Reklama

Wisła Kraków i finały Pucharu Polski [HISTORIA]

Piotr Rzepecki

Autor:Piotr Rzepecki

02 maja 2024, 08:55 • 17 min czytania 8 komentarzy

Blisko sto lat historii. Dziesięć finałów, cztery triumfy, sześć porażek. Przed “Białą Gwiazdą” jedenasty finał krajowego pucharu, na który kibice z Krakowa czekali szesnaście lat. Na triumf czekają jeszcze dłużej, bo ponad dwie dekady. Co warto wiedzieć przed dzisiejszym finałem Pucharu Polski z perspektywy pierwszoligowca? Zapraszamy na podróż w czasie, mała lekcja historii jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

Wisła Kraków i finały Pucharu Polski [HISTORIA]

5 września 1926, Wisła Kraków – Sparta Lwów 2:1

Skład Wisły Kraków: Jan Ketz – Aleksander Pychowski, Kazimierz Kaczor, Stefan Wójcik, Jan Kotlarczyk, Witold Gieras, Józef Adamek, Stanisław Czulak, Henryk Reyman, Władysław Kowalski, Mieczysław Balcer.

Pierwszy finał i zarazem pierwszy triumf w Pucharze Polski przypadł na rok 1926. Druga edycja tych rozgrywek była traktowana w formie nowinki, nie cieszyła się dużym zainteresowaniem. Uważano, że to rozgrywki bez tradycji. Warto oczywiście powiedzieć, że sama liga (a właściwie rozgrywki ogólnokrajowe, wyłaniające mistrza Polski, dopiero nabierały kształtu. Pierwszymi, zbliżonymi do dzisiejszych rozgrywek o mistrzostwo, były te z sezonu 1926/27, a więc kilka miesięcy po finale drugiej edycji Pucharu Polski).

Wisła, choć była murowanym faworytem, męczyła się z rywalami, zapewniając zwycięstwo w samej końcówce. Lokalne media jednak niespecjalnie ekscytowały się spotkaniem. Wiązało się to z rozpoczynającymi się Mistrzostwami Polski, ostatnią edycją rozgrywek w II Rzeczpospolitej.

Tak po latach wspominał ten mecz Kazimierz Kaczor, kapitan „Białej Gwiazdy”: W czasie rozgrywek o tę cenną nagrodę znany artysta malarz, wielki sympatyk Wisły Wlastimil Hofman obiecał nam, że jeśli zdobędziemy ten puchar, namaluje całą drużynę w naturalnej wielkości na jednym płótnie. Obietnicy dotrzymał i wspaniały konterfekt w naturalnej wielkości zdobi dziś główny hol Domu Sportu Wisły (później przeniesiony do Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie – red.). Niezależnie od tego każdy zawodnik dostał indywidualny porter w koszulce Wisły. Dziś, po więcej jak pół wieku, jest to tym cenniejszą pamiątką, że przypomina dawne młode i bardzo przyjemnie spędzone lata. Lata, w których Wisły dopiero wyrastała na „Pany!”.

Reklama

„Ilustrowany Kuryer Codzienny”

1926, nr 246 (7 IX)

16 września 1951, Gwardia Kraków – Unia Chorzów* 0:2

Skład Wisły Kraków: Jerzy Jurowicz – Mieczysław Dudek, Stanisław Flanek, Jan Wapiennik, Mieczysław Szczurek, Józef Mamoń, Zbigniew Kotaba, Zbigniew Jaskowski (Rudolf Patkolo), Józef Kohut, Mieczysław Gracz, Zdzisław Mordarski. Trener: Michał Matyas.

Były to szczególne rozgrywki. Wystarczy wspomnieć, że niezależnie od rozgrywek ligowych (w których Wisła Kraków była drużyną najskuteczniejszą), to zdobywca Pucharu Polski został… mistrzem kraju. To była pierwsza i zarazem ostatnia edycja, w której zastosowano ten przedziwny zabieg.

 – Mecz ten przegraliśmy 0:2, a Ruch został mistrzem Polski – wspominał Zbigniew Lech, rezerwowy bramkarz tamtej Wisły Kraków. – Tytuł ten nadano dla podniesienia rangi rozgrywek Pucharu Polski. Decyzja taka była wiadoma już wcześniej, niektórzy nasi zawodnicy jednak czuli się w tej sytuacji oszukani. Fakt, decyzja ta była kuriozalna, co okazało się już po roku, gdy Polonia Warszawa zdobyła Puchar, spadając do drugiej ligi! (…) Takich decyzji w stosunku do piłki nożnej było w polskim sporcie więcej. W rzeczywistości władze obawiały się wielkiej popularności tej dyscypliny w Polsce i… tłumów publiczności na meczach. Nigdy nie mamy pewności, jak zachowa się tłum w gorącej sytuacji, i władza też nie była pewna.

*zmiana nazwy Wisły Kraków na Gwardię czy Ruchu Chorzów na Unię była podyktowana sytuacją polityczną w powojennej Polsce. – Ostatecznie likwidowano samodzielność polskich klubów i związków sportowych. (…) Potem powiązano poszczególne kluby z tymi zrzeszeniami, czemu towarzyszyła zmiana tradycyjnych nazw klubowych… Programowo konsekwencją tych zmian było scentralizowanie władzy w sporcie przez zetatyzowanych, partyjnych urzędników – pisał Paweł Pierzchała, autor biografii Henryka Reymana, wiślak z krwi i kości, jeden z administratorów strony historiawisly.pl.

Zmieniano nazwy, struktury, pozbawiano wolności prawnej i finansowej, a wszelkie sekcje sportowe były sterowane centralnie, nie było mowy o jakiejkolwiek dobrowolności.

Reklama

25 lipca 1954, Gwardia Kraków – Gwardia Warszawa 0:0 (I mecz)

Skład Wisły Kraków: Zbigniew Lech – Jerzy Piotrowski, Mieczysław Szczurek, Stanisław Flanek, Leszek Snopkowski, Józef Mamoń, Marian Machowski (Wiesław Gamaj), Zbigniew Jaskowski, Włodzimierz Kościelny, Józef Kohut, Zdzisław Mordarski. Trener: Michał Matyas.

Starsi kibice doskonale pamiętają mecz o finał mistrzostw świata 1974 rozgrywany między RFN-em a Polską na wodzie. Ponad dekadę temu byliśmy świadkami basenu narodowego przy okazji meczu z Anglikami w eliminacjach mundialu 2014, jednak historii, gdzie pogoda płata figla zawodnikom nie brakuje. Taki był pierwszy mecz finałowy między warszawską Gwardią a Wisłą.

Sami piłkarze wspominają, że ten mecz miał polityczne tło, a reprezentanci krakowskiego zespołu czuli, że… lepiej by było, gdyby to Gwardia Warszawa sięgnęła po triumf w Pucharze Polski.

Do Warszawy przyjechało wiele osób z Krakowa. Byli to przeważnie działacze klubowi lub wierni kibice – opowiadał Lech. – Odnieśliśmy wrażenie, że wszyscy dookoła byli bardziej zdenerwowani spotkaniem niż sami zawodnicy. Działacze z Warszawy (byliśmy drużynami tego samego pionu) niedwuznacznie dawali nam odczuć, że w tym spotkaniu nie możemy wygrać – puchar zostanie dla Gwardii, ale w Warszawie. Przypomniała nam się historia sprzed lat – wrócił pamięcią Zbigniew Lech do meczu z Unią Chorzów, niespodziewanie przegranego przez wiślaków.

Zbigniew Lech: – Początkowo gra była nerwowa i raczej słaba, ale można było zauważyć, że toczy się pod nasze dyktando – wybiliśmy gwardzistów z ich stylu gry. Mieliśmy nawet pewną przewagę. Tuż przed przerwą do centry Mariana Machowskiego doszedł Zdzisiek Mordarski. (…) Mogliśmy prowadzić. Przerwa. W szatni nastrój podniecony. „Więcej strzelajcie w ataku, grajcie szerzej” – padają uwagi. Do defensywy nikt nie miał zastrzeżeń. Mietek Szczurek zaopiekował się bardzo skutecznie Hachorkiem (Stanisław Hachorek, napastnik Gwardii – red.), „Piotruś” – Piotrowski nie pozwolił hasać „Baśce” – Baszkiewiczowi i atak Gwardii kulał. Idziemy na boisko. Obserwuję duże zdenerwowanie w obozie Gwardii. Niemal na każdym zawodniku „wisi” jakiś działacz, doradzający zdenerwowanym szeptem. Mecz rozpoczął się od ataków Gwardii, jednak nie były to precyzacje zagrania i nie mogły zakończyć się powodzeniem przy czujnej grze naszej defensywy. Gra jest wyrównana. Nasi napastnicy również nie mogli poradzić sobie z „Dziadkiem” Maruszkiewiczem, królującym przed swoją bramką, a nieliczne strzały bronił Tomek Stefaniszyn. Nad stadionem zapadał zmrok, gdy sędzia odgwizdał koniec spotkania. Dogrywka, dwa razy piętnaście minut. Gwardziści są zupełnie zdeprymowani, grają nerwowo, bez żadnej koncepcji. Uzyskujemy przewagę, wyraźnie przeważamy. Byle zdobyć bramkę! Na stadionie zapadają ciemności. Błyskają flesze fotoreporterów, którzy chcą uchwycić rozstrzygającą bramkę. (…) Wybicie piłki, gwizdek sędziego, koniec meczu. 0:0. Czy koniec? Trwają targi o następną dogrywkę. Sędzia decyduje, że jest zbyt ciemno na kontynuowanie gry. Nasi są niezadowoleni. Być może, że gdybyśmy grali nadal – wygralibyśmy. Panowaliśmy nad grą, a Gwardia była wyraźnie „rozklejona”. (…) Wieczorem pojechaliśmy na kolację z piłkarzami Gwardii. Pikantnym szczegółem jest fakt, że kolacja ta miała być bankietem na cześć zdobycia przez Gwardię Pucharu Polski. Nie ukrywali tego i działacze, i piłkarze tego klubu. Mijała gorączka meczowa, wszyscy zaczęli się zastanawiać nad dalszymi losami spotkania. Telefonowano do rożnych instytucji, nikt nie umiał dać wiążącej odpowiedzi: kiedy dalsza rozgrywka o puchar.

9 września 1954, Gwardia Warszawa – Gwardia Kraków 3:1 (powtórzony mecz)

Skład Wisły Kraków: Jerzy Jurowicz (Zbigniew Lech) – Jerzy Piotrowski, Mieczysław Szczurek, Stanisław Flanek, Leszek Snopkowski, Józef Mamoń, Zdzisław Mordarski, Zbigniew Kotaba (Józef Kohut), Włodzimierz Kościelny, Wiesław Gamaj, Antoni Rogoza. Trenerzy: Czesław Skoraczyński, Mieczysław Gracz.

Ostatecznie wyznaczono powtórzony mecz na początek następnego sezonu. Do spotkania doszło we Wrocławiu. Początek należał do Gwardii, w 22. minucie już zespół z Warszawy prowadził 2:0.

– Ośmielam się twierdzić, że gdyby w czasie trwania pierwszego spotkania rozegrano kolejną dogrywkę, Puchar Polski przywiozłaby Wisła do Krakowa. Jeśli nawet nie jest to pewne – to wolno mi w to wierzyć – mówił Lech, który bronił wówczas w drugiej połowie.

Jedyną bramkę dla Wisły Kraków zdobył Włodzimierz Kościelny. Było to trafienie na otarcie łez, bo gol padł dopiero w 88. minucie.

9 lipca 1967, Raków Częstochowa – Wisła Kraków 0:2

Skład Wisły Kraków: Henryk Stroniarz (Błażej Karczewski) – Fryderyk Monica, Władysław Kawula, Tadeusz Polak, Antoni Heród (Ryszard Budka), Ryszard Wójcik, Wiesław Lendzion, Józef Gach, Andrzej Sykta, Czesław Studnicki, Hubert Skupnik. Trener: Mieczysław Gracz.

Wisła Kraków na swój drugi triumf w Pucharze Polski czekała aż 41 lat. I podobnie jak przed laty ze Spartą Lwów, zespół z Krakowa był murowanym faworytem, jednak mecz był wyrównany. Drogę do bramki rywali piłkarze „Białej Gwiazdy” znaleźli dopiero w dogrywce. W 117. minucie strzelił Andrzej Sykta, a na 2:0 wynik ustalił cztery minuty później Hubert Skupnik.

Co ciekawe, relacjonujące ten mecz krakowskie gazety – Echo Krakowa i Gazeta Krakowska, nie były zgodne co do obrazu meczu. Zdaniem pierwszej gazety to Wisła przeważała, z kolei Gazeta Krakowska chwaliła wyczyny drużyny z trzeciego szczebla. – W I połowie znacznie skuteczniejsi i szybsi byli piłkarze Rakowa. Mieli też więcej sytuacji podbramkowych. Krakowianie natomiast grali bez wyrazu. Szczególnie dotyczy to napastników, którzy w żaden sposób nie potrafili sobie poradzić z ambitnymi, ale nie najlepszymi obrońcami Rakowa. Po przerwie sytuacja zmieniła się nieco na korzyść krakowian, lecz jeszcze nie na tyle, by można im było wróżyć zwycięstwo – relacjonowała Gazeta Krakowska.

9 maja 1979 roku, Wisła Kraków – Arka Gdynia 1:2

Skład Wisły Kraków: Stanisław Gonet – Marek Motyka, Henryk Maculewicz, Krzysztof Budka, Zbigniew Płaszewski, Leszek Lipka (Andrzej Targosz), Zdzisław Kapka, Adam Nawałka (Jan Jałocha), Janusz Krupiński, Kazimierz Kmiecik, Michał Wróbel. Trener: Orest Lenczyk.

Finał w Lublinie nie jest przez kibiców Wisły Kraków dobrze wspominany. Choć zaczął się obiecująco, bo wynik otworzył Kazimierz Kmiecik, najlepszy strzelec w historii Wisły (153 trafienia), obecnie członek sztabu szkoleniowego „Białej Gwiazdy”, to zespół z Gdyni potrafił odpowiedzieć dwoma golami w drugiej połowie.

– Do przerwy wszystko było pod kontrolą – prowadziliśmy 1:0 (a powinniśmy wyżej) i na drugą połowę wszyliśmy chyba za bardzo rozluźnieni – wspominał Marek Motyka, obrońca Wisły, który grał w finale. – No i błyskawicznie dostaliśmy dwie bramki. Potem otrząsnęliśmy się, atakowaliśmy, ale wyrównać się już nie udało.

Co ciekawe, cały mecz jest dostępny na YouTube. Może i kopia nie najlepsza, ale dla kibiców Wisły Kraków to świetna okazja do nadrobienia przed dzisiejszym meczem z Pogonią.

19 czerwca 1984 roku, Wisła Kraków – Lech Poznań 0:3

Skład Wisły Kraków: Jerzy Zajda – Marek Motyka, Piotr Skrobowski (Wojciech Gorgoń), Krzysztof Budka, Jan Jałocha (Marek Świerczewski), Andrzej Targosz, Adam Nawałka, Janusz Nawrocki, Marek Banaszkiewicz, Andrzej Iwan, Michał Wróbel. Trener: Edmund Zientara.

Kolejny finał, kolejne rozczarowanie. Lech Poznań prowadzony przez Wojciecha Łazarka przejechał się po Wiśle, pisały wówczas media. Bramki w finale na stadionie Legii Warszawa strzelali Henryk Miłoszewicz, Mirosław Okoński i Czesław Jakołcewicz.

Echo Krakowa: Smutne to bardzo, szczególnie dla krakowskich sympatyków piłki nożnej, ale o postawie zespołu Wisły we wczorajszym finale Pucharu Polski nie można napisać choćby jednego dobrego słowa. Jedenastka z ul. Reymonta jakby zupełnie zapomniała na czym polega gra w futbol. Przez 90 minut wiślacy nie potrafili przeprowadzić składnej akcji, nie oddali groźnego strzału na bramkę Lecha. Zewsząd padały pytania: co się dzieje z Iwanem, dlaczego tak słabo spisują się Skrobowski, Jałocha, Nawałka? Na dobrą sprawę to nie można mieć zastrzeżeń jedynie do Zajdy. Skapitulował, co prawda, trzy razy ale za gole zdobyte przez poznaniaków winę ponoszą obrońcy.

Wisła Kraków nie uratowała wtedy sezonu, bo w lidze skończyła sezon – co było wtedy niewyobrażalnie słabym wówczas wynikiem – dopiero na 11. miejscu.

6 czerwca 2000 roku, Wisła Kraków – Amica Wronki 2:2 (I mecz)

Skład Wisły Kraków: Artur Sarnat – Marek Zając, Grzegorz Lekki (75’ Grzegorz Kaliciak), Kazimierz Węgrzyn, Kazimierz Moskal – Radosław Kałużny, Ryszard Czerwiec (67’ Maciej Żurawski), Tomasz Kulawik (75’ Grzegorz Pater), Kamil Kosowski – Tomasz Frankowski, Olgierd Moskalewicz. Trener: Adam Nawałka.

Powoli dochodzimy do czasów najnowszych. O meczach możemy mówić bardziej szczegółowo, nie bazować tylko na relacjach świadków tych wydarzeń czy wycinków gazet. Pierwsze starcie w dwumeczu finału Pucharu Polski między Wisłą a Amiką było wyrównane, w stolicy Małopolski padł remis 2:2. Dla „Białej Gwiazdy” dublet ustrzelił Tomasz Frankowski, z kolei dla gości trafili Remigiusz Sobociński i Tomasz Sokołowski II.

Wynik odebrano z dużym niedosytem, jednak rewanżowe starcie, które odbyło się trzy dni później, jawiło się jako doskonała szansa na pokazanie swoich umiejętności, poprawienie się, zwłaszcza w fazie finalizacji.

Tak po końcowym gwizdku w Krakowie mówił Olgierd Moskalewicz: – Dobrze, że uratowaliśmy remis. Ten wynik jeszcze niczego nie przesądza i nie straciliśmy szans na sięgnięcie po puchar. Mieliśmy pecha w podbramkowych sytuacjach, kilka razy piłka o włos omijała bramkę Amiki.

Widowisko na stadionie w Krakowie oglądało z trybun około 10 tys. kibiców.

trybuny w Krakowie podczas meczu Wisły z Amiką

źródło: historiawisly.pl

9 czerwca 2000 roku, Amica Wronki – Wisła Kraków 3:0 (II mecz)

Skład Wisły Kraków: Artur Sarnat – Marek Zając, Arkadiusz Głowacki, Kazimierz Węgrzyn, Kazimierz Moskal – Radosław Kałużny, Olgierd Moskalewicz, Tomasz Kulawik (46’ Grzegorz Kaliciak), Kamil Kosowski (81’ Grzegorz Pater), Brasilia (46’ Maciej Żurawski) – Tomasz Frankowski. Trener: Adam Nawałka.

Jeśli po pierwszym meczu w Krakowie kibice Wisły byli rozczarowani, to po rewanżu we Wronkach czuli właściwie wstyd. „Deklasacja”, to hasło wybrzmiewało najczęściej z gazet po spotkaniu rewanżowym.

Krakowskie dzienniki poza krytyką (absolutnie zasłużoną) pod adresem piłkarzy „Białej Gwiazdy” punktowały także arbitra, Tomasza Mikulskiego, a więc obecnego przewodniczącego zarządu Kolegium Sędziów PZPN.

Tak po meczu pisał znany krakowski dziennikarz Mateusz Miga, dziś TVP Sport. – W 72. minucie doszło do kontrowersyjnej sytuacji. Wychodzący Czesław Michniewicz (zmienił kontuzjowanego Jarosława Stróżyńskiego) zderzył się z Radosławem Kałużnym po czym chwycił go wpół i nie pozwolił dojść do piłki. Ewidentne przewinienie nie zostało dostrzeżone przez sędziego, a szkoda, bo bramka przy stanie 2:0 mogła dodać wiślakom skrzydeł. Chwilę później w polu karnym padł podcinany Tomasz Frankowski, co również nie spotkało się z należytą reakcją sędziego.

7 maja 2002 roku, Amica Wronki – Wisła Kraków 2:4 (I mecz)

Skład Wisły Kraków: Artur Sarnat – Kamil Kuzera, Bogdan Zając, Mariusz Jop, Marcin Baszczyński – Grzegorz Pater (55’ Kalu Uche), Kazimierz Moskal, Mirosław Szymkowiak, Kamil Kosowski – Maciej Żurawski, Tomasz Frankowski. Trener: Henryk Kasperczak.

Dwa lata po wstydliwym dla Wisły Kraków dwumeczu, „Biała Gwiazda” miała okazję się zrewanżować klubowi z Wronek.

Co ciekawe, na początku maja 2002 roku obie ekipy grały ze sobą trzykrotnie. Poza finałowym dwumeczem o Puchar Polski, Wisła podjęła Amikę w Krakowie w ostatniej kolejce ligowej. „Biała Gwiazda” wygrała 1:0 po bramce Tomasza Frankowskiego, przypieczętowując wicemistrzostwo Polski. Zespół z Wronek był trzeci.

– Z Amiką gra się nam trudno i trzeba będzie ostro powalczyć, by wygrać z nią rywalizację. Jesteśmy w lepszej od rywala sytuacji, bo rewanż gramy w Krakowie, ale dobrze byłoby już we wtorek uzyskać korzystny wynik, przynajmniej remis – mówił przed meczem kapitan Wisły, Kazimierz Moskal.

Pierwszy mecz tym razem zespół ze stolicy Małopolski grał na wyjeździe. Wydawało się, że nie padnie duża liczba bramek, a na dobre worek z golami rozwiązał się po godzinie gry.

Wynik otworzyli gospodarze za sprawą Tomasza Dawidowskiego. W 56. minucie odpowiedział Tomasz Frankowski, a kilka minut później Amica ponownie wyszła na prowadzenie za sprawą Marka Zieńczuka. Potem strzelali już tylko podopieczni Henryka Kasperczaka, dwa gole zapisał Kamil Kosowski, a jedno dołożył Maciej Żurawski.

10 maja 2002 roku, Wisła Kraków – Amica Wronki 4:0 (II mecz)

Skład Wisły Kraków: Artur Sarnat – Marcin Baszczyński, Arkadiusz Głowacki, Bogdan Zając, Mariusz Jop – Grzegorz Pater (75’ Kalu Uche), Kazimierz Moskal, Mirosław Szymkowiak, Kamil Kosowski (71’ Tomasz Kulawik) – Maciej Żurawski (71’ Ryszard Czerwiec), Tomasz Frankowski. Trener: Henryk Kasperczak.

Przed rewanżowy meczem w Krakowie, wiślacy mieli jeden cel: utrzymać tempo z pierwszego starcia we Wronkach. Poza tym, do składu wrócił Arkadiusz Głowacki, który nie mógł wystąpić trzy dni wcześniej z uwagi na zebrane żółte karki. Amica od początku była nastawiona na atak i odrobienie straty. Wiślacy bezwzględnie to wykorzystali.

Dwa pierwsze trafienia padły w 18. i 27. minucie. Był to niewątpliwie najlepszy czas jednego z najciekawszych duetów napastników w historii polskiej ligi – Tomasza Frankowskiego i Macieja Żurawskiego. Właśnie to oni wpisali się na listę strzelców. W końcówce uderzył raz jeszcze „Franek” oraz zmiennik w tamtym spotkaniu, Kalu Uche.

Żurawski po końcowym gwizdku: Głównym celem było zdobycie mistrzostwa, ale takie chwile jak ta dzisiejsza są bardzo miłe. Zdobyliśmy Puchar Polski, na który wszyscy zapracowali. Szkoda tylko, że ta forma za późno przyszła, ale przyszła i trzeba się z tego cieszyć. Tym bardziej, że Wisła od wielu lat nie zdobyła Pucharu Polski.

7 maja 2003 roku, Wisła Kraków – Wisła Płock 0:1 (I mecz)

Skład Wisły Kraków: Adam Piekutowski – Marcin Baszczyński (61’ Daniel Dubicki), Arkadiusz Głowacki, Mariusz Jop, Maciej Stolarczyk – Grzegorz Pater, Mirosław Szymkowiak, Mauro Cantoro, Kamil Kosowski – Marcin Kuźba, Maciej Żurawski (46’ Tomasz Frankowski). Trener: Henryk Kasperczak.

To był jeden z tych sezonów, który na zawsze zapamiętają najwierniejsi fani Wisły Kraków. Dublet. Dwa trofea. Rozgrywki szczególne dla krakowskiej Wisły. Pierwszy mecz finałowy z imienniczką z Płocka nie należał do najłatwiejszych. Trener Kasperczak nie mógł liczyć na zawieszonego Kalu Uche, a po niespodziewanej porażce 0:1 przed własną publicznością szkoleniowiec narzekał na urazy i trudny terminarz na finiszu sezonu.

– Problemem jest to, że zawodnicy wracają po różnych problemach zdrowotnych, nie mogą grać w optymalnej dyspozycji, brakuje im świeżości. Rozgrywamy teraz bardzo wiele meczy. Myślę, że zawodnicy wrócą do pełni dyspozycji a wtedy będą grali lepiej – mówił Kasperczak na pomeczowej konferencji.

Wydawało się, że w szatni Wisły Kraków nie jest także najlepiej. – Jak się nie biega, to się meczu nie wygra – mówił zaraz po spotkaniu Marcin Baszczyński. – Ostatnio trochę nie realizujemy schematów, które mieliśmy opracowane i to jest główny problem. Tworzą się luki między obroną, a pomocą i atakiem. Ta nasza najsilniejsza broń, gra skrzydłami, też nam nie wychodzi, trzeba to sobie przywrócić w głowie i grać tak samo, jak graliśmy do tej pory.

14 maja 2003 roku, Wisła Płock – Wisła Kraków 0:3 (II mecz)

Skład Wisły Kraków: Adam Piekutowski – Mariusz Jop, Arkadiusz Głowacki, Jacek Paszulewicz, Maciej Stolarczyk – Kalu Uche (75’ Grzegorz Pater), Mirosław Szymkowiak (69’ Kazimierz Moskal), Mauro Cantoro, Kamil Kosowski – Marcin Kuźba (80’ Paweł Strąk), Maciej Żurawski. Trener: Henryk Kasperczak.

Rewanż w Płocku był popisem duetu napastników Żurawski – Kuźba. Ten pierwszy otworzył wynik, a drugi zapisał dwa gole. Wisła Kraków pewnie wygrała na stadionie swojej imienniczki, ciesząc się niemal przy pustych trybunach.

Kosowski: Zdobycie pucharu nie smakuje tak jak przed rokiem, głównie dlatego że nie wywalczyliśmy go na własnym boisku. Wręczenie medali i pucharu miałoby lepszą oprawę w Krakowie przy dziesięciu tysiącach naszych fanów. Ale i tak dziękujemy najwytrwalszym 40 kibicom, którzy z Krakowa dotarli do Płocka, żeby nas wspierać dopingiem.

Walka o mistrzostwo jeszcze trwała, więc Henryk Kasperczak gasił optymizm i zalecał wstrzymywać fetę, kiedy już będzie jasne, że Wisła zgarnie nie tylko Puchar, ale i tytuł mistrza Polski. – Dziękuję gospodarzom za szczere gratulacje i życzenia. Ja ze swojej strony życzę Wiśle Płock, by po tym przegranym finale utrzymała się w lidze, a daj Boże, że my zdobędziemy mistrzostwo kraju i wówczas zespół z Płocka zagra w europejskich pucharach. Teraz skupimy się na walce o mistrzostwo, wierzę że z powodzeniem.

13 maja 2008 roku, Legia Warszawa – Wisła Kraków 0:0, 4:3 po karnych

Skład Wisły Kraków: Mariusz Pawełek – Marcin Baszczyński, Arkadiusz Głowacki, Cleber, Piotr Brożek – Wojciech Łobodziński (60’ Tomas Jirsak), Radosław Sobolewski, Mauro Cantoro, Marek Zieńczuk, Rafał Boguski (99’ Junior Diaz) – Radosław Matusiak (46’ Jean Paulista). Trener: Maciej Skorża.

Ostatni finał Pucharu Polski, w którym zagrała Wisła Kraków. Pechowy. Przegrany po rzutach karnych.

Gdyby udało się wygrać, to „Biała Gwiazda” – jak przed pięciu laty – sięgnęłaby po dublet, a być może nawet i potrójną koronę, mowa jeszcze o Pucharze Ekstraklasy, ale te dwa trofea sprzątnęła krakowianom Legia.

W starciu finałowym zabrakło Pawła Brożka, najlepszego strzelca tamtych rozgrywek Ekstraklasy. Nabawił się urazu na przedmeczowej rozgrzewce, wypadł w ostatniej chwili. –  Przed spotkaniem z Vitorią Guimaraes miałem problem z mięśniami skośnymi brzucha i to mi się odnowiło w meczu z Zagłębiem Sosnowiec. Nie mówiliśmy o tym, bo to był dla nas bardzo ważny mecz. Robiliśmy wszystko, wziąłem nawet blokadę, ale po wyjściu na boisko uznałem, ze nie dam rady – mówił sam zainteresowany.

O zwycięzcy zadecydował konkurs rzutów karnych. W drużynie Wisły skutecznie egzekwowali swoje jedenastki Arkadiusz Głowacki, Marek Zieńczuk i Cleber. Strzały Jeana Paulisty oraz Marcina Baszczyńskiego obronił Jan Mucha. O ile można było mówić, że uderzenie tego pierwszego nie było najwyższych lotów, to strzał 35-krotnego reprezentanta Polski był naprawdę niezły. Fenomenalnie wyciągnął to Mucha.

„Baszczu” po meczu: Karne to zawsze trochę loterii. Uważam, że moje uderzenie nie było złe. Potwierdzali to chłopaki z drużyny. Mariusz Pawełek mówił nawet, że Mucha zrobił dwa kroki w przód przed uderzeniem, sędzia jednak nie zareagował, z resztą kilkakrotnie nie widział dziś różnych rzeczy.

Możemy spekulować, co by było w erze VAR, ale to jedna z tych dyskusji akademickich, która prowadzi donikąd.

Podsumowując: Wisła Kraków dziesięciokrotnie stanęła przed szansą gry o Puchar Polski. Na swoim koncie ma cztery triumfy, sześć razy uznawała wyższość rywala.

Pytamy: Jak wypadnie w jedenastym, z pewnością najbardziej prestiżowym starciu finałowym? Nie ma dwumeczów, nie będzie narzekania na arbitra (choć tutaj pewności oczywiście nie mamy) ani na decyzje związku. Nie będzie mowy o bramkarzu, który być może zrobił dwa kroki do przodu. Wisła jest w grze o marzenia. Cel główny to oczywiście awans do Ekstraklasy, ale dziś można będzie sobie ten sezon osłodzić i – kto wie – być może zapewnić sobie takiego mentalnego kopa przed czterema ostatnimi spotkaniami w sezonie ligowym oraz – wszystko na to wskazuje – barażami.

Blisko stuletnia historia Wisły Kraków i finałów Pucharu Polski czeka, by kolejna karta historii się zapisała. Nazwę rozdziału już znamy: Pogoń Szczecin i Narodowy.

***

Wspomnienia byłych zawodników Wisły Kraków użyte w tekście pochodzą z książki “Wiślacy już przyszli” autorstwa Zdzisława Skupienia i Dariusza Zastawnego.

WIĘCEJ O FINALE PUCHARU POLSKI:

Urodził się dzień po Kylianie Mbappe. W futbolu zakochał się od czasów polskiego trio w Borussi Dortmund. Sezon 2012/13 to najlepsze rozgrywki ever, przynajmniej od kiedy świadomie śledzi piłkarskie wydarzenia. Zabawy z kotem Maurycym, Ekstraklasa, powieści Stephena Kinga.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

8 komentarzy

Loading...