Reklama

Zdjęcie z Beckhamem i algorytm. Jak Wisła Kraków szukała trenera i kim jest Albert Rude?

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

31 grudnia 2023, 12:55 • 20 min czytania 40 komentarzy

Wisła Kraków chwali się, że przeprowadziła proces wyboru trenera tak, jak robią to najlepsze kluby na świecie. Jak to się stało, że wskazał on akurat na Alberta Rude, 36-latka, który w CV pierwszego trenera ma jedynie pracę w Kostaryce i trzeciej lidze hiszpańskiej? Oto wszystko, co musicie wiedzieć o nowym szkoleniowcu Białej Gwiazdy oraz kulisach jego wyboru.

Zdjęcie z Beckhamem i algorytm. Jak Wisła Kraków szukała trenera i kim jest Albert Rude?

Zaczęło się od kilku tysięcy kandydatów z czterdziestu pięciu krajów i siedemdziesięciu czterech lig. Wisła Kraków stworzyła swój własny proces selekcyjny i model, który pozwolił jej przeczesać cały świat w poszukiwaniu szkoleniowców, którzy utożsamiają się z tym, czego oczekuje. Pasują do profilu. Kluczowe było spełnienie jak największej liczby wymagań zebranych w trzy główne grupy:

  • filozofia i przeszłość
  • osobowość
  • metodyka pracy (zmierzona na podstawie zaawansowanych danych)

Konkretnych podpunktów wyjaśniających, czego szuka Wisła Kraków, było wiele. Najważniejsze były dwie rzeczy: wpływ trenera na jakość gry zespołu oraz styl gry, jaki preferuje (koniecznie oparty na budowaniu akcji od tyłu i szybkiej wymianie podań). Poboczne cechy też były jednak istotne. Oddanie pracy i rozwojowi osobistemu, udowodniony progres, jakie czyniły zespoły, otwartość na pracę z danymi, zdolność do pracy pod presją.

Jarosław Królewski jest głównym decyzyjnym w Wiśle Kraków już od przeszło roku. Widać było, że do wyboru nowego trenera chciał podejść w stu procentach na własnych zasadach. Przy rekrutacji Radosława Sobolewskiego tego wszystkiego jeszcze nie było. Właściciel klubu nie chciał go zwalniać, bo według narzędzi, którymi dysponuje pierwszoligowiec, Sobolewski wciąż utrzymywał się w przedziale miejsc, które wskazywały, że Wisła awansuje do Ekstraklasy, albo przynajmniej skończy w barażach.

Trener zrezygnował jednak sam. Z perspektywy czasu możemy być mu za to wdzięczni. Nie jako kibice Białej Gwiazdy, a jako osoby, które dzięki temu zyskały szansę do śledzenia unikalnego w polskiej skali procesu wyboru jego następcy.

Reklama

Jak Wisła Kraków wybrała nowego trenera? Kulisy procesu rekrutacyjnego

Do tej pory w naszych realiach z najbardziej zaawansowanych i szczegółowych metod rekrutacji słynął Michał Świerczewski. Legendą owiane są rozmowy rekrutacyjne, które właściciel Rakowa Częstochowa prowadził, gdy wytrzasnął znikąd Marka Papszuna. Nie tylko jego zresztą, tyczyło się to wielu różnych pozycji, na które zatrudniał nieoczywiste nazwiska. Wisła Kraków jest jednak pierwszym klubem w Polsce, który proces rekrutacji trenera przeprowadził na wzór europejskich drużyn z kategorii „data-driven”, stosując w nim zaawansowane dane oraz technologię.

To nie słodzenie, to fakt.

Za tym pomysłem stoi oczywiście Jarosław Królewski, który wprowadza do Wisły rozwiązania znane z działki, którą zajmuje się prywatnie — uogólniając: sztucznej inteligencji. Trzeba jednak wspomnieć o drugiej, równie ważnej osobie. Piotr Wawrzynów jakiś czas temu został szefem działu data science w krakowskim klubie. Polak w przeszłości tworzył narzędzia, które pozwalały porównać trenerów na bazie danych w firmie „Analytics FC”.

Najprościej opisując: grał w Realu Madryt dla analityków.

Od początku wiadomo więc było, że proces zastosowany przez Wisłę będzie innowacyjny, ciekawy. Dla wielu pewnie kontrowersyjny, bo zamknięto to w pojęciu „szkoleniowca wybierze komputer”. Trenera Wisły Kraków nie wybrał jednak algorytm, nie wypluł go komputer, nie wskazały go liczby ani sztuczna inteligencja. Piotr Wawrzynów wytłumaczył to w swoich mediach społecznościowych:

Najpierw człowiek na bazie domenowej wiedzy piłkarskiej, doświadczenia i jasno zdefiniowanych założeń buduje statystyki/modele. Potem również człowiek testuje czy odzwierciedlają one stan faktyczny i czy pozwalają przewidzieć przyszłe wyniki. Następnie także człowiek używa ich do redukcji ogromnej listy nazwisk (w grubych tysiącach) tylko do tych najbardziej pasujących i dostępnych. A na końcu wkraczają klasyczne metody: analizy video + na żywo, research, rozmowy, wywiad środowiskowy, assessment osobowości itd. Ten „łączony” sposób minimalizuje ryzyko błędu, oszczędza czas i inne zasoby, a przede wszystkim pozwala otworzyć się na nowe rynki, często zasięgiem objąć praktycznie cały świat. Coś, czego sztab ludzi, nieważne jak duży, nigdy nie osiągnie bez wsparcia technologii.

Reklama

Słowo klucz: oszczędność czasu i minimalizowanie ryzyka błędu. Pięć tysięcy kandydatur to pula, której przejrzenie nie byłoby możliwe. Zawierzenie na słowo trenerowi, który deklaruje, że jego styl gry i filozofia są spójne z tym, czego szuka Wisła Kraków, byłoby bardzo naiwne. Narzędzie działu data science Białej Gwiazdy sprawiło, że listę błyskawicznie okrojono do stu nazwisk. Każdego z trenerów można było porównać dzięki danym, sprawdzić, jaki był jego wpływ na liczbę punktów zdobywanych przez zespół i jak drużyny adaptowały się do jego pomysłów.

Czy w każdym miejscu, w którym był, cechował się wprowadzaniem tych samych zmian? Czy progres był wynikiem przypadku, czy sumiennej pracy? Jak konkretnie zmieniały się poszczególne parametry, a więc też jak rozwijał swoich piłkarzy? Co jego przeszłość mówi o dopasowaniu go do kadry, którą dysponuje Wisła Kraków? Mnóstwo pytań, które zamknięto w procentowym systemie oceniania.

Skalę przedsięwzięcia najlepiej oddaje fakt, że wspomniana setka trenerów reprezentuje aż czterdzieści różnych krajów. Na liście znalazło się trzech Polaków, dwóch Farerów, Japończyk, czterech Bośniaków, Fin, Kazach, Urugwajczyk, Łotysz, a nawet obywatel Luksemburga. Narodowość nie miała dla Wisły znaczenia, kandydat musiał jednak płynnie posługiwać się językiem angielskim. Od początku szanse na to, że padnie akurat na Hiszpana, były ciut większe. Obywateli tego kraju było na liście aż osiemnastu. Biała Gwiazda chce grać po hiszpańsku, więc gdy weźmiemy to pod uwagę, liczba dopasowanych trenerów z tego kierunku dziwi trochę mniej.

Albert Rude na niej był. W ścisłej czołówce, co było pierwszym sygnałem, że warto zwrócić na niego uwagę, przyjrzeć mu się bliżej. Wtedy do gry wszedł Kiko Ramirez, dyrektor sportowy klubu, który prowadził pierwsze rozmowy, wykonał wywiad środowiskowy, spotkał się z trenerem i jego asystentem. Hiszpan miał zadbać o wszystko, czego nie widzi komputer. Poznać spojrzenie Rude na zespół, taktykę, ocenić jego mentalność i chęć udziału w projekcie. Na końcu zaś wynegocjować umowę.

Jarosław Królewski rozmawiał z Albertem Rude trzykrotnie. 36-latek zrobił ogromne wrażenie na każdej z osób zaangażowanych w proces wyboru trenera. Jako pierwszy trener pracował tylko w Kostaryce i trzeciej lidze hiszpańskiej. No, jeszcze w Meksyku, ale w drużynie do lat 17. Próbka była wystarczająca, żeby zmierzyć liczbami jego pomysł na grę, jednak to, że wiele osób podważa doświadczenie Rude, nie jest żadnym zaskoczeniem.

To trenerski nowicjusz.

W Krakowie podeszli jednak do tematu nieco inaczej. Wybitnie zaimponowało im to, że Albert Rude zrobił doktorat, założył także własną szkołę dla trenerów. Po pierwsze: skoro tak, to jest świetnym teoretykiem. Wiedza jest pewnikiem. Po drugie: pokazuje to determinację i chęć samorozwoju. Rude jest zafiksowany na sukces i robi wiele, żeby go osiągnąć. Im bardziej zagłębiano się w szczegóły, tym więcej rzeczy się zgadzało.

  • sześć lat pracy jako asystent u Diego Alonso, świetnego trenera w dużych klubach
  • presja, pod którą pracował w Monterrey (topowy meksykański zespół, 50 tysięcy ludzi na trybunach) i LD Alajuelense (jeden z najlepszych zespołów w Kostaryce, co roku celujący w tytuł)
  • doświadczenie pracy w klubie opartym na technologiach (CD Castellon)
  • preferowane ustawienie wyjściowe: 1-4-2-3-1, szansa na zmaksymalizowanie potencjału drużyny poprzez zgodność z modelem gry

W Wiśle zdawali sobie sprawę, że w niektórych tematach muszą iść na ustępstwa. Albert Rude nie spełniał wymogu zaangażowania w długoterminowy projekt. Jako pierwszy trener nie pracował nigdzie dłużej niż dwa lata. Dane wskazywały, że w każdym zespole preferował ofensywną grę, notując m.in. wysoki współczynnik xG, ale choćby ten wykres „StatsBomb” pokazuje, że okres jego pracy (środkowa część wykresu) wypada słabiej niż u poprzednika oraz następcy (inna rzecz, że to spadek z bardzo wysokiego wyniku, więc nie jest to też kryminał).

To jednak normalne, że pierwszoligowy klub nie jest w pozycji, w której może wskazać palcem gościa, który spełnia dosłownie każdy podpunkt i po prostu go zatrudnić. Po przeciwnej stronie Biała Gwiazda miała jednak dowody na to, że Hiszpan pasuje i do niej, i do pierwszej ligi. W poprzednich zespołach poprawił skuteczność ataku pozycyjnego (kluczowy problem Wisły) oraz wyjście spod pressingu. Jego drużyny notowały mniej groźnych strat na własnej połowie. Rzadko stosował długie podania, ale jeśli już, to jego drużyna lepiej utrzymywała się po nich przy piłce. Rywalom zaś wszystko to utrudnił: ciężej było im uwolnić się spod nacisku jego zespołu, utrzymać się przy piłce po długim podaniu i wyprowadzać atak pozycyjny.

Rude przygotował wielostronicową analizę gry drużyny popartą materiałami wideo; przeanalizował cały skład Wisły; z detalami opowiedział o tym, co i gdzie można poprawić; przedstawił metodykę swojej pracy z rozpisanym mikrocyklem treningowym; zademonstrował efekty pobytu w poprzednich klubach, z konkretnymi przykładami rozwoju poszczególnych zawodników popartymi liczbami. Słowem: podszedł do tematu śmiertelnie poważnie, jakby aplikował do roboty życia.

Przekonał. Dostał angaż. Teraz musi przekuć teorię na praktykę.

Albert Rude. Kim jest nowy trener Wisły Kraków?

Skoro wiemy już, jak został wybrany Albert Rude, to czas dowiedzieć się, z jakiej choinki ten gość się urwał. Trzeba przyznać, że jak na 36-latka ma on ciekawy życiorys, wręcz kipiący ambicją. Wszystko zaczęło się od kontuzji, która zakończyła jego karierę. Rude określa ten moment jako „przejście na ciemną stronę mocy”. Futbol go uzależnił, więc skoro sam nie mógł w niego grać, zafiksował się na punkcie szkoleniowym; chciał przekuć obsesję treningu na pracę, w której był „zleceniodawcą”, a nie wykonawcą.

Hiszpan zaczął od teorii. Zrobił doktorat, został wykładowcą i szefem działu piłki nożnej na renomowanym Uniwersytecie Vic w Katalonii. W „El Corner Futbol” opowiadał:

Byłem odpowiedzialny za nauczanie, research czy praktyki. Nauczyłem się przede wszystkim tego, jak nadać moim ideom strukturę i jak je przekazać. Zdobyłem ogromne doświadczenie, które pomogło mi później w pracy trenera. Czułem jednak, że oddalam się od samego boiska.

Wtedy rozruszał własny biznes. Trzymał się z ludźmi, którzy założyli „Ekkono”, sławną na całym świecie, nazwijmy to, szkółkę trenerów. Na sto procent trafiliście na tę nazwę, jeśli śledzicie środowisko szkoleniowców i czytacie rozmowy z nimi. Całkiem prawdopodobne, że kojarzycie też dziecko Alberta Rude. MBP, czyli „Making Better Players”, działa na podobnej zasadzie. Oferuje kursy, szkolenia i wiedzę. Wszystko opiera się na autorskich zasadach Hiszpana.

Krótki wyciąg ze strony internetowej MBP:

Pomożemy ci odpowiedzieć na cztery najważniejsze pytania dla trenerów: co trenować? Jak to robić? Jak przenieść to na grę? Dlaczego to robić? Pierwszy krok to identyfikacja. Jakich piłkarzy chcemy rozwijać i jaki będzie nasz model gry? Drugi krok to zaplanowanie i stworzenie cyklu w oparciu o naszą tożsamość. Trzecim krokiem jest organizacja i stworzenie struktury na bazie terminarza. Czwarty to implementacja metodologii poprzez treningi i zadania.

Szkoła Alberta Rude chwali się współpracami z federacjami Meksyku, Indii, Panamy oraz Peru. Z ich usług korzystają lub korzystały Atletico Mineiro, UNAM Pumas, Austin FC czy Club Universidad de Chile. Kursantami MBP byli także Polacy — Mikołaj Raczyński oraz Sławomir Cisakowski, którzy dziś pracują w sztabie Stali Rzeszów. Pierwszego ligowego rywala Rude w Wiśle. Raczyński tłumaczy nam, o co chodzi w całym tym ambarasie.

Szkoła jest ulokowana naprzeciwko Camp Nou, więc jest fajny klimat do nauki. Mają dwa duże kursy dla trenerów. Trwają od sierpnia do grudnia, od poniedziałku do piątku są cztery godziny wykładów, a w weekendy analizujemy na żywo różne mecze. Od pierwszego zespołu FC Barcelony i Espanyolu, po drugą, trzecią ligę hiszpańską i drużyny U17. Pod koniec kursu jest praktyka, prowadzenie zajęć i stworzenie modelu gry. Szkoła bazuje na przygotowaniu taktycznym drużyny, na fundamentach gry: liniowych, indywidualnych i uniwersalnych. Konceptów taktycznych jest ok. 180 – dla każdej pozycji, formacji czy strefy. Polega to analizowaniu działań zawodników w kontekście drużynowym.

CF Pachuca podczas Klubowych Mistrzostw Świata

Mikołaj Raczyński słuchał wykładów Alberta Rude gdy ten wrócił do Hiszpanii po zwolnieniu Diego Alonso z Monterrey. Trener opowiadał o swoich doświadczeniach z pracy w Meksyku. Gdy nie było go na miejscu, zajęcia prowadzili jego podopieczni, którzy bazowali w stu procentach na jego założeniach.

Cała metodologia została stworzona przez Alberta. Rozpisali to, dostaliśmy książki. Jednym z głównych wykładowców był Eric Lira Fernandez, który został jego asystentem w Wiśle Kraków. Zaprosił mnie do swojego klubu w UD Viladecans. Jest bardzo otwartym człowiekiem, pasjonatem. Ma dużą wiedzę taktyczną, teoretyczną. Wie, co robi na boisku. Merytorycznie obaj na sto procent się obronią. Wizja Alberta jest spójna z tym, co gra i chce grać Wisła. Z racji pracy z Diego Alonso ma duże doświadczenie. Byłem też na meczach trzeciej ligi hiszpańskiej: to jest bardzo dobry poziom.

Rude w swojej szkole kierował się prostą zasadą. Chciał inspirować, zamiast skłaniać trenerów do kopiowania jego założeń. Z takim samym założeniem wydał też książkę „Proces budowania drużyny piłkarskiej”. Publikacja przeprowadza czytelnika przez różne zagadnienia, które pomogą mu stworzyć własny model gry i zdefiniować swoje przekonania jako trenera. Hiszpan musiał być niezwykle skuteczny w tym, co robi, bo właśnie w ten sposób zwrócił na siebie uwagę Diego Alonso.

Pracowałem jako doradca taktyczny dla zawodników i klubów z dwunastu różnych lig. “Grupo Pachuca”, właściciele klubu Pachuca CF, zaprosili mnie do Meksyku na konferencję, gdzie miałem wygłosić wykład. Na sali był Diego Alonso, który po wszystkim zaprosił mnie na lunch, bo zainteresowały go moje pomysły. Spodobały mu się na tyle, że chciał, żebym dołączył do jego sztabu — tłumaczył sam zainteresowany w rodzimych mediach.

Albert nie został z miejsca kluczowym współpracownikiem Alonso. Jego zadaniem była analiza i rozwój indywidualny zawodników, analiza gry zespołu oraz rywala czy ocena realizacji modelu gry. Uczestniczył w tworzeniu mikrocyklu treningowego, pomagał na boisku, zbierał dane, które porównywał tydzień do tygodnia. Przygotowywał briefy taktyczne dla zawodników, odpowiadał za analizę live w trakcie meczu.

Rozpoczął przygodę życia.

Diego Alonso, czyli mentor. Rude w Meksyku i Interze Miami

Z CF Pachuca dość niespodziewanie zdobył mistrzostwo kraju (Clausura). W finale rozgrywek ekipa Alonso pokonała faworyzowane Monterrey. Sukcesy przychodziły jeden po drugim. Jeszcze większą sensacją było zwycięstwo w Lidze Mistrzów CONCACAF, dzięki któremu Los Tuzos pokazali się na Klubowych Mistrzostwach Świata, zajmując trzecie miejsce.

Gdyby Albert Rude osiągnął to jako pierwszy trener, nigdy nie trafiłby do Wisły Kraków. Był tylko — i aż — asystentem. Jako człowiek odpowiedzialny za pracę indywidualną z zawodnikami mógł jednak pochwalić się współpracą z takimi kozakami jak Hirving Lozano, Erick Gutierrez, Keisuke Honda czy Rodolfo Pizarro. Władzom Wisły Kraków pokazywał, co konkretnie poprawiali u tego pierwszego, żeby skrzydłowy stał się piłkarzem europejskiej klasy.

Hiszpan po raz pierwszy spotkał się z wielką piłką z perspektywy ławki trenerskiej. Na trybunach Pachuki zasiadało średnio 25 tysięcy osób. To jednak nic w porównaniu z Monterrey, gdzie Diego Alonso wraz ze sztabem trafił w ramach uznania za zasługi w mniejszym klubie. Rayados gromadzą dwukrotnie większą publikę, zawsze są faworytem w wyścigach po różne tytuły.

Albert Rude opowiadał, że presja w Monterrey zjadała. Słabo sypiał, budził się w środku nocy. Znów pracował z gwiazdami ligi. Rogelio Funes Mori reprezentował Meksyk na mundialu, Jesus Gallardo także. Stefan Medina grał w kadrze Kolumbii, a Celso Ortiz — Paragwaju. Alonso i Rude powtórzyli sukces, zdobyli Ligę Mistrzów CONCACAF, zagrali w Klubowych Mistrzostwach Świata.

Diego Alonso w Interze Miami

Wyznawałem filozofię Barcelony, gdzie styl i forma wiele znaczą. U Diego nauczyłem się rzucać wyzwanie śmierci. Jest detalistą, wymaga ciągłej pracy i skupienia. Jeśli piłkarz chce dyskutować z sędzią, pozwala mu na to, o ile nie przestaje przy tym biegać. Jego styl to jazda bez trzymanki, sztuka panowania nad pojazdem przy 180 km/h — wspominał w hiszpańskich mediach.

Meksykańskie sukcesy rzekomo przyniosły mu oferty pracy w innych krajach Ameryki Środkowej i Południowej. Nie chciał jednak skakać na główkę, gdy nie był pewny, co kryje się pod wodą. Zdecydował się na pracę z drużyną do lat 17, to miał być jego pierwszy krok w karierze pierwszego trenera. Tłumaczył to chęcią zrozumienia procesów i nabycia empatii, na co zwrócił mu uwagę jeden ze szkoleniowców, z którymi rozmawiał. Chciał mieć prawo do popełniania błędów.

Moją największą pomyłką była próba stawiania filarów bez położenia fundamentów. Najpierw musisz poznać ludzi, potem zawodników. Najpierw stwórz rodzinę, potem naucz ją, jak chcesz grać w piłkę. Jako trener nie możesz pokazać zawodnikom, że się boisz, bo oni przełożą to na boisko. Podczas przygotowań spotykam się z każdym piłkarzem, rozmawiam z nimi indywidualnie. Pytam o sprawy rodzinne, o to, co możemy dla nich zrobić — opowiadał.

Rude zaczerpnął to od Diego Alonso, na sto procent. Kiedyś wyjawił, że imponowało mu to, że jego mentor mimo natłoku zajęć i spraw, zawsze pamiętał o tym, żeby spytać, jak się czuje jego rodzina. Albert zmagał się wtedy z chorobą jednej z bliskich osób. Wspominał też, że gdy został sam na święta, Alonso zaprosił go do swojego domu, żeby nie czuł się samotnie.

Samodzielną pracę przerwał raz jeszcze. Jak sam twierdzi, nie zrobiłby tego, gdyby nie to, z jakiego miejsca tym razem zadzwonił Diego Alonso. David Beckham wybrał go na trenera, któremu powierzy świeżo utworzoną franczyzę w MLS — Inter Miami. Gonzalo Higuain i Blaise Matuidi w szatni, ciężko było odmówić. Z tamtego okresu pochodzi zdjęcie z Becksem, które po zatrudnieniu Rude wrzucił na Twittera Jarosław Królewski.

Misja w Stanach Zjednoczonych była jednak wyjątkowo krótka. Od tamtej pory Albert Rude pracował już na własny rachunek.

Potentat z Kostaryki. Sromotna klęska Rude w Alajuelense

Kostaryka nie jest krajem, o którym marzysz, gdy myślisz o pracy trenera. Liga jest mizerna, co tu kryć. Michał Matlak, ekspert od piłki w tym regionie świata, mówi nam, że po USA i Meksyku jest wielka przepaść. Właśnie tam o pozycję numer trzy biją się Honduras i Kostaryka. O ile jednak rozgrywki ligowe nie są potężne, tak już czołowe kluby nie są typowymi kopciuszkami. Ranking „Opta” wskazuje, że LD Alajuelense to drużyna pokroju Pogoni Szczecin czy Piasta Gliwice.

Na trybuny chodzi tam dwadzieścia tysięcy osób, które domagają się jednego: mistrzostwa kraju. LD Alajuelense co roku jest faworytem, co roku ma silny skład i jeden z najwyższych budżetów. Tylko tak się składa, że bardzo rzadko przekłada się to na zwycięstwo w lidze.

W ostatnich dziesięciu latach strasznie przewalają finały. Bodaj osiem przegranych i tylko jedno mistrzostwo — tłumaczy nasz rozmówca i rysuje szerszy kontekst. – Alajuelense, Saprissa i Herediano to wielka trójka w Kostaryce z masą tytułów i długą tradycją. To kluby zarządzane nowocześnie, chociaż kasa jest dużo mniejsza niż w USA i Meksyku. Cztery lata temu prezes Saprissy mówił, że ich roczne przychody to 1,8 mln dolarów. Zawodnicy zarabiają tam mniej więcej 5 tysięcy dolarów miesięcznie. W Alajuelense jest podobnie.

Klub Alberta Rude to potentat. W 2020 roku otworzył nowoczesną bazę szkoleniową, która w warunkach Kostaryki wygląda jak kosmodrom. W Ameryce Centralnej nikt nie może się z nimi równać. Agustin Lleida, dobry znajomy trenera, został dyrektorem sportowym tego klubu z zadaniem odzyskania mistrzostwa kraju. Do drużyny ściągnął ośmiu byłych reprezentantów kraju, którzy mieli w CV grę na mundialu.

Johan Venegas. 80 meczów w reprezentacji

Bryan Ruiz. 146 meczów w reprezentacji.

Celso Borges. 162 mecze w reprezentacji.

Giancarlo Gonzalez. 87 meczów w reprezentacji.

Wszyscy wiekowi, wiadomo, ale klasa — jak na Kostarykę — ogromna. Zwłaszcza że świetna szkółka uzupełniała weteranów: Brandon Aguilera trafił do Nottingham Forest, Afonso Martinez do Lommel w Belgii, i tak dalej, i tak dalej.

Albert Rude mówił, że Alajuelense to potwór, gigant. Zdradzał swoje plany i marzenia: dojście do topowych lig w Europie, poprowadzenie drużyny w Lidze Mistrzów. Krok po kroku. Najpierw 31. mistrzostwo Kostaryki. Mistrzostwo, które nigdy nie nadeszło. Nieważne jak dobrze wypadał w sezonie zasadniczym — a wypadał naprawdę dobrze — w play-offs Rude przerżnął wszystko. W sumie trzy finały. Tuż po tym, jak klub zdobył Ligę Mistrzów Ameryki Środkowej.

Mimo to młody Hiszpan zyskał szacunek i uznanie swoich współpracowników. Bryan Ruiz nazwał go trenerem niesamowitym. Junior Diaz, eksgracz Wisły, który był jego asystentem, rozpływał się nad jego wiedzą w rozmowie z „WP Sportowymi Faktami”.

Po prostu czujesz, że pracujesz z kimś, kto ma pojęcie o tym, co mówi i co robi. Jego przemowy są naprawdę super. Z jednej strony bardzo merytoryczne, ale z drugiej, że tak powiem: przejrzyste. Nie jest tak, że gdy mówi o taktyce, to po jakimś czasie już nikt nie wie, o co chodzi. Nie. Ma dar przekazywania wiedzy w nieskomplikowany sposób.

Wszystko fajnie, choć w praktyce brak mistrzostwa z Alajuelense był dużą wpadką. Nie on pierwszy, nie ostatni, który tam wtopił, ale jednak: zero tituli to zero tituli.

CD Castellon, czyli klub data-driven. Albert Rude i pierwsze zetknięcie z big data

Albert Rude szukał nowego projektu. Opowiadał, że odrzucał oferty, bo liczył na coś interesującego, wciągającego. CD Castellon mógł go zaintrygować. Trzecioligowiec trafił w ręce Boba Voulgarisa, który dorobił się na bukmacherce i pełnił rolę dyrektora działu badań ilościowych i rozwoju w Dallas Mavericks. W środowisku NBA był powszechnie znany i ceniony, a w Hiszpanii chciał rozkręcić klub na zasadzie data-driven.

Sam zainteresowany tak wyjaśniał, jak wyglądała praca z danymi, z którą zetknął się w tym klubie.

Właściciele takich klubów jak Castellon, ale też Brighton i Brentford wywodzą się z bukmacherki i używają algorytmów do przewidywania wyników czy pozyskiwania zawodników, którzy będą lepiej dopasowani do zespołu. Dane są precyzyjne i konkretne, inne niż na ogólnodostępnych platformach. Tworzą własne wskaźniki.

Poznajcie Brentford, klub w końcu gotowy na Premier League

Brzmi trochę jak Wisła Kraków, więc nic dziwnego, że rekruterzy Białej Gwiazdy dostrzegli w tym spory plus. CD Castellon stosował system ocen, który pomagał im w codziennym życiu klubu. Transfery dokonywano na bazie rankingu, określając skalę predyspozycji każdego zawodnika.

– Mamy kamery rejestrujące każdy trening. Możemy określić liczbowo, ile razy atakowany był dany obszar boiska, kto to zrobił, z czym się to wiązało, jaki był wskaźnik powodzenia takich akcji — tłumaczył Rude.

Zawodnicy otrzymywali dzięki temu konkretne komunikaty. Albert Rude razem ze sztabem zbierał informacje, prezentował je podopiecznym i tłumaczył, gdzie mogli zachować się lepiej, co mogą poprawić, gdzie spełniają założenia drużyny. CD Castellon był topowym klubem w skali ligi. Ściągał piłkarzy z różnych kierunków. Dzięki zaawansowanym danym Rude zdecydował się na transfer napastnika Jesusa de Miguela, dziś najlepszego strzelca ligi.

Wszystko to wygląda świetnie, dopóki nie wspomnimy o wyniku. Albert przejął zespół w połowie sezonu z misją wywalczenia awansu. Utrzymał się na miejscu barażowym, ale w play-offach powtórzył to, co znał już z Kostaryki: zebrał w łeb. Castellon został w trzeciej lidze, dziś jest jej liderem. Mimo ważnego kontraktu Voulgaris zwolnił Rude, choć wszystko miało się odbyć w wyjątkowo przyjaznej atmosferze wzajemnego zrozumienia.

Co zaoferuje Wiśle Kraków Albert Rude?

Wisła Kraków zaryzykowała, nie ma co do tego wątpliwości. Albert Rude jest piekielnie zdolnym człowiekiem, wybitnym teoretykiem. Nie wiadomo jednak, jak dobrym będzie trenerem, bo wiedza nie zawsze idzie w parze z praktyką. Jego dotychczasowe przygody pokazują, że nie jest kompletną niedojdą, ale każą postawić kilka pytań.

Przede wszystkim: nie pozwólcie temu człowieku grać w barażach.

Będąc jednak poważnym: interesujące jest choćby to, jaką odpowiedź na inną intensywność i fizyczność futbolu będzie miał nowy trener Wisły Kraków. Inną, bo większość kariery spędził w Ameryce Środkowej. Sam zachwycał się predyspozycjami fizycznymi tamtejszych zawodników, które obserwował na treningach. Wymaga pracy na najwyższej intensywności, mówi, że wziął to od Marcelo Bielsy. Do tej pory jednak nie miał zbyt wielu okazji, żeby przetestować to na europejskich piłkarzach.

Hiszpan poświęci się pracy. W poprzednich klubach zasuwał od szóstej do piętnastej, czasami dłużej. Samo w sobie nie jest to jednak atutem, tak wygląda świat trenerów.

Jarosław Królewski, właściciel i prezes Wisły Kraków

Albert Rude na pewno ma odpowiedzi na to, jakie problemy ma Wisła Kraków. Wie, że to zespół, który ma duży kłopot ze sforsowaniem nisko ustawionego bloku obronnego. Zawodnikom w tercji ataku brakuje rozwiązań, kreatywności, a w polu karnym wykończenia, wypracowania jeszcze lepszych sytuacji. Tyle tylko, że łatwo to nakreślić na papierze, w sztabie Białej Gwiazdy świadomość tych braków nie będzie żadnym oświeceniem. Kluczem jest wypracowanie poprawy, poukładanie kulejących stałych fragmentów gry.

Fakt, że jest bardzo dobrze dopasowany do oczekiwań i kadry Wisły Kraków, na pewno ułatwi mu zadanie. Podczas rozmów wymienił szereg rzeczy, które napawają go dużym optymizmem. W jednym z wywiadów tłumaczył:

Piłka jest dla mnie najważniejsza. Gdy jej nie mamy, musimy ją odzyskać tak szybko, jak to możliwe. Coraz trudniej jest przełamywać bloki obronne, drużyny operujące piłką cierpią, bo atakują małe przestrzenie, a bronią bardzo dużych. Kluczowe jest wywieranie presji, żeby rozciągnąć przeciwnika i zapewnić sobie więcej miejsca, tak jak robi to Brighton.

Wypisz wymaluj to, czego potrzebuje Wisła Kraków do sukcesu na zapleczu Ekstraklasy. Właśnie dlatego proces, który zastosował Jarosław Królewski, wydaje się słuszny. Nie ma wątpliwości, że Biała Gwiazda zminimalizowała ryzyko totalnego przestrzelenia z wyborem trenera. Ten gość do nich pasuje, oni pasują do niego.

Trzeba jednak pamiętać, że zminimalizowanie ryzyka nie oznacza wykluczenia możliwości porażki. Albert Rude wciąż może się okazać trenerem, który nie podoła. Wisła Kraków znów może zostać w pierwszej lidze. Nawet najsłuszniejsze podejście może skutkować złym wynikiem, nawet najdoskonalszy proces może przynieść błędną odpowiedź.

Byłaby to krótkoterminowa porażka, ale nie długofalowa katastrofa. Trzeba to zrozumieć, żeby nie zdusić ciekawego projektu na pierwszym zakręcie.

WIĘCEJ O WIŚLE KRAKÓW:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Raport kadrowiczów na pięćdziesiąt dni przed meczem Polaków na Euro [ANALIZA]

Piotr Rzepecki
6
Raport kadrowiczów na pięćdziesiąt dni przed meczem Polaków na Euro [ANALIZA]

1 liga

EURO 2024

Raport kadrowiczów na pięćdziesiąt dni przed meczem Polaków na Euro [ANALIZA]

Piotr Rzepecki
6
Raport kadrowiczów na pięćdziesiąt dni przed meczem Polaków na Euro [ANALIZA]

Komentarze

40 komentarzy

Loading...