Reklama

Szmal: Lata naszych sukcesów mogły być lepiej wykorzystane [WYWIAD]

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

09 maja 2024, 08:32 • 20 min czytania 3 komentarze

W kwietniu Sławomir Szmal oficjalnie ogłosił swój udział w wyborach na prezesa Związku Piłki Ręcznej w Polsce. Legendarny bramkarz, który od ponad dwóch lat działa w Związku jako wiceprezes do spraw szkolenia, w obszernej rozmowie z Weszło opowiedział o tym, czego w tym czasie dokonał na tym stanowisku i jakie ma dalsze plany na rozwój dyscypliny w naszym kraju. Szmal zdiagnozował też największe problemy polskiego szczypiorniaka, a także podzielił się opinią, które elementy piłka ręczna może zaczerpnąć z innych dyscyplin: – Dla niedzielnego kibica piłki ręcznej wiele decyzji sędziowskich może być niezrozumiałych. Mamy tu bardzo fajny przykład z NBA, gdzie arbiter tłumaczy swoją decyzję przez mikrofon. To małe rzeczy, przez które dyscyplina może być bardziej zrozumiała w odbiorze – mówi.

Szmal: Lata naszych sukcesów mogły być lepiej wykorzystane [WYWIAD]

SZYMON SZCZEPANIK: Podczas ogłaszania swojej kandydatury zebrał pan ekipę medalistów mistrzostw świata. Obecni byli Artur Siódmiak, Karol Bielecki, Grzegorz Tkaczyk czy Michał Jurecki. Czuje pan poparcie środowiska?

SŁAWOMIR SZMAL: Tak. Zdajemy sobie sprawę, że jeżeli chcemy rozwijać naszą dyscyplinę, to musimy zainwestować w młodzież. Tu nie ma drogi na skróty. Kiedy rozmawiam ze starszymi kolegami, to oni oczekują lepszych wyników od reprezentacji. Ale to wiąże się z tym, że jeżeli chcesz wygrywać mistrzostwa świata czy Europy, to musisz mieć utalentowanych chłopaków. W naszej historii mieliśmy dwie fale takich generacji. Pierwszą w latach 70-80., oraz drugą, w latach 2007-2016. Ta druga to była grupa ludzi, którzy urodzili się w niedużej odległości od siebie i potrafili zbudować reprezentację.

Zacząłem od wymiany tych nazwisk, bo to ludzie z pana pokolenia. Pana kandydaturę i ich poparcie można traktować jako przekaz, że jesteście rozczarowani tym, że nie przekuto waszych sukcesów na popularność piłki ręcznej w Polsce? Czyli zrobić tego, co udało się na przykład w siatkówce.

Tak. Oczywiście teraz możemy sobie wróżyć, ale uważam, że w latach 2007-2009, kiedy moje pokolenie zdobywało pierwsze medale, inwestycja w młodzież spowodowałaby, że dziś mielibyśmy więcej drużyn w piłce ręcznej. A ich liczba w tej chwili maleje i wiąże się z popularyzacją dyscypliny. Więc tamte lata mogły być zdecydowanie lepiej wykorzystane.

Reklama

Innymi słowy – na tamtym etapie zabrakło szkolenia?

Bardziej popularyzacji dyscypliny, bo szkolenie to już kolejny etap. Aby piłka ręczna funkcjonowała, musi być i w szkołach, i w klubach. Z perspektywy polskiego kibica to się może wydawać dziwne, bo on na co dzień ma siatkówkę na bardzo wysokim poziomie. Tylko w tym momencie siatkówkę tworzą dwa bardzo mocne państwa – Polska i Włochy. To pokazuje Liga Mistrzów. Piłka ręczna to są Niemcy, Francja, Hiszpania, cała Skandynawia, Węgry – tych klubów jest naprawdę dużo. Więc jako Związek Piłki Ręcznej w Polsce zderzamy się z ciągłym rozwojem tej dyscypliny w krajach, gdzie była ona rozpoznawalna od lat, a w dodatku z malejącą liczbą dzieci, które uprawiają ją u nas. I to trzeba zmienić.

Od dwóch lat pełni pan w Związku funkcję wiceprezesa do spraw szkolenia sportowego. Porozmawiajmy o konkretach. Czego udało się panu dokonać na tym stanowisku?

Chwalenie się przychodzi mi najtrudniej. (śmiech) Zacznę od tego, że posiadamy program Gramy w Ręczną, który funkcjonował już od jakiegoś czasu. Udało nam się przekonać Związek i Ministerstwo Sportu, by przekazały one środki na organizację turniejów dla tego programu. To nie są tylko zajęcia, bo dzieci muszą się tam zarówno bawić, jak i ze sobą rywalizować. Bo wszyscy kochamy rywalizację, stad te turnieje miały bardzo pozytywny oddźwięk. Wiem, że w niektórych miejscach są organizowane nawet pomimo braku finansowania ze strony ZPRP czy Ministerstwa. W tym roku ruszamy z nową edycją, w której chcemy, by dzieciaki zagrały nie tylko w okresie jesiennym, ale też rozegrały co najmniej dwa turnieje w tej części roku. Tym samym chcemy rozruszać piłkę ręczną w klasach 1-3.

Druga kwestia to szkolenia trenerów. Prowadzimy kursy doszkalające dla trenerów z każdego województwa. Udało się stworzyć grupę najlepszych wykładowców jeżeli chodzi o piłkę ręczną w Polsce. Oczywiście wspomagamy się także nowinkami ze świata, ale chcieliśmy mieć swoją kadrę wykładowców, którzy w fajny sposób będą potrafili przekazać trenerom swoją wiedzę. W tym roku ruszyła druga edycja takich kursów doszkalających.

Reklama

Wysyłamy też szkoleniowców na staże zagraniczne, to też podstawa do zdobywania doświadczenia. Wraz z osobami które pracują w Związku, udało mi się pozyskać pieniądze z programu Erasmus+ Sport. To środki przeznaczone na wyjazd dla grupy dziesięciu trenerów, ale chciałbym aby osoby, które wyjadą, nie zachowały zdobytej wiedzy dla siebie, tylko przekazywały ją innym szkoleniowcom w formie wykładów. To główne elementy, ale mogę też wspomnieć o systemie nagród dla trenerów którzy osiągają sukcesy w klubach z grupami młodzieżowymi. To są osoby, które zarabiają najmniejsze pieniądze, a de facto tworzą polską piłkę ręczną. Tych ludzi trzeba nagradzać.

Po objęciu stanowiska wiceprezesa do spraw szkolenia mówił pan, że zależy panu przede wszystkim na pełnym ujednoliceniu procesu szkolenia. Udało się?

Ten proces postępuje. Obecnie funkcjonujemy według trzech programów. To program Gramy w Ręczną, gdzie dzieci bawią się sportem. Następnie jest program OSPR, który mamy w szkołach. Został on ujednolicony, czym zajął się Marcin Smolarczyk. Kolejnym krokiem w rozwoju są Szkoły Mistrzostwa Sportowego, stąd bardzo zależało mi na tym, by dzieciaki które idą do SMS-ów, były na to przygotowane przez OSPR. I to zostało zrobione. Wprowadziliśmy nową platformę, która pozwala się komunikować z trenerami i weryfikować prowadzenie zajęć. Oczywiście trenerzy otrzymali od nas materiały, według których takie zajęcia powinni prowadzić.

Trzeba powiedzieć, że jeżeli chodzi o taką pracę w SMS-ach, to rozpoczął ją Patryk Rombel. Teraz my staramy się schodzić z nią na niższe szczeble. I widzimy, że ta praca zaczyna przynosić efekt w kadrach młodzieżowych, bo nasi chłopcy jeżdżą na najważniejsze imprezy. To był główny cel, by nie grać w Dywizji B, lecz w Dywizji A. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. Teraz życzyłbym sobie, byśmy nie zadowalali się samym byciem wśród elity, ale na przykład walką o czołową dziesiątkę. Od roczników 2004 czy 2005 już można oczekiwać, że sprawią jakąś niespodziankę na dużych turniejach.

Patryk Rombel i Sławomir Szmal w 2021 roku.

A węgierski program szkolenia, o którym mówił pan, że jest najlepszy w Europie? Udało się zaimplementować coś z niego?

Węgrzy przede wszystkim słyną z tego, że bazują na Szkołach Mistrzostwa Sportowego. Byliśmy w ich najsłynniejszej tego typu placówce, zobaczyć, jak tam wygląda szkolenie, i muszę przyznać, że to najbardziej profesjonalna szkoła, jaką widziałem w całym świecie piłki ręcznej. Zdecydowanie przebijają Niemców, stworzyli super warunki. Ale same zajęcia są tam prowadzone bardzo podobnie jak w naszych szkołach. Jestem przekonany, że pod tym względem nie odbiegamy od Węgrów. Ale inspirację stanowią dla nas nie tylko Węgrzy, lecz ogólnie kraje z dużo mniejszą populacją, które w rankingu znajdują się wyżej od nas. Słowenia jest tu znakomitym przykładem chyba we wszystkich dyscyplinach zespołowych. I do tego kraju też uda się dwóch naszych trenerów, by zobaczyć, jak tam wygląda szkolenie. Przede wszystkim dzieci i młodzieży.

Prowadzona przez pana fundacja, założona w grudniu 2022 roku, przekonała pana, że działalność na polu organizacyjnym to coś, w czym się pan odnajduje?

Zakładając fundację zależało mi na tym, by promować piłkę ręczną. By organizować turnieje, które będą popularyzować naszą dyscyplinę. Gdzieś z tyłu głowy chodzi mi pomysł organizacji naprawdę dużego turnieju w Polsce, który byłby festiwalem piłki ręcznej. Ale na to trzeba mieć czas.

Wspomniał pan, że coraz mniej dzieci gra w piłkę ręczną. Więc pomimo państwa wysiłków następuje regres zainteresowania szczypiorniakiem, a przynajmniej tak mogę to odczytać. Z czego może to wynikać?

Ten spadek widać we wszystkich dyscyplinach sportu. Podobny kłopot mają koszykówka i siatkówka. Przede wszystkim dany sport musi być obecny na lekcjach wychowania fizycznego. I to wszystkie dyscypliny. Tak, żeby dzieciaki mogły spróbować każdej z nich. U nas zaczyna się zbyt wczesna specjalizacja. Ten proces nastąpił już jakiś czas temu i dziś musimy z nim funkcjonować. Uważam jednak, że powinny być tu wprowadzone zmiany. Że dyscypliny, które są mocne w Polsce, powinny się pojawiać na lekcjach wychowania fizycznego. Niech dzieciaki spróbują każdego sportu, a kiedy nauczyciel zobaczy, że ktoś jest w czymś wybitny, to skieruje go do odpowiedniego klubu.

Mój wniosek jest taki, że obecnie bardziej niż z koszykówką czy siatkówką, musicie konkurować ze smartfonem. I na tym polu macie wyzwanie, by odciągnąć dzieci od ekranu telefonu czy komputera.

Jak najbardziej. Z jednej strony trzeba mieć dla tych dzieci ciekawą ofertę, ale z drugiej uważam, że powinniśmy zastosować rozwiązania systemowe. Chociażby Norwegowie zapoczątkowali zakaz telefonów komórkowych w szkołach podstawowych. I to bardzo trafny pomysł, nad którym teraz zastanawiają się Niemcy. Tu nie można iść na półśrodki. Przyzwalając dzieciom na używanie smartfonów podczas lekcji czy przerw, one siłą rzeczy w nich siedzą. Parę godzin bez tego sprzętu nie przeszkodzi im w ich rozwoju, a wręcz posłuży w lepszej komunikacji w funkcjonowaniu w społeczeństwie. A przy okazji zyska na tym sport, bo dzieciaki zobaczą, że można mieć przypływ endorfin poprzez grę i rywalizację, która będzie sprawiała im przyjemność.

Jednak na polu walki o kibica smartfon może być potężną bronią w promocji dyscypliny. Na przykład profil Łączy nas piłka na samym Instagramie obserwuje 1,2 miliona ludzi. Stronę Polskiej siatkówki – 300 tysięcy. Z kolei ZPRP – 50. Może Internet to droga, by zamazać te kibicowskie czarne plamy w piłce ręcznej?

Oczywiście, ale upowszechnianie sportu i jego promocję poprzez media społecznościowe to inna kwestia. Może jestem w swoim podejściu radykalny, ale jestem wrogiem wykorzystywania telefonów podczas zajęć sportowych. Uważam, że to jest pójście na półśrodki. Jednak jeżeli chodzi o samą promocję sportu, to jak najbardziej, musimy w niej jeszcze szerzej zaistnieć. Co do zamazywania czarnych dziur, o których wspomniałem podczas swojej prezentacji, najbardziej zależałoby mi, by pojawiły się tam zespoły piłki ręcznej. Aby w danej miejscowości znaleźć osobę, która będzie pasjonatem szczypiorniaka. Której będzie chciało się zorganizować klub i wziąć udział w rozgrywkach.

Wyobraźmy sobie sytuację, że pan jako już prezes ZPRP jedzie do danej gminy czy miejscowości, w której samorząd lub prywatna firma chce stworzyć klub. Jak przekonałby pan takich ludzi, by był to właśnie zespół piłki ręcznej? Jakie przewagi ma ten sport nad innymi dyscyplinami?

Po pierwsze, muszą być przeprowadzone ciekawe zajęcia dla młodzieży. Jeżeli jesteśmy w stanie przeprowadzić fajny trening piłki ręcznej, to jestem przekonany o tym, że dzieci uprawiające inne dyscypliny zobaczą, że to sport w którym rzuca się dużo bramek, a każda osoba czynnie bierze udział w każdej akcji. Ponadto jest to sport kontaktowy. Ja zawsze powtarzam jeden argument: małe dziecko nie kopie od razu piłki, tylko na początku zawsze bierze ją do ręki i rzuca. Oczywiście troszkę podśmiewam się tu z piłki nożnej, choć wiem że z tym sportem nie mamy szans konkurować. Ale na pewno możemy pokazać, że piłka ręczna przysparza wiele emocji, pada w niej mnóstwo bramek i bawią się w to w całej Europie.

ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!

Porozmawiajmy o samych wyborach na stanowisko prezesa ZPRP. Jak wygląda głosowanie? Z tego co się orientowałem, mniejsze ośrodki piłki ręcznej mają tu sporo do powiedzenia.

Mandaty uprawniające do głosowania posiadają kluby Superligi zarówno męskiej jak i żeńskiej. U panów mamy 14 zespołów, u pań 9 – to daje 23 mandaty. Reszta głosów to okręgi wojewódzkie. Liczba mandatów każdego okręgu zależy od liczby klubów w danym województwie. Im więcej klubów, tym więcej mandatów do głosowania. W sumie daje nam to około 78 mandatów w Polsce. Trzeba przekonać te osoby, które otrzymały prawo do głosowania w imieniu swojego okręgu, przedstawiając im ciekawy plan na rozwój piłki ręcznej czy ich klubów. Kiedy ogłosiłem swój udział w wyborach, to powiedziałem, że Związek musi dobrze żyć z poszczególnymi okręgami, starać się pozyskiwać dla nich środki. Bo okręgi i małe kluby to fundament piłki ręcznej w Polsce. Nie jesteśmy w stanie zarządzać tymi organizacjami z góry i nawet bym tego nie chciał. Od tego są ich działacze. Ale my możemy im w tym pomóc, zainspirować czy dać wskazówki, by mogli lepiej funkcjonować.

Podczas prezentacji powoływał się pan na doświadczenie wyniesione z gry za granicą. Jakie element do polskich klubów można przenieść chociażby z Bundesligi, która funkcjonuje w innych, bardziej profesjonalnych realiach?

Bundesliga faktycznie funkcjonuje w innych realiach, ale tu wracam z powrotem na dół, do podstaw. Dlaczego tyle dzieciaków uprawia w Niemczech piłkę ręczną? Wynika to z ogromnego zaangażowania rodziców w cały proces treningowy. Bardzo ważna jest tu organizacja chociażby turniejów dla dzieci. Jeżeli są one tworzone dla najmłodszych, a rodzice są w to zaangażowani, to siłą rzeczy w ten sposób poszerzamy społeczność danego sportu. Wtedy pojawiają się nowe osoby, które chciałyby zostać trenerami. Chociażby mój tata był też moim trenerem. On sam uprawiał piłkę ręczną, ale na zachodzie czy w Skandynawii trenerami najmłodszych zostają osoby, które nie są powiązane ze sportem. Po prostu wyrabiają sobie papiery i w ten sposób rozwija się cała dyscyplina.

Konferencja podczas której Sławomir Szmal ogłosił swój start w wyborach na prezesa ZPRP. Od lewej: Artur Siódmiak, Karol Bielecki, Grzegorz Tkaczyk, Sławomir Szmal, Damian Wleklak, Iwona Niedźwiedź.

Kiedy mówi pan o stworzeniu zgranego zespołu do pracy, to nie obawia się oporu ze strony starszych działaczy? Na ich miejscu odczytałbym pana słowa tak, że w związku dojdzie do wielu zmian.

Zarząd jest wybierany przez delegatów. Każdy może mieć swój pomysł i ja też posiadam kilka osób, z którymi chciałbym współpracować i mam do nich duże zaufanie. Ale to są wybory. Może nastąpić taka sytuacja, że będziemy musieli współpracować z ludźmi, których do tej pory nie znaliśmy. Wtedy musimy znaleźć wspólne porozumienie. Ja zakładam, że osoby które kandydują do zarządu ZPRP, nie robią tego tylko po to, by w tym zarządzie być, ale chcą pracować i rozwijać naszą dyscyplinę. Gdyby było inaczej, mi szkoda byłoby czasu na samo bycie w związku.

Dlaczego zarząd zagłosował za tym, by wybory na prezesa odbyły się w październiku, nie w czerwcu?

Chodziło o kwestie statutu. Według tego dokumentu, wybory mogą się odbyć w roku igrzysk olimpijskich. Przed wyborami zarządu muszą się odbyć inne – na przewodniczącego sędziów. Ta osoba powinna być nominowana do zarządu. Głosowanie na przewodniczącego sędziów było zaplanowane na lipiec i stąd zdecydowano się na przeniesienie wyborów władz ZPRP na późniejszy termin.

Polskim Związkiem Narciarskim rządzi Adam Małysz. Głową polskiej siatkówki jest Sebastian Świderski. Legendy sportów z pana pokolenia idą w gabinety. Kontaktował się pan z nimi, szukał porad w zarządzaniu? Albo sam ma wnioski, co wyciągnąć z innych dyscyplin do piłki ręcznej?

Z Sebastianem Świderskim się znamy. Spotykaliśmy się na zgrupowaniach, i tak jak my oglądaliśmy siatkówkę, tak chłopaki z siatki oglądali nasze występy i trzymali za nas kciuki. Oczywiście, że rozmawiamy, bo uważam, że przykładów dobrych rozwiązań nie musimy szukać tylko na podwórku piłki ręcznej. Trzeba ich poszukiwać wszędzie i starać się wdrażać u siebie.

Prezentację zakończył pan zdaniem „przede wszystkim, będę miał szacunek dla pracowników”. To zabrzmiało tak, jakby dziś w ZPRP tego szacunku brakowało.

Nie. Takiego podejścia nauczyłem się w trakcie kariery. Kiedy grałem w zespołach, w których była dobra selekcja i potrafiliśmy się komunikować w dobry sposób, z wzajemnym szacunkiem, to taki zespół dobrze funkcjonował. Czasami to był proces, by dobrać taką grupę ludzi. To dla mnie podstawa, bo pamiętajmy, że związkiem nie zarządza jedna osoba. To zespół. Jeżeli gramy na jedną bramkę, potrafimy dużo więcej zdziałać.

Mówił pan też o roli polskiej federacji na świecie, że mamy być twórcami, a nie tylko wykonawcami. Co pan przez to rozumie?

Sport cały czas się rozwija, piłka ręczna też. Wprowadzane są do niej różne nowe elementy, jak zmiany w wyglądzie koszulek czy przepis o zmianie bramkarza na zawodnika z pola. Powoli zaczyna wchodzić wideo analiza akcji. Ja jestem zdania, że powinna być prowadzona jak w siatkówce – by to trener mógł zadecydować, którą sytuację sprawdzać. To będzie bardziej czytelne i uczciwe w stosunku do samych sędziów, bo w innym przypadku trenerzy mogą mieć zarzuty, dlaczego jedną sytuację sprawdzamy na wideo, a innej już nie. Oczywiście liczbę tych weryfikacji też trzeba ograniczyć, by mecz miał płynność. Ale uważam, że takich rozwiązań możemy próbować u siebie i sugerować później na forum międzynarodowym, by zostały wprowadzone.

Trzeba znaleźć rozwiązania jeżeli chodzi o zrozumienie dyscypliny przez kibiców. Dla niedzielnego kibica piłki ręcznej wiele decyzji sędziowskich może być niezrozumiałych. Mamy tu bardzo fajny przykład z NBA, gdzie arbiter tłumaczy swoją decyzję przez mikrofon. To małe rzeczy, przez które dyscyplina może być bardziej zrozumiała w odbiorze.

Mała dygresja, skoro już jesteśmy przy decyzjach sędziowskich. Z pewnością oglądał pan rewanżowy mecz ćwierćfinału Ligi Mistrzów pomiędzy SC Magdeburg a Industrią Kielce. Ostatnia akcja meczu, sędzia już przy rzucie gracza z Kielc cofa akcję do rzutu wolnego. Błąd czy nie?

Rozmawiałem z dwoma osobami ze środowiska sędziowskiego. W tej sytuacji kluczowe jest to, kiedy arbiter używa gwizdka i czy widział Arcioma Karalioka, który złapał piłkę i był w dogodnej sytuacji do oddania rzutu. Tylko w tej akcji jest kilka domniemywań i obstawiam, że wideo analiza niewiele by tu zmieniła. Gdyby ta sytuacja wydarzyła się podczas pierwszej minuty meczu, to pewnie dziś byśmy o niej nie mówili. Szkoda, zespół z Kielc zasłużył na to by być w Final Four Ligi Mistrzów. Niestety finaliści ubiegłorocznej edycji tym razem spotkali się we wcześniejszej fazie rozgrywek.

Wróćmy do roli Polski w europejskich i światowych strukturach piłki ręcznej. Na arenie międzynarodowej planuje pan zaangażować Bogdana Wentę. Doświadczenie legendarnego selekcjonera tutaj pomoże? Nie me co ukrywać, że jako prezydent Kielc Wenta nie wyrobił sobie najlepszej opinii w kwestii nawiązywania kontaktów międzyludzkich.

Bogdan Wenta to osoba, która w świecie piłki ręcznej jest bardzo rozpoznawalna jako zawodnik i trener. Zna kilka języków i potrafi przedstawić swoje zdanie. To wszystko w międzynarodowych federacjach jest brane pod uwagę. Uważam, że jako nasz przedstawiciel, taki człowiek przydałby nam się w IHF czy EHF. Chociażby po to, by zwrócić na forum uwagę na problemy, jakie pojawiają się w piłce ręcznej, abyśmy być może odgórnie stworzyli projekt, który promowałby naszą dyscyplinę.

Bogdan Wenta i Sławomir Szmal w 2013 roku.

Naszej federacji w ostatnich latach nie można zarzucić braku organizacji dużych turniejów. 2016 rok to mistrzostwa Europy. W ubiegłym roku mieliśmy nad Wisłą mistrzostwa świata. U kobiet za 2 lata będziemy współorganizatorami Euro, a w 2031 – MŚ.

Przez takie imprezy musimy przede wszystkim promować dyscyplinę. To nie ma być tylko organizacja wydarzenia, ale przede wszystkim promocja piłki ręcznej. Dla mnie pod tym względem wzorem są Niemcy, które organizując tegoroczne Euro, wcześniej miały młodzieżowe mistrzostwa świata. Podczas drugiej z tych imprez oni zrobili mega promocję, wypełnienie hal oscylowało w okolicach 50-60%, z czego większość to były dzieci. Rozmawiałem na ten temat z organizatorami i powiedzieli mi, że swoją działalność skierowali w kierunku szkół. Te osoby nakłaniały dyrektorów i nauczycieli do tego, by w ramach zajęć klasy chodziły na mecze. To doprowadziło do zwiększenia zainteresowania seniorskim Euro i odbiło się sukcesem finansowym dla federacji, bo hale były wypełnione po brzegi.

W przypadku ubiegłorocznych mistrzostw świata w Polsce, promocja imprezy rzeczywiście zawiodła, a frekwencja na meczach nie powalała.

To tylko moje zdanie, ale uważam że wtedy powinniśmy zdecydowanie bardziej wyjść do szkół i młodzieży, by pokazać im piłkę ręczną. Bo zdaję sobie sprawę z tego, że w niektórych miejscowościach w Polsce to jest obcy sport. Dlatego też działania, o których powiedziałem, powinny być podjęte znacznie wcześniej. Nawet nie pół roku czy rok przed imprezą, ale jeszcze we wcześniejszym terminie.

Co ze środkami państwowymi w szczypiorniaku? Czy na tym polu piłka ręczna może wskórać więcej dla siebie?

To wszystko pozostaje w gestii Ministerstwa Sportu, ale my musimy funkcjonować według zasad, które obowiązują wszystkie dyscypliny. Przede wszystkim, jeżeli Ministerstwo startuje z różnymi projektami, na przykład finansowania imprez sportowych, to musimy mieć grupę ludzi, która ciągle będzie starała się brać udział we wszystkich możliwych konkursach ministerialnych, by takie środki pozyskiwać. Bo pieniądze są. I z tego co się orientuję, są rokrocznie zwiększane. Jednak by je zdobyć, trzeba przedstawić swój plan na rozwój dyscypliny. Być może uda się kogoś wtedy zarazić pomysłem i przekonać, że warto w niego zainwestować.

Ciekawa kwestia to także szkolenia dla klubów na temat tego, jak one same mogą pozyskiwać państwowe fundusze. Dużo jest takich zapytań, że mniejszy klub zwraca się do Związku z prośbą o pomoc przy pozyskaniu środków na przykład z ministerstwa?

Zrobiliśmy jedno szkolenie dla związków okręgowych na temat tego, jak mogą pozyskiwać środki zewnętrzne. Uważam, że takich szkoleń powinno być więcej. Na poziomie klubowym są możliwe do pozyskania fundusze z samorządu, marszałkostwa czy gminy. W ten sposób możemy dać możliwości do działania mniejszym klubom. Bo jeżeli ktoś chce działać i szukać rozwiązań, to takie rozwiązania są dostępne na rynku. Trzeba je tylko poprawnie wykonać.

Ostatni wątek. Na ocenę prezesa i związku siłą rzeczy wpływają także wyniki kadr narodowych. Reprezentacja kobiet zakończyła ostatnie mistrzostwa świata na 16 pozycji. Mężczyźni, grając w roli gospodarzy, skończyli MŚ na 15. miejscu, a na tegorocznym Euro byli 16. Rozumiem, że na ostatniej z wymienionych imprez grupa była trudna. Ale też styl gry podopiecznych Marcina Lijewskiego pozostawiał wiele do życzenia.

Sławomir Szmal, Marcin Lijewski i prezes ZPRP Henryk Szczepański.

Na kwestie obu reprezentacji spoglądam racjonalnie. U kobiet jesteśmy w stanie pograć na nieco wyższym poziomie, bo tam forma jest trochę bardziej ruchoma. Na mistrzostwach Polki rozegrały dobrą połowę z Danią, dobrze pograły też z Rumunią. U mężczyzn, jeżeli chodzi o mocne zespoły, ich poziom jest ustabilizowany. Zespoły Norwegii czy Słowenii to pierwsza dziesiątka na świecie – i one znajdują się tam od lat. My musimy się tam dokopać.

Jeżeli chodzi o zespół, w naszej kadrze też potrzebne są zmiany. Zaczynają się pojawiać młodzi zawodnicy, którzy muszą jeszcze zebrać doświadczenie, ale mierzą się z zawodnikami na swoich pozycjach i widzą, jakie są różnice. Pytanie, czy oni będą na tyle ambitni, by chcieć rywalizować z ludźmi, którzy są na swoich pozycjach najlepsi na świecie, czy może będą zadowoleni z miejsca w którym obecnie się znajdują. Jestem przekonany, że mamy w naszym sporcie coraz więcej osób, które jednak chcą coś osiągnąć. Wrócę do tego, co mówiłem wcześniej – to ludzie z roczników 2004, 2005. W perspektywie kolejnych trzech-czterech lat reprezentacja powinna być trochę mocniejsza.

Marcin Lijewski jest człowiekiem, który sprosta procesowi zmiany pokoleniowej w polskiej kadrze?

To się okaże. Wyniki będą oceniać trenera. Teraz przed nami trudne zadanie – dwa mecze ze Słowacją w ramach kwalifikacji do mistrzostw świata. Pierwszy, na który serdecznie zapraszam, już dziś w Gdańsku. Rewanż trzy dni później w Słowacji. Sam jestem pełen obaw, bo kilku zawodników z podstawowego składu jest kontuzjowanych. Trenera czeka ciężkie zadanie by zbudować zespół w ten sposób, by awansować do mistrzostw świata.

Pan wolałby dostosować styl gry do konkretnych nazwisk i jej największych gwiazd, jak Michał Daszek czy Kamil Syprzak, czy jednak stworzyć coś bardziej uniwersalnego? Taki narodowy system, by każdy wiedział w jak gra reprezentacja Polski, niezależnie od konfiguracji nazwisk na boisku.

Połączyłbym to. Stworzyliśmy spójny system jeżeli chodzi o szkolenie, jak OSPR-y i SMS-y. Oczywiście trzeba go wciąż rozwijać, by wejść na wyższy poziom. Jeżeli chodzi o reprezentacje młodzieżowe, idziemy według jednego systemu. Ale indywidualny rozwój każdego zawodnika też jest bardzo ważny. Zdajemy sobie sprawę, że jeżeli mamy Kamila Syprzaka, który na pozycji obrotowego posiada wyjątkowe warunki fizyczne i w lidze francuskiej pokazuje, że potrafi zdobywać dużo bramek, to z nim gra będzie wyglądała zupełnie inaczej niż na przykład z Bartkiem Jureckim, który także był znakomitym obrotowym, ale miał zupełnie inny styl. Na takie rzeczy musimy zwracać uwagę w naszej taktyce gry, jak i szkoleniu indywidualnym. Bo nie każdy będzie Karolem Bieleckim czy Sławomirem Szmalem, ale każdy może przerosnąć nasze nazwiska mając coś własnego, co robi lepiej.

Pan jest człowiekiem, który po meczu kontaktuje się z trenerem Lijewskim, przekazuje mu swoje uwagi, spostrzeżenia, czy raczej nawet po koleżeńsku stara się nie wtrącać selekcjonerowi w pracę?

Na tą chwilę trzymam swoje uwagi w sobie. Zapewne prezes kontaktuje się z Marcinem Lijewskim, ale ja zdaję sobie sprawę, że po każdym meczu tych telefonów trener otrzymuje bardzo dużo. Nie chce być kolejną osobą, która powie że pomaga, a w rzeczywistości wpycha więcej niepotrzebnych wiadomości. W naszej kadrze jest sztab ludzi, którzy potrafią trzeźwo ocenić daną sytuację. Trzeba dać im dobre słowo i motywować do dalszej pracy.

Ale kiedy będzie pan prezesem, to czasami pewnie chwyci za telefon do selekcjonera.

Wtedy tak! (śmiech)

ROZMAWIAŁ SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj więcej o piłce ręcznej:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka ręczna

Komentarze

3 komentarze

Loading...