Reklama

Dwukrotnie oszukał śmierć, dziś walczy w UFC. Wyjątkowa historia Lerone’a Murphy’ego

Błażej Gołębiewski

Autor:Błażej Gołębiewski

18 maja 2024, 18:03 • 13 min czytania 0 komentarzy

Gdyby był kotem, miałby już tylko siedem z dziewięciu żyć. Lerone Murphy ponad dekadę temu brał udział w strzelaninie, w której odniósł poważne obrażenia, ocierając się o śmierć. Jej oddech poczuł też na plecach po wypadku rowerowym, kiedy wskutek zderzenia z samochodem prawie się wykrwawił. Dziś, będąc niepokonanym w całej zawodowej karierze w MMA, stoczy walkę z weteranem – Edsonem Barbozą. Jakim cudem Brytyjczyk dwukrotnie oszukał przeznaczenie i jaka przyszłość w UFC go czeka?

Dwukrotnie oszukał śmierć, dziś walczy w UFC. Wyjątkowa historia Lerone’a Murphy’ego

Lerone Murphy. Przyszła gwiazda UFC?

Niełatwe dzieciństwo

Dla dzieci z biedniejszych rodzin życie w Manchesterze najczęściej zdecydowanie nie jest idyllą. Beztroską zabawę z rówieśnikami zastępuje tu praca dla lokalnych gangów, których z kolei nie brakuje. – Do tego świata wpada się bardzo łatwo. Kiedy jest się młodym, słyszy się wszędzie, nawet w radiu, o szacunku i strachu, jakie budzą twardzi goście. I każdy chłopak od razu też chce taki być, chce być podziwiany, ważny, lubiany. W ten sposób niezwykle łatwo można zostać pochłoniętym przez złe środowisko – wyjaśniał w wywiadzie dla UFC urodzony w 1991 roku Lerone Murphy. Sam jako nastolatek sprawiał wiele problemów wychowawczych, był trudnym dzieckiem, co zresztą stanowiło normę w jego rodzinie.

ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!

Mimo niełatwego otoczenia, młody Brytyjczyk nie wykazywał zbytnio chęci, by regularnie brać udział w treningach sztuk walki. Doświadczenia w biciu nabierał na ulicy, uczony wskazówkami starszych kolegów i swoimi starciami – najczęściej z rówieśnikami, którzy chcieli, tak samo jak on zresztą, zaznaczyć swoją pozycję w konkretnej dzielnicy Manchesteru. Dla Lerone’a pierwszym takim terytorium było Old Trafford. Okolica słynie przede wszystkim z legendarnego i znanego na całym świecie stadionu piłkarskiego o tej samej nazwie, co też naturalnie skłoniło nastoletniego Murphy’ego do spróbowania swoich sił w futbolu. Wszelkie marzenia o byciu zawodnikiem „Czerwonych Diabłów” przekreśliła kontuzja kolana odniesiona w wieku zaledwie 16 lat. Jak sam wspominał po latach, zaczął się wtedy bać piłki nożnej na tyle, by kompletnie przestać chcieć ją trenować.

Reklama

Młody Lerone mógł jednak dalej spełniać się sportowo dzięki swoim rodzinnym powiązaniom. Jego wujkiem był bowiem zmarły w 2019 roku Oliver Harrison, cieszący się sporym uznaniem w środowisku bokserskim dawny pięściarz i trener. Pod swoimi skrzydłami miał takich zawodników, jak chociażby Amir Khan, Jamie Moore czy Rocky Fielding. Określany przez podopiecznych jako prawdziwy dżentelmen i wyrozumiały człowiek z klasą, szybko stał się dla Murphy’ego wzorem. Zanim na dobre wziął się za treningi na sali wujka, Lerone musiał się jednak najpierw zmierzyć z ciemną stroną życia.

I było naprawdę blisko, by bardzo szybko się ono zakończyło.

Tajemniczy postrzał

Fallowfield to uważana za dość spokojną dzielnica Manchesteru, choć trudno mówić o braku przestępczych aktywności w tej okolicy. W dużej mierze zamieszkiwana przez studentów, którzy jako miejsce kształcenia wybierają pobliski uniwersytet i nierzadko bywają ofiarami kradzieży oraz rozbojów. W lokalnych gazetach można od czasu do czasu znaleźć również wzmiankę o napadzie z użyciem noża, a nawet strzelaninach. Tę najgłośniejszą medialnie zgłoszono w maju 2013 roku. Policję wezwano do incydentu, w którym ranna została jedna osoba. Incydentu mogącego kosztować życie obecnego zawodnika UFC, Lerone’a Murphy’ego.

21-letni wówczas Brytyjczyk opuszczał w sobotnie popołudnie zakład fryzjerski na Lloyd Street South, kiedy w jego stronę zaczęły padać strzały z broni palnej. Dwa z nich doszły celu, ale do dziś nie do końca wiadomo, czy Murphy faktycznie był planowaną ofiarą zamachu. Opis zdarzenia przez samego poszkodowanego brzmi naprawdę drastycznie:

Nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, co tak naprawdę się wydarzyło. Czułem się tak, jakbym został znokautowany, ogłuszony. Przez dłuższą chwilę słyszałem tylko bardzo głośne dzwonienie w uszach. Potem nadszedł moment, gdy miałem wrażenie, że mam w ustach coś ciężkiego. Okazało się, że to krew i kule. Nie byłem w stanie mówić, czułem tylko tę ciężkość, a po chwili zacząłem wypluwać resztki nabojów – opowiadał potem w wywiadach Murphy.

Trafił on do szpitala z dwiema ranami postrzałowymi, obiema w okolicy twarzy. Obrażenia były poważne i w pierwszych godzinach od wypadku zagrażały życiu obecnego zawodnika UFC. Lekarze stwierdzili zresztą, że takie przypadki w 99% kończą się zgonem pacjenta. Lerone musiał przejść szereg zabiegów, w trakcie których usunięto mu część zębów, zastępując je sztucznymi. Przez dwa tygodnie był karmiony przez rurkę, co było jedyną możliwością podawania mu pożywienia. Brytyjczyk do dziś nosi w sobie ślady tamtego feralnego zdarzenia – oprócz widocznej blizny na jego policzku i szyi, w języku lekarze musieli pozostawić kawałek pocisku, który go trafił. Postrzelenie w biały dzień musiało też odcisnąć piętno na psychice Murphy’ego. Jak relacjonowali świadkowie, ofiara rozpaczliwie krzyczała „nie, proszę, nie”.

Reklama

Od samego początku Lerone wypowiadał się na temat strzelaniny dość enigmatycznie. Jeszcze kilka lat temu przyznawał, że „wokół trochę się działo”, a gdy był pytany o to, czy to konkretnie on był celem ataku, z lekkim uśmiechem, niczym dziecko przyłapane na kłamstwie, odpowiadał, że nie jest tego pewny i najchętniej nie wracałby do tamtych wydarzeń. Obecnie odcina się już od nich dużo bardziej, stanowczo trzymając się wersji, w której to „znalazł się w złym miejscu, w złym czasie”. Policja oraz lokalne media w pierwszych komunikatach na temat incydentu w Fallowfield informowały jednak o porachunkach gangów.

Mundurowi aresztowali w tej sprawie dwóch podejrzanych, początkowo oskarżanych przede wszystkim o nielegalne posiadanie broni palnej. Do dziś oficjalnie nie jest znany motyw, którym kierował się niedoszły zabójca Brytyjczyka, nie dowiemy się też raczej, kto konkretnie i dlaczego wystrzelił kilka pocisków w stronę wychodzącego od fryzjera Lerone’a. Pewne jest natomiast to, że wydarzenie z 2013 roku całkowicie odmieniło jego życie. Po dość szybkiej rekonwalescencji Murphy rozpoczął regularne treningi, a boks zamienił na szerszy, bardziej wszechstronny rozwój w kierunku MMA. Po krótkim czasie i czterech wygranych amatorskich pojedynkach na lokalnych galach stwierdził, że to właśnie do mieszanych sztuk walki pała obecnie największą miłością, przechodząc jednocześnie na zawodowstwo w 2016 roku.

Co najważniejsze, udało mu się oszukać śmierć. Po raz pierwszy.

Odmieniony umysł

Strzelanina w Fallowfield wpłynęła radykalnie na umysł Brytyjczyka. Jak sam przyznał, niefortunne zdarzenie mogące pozbawić go życia zmieniło jego mentalność, sposób myślenia. Odrzucił on marzenia nastolatka z ulic Manchesteru o byciu postacią szanowaną i wzbudzającą lęk w szemranym środowisku. Chciał w pełni poświęcić się sportowi, zarabiać w transparentny, uczciwy sposób. Nawiązując do historii swojego życia, przyjął pseudonim „The Miracle”, czyli cud.

Murphy, choć dziś walczy w wadze piórkowej, swoją zawodową karierę rozpoczynał w kategorii lekkiej. Jego pierwsi przeciwnicy byli dobierani w ostrożny sposób, bardziej po to, by powoli budować pozycję wojownika z Manchesteru. Trudno bowiem w przypadku zawodnika o dużym potencjale mówić o poważnym zagrożeniu w walkach z rywalami mającymi rekordy 7-39-0 czy 5-11-0. Starcia te Lerone wygrywał przekonująco, w pierwszych pięciu czterokrotnie zwyciężając jeszcze przed końcem premierowej rundy. Było to wynagradzane coraz lepszymi, atrakcyjniejszymi finansowo i medialnie zestawieniami, ale nadal „The Miracle” rozpoznawalny był jedynie w swojej ojczyźnie.

Eksperci werbujący utalentowanych zawodników do UFC mieli jednak Murphy’ego na oku. Wyczekiwany był jego pojedynek na gali Full Contact Contender 23 w Boltonie, gdzie Lerone mierzył się z Manolo Scianną o europejski tytuł mistrza wagi piórkowej. Polegający na swoich umiejętnościach stójkowych Murphy dość nieoczekiwanie obalił Włocha, ale ten szybko podniósł walkę. Jak się okazało, na swoje nieszczęście – Brytyjczyk potężnym prawym sierpowym naruszył Sciannę, który niemal stracił równowagę. Drugie i zarazem ostatnie obalenie przyniosło werdykt. Murphy bezlitośnie obijał głowę leżącego przeciwnika, a sędzia był zmuszony przerwać starcie, przyznając wygraną zawodnikowi z Manchesteru. Po technicznym nokaucie Lerone przyłożył do głowy swoją dłoń, imitując rozmowę telefoniczną. Sugerował tym samym, by skontaktowały się z nim lepsze federacje.

I skontaktowały. W tym ta najlepsza, czyli UFC.

Niedługo później „The Miracle” poznał nowego rywala, którym okazał się rówieśnik pochodzący z Rosji – Zubaira Tuchugow. Zaprawiony w bojach zawodnik miał już na koncie ponad 20 pojedynków, z większości z nich wychodząc jako wygrany. Zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki również w starciu z Brytyjczykiem, gdy „Zuba” trafił go już w pierwszej rundzie niezwykle silnym uderzeniem na głowę. Powaliło ono Lerone’a, który zaczął desperacko bronić się przed falą ciosów Tuchugowa. Kolejny raz okazało się, że przydomek Murphy’ego został dobrany niezwykle adekwatnie. Zawodnik zespołu All Powers MMA cudem wytrzymał natarcie Rosjanina, by w kolejnych rundach notować efektywne i zarazem efektowne uderzenia w głowę oraz korpus przeciwnika. Szczególnie widowiskowe były jego kopnięcia.

Zyskały one uznanie jednego z trzech sędziów punktowych, który ocenił starcie na korzyść „The Miracle”. Kolejna karta była natomiast przychylna dla Tuchugowa, a wynik ostatecznie ustalił ostatni z arbitrów, typujący 28:28. Tym samym ogłoszony został remis, po którym obaj zawodnicy mogli odczuwać lekki niedosyt. W przypadku Lerone’a taki rezultat w pierwszym pojedynku w UFC z rywalem znacznie bardziej doświadczonym nie był jednak powodem do wstydu czy zmartwień. Eksperci byli w większości zgodni z werdyktem, wskazując jednak, że zdecydowanie warto śledzić dalszą karierę wojownika z Manchesteru.

Spotkanie ze śmiercią, część druga

Jak się okazało, były to prawidłowe rekomendacje, co Murphy udowodnił w swojej następnej walce dla słynnej amerykańskiej organizacji. Ricardo Ramosa pokonał przez techniczny nokaut niemal tak samo, jak jednego ze swoich wcześniejszych rywali – wspomnianego już Manolo Sciannę. Efektowne ground and pound zostało nagrodzone tytułem najlepszego występu wieczoru. Lerone był na dobrej drodze, by wyrobić markę w UFC, a dowodem uznania okazał się nowy kontrakt zakładający jego udział w kolejnych walkach federacji zarządzanej przez Danę White’a.

„The Miracle” udowodnił, że był to dobry ruch, wygrywając z weteranem, Douglasem Silvą de Andrade. Zabrakło co prawda spektakularnego zakończenia, a starcie trwało pełen dystans, ale Brytyjczyk zrobił dobre wrażenie i miał wkrótce zmierzyć się z kolejnym mocnym oponentem. Zatrzymała go… biurokracja. Problemy z otrzymaniem wizy do Stanów Zjednoczonych sprawiły, że Lerone nie był w stanie skrzyżować rękawic z Charlesem Jourdainem. Po przełożeniu terminu pojedynku ostatecznie zastąpiono Murphy’ego Julianem Erosą, a zawodnikowi wychowanemu na Old Trafford przypadł udział na gali, której głównym wydarzeniem był pojedynek Jana Błachowicza z Gloverem Teixeirą. Pokazał się na niej ze świetnej strony, ciężko nokautując Makwana Amirkhaniego na początku drugiej rundy przez uderzenie kolanem w głowę schodzącego po nogi rywala.

Lerone czuł, że jego czas nadchodzi, a ranking UFC wagi piórkowej jest coraz bliżej. Tym razem los przygotował mu kolejną niespodziankę, równie bolesną, co w 2013 roku.

Podczas gdy większości Polaków maj kojarzy się z odpoczynkiem podczas długiego weekendu, Murphy w myślach zapewne do dziś przeklina ten właśnie miesiąc. Niecałą dekadę od wydarzeń przed salonem fryzjerskim w Fallowfield, śmierć upomniała się o Brytyjczyka drugi raz. A konkretniej o jego głowę, która znów doznała koszmarnych obrażeń, tym razem w wyniku wypadku komunikacyjnego. Jadący na rowerze Lerone wpadł na zajeżdżający mu drogę samochód, odbił się od przedniej szyby, by ostatecznie wylądować na chodniku.

Niestety dla Murphy’ego, doznał on poważnego urazu głowy i zaczął intensywnie krwawić.

Byłem całkowicie odrętwiały, nie wiedziałem, co się dzieje. To było dziwne. Ktoś zadzwonił do mojej mamy, a kiedy pojawiła się ona na miejscu wypadku, pomyślałem sobie, że to koniec, tak właśnie umrę. Miałem wrażenie, że się wykrwawiam, karetka przyjechała dopiero po 45 minutach. Na moje szczęście, wszystko działo się w okolicy, w której byli ludzie, a kierowca nie uciekł. Ktoś wyszedł z domu i przyniósł ręczniki, tamując nimi krwawienie. Dzięki temu żyję – opisywał całą sytuację Lerone.

Co ciekawe, oba bliskie spotkania ze śmiercią miały inny wpływ na postrzeganie życia przez Brytyjczyka. Stwierdził on, że to właśnie wypadek rowerowy z 2022 roku zmienił go prawdziwie, jeszcze bardziej zwiększając jego świadomość i kształtując go na nowego, kompletnego człowieka. I choć lekarze zakomunikowali niepokonanemu dotychczas w UFC zawodnikowi, że uprawianie sportów walki w przyszłości będzie prawdopodobnie niemożliwe, „The Miracle” znów wykazał się ogromną determinacją i siłą przy powrocie do zdrowia. Zaledwie 10 miesięcy od feralnego zderzenia z samochodem wrócił do oktagonu, mierząc się z debiutującym w amerykańskiej organizacji Brazylijczykiem, Gabrielem Santosem.

Murphy wygrał decyzją sędziów, ale nie pozostawił po sobie świetnego wrażenia. Tym razem piętno odciśnięte przez wypadek było nad wyraz zauważalne, co zresztą przyznał sam Lerone.

Czułem, że daję z siebie jakieś 75%, że to walka na przetarcie, w ramach rehabilitacji. Może była to bardziej kwestia mentalna, nie jestem przekonany, ale nie byłem sobą w tym pojedynku, zdecydowanie. Chodziło mi jednak najbardziej o to, by po prostu wrócić do oktagonu i udowodnić sobie oraz wszystkim wokół, że możesz podnieść się praktycznie z każdej sytuacji. Dużo osób zalecało mi po wypadku zakończenie kariery, przejście na sportową emeryturę. Ale kocham walczyć i chciałem kolejny raz pokazać się w UFC – powiedział w wywiadzie dla TNT Sports „The Miracle”.

Bitwa o ranking

Oczywistym celem Brytyjczyka zostało wejście do rankingu najlepszych piętnastu zawodników wagi piórkowej. Kolejny krok w tym kierunku poczynił na gali zorganizowanej przed własną publicznością, w londyńskiej The O2 Arena. W starciu z Joshem Culibao zaprezentował się już bardzo dobrze. Widoczna była świeżość, szybkość, ale też wszechstronność Lerone’a. Po pojedynku, który Murphy zwyciężył poprzez jednogłośną decyzję sędziów, rywal docenił jego klasę, komplementując świetne przygotowanie wojownika z Manchesteru.

Z każdą rundą Brytyjczyk zyskiwał przewagę, bijąc się skutecznie, ale i widowiskowo. Dobrze radził sobie w stójce i wyprowadzał ciekawe kombinacje, które docierały do celu. Zraniony Australijczyk miał problemy szczególnie w ostatniej odsłonie pojedynku, kiedy to odczuł na swojej wątrobie skutki mocnego kopnięcia. Lerone próbował skończyć przeciwnika w parterze, ale ten obronił się zarówno przed ciosami, jak i duszeniem, co świadczy o jego sporych umiejętnościach. Był to dla Murphy’ego tym samym trudny test, z którym rozprawił się świetnie.

Dziś natomiast wraca on do Las Vegas, gdzie gościł już na jednej z gal UFC. Był wtedy jeszcze amatorem po trzech zwycięstwach na galach organizowanych w Manchesterze, ledwie marzącym o występie z najlepszymi. Jego sen powoli się spełnia, choć przesądni z pewnością zwrócą uwagę na miesiąc, w którym przypadła walka z Edsonem Barbozą. Tym razem maj może okazać się dla Lerone’a niezwykle szczęśliwy, zapewniając miejsce w rankingu najlepszej piętnastki wagi piórkowej. Pojedynek z doświadczonym Brazylijczykiem ustanowiono jako walkę wieczoru, co znacząco zwiększa jej rangę, a zwycięzcy przyniesie spory rozgłos.

Według niektórych wielki szczęściarz, dla innych ogromny pechowiec – niezależnie od tego, co wydarzyło się do tej pory w życiu Lerone’a Murphy’ego, jedno jest pewne – zdecydowanie warto oglądać jego walki. Nie brakuje w nich emocji, szybkości, widowiskowych uderzeń i potencjału być może nawet na ścisłą czołówkę kategorii piórkowej w UFC. A gdy dokłada się do tego równie efektownego Edsona Barbozę, rezultat może być tylko jeden – doskonałe dla widzów starcie.

Być może los oszczędził Brytyjczyka właśnie po to, by ostatecznie stał się legendą niższych kategorii wagowych w amerykańskiej organizacji. Jak zresztą sam stwierdził, wszystko działo się w jego życiu z jakiegoś powodu: – Widzę w tym jakiś cel, przeznaczenie. To mnie napędza i daje motywację, by każdego dnia ruszać dalej, rozwijać się i walczyć. Wierzę, że mam misję do wykonania – stwierdził w rozmowie z Nickiem Peetem.

Najbliższą misję musi jednak wykonać w Las Vegas, radząc sobie z doświadczonym Barbozą. Murphy snuje już plany odnośnie do kolejnego występu, marząc o zawalczeniu przed publicznością z jego rodzinnego miasta. Miałby ku temu doskonałą okazję, bowiem na koniec lipca tego roku zaplanowano galę UFC 304 w Manchesterze. Taki termin sprawia, że „The Miracle” najprawdopodobniej nie znajdzie się w rozpisce, ale zapewnia on, że będzie naciskał na władze organizacji w sytuacji, gdy ze starcia z Brazylijczykiem wyjdzie bez szwanku.

Czy ta niełatwa sztuka mu się uda? Przekonamy się już dziś późnym wieczorem podczas UFC Fight Night 241. Pojedynek Murphy’ego z Barbozą zaplanowano jako ostatni na karcie walk.

BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI

Fot. Newspix

CZYTAJ WIĘCEJ O MMA: 

Uwielbia boks, choć ostatni raz na poważnie bił się w podstawówce (i wygrał!). Pisanie o inseminacji krów i maszynach CNC zamienił na dziennikarstwo, co było jego marzeniem od czasów studenckich. Kiedyś notorycznie wyżywał się na gokartach, ale w samochodzie przestrzega przepisów, będąc nudziarzem za kierownicą. Zachował jednak miłość do sportów motorowych, a największą słabość ma do ich królowej – Formuły 1. Kocha też Real Madryt, mimo że pierwszą koszulką piłkarską, którą przywdział w życiu, był trykot Borussii Dortmund z Matthiasem Sammerem na plecach.

Rozwiń

Najnowsze

MMA

Komentarze

0 komentarzy

Loading...