Reklama

Polski chód w Rzymie to załamana Zdziebło i szczęśliwa Chojecka

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

07 czerwca 2024, 21:53 • 7 min czytania 2 komentarze

– Wszystko ma swoje powody, ten występ też miał swoje. Na pewno już od dłuższego czasu nie czułam się komfortowo podczas chodzenia… aczkolwiek nie wiedziałam, że to tak aż tragicznie wyglądało. Trochę się dziwiłam, że już na piątym kilometrze dostałam trzy wnioski. Wtedy pomyślałam, okej, to po zawodach – mówiła po starcie w chodzie na 20 km bliska płaczu Katarzyna Zdziebło. Polka, która broniła tytułu wicemistrzyni Europy, nie zdołała nawet ukończyć rywalizacji. W zupełnie innym nastroju była jej koleżanka, Olga Chojecka, która zaliczyła kolejny solidny występ.

Polski chód w Rzymie to załamana Zdziebło i szczęśliwa Chojecka

Rok 2022 zdecydowanie należał do Zdziebło. Polka, wcześniej znana w środowisku raczej ze swojego talentu, niż ogromnych sukcesów międzynarodowych, w lipcu została w Eugene podwójną wicemistrzynią świata. Miesiąc później w Monachium dołożyła do swojego dorobku srebrny medal mistrzostw Europy.

I tak nagle, z ogromnej dziury sukcesów, która w polskim chodzie nastąpiła po odejściu na emeryturę Roberta Korzeniowskiego, wyrosło nam dwoje kandydatów do olimpijskiego medalu na igrzyskach w Paryżu. Poza Kasią, cały czas pokładaliśmy też nadzieję w Dawidzie Tomali, który sensacyjnie triumfował w chodzie na 50 kilometrów podczas igrzysk w Tokio.

Od tego czasu jednak sporo się zmieniło. Zarówno Tomali jak i Zdziebło nie omijały urazu. Dawid szczególnie dotkliwie przeszedł zakażenie koronawirusem. Z kolei Katarzynie przytrafiła się fatalna kontuzja. Polka złamała bowiem żebro… i w takim stanie zdołała jeszcze wywalczyć wspomniane srebro w Monachium. Kiedy zaś doszła do odpowiedniej formy, musiała ponownie odbudować technikę. Braki w tej materii ukazały się na mistrzostwach świata w Budapeszcie, kiedy podczas mistrzostw świata dwa razy musiała zejść z trasy.

Reklama

Na domiar złego, Zdziebło miała problemy natury szkoleniowej. W kwietniu ubiegłego roku rozstała się bowiem z Robertem Korzeniowskim. Na papierze wydawało się, że będzie to para wręcz stworzona do osiągania sukcesów. W rzeczywistości różnica ich charakterów i wizji treningu okazała się nie do pogodzenia.

ZMIANA TRASY

Tym sposobem znaleźliśmy się w Rzymie, na początku czerwca 2024 roku. Czyli na niecałe dwa miesiące przed igrzyskami. Do stolicy Italii polska zawodniczka udała się… z kolejną kontuzją. Tym razem doskwierał jej ból w nodze. Co gorsza, jego przyczyny nie dało się poprawnie zdiagnozować. I tak na imprezę rangi mistrzowskiej Zdziebło jechała jako wielka niewiadoma.

Słówko o samej trasie. Pierwotnie miała przechodzić (wybaczcie, ale słowo przebiegać w chodzie sportowym byłoby wybitnym faux pas) wokół pętli od Term Karakali do Łuku Konstantyna Wielkiego. Ostatecznie jednak zawodniczki wystartowały od bramy naprzeciwko której widniał Obelisk, następnie maszerowały od stadionu treningowego do sceny przy której odbyła się ceremonia otwarcia mistrzostw, by na końcu wbiec na stadion i pierwszy raz od lat zakończyć zmagania na głównej płycie. Polskę reprezentowały wspomniana już wielokrotnie Zdziebło, a także Olga Chojecka.

ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl

ROZPACZ WICEMISTRZYNI

Niestety, już od początku rywalizacji widać było, że Katarzynie coś dolega. Każda próba przepisowego chodzenia była przez zawodniczkę z Mielca okupiona bólem. To z kolei prowadziło do niepoprawnej techniki. W efekcie, na 20-kilometrowej trasie, reprezentantka Polski już po pięciu kilometrach otrzymała trzy ostrzeżenia. To oznaczało, że jeszcze jedno wykluczy Zdziebło z rywalizacji. W tak technicznej konkurencji jak chód, rywalizując z dolegliwością kolana, było to kwestią czasu. Tym sposobem Katarzyna nie ukończyła zawodów.

Po zawodach lekkoatletka była zdruzgotana, bliska płaczu.

Reklama

– Wszystko ma swoje powody, ten występ też miał swoje. Na pewno już od dłuższego czasu nie czułam się komfortowo podczas chodzenia… aczkolwiek nie wiedziałam, że to tak aż tragicznie wyglądało. Trochę się dziwiłam, że już na piątym kilometrze dostałam trzy wnioski. Wtedy pomyślałam, okej, to po zawodach. Jak już dostawałam ostrzeżenia, no to zwolniłam. Po prostu od początku mi się nie kleiło. Czułam, że mogłabym wydolnościowo tak iść szybciej, ale no to jest chód sportowy. Tutaj liczy się technika, to nie jest bieganie – powiedziała Zdziebło.

Katarzyna opowiedziała też o tym, jak w jej wykonaniu wyglądała rywalizacja: – Kiedy po odbyciu kary po trzech ostrzeżeniach wróciłam do chodu, próbowałam trochę coś zmienić. Zapytałam trenera, który stał obok, co mogłabym jego zdaniem poprawić, jak to wygląda z boku. Bo ja nie miałam takiego odczucia swojego ciała przez to, że musiałam stawiać nogę tak, żeby w miarę nie bolało. Nawet fajnie mi się później szło, trochę przeszłam. Później już cieszyłam się po prostu tym, że idę, bo zdawałam sobie sprawę, że jeszcze jeden wniosek i będzie dyskwalifikacja. Zdawać by się mogło, że to kwestia czasu ale mimo wszystko stwierdziłam, że idę swoje. Chociażby dla kibiców, którzy nawet dla mnie przyjechali. Po prostu się cieszyłam każdym kilometrem, że mogę iść.

Na pytanie, co może być przyczyną bólu w kolanie, Katarzyna mogła tylko wzruszyć ramionami:- Nie wiem, skąd to mogę wiedzieć? Ale uraz jest na tyle poważny, że boli. Muszę zastanowić się, co dalej robić. Na pewno trzeba zrobić sobie jakąś przerwę, zastanowić się co dalej z przygotowaniami, bo jak boli, to znaczy, że organizm daje znać, że coś jest nie tak. I że albo trzeba zmienić trening, albo trochę odpocząć. Bo nie powiem, bardzo dużo startów w tym sezonie było. Tak nie może być, żeby w każdym treningu bolało. Wtedy to w ogóle nie ma sensu.

W tak dramatycznej sytuacji Katarzyny, nie mogło zabraknąć pytania o igrzyska w Paryżu, które już za dwa miesiące.

Zdziebło: – Zobaczymy. Jak będę miała pojechać, to pojadę. Jak nie, to nie pojadę. Wiadomo, igrzyska są raz na cztery lata, ale dla mnie satysfakcjonujące będzie, jeśli będę trenować i za rok na jakiejś imprezie pokażę się z dobrej strony. Na pewno będzie trudno walczyć o jakieś super miejsce na igrzyskach, o ile nawet pojadę, patrząc na to, co się teraz ze mną dzieje. Ale walczyć zawsze można, bo sport jest nieobliczalny. I nie wszyscy muszą wygrywać.

RADOŚĆ CHOJECKIEJ

W o wiele lepszym humorze od Zdziebło znajdowała się natomiast Olga Chojecka. 26-latka przez całą trasę starała się równo zarządzać tempem. I chociaż do zwycięstwa sporo jej brakowało (zajęła 12. miejsce) to taki rezultat jest dobrym prognostykiem na czerwiec.

– Startuję prawie co dwa tygodnie, bo cały czas walczę o igrzyska olimpijskie, więc jest to dla mnie bardzo ciężki sezon, ale jestem zadowolona z tego startu, ponieważ pogoda była dziś bardzo ciężka. Próbowałam się chłodzić cały czas, pilnować tętna, chociaż już na pierwszym kilometrze miałam je bardzo wysokie. Trasa była ciekawa, mi się bardzo podobała i szybko mijała. To też fajnie, że po jakimś czasie na jednej stronie był cień, co pomagało – powiedziała Chojecka – Jestem zadowolona, jak rozłożyłam moje siły na dystansie, jeszcze tym bardziej, że miałam dwa wnioski, więc też nie mogłam sobie tak szaleć, luźno iść, tylko musiałam cały czas pilnować tej techniki.

Ku uciesze gospodarzy, zawody wygrała reprezentantka gospodarzy Antonella Palmisano. Na linii mety doszło też do skandalu. Na trzecim miejscu szła bowiem Hiszpanka Laura Garcia-Caro. Zawodniczka już dzierżyła w dłoniach flagę, ciesząc się z pewnego medalu, kiedy nagle… wyprzedziła ją Ukrainka Ludmiła Oljanowska! Rzecz w tym, że lekkoatletka z Ukrainy w wyraźny sposób przebiegła ostatnie metry, uginała kolana i miała oderwane obie stopy od podłoża. Hiszpanie już złożyli protest w związku z postawą Ukrainki. Chojecka powiedziała nam zaś, że w tym sporze jest całym sercem za Garcią-Caro. Jak na razie trzecie miejsce Oljanowskiej jest uznane.

Wracając do samej Polki, wciąż walczy ona o przepustkę do Paryża przez ranking: – Jeszcze będę walczyć na mistrzostwach Polski. Może uda mi się tam właśnie polepszyć ten ranking, zdobyć więcej punktów i zrealizować swój cel.

Czytaj więcej o lekkoatletycznych ME w Rzymie:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Pogoń wydała oświadczenie. To jeszcze nie koniec negocjacji z inwestorem

Patryk Stec
0
Pogoń wydała oświadczenie. To jeszcze nie koniec negocjacji z inwestorem

Lekkoatletyka

Lekkoatletyka

Matusiński: Naszą siłą była równość i waleczność. Ostatnie lata wyglądają inaczej

Kacper Marciniak
3
Matusiński: Naszą siłą była równość i waleczność. Ostatnie lata wyglądają inaczej

Komentarze

2 komentarze

Loading...