjny, bo w pierwszej chwili może sugerować, że chodzi o wygryzienie i podeptanie Roberta Lewandowskiego. Nie, nikt o zdrowych zmysłach go z drużyny Biało-Czerwonych nie wypycha, wciąż to jej najlepszy snajper i lider, tak już pozostanie, dopóki będzie chciał przyjeżdżać na zgrupowania. Należy przy tym pamiętać, że napastnik Barcelony skończy w tym roku trzydzieści sześć lat i powoli przymierza się do zakończenia kariery w kadrze. Same fakty.

Polska przechodzi zmianę pokoleniową. Taką prawdziwą. Centralną postacią defensywy jest Jakub Kiwior, rocznik 2000. Od dziewięciu miesięcy najlepszym zawodnikiem w zespole jest Nicola Zalewski, rocznik 2002. Wejście smoka zalicza Kacper Urbański, rocznik 2004. Z Holandią z przekonującej strony zaprezentowali się zawodnicy w kwiecie wieku: Adam Buksa (27 lat) czy Jakub Moder (25 lat).

Stara gwardia Euro 2016 siedzi w studio TVP: Jakub Błaszczykowski, Łukasz Piszczek i Łukasz Fabiański. Na ławce jako 25 czy 26 zawodnik tej kadry – Kamil Grosicki. Kamil Glik i Grzegorz Krychowiak kończą kariery w Ekstraklasie i Arabii Saudyjskiej. Przypadki Wojciecha Szczęsnego i Lewandowskiego są wyjątkami od reguły, korzystnymi dla nas wynaturzeniami, ale też znajmy skalę: w historii polskiej piłki jeden jest jej najlepszym bramkarzem, a drugi najlepszym piłkarzem. Starzeją się w zupełnie innym tempie niż wspomniani Glik czy Krychowiak.

Zmiany pokoleniowej zatrzymać się jednak nie da, a Zieliński to naturalny następca Lewego w roli kapitana i lidera. Ma trzydzieści lat, przed nim jeszcze pięć czy sześć sezonów na wysokim europejskim poziomie. Czas nie odbierze mu największych atutów, Kroos tego najświeższym przykładem. Rok temu był gwiazdą Napoli, które zdobyło mistrzostwo Włoch. Od lata będzie grał dla Interu, który w Serie A jest aktualnie najsilniejszy. Na zmianie środowiska powinien tylko skorzystać, bo podobni mu doświadczeni środkowi pomocnicy przechodzili tam w ostatnich latach renesanse formy, wystarczy wspomnieć Henricha Mchitarjana i Hakana Calhanoglu.

Reklama

Gorszy sezon pod Wezuwiuszem też wcale nie wpłynął przesadnie negatywnie na jego formę. W sparingu z Ukrainą robił, co chciał, przykrył czapką Rusłana Malinowskiego i Serhija Sydorczuka. Z Holandią tak umiejętnie zarządzał każdą chwilą, gdy akurat dochodził do piłki, że gra jego zwykle bezradnej w starciach z większymi od siebie drużyny nierzadkimi fragmentami naprawdę mogła się podobać. Wydaje się też, że choć nie chciał ryzykować kontuzji i awaryjnie zszedł z boiska w 78. minucie, a Jakub Piotrowski dał niezłą zmianę, to dla czystego spokoju o ducha i wynik lepiej byłoby dla Polaków, gdyby spotkanie na Volksparkstadion dograł do końca. W końcu był liderem z krwi i kości.

Na każdym kroku Zieliński podkreśla, jak buduje go opaska kapitana na ramieniu. Może to już ten czas, żeby zmienić w tej roli Lewandowskiego? Wbrew pozorom, to Zielu, a nie Lewy, w ostatnim cyklu reprezentacyjnym był głosem tej drużyny. Po mundialu i meczu z Francją mówił, że nie ma się czego bać i taktyka nie powinna kastrować ofensywnych zapędów piłkarzy kadry. Po Mołdawii odpowiedzialność za kompromitację brał na siebie, przyznając, że to po jego stracie rywale nabrali wiatru w żagle. Po Albanii słusznie diagnozował, że walką wręcz takich spotkań się nie wygrywa. To wszystko składało się w ważny sygnał: „grajmy w piłkę”.

Za Michała Probierza dochodzi do zaskakująco szybkiego przesunięcia środka ciężkości stylu gry reprezentacji Polski. Wydaje się, że w nowym układzie uniezależniamy się właśnie od Lewandowskiego, który… publicznie przecież właśnie większej inicjatywy od kolegów z drużyny wymagał. Istotniejszą niż kiedykolwiek wcześniej rolę pełnią teraz nie tylko wahadła w osobach Zalewskiego i Frankowskiego, ale przede wszystkim środek pola z Zielińskim na czele. To dobry prognostyk przed resztą Euro, bo skoro na ten moment bawią się Kroos, Xhaka, Ruiz czy inny Barella, to czemu jeszcze lepiej niż Holandią nie miałby zagrać Zieliński. Ale nie tylko: pierwszy raz od lat pojawiła się wizja przyszłości post-Lewandowski. I wcale nie jest ona postapokalityczna.

Czytaj więcej o Euro 2024:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Komentarze

53 komentarzy

Loading...