Wisła Kraków spędzi trzeci kolejny sezon na zapleczu Ekstraklasy. Na osłodę pozostał jej udział w europejskich pucharach, który zagwarantowała sobie poprzez Puchar Polski, ale dla takiego klubu dodatkowy rok pierwszoligowej tułaczki będzie dużym obciążeniem. Nie chodzi tylko o finanse i strach przed tym, co przyniesie jutro. Ciężko jest cokolwiek zbudować, kiedy wciąż musisz tkwić w okresie przejściowym.
Na prognozę o tym, co dalej, trzeba zaczekać. Jarosław Królewski zapowiedział, że w ciągu miesiąca Wisła Kraków opublikuje plan trzyletni, szczegółowy pomysł na to, jak rozwiązać problemy na dobre. Można dowcipkować, że będzie to enta edycja różnych planów, jakie mają dźwignąć Białą Gwiazdę z kolan (bo będzie), ale to jedyny sposób na uzyskanie konkretów, które później można będzie rozliczyć.
Tak, jak teraz wypada rozliczyć minione dwa sezony.
Wisła Kraków zostaje w 1. lidze. Dlaczego znów nie awansowała do Ekstraklasy?
Ten ostatni był wielopoziomową katastrofą. Wyjmijmy poza nawias Puchar Polski, to nie czas i nie miejsce, żeby o nim opowiadać. Po finale w Warszawie pisałem, że najważniejsze dopiero przed Wisłą i dokładnie tak było. Baraże o awans do Ekstraklasy, które rozegrane będą dokładnie miesiąc po 2 maja, okazały się dla Białej Gwiazdy celem nieosiągalnym, co jest o tyle szokujące, że przed startem ligowej wiosny Wisła miała:
- trzy punkty straty do lidera rozgrywek
- “oczko” mniej niż Lechia Gdańsk
- siedem punktów więcej niż GKS Katowice (i mecz więcej na koncie)
Zerkamy jednak w końcową tabelę i Lechia jest osiemnaście punktów przed Wisłą, z kolei GieKSa dwanaście. To, co stało się po zwycięstwie w Pucharze Polski, wygląda wręcz abstrakcyjnie, jak przerysowany scenariusz filmu katastroficznego.
- jedyny punkt Wisła zdobyła ze zdegradowanym już Zagłębiem Sosnowiec, które w dodatku grało w dziesiątkę
- w trzech pozostałych meczach za każdym razem dostawała czerwoną kartkę
- jednocześnie w tychże trzech meczach straciła dwanaście bramek
Mieliśmy obawy, czy Albert Rude ze swoją historią barażowych wtop i porażek będzie w stanie wprowadzić Wisłę Kraków do elity, ale okazało się, że tym razem jego drużyny nie zobaczymy nawet w fazie play-off. Biała Gwiazda zdobyła tylko dwa punkty więcej niż Stal Rzeszów, która wygrała Pro Junior System dając młodzieżowcom ponad 10000 minut na boisku — trzykrotnie więcej niż ekipa z Małopolski. Przed Wisłą finiszował także GKS Tychy, który kadrę budował w oparciu o młodzież, często wyciągniętą z niższych lig, bez wielkiego doświadczenia.
Poległ przede wszystkim Albert Rude, który miał być idealnie dopasowany do tego, co posiada Wisła. I nie szydźmy w tym momencie z “algorytmów”, bo one nie gwarantują sukcesu, tylko do niego przybliżają. Na samym wstępie zaznaczano w Krakowie, że w procesie decyzyjnym można wszystko zrobić dobrze, żeby otrzymać niezadowalający rezultat. Tym bardziej jednak trzeba oczekiwać, że analiza porażki, którą ma zaserwować teraz Biała Gwiazda, wskaże, w czym konkretnie poległ człowiek, który okazał się najlepszym dostępnym na rynku typem.
Zdjęcie z Beckhamem i algorytm. Jak Wisła Kraków szukała trenera i kim jest Albert Rude?
Rude pewne sprawy robił dobrze. Potrafił dobrze zarządzać meczem, przeprowadzić zmiany, które miały wpływ na jego losy. Z drugiej strony: według opartego na kursach bukmacherskich “Soccer-rating” miał drugą najsilniejszą drużynę w lidze do dyspozycji, tymczasem nie potrafił wygrać z nią dwóch meczów z rzędu, niezależnie od klasy rywala. Jego zespół rozjechał się w tyłach, co musiało skończyć się tragicznie. Wisła straciła tyle samo bramek, ile walcząca o utrzymanie do ostatnich minut Polonia Warszawa.
Jeśli tak funkcjonował skład, do którego Rude był w pełni przystosowany, to jak ma to działać po nieuchronnej przebudowie?
Kiko Ramirez winnym porażki Wisły Kraków. Dyrektor sportowy nie zbudował zespołu
Kompletnie nie wypalił pomysł z zaciągiem hiszpańskim w Wiśle Kraków, za co odpowiedzialność ponosi dyrektor sportowy Kiko Ramirez. Sam zgłaszał się do klubu, przez kibiców został przyjętym z otwartymi rękami, jako zasłużona dla Białej Gwiazdy postać, ale na koniec sprawdziła się “teoria grzybowa”. Znajomy z piłkarskiego środowiska rzucił mi kiedyś, że wszyscy najgorzej wychodzą na tak zwanych “prawdziwych — w tym przypadku — Wiślakach”, bo w rzeczywistości nie są tak oddani, jak deklarują — to największe prawdziwki, które kręcą się przy klubach i działają głównie na swoją korzyść.
Być może dla wielu brzmi to zbyt brutalnie, ale ustalmy kilka faktów. Dyrektor sportowy Wisły Kraków:
- nie zna języka angielskiego ani polskiego, idzie się z nim dogadać tylko po hiszpańsku lub przez Google Translator (to autentyk, a nie żart)
- jest zamknięty na większość rynków poza Hiszpanią
- zawiadywał głównie dużą hiszpańskich zawodników, dla których był łącznikiem
- zbudował kadrę, która miała topowy budżet płacowy w lidze i zaliczyła regres sportowy
Wisła Kraków w obecnym sezonie cięła koszty, zmniejszyła pasek wypłat, ale nie zmienia to faktu, że wciąż był on gigantyczny, jak na pierwszoligowe warunki. 10,98 mln zł w sezonie 23/24, 16,96 mln zł w sezonie 22/23 (wówczas wliczono do budżetu płacowego więcej rzeczy). W dużej mierze przyczyniło się do tego ściąganie doświadczonych Hiszpanów, którzy w większości okazywali się zawodnikami mocno ograniczonymi, średnimi.
Kiko Ramirez: Za kilka lat Wisła Kraków będzie przykładem
Większość z nich cechuje dobre wyszkolenie technicznie i niezłe taktycznie, tylko — umówmy się — sztuką byłoby znalezienie na Półwyspie Iberyjskim piłkarza, którego nie możemy opisać w ten sposób.
Trzeba znać ograniczenia Wisły: to oczywiste, że ciężej jej wyciągnąć zawodników głodnych i ambitnych, wciąż rozwojowych. O ile jednak w pierwszym sezonie do Krakowa zjechali się głównie piłkarze w wieku 23-27 lat, tak teraz Biała Gwiazda jest pełna trzydziestoletnich, odstających fizycznie od reszty pierwszoligowców, hiszpańskich przeciętniaków. Alvaro Raton okazał się bramkarzem wybitnie elektrycznym, Eneko Satrustegui zbyt słabym (30% możliwych minut w sezonie, nie po to sięgasz po 33-letniego stopera), Davida Junkę w końcu dopadły kontuzje, które wstrzymywały całą jego karierę, Marc Carbo świetnie rozgrywał — szkoda tylko, że głównie do boku, Jesusowi Alfaro wiecznie czegoś brakowało (wiosną wypracował ledwie trzy gole).
Każdy z nich ma już trójkę z przodu, a takich gości ściągasz po to, żeby robić wynik na już. Gdy go nie ma, znaczy, że zawiedli, co jest tym bardziej szokujące, gdy weźmiemy pod uwagę, że Ramirez ściągał ich do drużyny trenera, którego znał na wylot — sam nam o tym opowiadał. Potem natomiast szkoleniowca dopasowano do zespołu, ale i to nie przyniosło efektu. Obaj szkoleniowcy mieli duży problem, żeby ulepić z hiszpańskiej kolonii elastyczną drużynę, skłonną do zaskakiwania rywala na różne sposoby. Ani Sobolewski, ani Rude nie przeskoczyli trudności fizycznych, Wisła na tym polu odstawała wyraźnie, a przecież pierwszoligowe poletko to głównie twarda, fizyczna rywalizacja na wyniszczenie.
Jego notes z kontaktami w rok wyjaśnił Paolo Urfer. Można utyskiwać, że finanse Lechii owiane są tajemnicą, że w transferach pomógł kolega mający w portfolio łotewską Valmierę. W porządku, tyle że na koniec Urfer zbudował od zera zespół, ściągając piłkarzy z Ukrainy, którą zna na wylot, ze wspomnianej Łotwy, z różnych innych kierunków, po których porusza się z łatwością. Co więcej, zbudował go tak, że w Gdańsku mają jedną z najmłodszych kadr w całej lidze, co nie przeszkodziło w wygraniu tych rozgrywek w cuglach. To nie podebrany Wiśle lepszymi finansami Luis Fernandez wprowadził ją do Ekstraklasy, tylko dwudziestoparoletni Camilo Mena, Maksym Chłań, Elias Olsson czy Tomas Bobcek.
Ciężko więc powiedzieć, żeby w Krakowie mieli z Kiko Ramireza wielki pożytek. Nie zbudował zespołu, nie wypracował potencjału sprzedażowego (jeśli Wisła na kimś zarobi, to tylko na Rodado), nie wygląda też na to, żeby wypalił plan promocji młodych zawodników do Hiszpanii, o którym opowiadał na starcie. Plusy całej tej relacji są znikome, przynajmniej dla klubu.
Wisła Kraków wciąż poszukuje tożsamości
Najłatwiej byłoby teraz wyrzucić wszystko do kosza i stawiać konstrukcję od nowa, ale zdaje się, że Wisła Kraków już to robiła i niezbyt dobrze na tym wyszła. Dziś trudno jest kibicowi Białej Gwiazdy uwierzyć, że nie wszystko jest złe, jednak to też wina samej Wisły, jej władz. Jarosław Królewski potrafi nakręcić hype i oczekiwania jak na człowieka sukcesu wywodzącego się ze startupu przystało. Emocje, które podgrzewa i podbija, na pewno Wiśle służą. Jest o niej głośno, nakręca się marketingowa spirala, wypełniają się trybuny. Jazda bez trzymanki jest fajna, ale tylko do momentu zderzenia ze ścianą.
Królewski i Wisła zderzają się z nią ponownie. Spadek, brak awansu po barażach, brak baraży.
W takim momencie trudno uwiarygadniać swoją pozycję wizjonera — albo użyjmy nawet lżejszego słowa — osoby, która nad wszystkim panuje. Właściciel klubu deklaruje, że teraz to już naprawdę ogarnie kuwetę, że kolejny plan już na pewno będzie jego i już całą pewnością wypali… Zupełnie szczerze i z przekonaniem: uważam, że trwanie z Królewskim jest dla Wisły Kraków lepsze niż kolejny twardy reset, przenoszenie klubu z rąk do rąk. Tylko trzeba tu postawić warunek: mówimy “A” i trwamy w tym do końca, żeby już w grudniu nie okazało się, że letnie transfery jednak nie wyszły z komputera, za to następne będą już według autorskiego pomysłu.
Wisła Kraków przede wszystkim musi przestać się rozdrabniać i iść na ustępstwa, bo w tej chwili jest projektem niespójnym. Mamy w niej hiszpańską kolonię, sporą grupę podatnych na kontuzje doświadczonych piłkarzy i wielu młodych piłkarzy. Brakuje w tym wszystkim środka, który to wszystko wyważy i scementuje. Zespołem zbudowanym według jakiejś koncepcji jest GKS Katowice, gdzie zebrano ekipę, która jest do siebie dopasowana profilami. Nie musiało się to skończyć takim sukcesem, jakim się skończyło, ale zwiastowało spokojny ligowy byt, uzasadnioną walkę o baraże. Reszta to “nieoczekiwany zwrot podatku” od działania w pewnych ramach.
Tych ram brakuje Wiśle, której szatnia wygląda jak zlepek tego, co akurat było pod ręką, z domieszką zaczątków różnych idei, których nie udało się jeszcze rozwinąć. Biała Gwiazda musi być w końcu jakaś, zamiast tylko o tym opowiadać.
WIĘCEJ O 1. LIDZE:
- Młoda Stal Rzeszów zaskoczyła 1. ligę. Zub: Trzeba było powalczyć o docenienie
- Od pół wieku na meczu zaplecza Ekstraklasy nie było tylu widzów, ilu na Derbach Trójmiasta
- W Warcie był za słaby na Ekstraklasę, wprowadził do niej Lechię. Maksym Chłań to gwiazda 1. ligi
- Sauna z Magierą, obietnice Śląska i „polski Sterling”. Poznajcie Sebastiana Bergiera
- Od Kononowicza do Bizancjum. Dlaczego awans Lechii Gdańsk to zjawisko?
- Najważniejszy finał dopiero przed Wisłą
- GKS Katowice ma 60 lat. „Od dwóch dekad jest stagnacja. Liczymy na odmianę”
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix