Reklama

Trela: Mimowolna pionierka. Czy Sabrina Wittmann przetrze szlak dla trenerek w męskim futbolu?

Michał Trela

Autor:Michał Trela

17 maja 2024, 11:10 • 9 min czytania 13 komentarzy

Carolina Morace, Helena Costa, Corinne Diacre, Hannah Dingley. Kobiety prowadzące zawodowe drużyny w męskim futbolu można policzyć na palcach jednej ręki. Kolejny taki przypadek rozgrywa się właśnie w Niemczech. Sabrina Wittman objęła drużynę FC Ingolstadt pomimo tego, że jest kobietą. Była zwyczajnie najlepszą i najbardziej naturalną kandydatką. Po zdobyciu czterech punktów w dwóch meczach, chce pójść za ciosem. A w klubie nie wykluczają powierzenia jej III-ligowego zespołu na stałe.

Trela: Mimowolna pionierka. Czy Sabrina Wittmann przetrze szlak dla trenerek w męskim futbolu?

Kiedy na trzy kolejki przed zakończeniem sezonu klub decyduje się na zwolnienie trenera, tymczasowe rozwiązanie wewnętrzne jest zupełnie naturalne. Jednym z pierwszych kandydatów często jest trener najstarszej drużyny juniorów. Zwłaszcza jeśli dobrze jej idzie, a niektórzy młodzi pukają już do seniorów. Gdy to dodatkowo ktoś znany w klubie, pracujący w nim na różnych szczeblach przez ponad dziesięć lat, mający za sobą karierę zawodniczą, ryzyko jest tym mniejsze. Dlatego gdyby Sabrina Wittmann była mężczyzną, jedyne, co w powierzeniu jej prowadzenia FC Ingolstadt byłoby dla mediów jakimś tematem, to wiek, choć akurat w Niemczech do 32-letnich trenerów, młodszych od niektórych zawodników, zdążono się już przyzwyczaić. Jako że jednak jest kobietą, decyzja działaczy średniaka III ligi wywołała międzynarodowe poruszenie. Bo to przypadek bez precedensu w niemieckim futbolu.

Przecieranie szlaków odbywało się już oczywiście wcześniej. Tina Theune już w 1985 roku została pierwszą kobietą, która ukończyła Hennes-Weisweiler-Akademie, czyli słynną niemiecką szkołę trenerów w Kolonii. Mimo wielkich osiągnięć, na czele z mistrzostwem świata, trzema mistrzostwami Europy i dwoma brązowymi medalami olimpijskimi, nigdy nie przekroczyła bariery oddzielającej futbol żeński od męskiego. Udowodniła, że kobieta potrafi z sukcesami prowadzić drużynę kobiet. Na powierzenie jej zespołu mężczyzn nikt jednak nigdy nie wpadł.

W tej kwestii głośno było o Ince Grings, która w latach 2019/20 prowadziła zespół SV Straelen. Najpierw nie zdołała go obronić przed spadkiem z IV ligi, by później w przerwanych przez pandemię rozgrywkach zajmować pierwsze miejsce szczebel niżej. Obecnie posiadaczka licencji UEFA Pro jest trenerką napastników w męskim FC Zuerich. Z bardziej znanym klubem, ale obecnie również tułającym się po prowincji, pracowała samodzielnie Imke Wuebbenhorst. Z dziewiętnastu ligowych meczów, w których prowadziła Sportfreunde Lotte, udało się jej wygrać ledwie trzy i po pół roku została zwolniona. Na zawodowy szczebel centralny, który w Niemczech zaczyna się od III ligi, nie udało się dotąd wejść żadnej kobiecie.

Eta w sztabie Unionu

Do niedawna wydawało się, że najbliżej przebicia szklanego sufitu może być Marie-Louise Eta. 32-latka od połowy listopada należy do sztabu szkoleniowego Unionu Berlin. Głośno było o niej jako pierwszej kobiecie wpisanej do protokołu na mecz Bundesligi czy nawet Ligi Mistrzów. Gdy w meczu z SV Darmstadt Nenad Bjelica był zawieszony, to ona jako jego asystentka przejęła towarzyszące meczowi aktywności medialne. Po zwolnieniu Chorwata wraz z Markiem Grotem tymczasowo prowadzi dziś stołeczny zespół, próbując utrzymać go w Bundeslidze. Mimo że Eta zaszła bardzo wysoko, wciąż mowa jednak o funkcji asystentki tymczasowego trenera. Dlatego przypadek Wittmann należy uznać za krok dalej.

Reklama

Mimo że od lat Niemcy są w żeńskim futbolu bardzo mocni, akurat w kwestiach trenerskich zachowują konserwatyzm. W obecnej żeńskiej Bundeslidze tylko jeden zespół – S.C. Freiburg – prowadzi kobieta. Reprezentacja zwykle miała selekcjonerki, nie licząc okresów, w których tymczasowo trenował ją Horst Hrubesch, ale od lata po raz pierwszy od prawie trzech dekad jej trenerem będzie mężczyzna (Christian Wueck). Francja już dziesięć lat temu miała Corinne Diacre oraz Helenę Costę, prowadzące II-ligowe Clermont Foot. We Włoszech pod koniec XX wieku tymczasowe epizody w III lidze zaliczyła Carolina Morace, w Anglii głośno było z tego samego powodu o Walijce Hannie Dingley w Forest Green Rovers. Żadna z nich nie przebiła się jednak dalej, żadna nie pociągnęła za sobą kolejnych. W Niemczech jednak nawet i na tego rodzaju pionierkę jeszcze czekają. Dlatego decyzja Ingolstadt, klubu, który na co dzień w skali ogólnokrajowej rzadko zyskuje rozgłos, odbiła się w całej republice szerokim echem.

Przykład mimo woli

Sama Wittmann w sylwetce opublikowanej w „11Freunde” już przed dwoma laty, gdy została pierwszą trenerką w historii juniorskiej Bundesligi, ubolewała, że w wywiadach musi opowiadać o płci i przecieraniu szlaków, a nie o taktyce, stylu gry i metodach treningowych. Jednocześnie jednak wydawała się świadoma, że tego nie uniknie. „Nie zostałam trenerką, by być przykładem dla innych kobiet. Jestem od tego daleka. Jest wiele osobistości bardziej do tego predestynowanych, które osiągnęły znacznie więcej ode mnie. Ale chętnie zajmuję stanowisko i chcę dołożyć cegiełkę do tego, że pewnego dnia kobieta w roli trenerki nie będzie już wywoływać sensacji” – opowiadała.

Mówiąc o osobistościach, które osiągnęły więcej od niej, odnosiła się przede wszystkim do swojej skromnej kariery piłkarskiej. 32-latka nie wyrobiła sobie bowiem wcześniej nazwiska w kobiecym futbolu jako zawodniczka. Kopać zaczęła dopiero jako 14-latka w lokalnym S.C. Steinerg. Krótko potem przeniosła się do pobliskiego Ingolstadt, gdzie grała w lidze regionalnej na pozycji defensywnego pomocnika, nie osiągnąwszy poziomu profesjonalnego. Szybko zorientowała się, że znacznie bardziej interesują ją sprawy trenerskie.

Doświadczeniem formatywnym okazał się dla niej wyjazd do Stanów Zjednoczonych w ramach szkolnej wymiany. Miała 17 lat, gdy spędziła jedenaście miesięcy w Kentucky, gdzie zbierała szlify jako asystentka w drużynie żeńskiej szkoły średniej. Po powrocie do Niemiec zajęła się studiowaniem prawa, ale w 2012 roku została trenerką drużyny żeńskiej do lat 15 w FC Ingolstadt. Zbierała też doświadczenia, asystując w dziewczęcej reprezentacji Niemiec U16. Radziła sobie na tyle dobrze, że klub, z którym była związana, zaoferował jej pracę w akademii, gdzie pokonywała kolejne szczeble. Od treningów z 9-latkami, stopniowo przez coraz starsze grupy. Choć wspomina, że czasem szefowie musieli wstawiać się za nią w starciach z krewkimi ojcami oraz że na meczach wyjazdowych brano ją za opiekunkę drużyny, pytając, gdzie jest trener, na ogół nie spotykała się z nieprzyjemnymi sytuacjami.

Najlepszy wynik w historii

Pierwszym poważnym testem było objęcie drużyny do lat 19, czyli najstarszej grupy juniorskiej w akademii, gdzie nie pracuje się już z dziećmi, które mają polubić swoją „panią”, lecz z młodymi dorosłymi marzącymi o zrobieniu decydującego kroku w kierunku zawodowej kariery. Wejście ułatwiał jej jednak fakt, że wielu chłopaków znało ją już z pracy we wcześniejszych rocznikach. Pierwsze dwa sezony dla młodego klubu, założonego dopiero w 2004 roku, oznaczały trudną walkę o utrzymanie. W silnie obsadzonej lidze, z akademiami formatu Bayernu Monachium, VfB Stuttgart, Eintrachtu Frankfurt czy TSG Hoffenheim, dwa razy udało się obronić byt. Trzeci, czyli aktualny sezon, przeszedł najśmielsze oczekiwania. Młode Ingolstadt zajęło drugie miejsce, ustępując tylko Hoffenheim. Nigdy wcześniej juniorzy tego klubu nie zostali sklasyfikowani tak wysoko. Naprawdę dziwne byłoby, gdyby w tych okolicznościach władze klubu nie wzięły trenerki tego zespołu pod uwagę przy wybieraniu następcy Michaela Koellnera, zwolnionego z pierwszej drużyny.

Reklama

„Gdyby Sabrina była mężczyzną, wszystko byłoby OK i nikt nie zwróciłby na tę decyzję uwagi. Kierowaliśmy się jej jakością, a nie płcią” – tłumaczył Ivica Grlić, dyrektor sportowy klubu, który jeszcze osiem lat temu grał w Bundeslidze. „Jest dla nas jasne, że to zwyczajnie dobra trenerka. Udowadniała to w klubie przez wiele lat” – dodał Dietmar Beiersdorfer, prezes klubu sponsorowanego przez Audi, mające w tym mieście główną siedzibę.

Także dla zawodników jej pojawienie się w szatni było sprawą naturalną. „Od dobrych paru lat kobiety mogą w tym kraju głosować. W takim razie chyba dobrze, że futbolu, tkwiącym cały czas w pewnej szufladce, można pokazać, że niektóre stereotypy są już nieaktualne” – mówił kapitan Lukas Froede. „Nie dostała tej szansy w prezencie. Szybko zorientowaliśmy się, że jest dobrą trenerką. Żyjemy we współczesnym świecie. Nie patrzę na płeć. Sabrina jest przygotowana do zawodu, nie interesuje mnie, czy jest mężczyzną czy kobietą” – wtórował mu Sebastian Groenning, strzelec wyrównującego gola w jej debiutanckim meczu.

Przeszkody formalne

Po szczęśliwym remisie z Waldhofem Mannheim, jej drużyna zmiotła z boiska zdegradowany już VfB Luebeck, wygrywając 6:1. Czeka ją jeszcze mecz z SV Sandhausen, po którym jej drużyna może się przesunąć na ósme miejsce w końcowej tabeli. Jej krótka misja ma się zakończyć 25 maja w finale bawarskiego Pucharu Niemiec z Wuerzburger Kickers. W klubie nie wykluczają, że jeśli efekty będą zadowalające, współpraca może się przerodzić w stały angaż. Nie ułatwią tego jednak kwestie formalne, bo trenerka ma obecnie wyłącznie licencję UEFA A, podczas gdy do prowadzenia drużyny III-ligowej niezbędne jest UEFA Pro. Teoretycznie Wittmann może więc kierować zespołem tylko przez piętnaście dni roboczych, do czasu znalezienia nowego trenera. Dyrektor sportowy wprawdzie zapowiedział więc dalsze sondowanie rynku, ale stwierdził też, że w futbolu „nigdy nie należy mówić nigdy”.

Rekrutacja na kolejny kurs UEFA Pro rozpoczyna się w sierpniu. Na aktualnie trwający trenerka Ingolstadt nie została przyjęta ze względu na brak wymaganego przynajmniej trzymiesięcznego doświadczenia w roli pierwszego trenera w seniorskim futbolu. Priorytet przy przyjęciach na kurs mają trenerzy beniaminków III ligi, którzy wcześniej wprowadzili ich na ten poziom, co oznacza, że Wittmann i tego kryterium nie spełni. Zebranie pierwszych samodzielnych szlifów na tym szczeblu powinno jej jednak dać kilka dodatkowych punktów. Sama podkreśla, że nie ma starannie rozpisanej ścieżki kariery, ale jest zdecydowana na dalszą pracę w męskim futbolu. Rozgłos, jaki chcąc nie chcąc wywołała, wykorzystała do zwrócenia uwagi na to, jak trudno mają kobiety w procesie ubiegania się o poszczególne licencje trenerskie. Być może wywarcie w ten sposób publicznej presji ułatwi jej drogę na elitarny kurs. Zwłaszcza że szef szkoły trenerów ubolewał ostatnio, że tym razem wśród kształconych nie ma żadnej kobiety. Większość posiadaczek licencji UEFA Pro w Niemczech, podobnie jak Nina Patalon, Katarzyna Barlewicz czy Karolina Koch w Polsce, wyrabia ją jednak z myślą o karierze w żeńskim futbolu. Przypadki takie jak Wittmann należą do ekstremalnych rzadkości.

Pierwsze wrażenia z prowadzenia zespołu 32-latka ma bardzo pozytywne. „Najbardziej zaskoczyło mnie, jak przyjęła mnie drużyna. Wiedziałam, że to fajna grupa, bo większość chłopaków już wcześniej znałam. Ale ciekawość, zdolność do przyswajania informacji oraz pytania, jakie zadają i tak zrobiły na mnie wrażenie” – dzieliła się w rozmowie z Blickpunkt-Sport.

Sama zdaje sobie sprawę, że na razie stawia tylko pierwsze kroczki i raczej minie jeszcze trochę czasu, zanim tydzień w tydzień będzie przygotowywać zespół do meczów z Dynamem Drezno, Arminią Bielefeld czy TSV 1860 Monachium. Ale cel ma jasny. Tak, jak kiedyś niemiecki futbol krzywo patrzył na trenerów, którzy nigdy nie grali w piłkę, tak jak kiedyś kwestionował ich z powodu młodego wieku, tak dziś jest zaskoczony obecnością kobiety w męskiej szatni. „Domenico Tedesco czy Julian Nagelsmann zostali cenionymi trenerami, mimo że nigdy nie grali zawodowo. Dlaczego podobnie nie mogłoby być z kobietą, jeśli miałaby odpowiednie kwalifikacje?” – pytała. Do pokonania pozostało jeszcze wiele przeszkód. Ale Sabrina Wittmann kilka barier już przełamała. Teraz już tylko od jej umiejętności będzie zależało, czy to koniec tej historii, czy dopiero początek.

CZYTAJ WIĘCEJ:

Fot. YT Die Schanzer/Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

13 komentarzy

Loading...