Motor Lublin w finale baraży pokonał Arkę Gdynia i awansował do Ekstraklasy. O okolicznościach triumfu, a także świętowaniu po sukcesie opowiedział na łamach Meczyków zawodnik tego zespołu Filip Wójcik.
– Powiem szczerze, że przynajmniej do mnie jeszcze to nie dociera. To, co my zrobiliśmy, patrząc na dwa ostatnie sezony, jest nieprawdopodobne. Jak Amazon nagrywał te filmy o różnych zespołach, to gdyby nagrał coś o Motorze, byłoby to strzałem w dziesiątkę. Okoliczności naszych awansów były niesamowite, znowu wszystko zakończyło się happy-endem. To nasze powiedzenie “niezniszczalni” naprawdę jest prawdziwe – ocenił z dużym poczuciem dumy Filip Wójcik, obrońca Motoru Lublin na łamach „Meczyków”.
Ciężko się jednak nie zgodzić ze słowami zawodnika. Motor awansował bowiem w szalonych okolicznościach. Do 87. minuty lublinianie przegrywali 0:1 z Arką w Gdyni, a mimo to awansowali. Dokonali tego jako beniaminek, bo do I ligi dostali się rok temu również przez baraże, eliminując po dogrywce Kotwicę Kołobrzeg, a później po rzutach karnych Stomil Olsztyn. Wójcik był kluczowym piłkarzem zwycięskiego zespołu, ale także prowodyrem zabawy.
– No na pewno było grubo. Jak to po takim sukcesie – hucznie świętowaliśmy. Zaczęliśmy w Gdyni, na boisku, w szatni, później w trakcie powrotu, w autobusie. Mieliśmy też fajny przystanek na trasie, gdzie kibice na nas czekali i wspólnie fetowaliśmy awans. Było bardzo przyjemnie. Następnego dnia też – przejazd otwartym autokarem po całym Lublinie i na końcu pod stadion, gdzie czekała masa kibiców, było dużo odpalonych rac, śpiewów, tańców. No naprawdę super. Świetne podsumowanie tej radości – dodał Wójcik.
WIĘCEJ O I LIDZE:
- Media: Michał Wlaźlik zostanie nowym dyrektorem sportowym Motoru Lublin
- Mateusz Stolarski: Chcę kiedyś wyjść z polską drużyną z grupy Ligi Mistrzów (WYWIAD)
- Kazimierz Moskal, czyli nie da się dwa razy wejść do tej samej Wisły
Fot. Newspix