Nie będziemy oszukiwać, szykując się do meczu Warty Poznań ze Stalą Mielec, a także widząc szarówkę za oknem, przygotowaliśmy sobie ciepły kocyk, gorące mleko i wygodne miejsce w fotelu. Zapowiadało się na kolejny paździerz, ale miło się rozczarowaliśmy. Obie ekipy zapewniły nam mnóstwo emocji i grad goli, a Zieloni zrobili spory krok w kierunku utrzymania.
Zrozumcie nas i nasze podejście do tego spotkania. Odkąd obie drużyny awansowały do Ekstraklasy, czyli od sezonu 2020/21, w bezpośrednich meczach nie strzeliły więcej niż jednego gola. Łącznie w siedmiu starciach padło sześć trafień. W szczególe tak wyglądały te spektakularne potyczki:
- Listopad 2020: Stal – Warta 0:1
- Kwiecień 2021: Warta – Stal 0:0
- Październik 2021: Warta – Stal 0:0
- Kwiecień 2022: Stal – Warta 0:1
- Listopad 2022: Warta – Stal 1:1
- Maj 2023: Stal – Warta 1:0
- Październik 2023: Stal – Warta 0:1
Tylko po tej historii powinniśmy być usprawiedliwieni z przygotowania koca i mleka. A przecież w ostatnich dniach nie za dobrze działo się ani w jednej, ani drugiej drużynie. Warta ogłosiła bowiem rozstanie z trenerem Dawidem Szulczkiem. Widać, że obie strony są już zmęczone tą współpracą i to ostatni moment, by rozstać się w zgodzie. Szerokim echem odbił się również wywiad, jakiego udzielił Niilo Maenpaa. Fin powiedział w rodzimych mediach, że nie otrzymuje wypłat na czas i nie wie, dlaczego siedzi na ławce. Stal natomiast po dobrym początku wiosny, mocno zwolniła i nie wygrała żadnego z ostatnich czterech spotkań, przez co nie potrafi postawić ostatniego kroku w swoim utrzymaniu. Do tego personalnej porażki doznał prezes klubu Jacek Klimek, przegrywając wybory samorządowe na prezydenta Mielca zaledwie o kilka punktów procentowych.
A tu w mroźny poniedziałkowy wieczór obejrzeliśmy aż siedem bramek! No kogoś tu zdrowo popieprzyło.
A już na pewno Adama Zrelaka. Słowak stracił większość sezonu z powodu zerwanych więzadeł. Pauzował od września do kwietnia. Starcie ze Stalą było jego czwartym meczem z rzędu w podstawowym składzie. Już przed tygodniem widzieliśmy, że jego forma zwyżkuje, bo to po jego trafieniu Warta pokonała Koronę Kielce. W poniedziałek jednak eksplodowała, a Zrelak przeszedł samego siebie. Skompletował bowiem hat-tricka.
Pierwsze trafienie to fantastyczne uderzenie zza pola karnego. Nie dość, że popisał się precyzją, to jeszcze sprytem, bo strzał zza obrońcy nie należy do najłatwiejszych. Warta podkreślenia w tej sytuacji jest również asysta zaliczona przez fińskiego buntownika. Maenpaa nie może co prawda pochwalić się jakimś spektakularnym podaniem, ot przepchnął Berta Esselinka, ale zrobił to na tyle skutecznie, że Zrelak mógł oddać celny strzał.
Drugie trafienie to już typowy instynkt snajpera Słowaka. Wiedział, gdzie może spaść piłka po złym wybiciu Mateusza Kochalskiego i pewnie wykorzystał błąd bramkarza. Natomiast trzeci gol to świetne wyjście do prostopadłego podania i dokonanie egzekucji. W czterech meczach po powrocie do zdrowia Zrelak zdobył już cztery bramki, dlatego ciężko nie zgodzić się ze słowami trenera Szulczka, który stwierdził, że z napastnikiem w składzie Warta plasowałaby się teraz na spokojnym miejscu w środku tabeli. Zastąpić Słowaka się jednak nie udało, dlatego Zieloni dalej muszą drżeć o ligowy byt, ale zwycięstwem nad Stalą zrobili kolejni ważny krok w tym kierunku.
Nie udałoby się to jednak, gdyby nie inni mniejsi bohaterowie. Rozpoczęło się od ciekawego rozwiązania taktycznego i zamianie wahadeł. Mohamed Mezghrani zagrał na lewej stronie, a Konrad Matuszewski na prawej. Szybko przyniosło to gola, bo po świetnym rajdzie i dryblingu Belga pierwszego gola w meczu strzelił 22-latek. Później Mezghrani jeszcze kilkukrotnie pokazał się z dobrej strony, popisywał się swoją szybkością i sprintami, których robi najwięcej w lidze. Dorzucił również drugą asystę, precyzyjnie dośrodkowując na głowę Dawida Szymonowicza.
I moglibyśmy dalej rozpływać się nad zawodnikami Zielonych, gdyby nie fakt, że popełnili dwa ogromne błędy, które mogły ich wiele kosztować. Co wychodzili na prowadzenie, to szybko je tracili. Najpierw kolejną babę w tym sezonie dał Jędrzej Grobelny, do czego sam się przyznał w przerwie, prezentując gola Alvisowi Jaunzemsowi. Bramkarz zabawił się w „piłka parzy” we własnej szesnastce. Jeszcze gorzej wyglądała strata bramki do szatni. Jakub Bartkowski dał się przestawić w polu karnym Ilji Szkurinowi i do przerwy był remis 2:2.
W drugiej połowie Warta nie dała się już ponownie zaskoczyć, dzięki czemu zrobiła ważny krok w kwestii utrzymania, a także w tym, żeby przestać być najgorszą drużyną u siebie w tym sezonie. Dotychczas Zieloni strzelili tylko dziesięć goli. Dziś o połowę poprawili swój wynik, dzięki czemu zrównali się z Zagłębiem Lubin.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Musiolik: Urban stara się, żeby uśmiechy nie schodziły nam z twarzy
- Prezes Stali nie zostanie prezydentem Mielca. Minimalna porażka Jacka Klimka
- To nie był mecz dla telewidzów. W Chorzowie wygrali kibice
- Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
Fot. Newspix