Dziś podczas lekkoatletycznych mistrzostw Europy do boju ruszyli pierwsi lekkoatleci. Wieczorem medale wywalczą panowie w rzucie dyskiem, panie w pchnięciu kulą i chodzie sportowym (tu liczymy na Katarzynę Zdziebło), czy sztafety mieszane 4 x 400 metrów. Zanim jednak to nastąpi, porozmawiajmy o… pogodzie. Wbrew pozorom, przy rzymskim klimacie to naprawdę ciekawy temat. Nie każdy sportowiec radzi sobie bowiem z tutejszymi upałami.
Spis treści
ŻAR
Z hotelu wyruszam o godzinie 8:30. Za kilka chwil dobiegnie końca ostatnia pora, o której będzie można określić temperaturę jako przyjemną. Termometr wskazuje około 25 stopni.
Poruszając się wąskim chodnikiem wzdłuż trasy Via Aurelia, tej samej, która niegdyś łączyła starożytną Republikę Rzymu z Galią, siłą rzeczy ocieram ramionami o mur okalający Bibliotekę Lasalliana. Teraz jest jeszcze przyjemny w dotyku. Droga od mojego miejsca zamieszkania do stacji metra Cornelia wynosi jakieś 800 metrów. Drobny kawałek. Jednak za kilka godzin ten sam stos cegieł, razem z nagrzanym asfaltem, staną się istną trasą przez piekło. Całość anturażu uzupełnią buchające gorącym powietrzem silniki samochodów, w których stojący w korkach właściciele dają upust swojej frustracji. Choć robią to tak często, jakby tym sposobem celebrowali każdy ruch swojego pojazdu do przodu.
Gdy dojeżdżam na stadion, słyszę komunikat spikera: obecna temperatura przy tartanie wynosi 31 stopni. A przecież zawody jeszcze nawet się nie rozpoczęły!
– Jest gorąco, ale nie było tragedii – mówił Robert Urbanek. 37-letni dyskobol. Urbaniak znajdujący się w pierwszej grupie rzutu dyskiem, pojawił się na płycie stadionu jako jeden z pierwszych lekkoatletów. Polak nie zdołał jednak przebrnąć przez kwalifikacje (wynik 60,75 m), ale przy tym nie zamierzał zrzucać swojego niepowodzenia na warunki atmosferyczne. Co nie oznacza, że nie miał żadnych uwag względem zawodów: – My akurat rzucaliśmy w cieniu, więc nie ma co zwalać na pogodę. Na pewno koło było słabe. Włosi wylali nowe, ale ono się kruszyło. Widziałem, że dużo osób miało z tym problem, że koło uciekało im spod nóg i się sypało – co jest bardzo dziwne na imprezach takiej rangi.
GORĄCE PŁOTKI
Oczywiście nie chcę tu robić z lekkoatletów Piotra Ćwielonga i porównywać ich wypowiedzi do legendarnego cytatu, że w niedzielę o godzinie 17:00 pogoda nie sprzyja do gry w piłkę. Lekkoatletyka to przecież taki sport, że zmagania w nim odbywają się w ciepłych miesiącach. Jednak ówczesny gracz Śląska swą tezę wygłosił w kwietniu, kiedy temperatura w Polsce bynajmniej nie daje się we znaki. Natomiast rzymski klimat w czerwcu naprawdę może sprawić kłopot nawet najbardziej wytrenowanym organizmom.
– Wchodząc na płytę poczułam podmuch gorącego powietrza – mówiła po swoim starcie Marika Majewska, która zakwalifikowała się do półfinału w biegu na 100 metrów przez płotki. – Ale trzeba się przystosować do warunków. Fajnie, że jest ciepło, lepiej tak, niż gdyby miało padać i być zimno.
Takie same wnioski miała Klaudia Siciarz. 26-latka startowała w pierwszym biegu kwalifikacyjnym na 100 m ppł. I ostatecznie spisała się nawet lepiej od Majewskiej. Jej młodsza rodaczka zajęła bowiem 8. miejsce (kwalifikowało się 11 biegaczek), zaś Klaudia awansowała z drugim czasem! Naszej reprezentantce nie przeszkodziło nawet to, że musiała występować tak wcześnie.
– Nie lubię startować rano, a tu już miałam start o 10:10. Czyli pobudka była o 6:20. Nie jestem rannym ptaszkiem, więc nie byłam zadowolona kiedy wstawałam. Ale cóż, trzeba się dostosować i po prostu szybko biegać. Temperatura jest bardzo mocno odczuwalna. Tym bardziej, że tartan jeszcze się nagrzewa, więc na środku będzie pewnie około 35 stopni. Ale lepiej w tę stronę, niż żeby miało być za zimno – przynajmniej dla mnie – powiedziała mi Siciarz.
Skoro już przy płotkach jesteśmy, to w nich nie zawiodło także dwóch naszych męskich reprezentantów. Krzysztof Kiljan przedostał się do dalszej fazy z 11. czasem (przechodziło 14 najlepszych wyników), a Jakub Szymański był pierwszy. Ten drugi wynik należy docenić jeszcze mocniej, bowiem Polak popełnił kilka błędów w pierwszej fazie biegu. A i tak wykręcił wynik 13,53 s. Mimo wszystko, Kuba również zwrócił uwagę na panującą aurę.
– Wszystko jest rewelacyjne, poza pogodą. Przed południem jest już trochę gorąco. Na szczęście jutro finał mamy w sesji wieczornej. Słońce zajdzie, zrobi się trochę chłodniej i warunki będą bardziej sprzyjające – powiedział 21-latek.
NA ŚREDNICH BYŁO ŚREDNIO
Dzisiejsza sesja poranna z polskiej perspektywy była najbardziej obłożona biegaczami średniodystansowymi. Wśród kobiet na 1500 metrów startowały bowiem Sofia Ennaoui, Martyna Galant i Aleksandra Płocińska. Z kolei na 800 metrów u mężczyzn Biało-Czerwonych reprezentowali Filip Ostrowski, Mateusz Borkowski i Michał Rozmys.
W obu konkurencjach możemy powiedzieć, że nasi średniodystansowcy spisali się – nomen omen – średnio. I zarówno u kobiet jak i mężczyzn mieliśmy podobną sytuację, bowiem to potencjalni outsiderzy przynieśli nam najwięcej radości.
W końcu na 1500 metrów Sofia Ennaoui jest najbardziej utytułowaną z Polek. Dodatkowo sama zapewniała, że do Rzymu jedzie w naprawdę niezłej formie. Niestety, już w swoim pierwszym starcie Sofia nabawiła się urazu ścięgna Achillesa. I tak bardziej niż z rywalkami, walczyła o to, by dobiec do mety.
Martyna Galant dysponuje największym doświadczeniem z wymienionej trójki Polek. Ale w drugim biegu eliminacyjnym nie pomogło jej ono na tyle, by Galant wywalczyła awans. Ten za to padł łupem Aleksandry Płocińskiej. 24-letnia Polska na starcie niespodziewanie wysunęła się nawet na prowadzenie.
– To nie było zamierzone! Taktyka była inna. Miałam trzymać się szóstki, a wyszło tak, że byłam pierwsza. Nie dyktowałam szalonego tempa, byłam przygotowana na mocną końcówkę i tak rozegrałam ten bieg. Pod koniec tylko liczyłam, ile dziewczyn mnie wyprzedziło. Miałam ten mocny finisz, ale jednak pozostałe dziewczyny mają o wiele lepsze życiówki ode mnie, miały przewagę – mówiła po swoim występie Płocińska, która z czasem 4:12.53 ostatecznie zameldowała się na mecie jako czwarta.
Aleksandra Płocińska
Kiedy zapytałem Olę o odczucia w trakcie biegu, odpowiedziała: – Bieżnia jest super, ponieważ jest mega szybka. Ale taka była już w Budapeszcie, więc to już są jakieś standardy dla imprez takiej rangi. Co do pogody – co tu ukrywać – było gorąco. Ale będąc rok temu na Uniwersjadzie w Chinach stwierdziłam, że gorszych warunków już nie spotkam. Tam było 36 stopni i o wiele większa wilgotność. Tu mi to tak nie przeszkadzało.
Płocińska zdradziła też swoje sposoby na to, jak przy takiej temperaturze utrzymać się organizm w dobrej formie: – Oczywiście wcześniej się nawadniałam. Mieliśmy kamizelki chłodzące, co nam bardzo pomagało. Wcześniej zrobiłam też dobrą rozgrzewkę przed startem, więc czułam się idealnie.
Na 800 metrów mężczyzn największym niepowodzeniem był występ Michała Rozmysa. Polak w swoim starcie uplasował się bowiem dopiero na siódmej pozycji, bez szans na awans do kolejnej rundy. Rozmys jednak wziął na klatę swoją słabszą postawę i nie miał zamiaru szukać wymówek związanych z aurą: - Wszyscy mieli taką samą temperaturę i bieżnię, było bardzo ciepło, tu jest fajny, szybki tartan. Mi po prostu zabrakło mocy na ostatnich stu metrach, bo brakuje mi wytrenowania. Kontuzja, którą miałem, nie pozwoliła mi przygotować się tak, jak bym sobie tego życzył.
Najbardziej można było żałować startu Mateusza Borkowskiego. 27-latek startował w pierwszym biegu kwalifikacyjnym, gdzie zajął czwarte miejsce – zaraz za trójką, która otrzymała bezpośredni awans. Polak długo był pierwszym na liście oczekujących przez czas. Jego wynik wynosił 1:46.12, ale… ostatni bieg cała stawka pobiegła w znakomitym tempie. I tym sposobem awansowało z niego aż siedmiu zawodników! Niestety, ci z małą literką „q” dokonali tego kosztem Mateusza.
– Temperatura nas nie rozpieszczała, ale też nie przeszkadzała mocno. 800 metrów to przedłużony sprint. Najgorzej będą mieli ci, którzy biegają dłuższe dystanse, typu 5000 metrów i w górę. Co do dzisiejszego biegu – jestem zadowolony. Po 400 metrach byłem już przedostatni, postanowiłem mocno ruszyć. Przedostałem się na trzecią pozycję, ale ten atak kosztował mnie trochę sił na samym finiszu, więc ostatecznie dobiegłem czwarty – mówił mi Borkowski, wtedy jeszcze mający nadzieję na awans, bo rozmawialiśmy przed wspomnianym czwartym biegiem.
ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl
I tak bohaterem polskich ośmiuset metrów został Filip Ostrowski. Człowiek, po którym można by się tego spodziewać najmniej. 22-latek posiada bowiem znacznie mniejsze doświadczenie od Rozmysa i gorszy najlepszy wynik sezonu od Borkowskiego. Ale to on w swoim starcie zajął premiowane bezpośrednim awansem trzecie miejsce (czas 1:46.37).
Pozostaje zatem mieć nadzieję na to, że Ola i Filip, co do których występów na średnich dystansach nie mieliśmy wielkich oczekiwań, w dalszej fazie zawodów także nas zaskoczą. Tak, jak w ostatniej biegowej konkurencji dzisiejszej porannej sesji zrobiły to Alicja Konieczek i Kinga Królik. Polki zgodnie awansowały do finału biegu na 3000 metrów z przeszkodami. A zrobiły to przecież w konkurencji, która bynajmniej nie jest naszą domeną.
Fot. Newspix
Czytaj też: