Siatkarze Jastrzębskiego Węgla wywalczyli w tym sezonie mistrzostwo Polski, ale chcą więcej. Nie mają jeszcze w swojej historii triumfu w Lidze Mistrzów, rok temu przegrali po tie-breaku wielki finał z ZAKS-ą Kędzierzyn-Koźle. Teraz nadarza się kolejna szansa. W tureckiej Antalyi zagrają dziś o to trofeum z włoskim Itasem Trentino (początek o 16.00). W rozmowie z Weszło prezes zespołu, Adam Gorol, opisuje kulisy tego sezonu i ocenia finałowego rywala. Komentuje też kontrowersje: poważny błąd sędziów w finale PlusLigi i zachowanie kibica, który miał obrażać siatkarza jego zespołu na tle narodowościowym.
JAKUB RADOMSKI: Trzy lata temu powiedział pan, że marzy mu się zbudowanie drużyny, która dominowałaby w Polsce i byłaby bardzo silna w Europie, jak ZAKSA. Chyba się udało, prawda?
ADAM GOROL, PREZES JASTRZĘBSKIEGO WĘGLA: Nie chcę się do nich porównywać, natomiast na pewno z roku na rok notujemy ostatnio progres. Występujemy praktycznie we wszystkich możliwych finałach, a to mówi samo za siebie.
Który moment w sezonie był najtrudniejszy?
Drugi mecz półfinałowy w PlusLidze przeciwko Asseco Resovii Rzeszów, zdecydowanie.
Przegrywaliście w czwartym secie 15:21, rywale mieli dwie piłki meczowe na finał rozgrywek. Szczerze – cały czas wierzył pan w awans?
Jestem realistą i kiedy przegrywaliśmy w czwartym secie, pomyślałem, że jedynym ratunkiem dla nas jest jakaś niespodziewana seria. I ona nadeszła. Wielki szacunek w tym miejscu dla Jurka Gladyra, który w najtrudniejszym momencie fantastycznie serwował, co pozwoliło nam dogonić Resovię i ostatecznie zwyciężyć.
Co ma w sobie Gladyr, że tak działa na zespół? Pamiętam 2021 rok i finał ligi przeciwko ZAKS-ie. On wówczas po przegranym secie przemówił do całej drużyny, a ta później zaczęła grać dużo lepiej.
Podczas tamtej rozmowy użył mocnych słów i to podziałało. Pokazał wielki charakter i charyzmę. Wielu jest siatkarzy, grających na bardzo wysokim poziomie, ale nie każdy w skrajnie trudnym momencie potrafi tak wpłynąć na zespół. Zresztą Gladyr zachowywał się w ten sposób również w innych meczach.
Kolejna trudna sytuacja – finał ligi z Zawierciem. Drugi mecz przegraliście w kontrowersyjnych okolicznościach, bo sędziowie w ostatniej akcji spotkania nie zauważyli błędu ustawienia u rywali.
Od tego jest pion sędziowski, by to zdarzenie właściwie ocenić. Ja mogę tylko powiedzieć, że taka sytuacja w takim momencie, w meczu o takiej randze, nie powinna się zdarzyć. Na szczęście wygraliśmy wcześniej spotkanie numer jeden w Zawierciu, dlatego mieliśmy możliwość rozegrania trzeciego, decydującego meczu. Nie wyobrażam sobie, by ta sytuacja zadecydowała o tytule mistrzowskim. Myślę też, że to zamieszanie wpłynęło pozytywnie na motywację naszych zawodników i oni pokazali to w decydującym meczu.
Mówi się teraz o piłkarzach Pogoni Szczecin, że pękają, gdy blisko jest jakiś duży sukces. Ale z Jastrzębskim Węglem też trochę tak było. W ostatnim Superpucharze Polski przegraliście wygrany mecz. Był też finał Pucharu Polski przeciwko ZAKS-ie, przegrany 0:3, mimo dość wysokiego prowadzenia w dwóch pierwszych setach. To po nim wspominany już Gladyr powiedział, że Jastrzębie było frajerami.
Nie da się ukryć, że takie mecze miały miejsce. Niech pan spojrzy na ZAKS-ę – oni byli ograni, mieli za sobą trudne, dramatyczne mecze przeciwko najlepszym zespołom w Europie i to później procentowało. Teraz na podobnym etapie jesteśmy my. Trudne przejścia nas zahartowały i dlatego w meczu z Resovią, o którym już rozmawialiśmy, miała miejsce sytuacja odwrotna. Siatkówka to sport, w którym trzeba grać do końca, a cieszysz się dopiero po ostatniej piłce.
Co ma w sobie trener Marcelo Mendez, że przepracował w Jastrzębiu dwa lata i będzie również prowadził zespół w kolejnym sezonie?
Marcelo to trener najwyższej światowej klasy. Ma w drużynie wielki autorytet i wie, jak budować relacje z zawodnikami. Jego bogate CV nie bierze się z niczego. To też człowiek, który nie wypala się, tylko każdego kolejnego dnia jest tak samo pełen energii.
A wcześniejsi szkoleniowcy? Ma pan opinię człowieka, który lubił dość często zmieniać trenerów.
Nie żałuję żadnej z tych decyzji. Wszystkie były słuszne. Ci trenerzy pracowali do momentu, kiedy stracili pomysł na zespół. Wtedy po prostu kończyliśmy współpracę.
Wspominał pan już o rywalizacji z Resovią. Pod koniec pierwszego spotkania doszło do pewnego incydentu. Jeden z kibiców gospodarzy miał obrażać Gladyra, który zareagował w swoim stylu, dość nerwowo, podobnie jak Norbert Huber. W siatkówce to jednak często się nie zdarza.
W naszym sporcie widowiska słyną z tego, że na trybunach jest spokój i przychodzą całe rodziny, wszystkie pokolenia. Uważam tę sytuację za sporadyczną i incydentalną, ale jednocześnie pamiętajmy, że mówimy o Jurku i słowach na tle politycznym, a to jest niedopuszczalne i niebezpieczne. Nie my organizowaliśmy tamto spotkanie, tylko Resovia, ale trzeba zrobić wszystko, by zapobiegać takim zachowaniom. Z tego, co wiem, przez klub z Rzeszowa zostały w tej sprawie podjęte odpowiednie działania.
Który z zawodników Jastrzębskiego Węgla najbardziej pana w tym sezonie zaskoczył?
Nie odpowiem konkretnie na to pytanie. Mogę powiedzieć, co okazało się naszą siłą. Mamy bardzo dobrze zbilansowany zespół. Jeżeli ktoś ze względów ludzkich, fizycznych czy sportowych nie był w stanie prezentować najwyższego poziomu, wchodził zmiennik i najczęściej dawał radę. Drużyna potrafiła przykryć słabszą dyspozycję jednego zawodnika.
Adam Gorol i jego siatkarze – mistrzowie Polski
Jak ważną decyzją jest zmniejszenie PlusLigi do 14 drużyn od sezonu 2025/2026? Wiele osób w ostatnich miesiącach narzekało na zbyt dużą ilość grania.
W lidze 16-osobowej, gdy jakiś zespół grał na wszystkich frontach – w lidze, europejskich pucharach i Pucharze Polski – to cierpiał, gracze byli nadludzko obciążeni. Szkoleniowcy nie byli w stanie przygotowywać drużyn do kolejnych meczów tak, jak chcieli. Zmiana, którą przegłosowaliśmy, trochę zabolała zespoły z dołu tabeli. Ale z drugiej strony – ona zwiększy poziom rywalizacji: sprawi, że te w teorii mniej silne drużyny będą musiały się wzmocnić, bo zagrożenie spadkiem jest większe. Dlatego czeka nas liga, w której będzie więcej rywalizacji na każdym poziomie tabeli.
Trener Mendez kilka dni temu w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” powiedział: „Rozumiem, czym było to spowodowane, ale nie wyobrażam sobie, by rywalizację w play-offach PlusLigi rozstrzygał złoty set”. Miał na myśli to, że system rozgrywek oznaczał zbyt wiele przypadkowości. Ma rację?
Tak, ma. Pamiętajmy, że faza play-off to sól naszej ligi. Proszę mi wierzyć, że my, szefowie mocnych klubów, chcielibyśmy, by nawet od ćwierćfinałów grało się do trzech wygranych meczów. Wiemy, że wtedy byłoby to wszystko bardziej obiektywnie. Jednak w tym sezonie, ze względu na rozgrywki międzynarodowe i mniej dostępnych dni na ligi krajowe, to po prostu było niemożliwe. Uważam, że w tych trudnych okolicznościach wybraliśmy najlepszą możliwą opcję.
Jest pan już w Antalyi, gdzie Jastrzębski Węgiel rozegra finał Ligi Mistrzów przeciwko Trentino. Rok temu też wystąpiliście w wielkim finale rozgrywek, ale wtedy lepsza, wygrywając 3:2, okazała się ZAKSA. Czego zabrakło?
Może zbyt łatwo ograliśmy ich kilkanaście dni wcześniej, w rywalizacji o złoto PlusLigi? Oni zdołali się zregenerować i w finale Ligi Mistrzów byli dużo silniejszą drużyną. Tym razem mierzymy się z Trentino. To też bardzo silny rywal, dodatkowo mający w sobie gen wygrywania wielkich spotkań. Co prawda w play-off ligi włoskiej coś poszło nie po ich myśli i niespodziewanie odpadli w półfinale z Monzą, ale pamiętajmy, że to oni byli zdecydowanie najlepsi w rundzie zasadniczej. A fakt, że przegrali ligę, może sprawić, że jeszcze bardziej będą chcieli zgarnąć tę Ligę Mistrzów.
Fot. Newspix.pl
WIĘCEJ O SIATKÓWCE NA WESZŁO: