Trzy rzeczy, na które warto czekać cały rok: długi, wakacyjny urlop, święta Bożego Narodzenia i finały mistrzostw Polski piłkarzy ręcznych pomiędzy Płockiem a Kielcami. Wisła i Industria stworzyły dziś absolutnie spektakularne widowisko, zakończone wygraną gospodarzy 2:1 w rzutach karnych (po 60 minutach było 22:22). Ale to dopiero początek emocji! Nafciarze prowadzą w finale 1:0, a złotym medalistą zostanie przecież ta drużyna, która wygra dwa spotkania.
Kiedy Tomasz Gębala po raz kolejny przedarł się przez płocką obronę i rzucił na 22:21, wydawało się, że Wisła znowu przerżnie u siebie z ekipą Talanta Dujszebajewa. Do dziś płocczanie mieli w tym sezonie dziwną przypadłość – otóż wygrywali z Industrią wszędzie, tylko nie w… Orlen Arenie. Pokonali kielczan zarówno w grudniu w Hali Legionów, jak i niedawno w Kaliszu, w finale Pucharu Polski. Za to na własnym parkiecie w meczu ligowym przeciwko tej drużynie byli kompletnie bezradni. Dziś o bezradności nie mogło być mowy, wiślacy spisywali się dużo lepiej niż 21 marca, kiedy to przegrali 29:34. Ale mimo to wszystko wskazywało na to, że znów dostaną w łeb. Wisła miała bowiem bramkę na minusie i rzut wolny już po regulaminowym czasie, wykonywany przez Kiryła Samoilę.
Fani piłki ręcznej wiedzą, że taka historia kończy się golem raz na kilkadziesiąt prób. I co? I okazało się, że akurat dziś wpadło! Podczas swojej próby Białorusin wygiął się jak doświadczony cyrkowiec, ominął kielecki mur i zmieścił piłkę przy lewym słupku bramki rywali!
Stało się niemożliwe 🤯 Kiryl Samoila doprowadza do wyrównania ❗️@SPRWisla @polsatsport pic.twitter.com/Xwypm23hHN
— ORLEN Superliga (@orlen_superliga) May 19, 2024
A to oznaczało jedno – że karne wyłonią zwycięzcę pierwszego finału.
Mirko Alilović z reprezentacją Chorwacji zdobył siedem medali na największych światowych imprezach. Mimo to jego zeszłoroczny transfer do Płocka nie wzbudził super entuzjazmu kibiców, co było dosyć zrozumiałe. Mogło im się bowiem wydawać, że urodzony w 1985 roku bramkarz najlepsze czasy ma już za sobą. Błąd! W ostatnim miesiącu złapał kapitalną formę, a tym samym pokazał światu, że nadal może bronić spektakularnie.
Kielczanie przekonali się o tym w pierwszej połowie meczu, którą Chorwat skończył z bilansem 35% obronionych rzutów. W drugiej Mirko nie radził sobie już tak znakomicie, ale dla płockich kibiców nie ma to teraz żadnego znaczenia, bo w karnych wypadł GENIALNIE. Otóż Alilović obronił… cztery z pięciu rzutów kielczan. Nieprawdopodobne, a ta jego seria bardzo mocno pomogła Wiśle w wygranej. Tu trzeba podkreślić, że także Andreas Wolff spisał się w tym konkursie rewelacyjnie – odbił trzy próby Nafciarzy.
Ale tej najważniejszej, w piątej kolejce, nie zdołał sparować – Gergo Fazekas pokonał doświadczonego Niemca, co dało Wiśle prowadzenie w finale MP! I jako że to trzecia wygrana w czterech meczach tego sezonu z Kielcami, za tydzień Nafciarze na pewno spróbują zdobyć pierwszy od 2011 roku tytuł.
Łatwo nie będzie, bo kielczanie nadal mają świetną drużynę. Dziś jej najjaśniejszym punktem był Gębala, który nie tylko trzymał całą obronę Industrii, ale i szalał w ataku. Pod nieobecność kontuzjowanych Szymona Sićki czy Michała Olejniczaka ktoś musiał rzucać bramki z lewej połówki. Padło na Tomka, który jak wiadomo nie jest urodzonym snajperem – mimo niesamowitych warunków fizycznych i rudych włosów ciężko go nazwać drugim Karolem Bieleckim – ale i tak dawał sobie radę. Podobnie zresztą jak Dani Dujszebajew, również mający w Orlen Arenie swoje momenty.
Za to w płockim zespole zdecydowanie gorzej grali dwaj zawodnicy, którzy byli motorami napędowymi poprzednich zwycięstw z Kielcami – Zarabec, który szalał w grudniu, i Daszek, grający wybitnie w finale PP. Miha został zdjęty przez Xaviego Sabate już w 9. minucie, kiedy to zastąpił go Fazekas (potem wszedł jeszcze w drugiej połowie, ale nadal nie błyszczał). Mający niesamowity ciąg na bramkę Węgier sprawiał rywalom dużo więcej problemów, choć i z nim momentami Industria sobie radziła.
Generalnie – defensywy obu drużyn spisywały się dziś długimi momentami bardzo dobrze, natomiast jak to bywa w starciach na linii Płock – Kielce, nie zabrakło w tyłach agresji. Przez pierwszych kilkanaście minut meczu wydawało się, że tym razem zawodnicy jakimś cudem powstrzymają się przed zdecydowanymi wejściami, no ale potem już poszło. W związku z ostrymi faulami z parkietu wylecieli po stronie gospodarzy Serdio i Lucin, po stronie gości Karalek.
ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!
Każde poważniejsze przewinienie było bardzo drobiazgowo sprawdzane przez sędziów za pomocą VAR-u, w związku z czym mecz ciągnął się i ciągnął. Te nieustanne przerwy mogły irytować, ale nam wydaje się, że takie podejście jest chyba lepsze, niż dziesiątki pretensji po spotkaniu z obu stron w związku z kontrowersyjnymi decyzjami. Choć pewnie i tak nie zabraknie gorących komentarzy – wiadomo, że Święta Wojna zawsze je wywołuje.
Drugi finał MP już za tydzień o godzinie 20 w Kielcach. Po tym, co dziś zobaczyliśmy, nie spodziewamy się, żeby był to spokojniejszy mecz. Ba, niewykluczone, że czekają nas jeszcze większe emocje. Pytanie: czy Wisła zdobędzie wtedy pierwszy od trzynastu lat tytuł mistrzowski, czy też Industria doprowadzi do spotkania numer trzy?
Fot. Newspix