W ostatniej Lidze Minus powiedziałem, że pochwalę Zagłębie Lubin dopiero w chwili, gdy tak dobry mecz zagra na tle kogoś innego niż dostarczyciela overów w meczach Ekstraklasy. Radomiak w 2024 roku nie jest poważną drużyną, ba, jego sens istnienia w najwyższej lidze znowu został podważony. Ale po zakończeniu tej kolejki uzmysłowiłem sobie, że przecież „Miedziowi” drugiego takiego występu w tym sezonie mogą już nie zaliczyć. Zostały tylko cztery spotkania, nie ma co nakładać na nich niepotrzebnej presji, skoro w Lubinie i tak nie są do niej przyzwyczajeni.
Kiedy strzelasz hattricka, musisz być twarzą kozaków. Nawet jeśli wpakowałeś go Radomiakowi, trzy bramki to trzy bramki. A tak się składa, że ich autor, czyli Dawid Kurminowski, wcale nie wystrzelił nagle i niespodziewanie. Wiosnę – w przeciwieństwie do całego zespołu – ma bardzo dobrą. Przed tym spotkaniem miał pięć sztuk z pięciu innych meczów, więc nie można powiedzieć, że dopiero teraz o sobie przypomniał. Wręcz potwierdził, że jeśli Zagłębie coś może wnosić do Ekstraklasy, to znów jakościowych Polaków tego typu. Może nie pod kątem wielkiego transferu za granicę, bo Kurminowski najmłodszy już nie jest, ale żeby wyjść z lubińskiego przeciętniactwa i zapracować na fajny ruch wewnątrz ligi? Dlaczego nie.
Kozacy. Kurminowski i Chodyna z hattrickiem
11 goli w w 26 spotkaniach, gol średnio co 181 minut – to wystarczająco, zważywszy na fakt, że 25-latek nie ma kilku okazji na mecz, a przez kilka kolejek nie potrafi mieć nawet żadnej. Wśród najbardziej bramkostrzelnych napastników Kurminowski ma jeden z lepszych współczynników konwersji, czyli umiejętności zamieniana okazji na gola. To wynik w postaci 19%, a lepszym mogą pochwalić się Szkurin (34%, 14 goli), Pekhart (27%, 8), Exposito (22%, 17) i Pululu (21%, 9).
No i warto dodać, że Zagłębie Lubin jest trzynaste w Ekstraklasie pod względem zdobyczy bramkowej (35 trafień), gorsze nawet od Puszczy, co daje dodatkowy pogląd, że są w tej lidze fajniejsze zespoły do wykazywania się w ofensywie. Sam Kurminowski robi, co może, ma na swoim koncie 31% bramek całego Zagłębia, ale przez słabość kolegów ani on, ani klub nie mogą powalczyć o coś więcej. W przypadku 25-latka mowa oczywiście o królu strzelców, a Zagłębia – walce o czołówkę. Dlatego po sezonie, zupełnie serio, można życzyć zmiany szyldu i zrobienia kroku naprzód.
I wiecie co, Zagłębie ma jeszcze jednego zawodnika, którego chętnie zobaczyłbym w klubie mającym jasne ambicje i pomysł na siebie. To Kacper Chodyna, też piłkarz z rocznika 1999, który właśnie rozgrywa najlepszy sezon w swojej karierze, a z Radomiakiem zagrał w ogóle najlepszy mecz, jeśli patrzymy wyłącznie na liczby. Hattrick asyst to rzecz rzadka, odjechana, godna dużej pochwały. Chodyna jej dokonał i poszedł w ślady Dominika Marczuka, który zaliczył trzy asysty w jednym meczu… też z Radomiakiem. Nie chcemy sobie wyobrażać, co by było, gdyby ekipa z Radomia pojawiała się w terminarzu każdego klubu więcej niż dwa razy. Mielibyśmy chyba rekord indywidualny za rekordem.
Miał być przełom, wyszło jak zawsze. Zagłębie Lubin straciło kolejny sezon
Wracając do Chodyny, warto docenić nie tylko ten mecz w jego wykonaniu, ale też solidność pod bramką przeciwników. Jako prawy pomocnik ma 5 goli i 9 asyst, co dobrze koreluje z sezonem poprzednim, nawet jeśli część tego dorobku pochodzi z rzutów karnych. Wtedy miał 7 goli i 5 asyst, a zatem można już powiedzieć, że po przesunięciu w formacji o pięterko wyżej wypracował sobie regularność. Jeśli nie inne kluby Ekstraklasy, to takie z MLS czy z odrobinę lepszej ligi niż nasza mogą mieć Polaka pod lupą. I jeśli wykorzystać dobry moment na odejście jak analogicznie Kurminowski, to właśnie w tym roku. Jednemu i drugiemu kontrakty kończą się w 2025 roku, a że w Lubinie swoich karier już nie rozwiną, nie ma co się tam kisić. No, chyba że zbyt przekonujące są świetne zarobki.
Badziewiacy. Po co tej lidze Radomiak?
A jeśli już mowa o przekonywaniu, chciałbym zobaczyć wykład, w którym ktoś argumentuje sens istnienia Radomiaka Radom w Ekstraklasie. Bo patrząc na 2024 rok, wraca to samo pytanie. Fajnie, że mają tam uroczy herb, czasami ściągną ciekawego piłkarza, ale nie da się nie odnieść wrażenia, że to wszystko oparte jest na dużej losowości. Jak wyjdzie – spoko, mamy fajnego Pedro Henrique, na którym zarobimy. Jak nie, sorry, Jardel i mu podobni będą kopać się po czole. A Dawid Abramowicz, który rozgrywa w Radomiu już piąty sezon, tylko patrzy na kolejnych kolegów z różnych części świata, zastanawiając się pewnie, kiedy ten cyrk się zakończy.
Narady w Radomiaku. Zagrożony nie tylko trener, ale i dyrektor Moraru
Sposób budowania tej drużyny nie od wczoraj jest dość absurdalny, ale w tym sezonie wszedł na inny poziom. Można chwalić Radomiaka, że przez znajomości z agentami udało mu się wyrwać takiego Vuskovicia na wypożyczenie, ale w ostatnich tygodniach nawet ten argument w Radomiu wytrącili sobie z rąk, po tym co zaczęli wyprawiać w defensywie. Nie jest bowiem normalne, że w trakcie jednej rundy masz już tyle kompromitacji na koncie. Nawet ŁKS czy Ruch w przekroju całej kampanii nie mają ich aż tyle i to w takiej skali. Po 0:6 z Cracovią, 0:4 z Pogonią, 0:4 z Koroną i 2:3 z ŁKS-em przyszło 3:4 z Zagłębiem. Tylko zaznaczmy, że w ostatnich dwóch przypadkach było do pewnego momentu 0:3 i 1:4, więc niech ktoś czasem nie myśli, że Radomiak walczył jak równy z równym.
W badziewiakach naturalna jest zatem obecność aż czterech zawodników Radomiaka, a załapali się jeszcze Flip&Flap ze Śląska Wrocław. Sześć tygodni temu pisaliśmy:
W zasadzie trudno powiedzieć, który z nich bardziej nie lubi się z piłką. Sami przyznacie, że taka antypatia może być problematyczna, skoro mowa o profesjonalnych sportowcach. A to ani prosto piłki kopnąć nie potrafi, ani z powodzeniem przeprowadzić jej z punktu A do B, mijając po drodze więcej niż kilka pachołków. Tym samym wiemy już, czego obaj unikali na lekcjach WF-u w szkole podstawowej, ale, żeby tylko się nie czepiać, mamy również dobrą wiadomość: panowie, są też inne fajne sporty. Jeśli nie wychodzi w piłce nożnej, zawsze można spróbować swoich sił w rugby albo futbolu amerykańskim.
Ale Żukowski z Klimalą dalej próbują sił w piłce nożnej. Sęk w tym, że koniec sezonu za pasem, a im dalej nie wychodzi. Klimala w meczu z Ruchem zmarnował patelnię na pustą bramkę (nawet nie trafił w bramkę), która dałaby Śląskowi remis. Ostatecznie ekipa Jacka Magiery skompromitowała się na własnym stadionie, bo przecież do 86. minuty przegrywała 0:3 z drużyną, która właściwie spadła z ligi. I aż przypomniały się całkiem niedawne czasy, dokładnie sprzed dwóch lat, kiedy Śląsk dostawał czwórkę od Termaliki.
Piłkarze Śląska mają szczęście, że tym razem grają o podium Ekstraklasy. Dzięki temu porażka z Ruchem przejdzie bokiem, choć to i tak nie zmienia faktu, że mówimy o najgorszej ekipie w lidze w 2024 roku z najgorszym napastnikiem i skrzydłowym. Jeden nie zdobył bramki przez 557 minut, a drugi od początku sezonu (1115 minut) nawet nie wypracował jednej asysty. Dramat, po prostu dramat i wielkie rozczarowanie.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Raport kadrowiczów na pięćdziesiąt dni przed meczem Polaków na Euro [ANALIZA]
- Jak kluby Ekstraklasy zarządzają swoimi wychowankami? [ANALIZA]
- Rekordy frekwencji w Ekstraklasie. „Wyjście na mecz stało się bardziej prestiżowe”
- Mazur: Podolski nie przesądził o wyborach, ale w mediach to on jest zwycięzcą [WYWIAD]
- KRÓLEWSKI: UWAŻAM, ŻE W SPADKU WISŁY KRAKÓW JEST 100% MOJEJ WINY [WYWIAD WIDEO]
Fot. Newspix