Nie będzie przesadą stwierdzenie, że 21 kwietnia może być dniem zwrotnym w historii Śląska. Stoi za tym jeden, prosty powód: to potencjalna zmiana prezydenta Wrocławia. Już sam fakt, że mówimy o drugiej turze wyborów samorządowych, jest znaczący, a przecież to dopiero początek, jeśli spełnią się najczarniejsze sny Jacka Sutryka. Ogromna część miasta liczącego ponad 600 tys. mieszkańców przestała mu ufać czy wręcz darzyć go sympatią. W tym przypadku srebra rodowe, jakimi obecny prezydent nazywa miejski klub piłkarski, z pomocnej maszynki politycznej przeistoczyły się w wielki głaz w jego ogródku. A Izabela Bodnar, jego rywalka, mogła z tego faktu do woli korzystać, jednocześnie obiecując, że będzie lepiej.
Ale, no właśnie, czy tak rzeczywiście będzie? W pierwszej turze wyborów, które odbyły się 7 kwietnia, wrocławianie wysłali klarowny sygnał, że wierzą w zmiany. W zmiany, nie Jacka Sutryka, który – jak “mówią na ulicy” – przestał być ich gwarancją. Oczywiście nie będziemy dywagować, kto lepiej zarządzi remontem na ulicy X albo zbuduje fajniejsze ławki w parku Y, bo to nie nasza sprawa. Nie da się jednak patrzeć z obojętnością na akurat ten wyścig o fotel prezydenta, skoro osoba na nim zasiadająca kieruje losami klubu walczącego w tym sezonie o mistrzostwo Polski.
–
Spis treści
- Jacek Sutryk vs Izabela Bodnar. Rozgrywa się przyszłość Śląska Wrocław
- Bodnar dużą niewiadomą, ale też nową nadzieją dla miasta i Śląska Wrocław
- Co z prywatyzacją klubu? Możliwe, że Sutryk specjalnie ją przeciągał
- Śląsk bronią obosieczną Jacka Sutryka. Przyszedł niemiły czas rozliczeń
- Akademia Ślaska, zamiast być oczkiem w głowie, stała się wyrazem nieudolności
- Losy Śląska być może po raz ostatni w rękach wrocławian
- We Wrocławiu mogą mieć zgrzyt. Jak nie Sutryk, to Bodnar z korupcją pod dachem
Jacek Sutryk vs Izabela Bodnar. Rozgrywa się przyszłość Śląska Wrocław
Wrocławianie nie są jednak głupi. No, przynajmniej część. Tym, którzy są kibicami Śląska, trudno zamydlić dzisiaj oczy jednorazowym wyskokiem, pierwszym takim od kilkunastu lat, skoro rządy prezydenta Sutryka kojarzą się nie tylko z przeciętnością sportową, ale też dziwnymi przepływami gotówki między spółkami, przepalaniem kilkudziesięciu milionów rocznie i traktowaniem klubu jak biznesu wyłącznie z myślą o własnych korzyściach. Lista skaz, jakich dorobił się prezydent poprzez nieumiejętne, ale też cyniczne zarządzanie Śląskiem, stała się na tyle długa, że nawet najlepszy wynik od lat nie jest w stanie ich zakryć. Tym samym, jak dowodzi przebieg wyborów samorządowych we Wrocławiu, stoimy o krok od sporych zmian na naprawdę wielu płaszczyznach. Wielu, bo Śląsk tak wrył się w warstwę miejskiej polityki, że system naczyń połączonych znajdziemy niemal na każdym kroku – od gabinetu prezesa, przez loże na stadionie, po gabinety w ZOO czy innych miejskich spółkach.
Dla uporządkowania: w pierwszej turze tylko 34,3% stwierdziło, że warto dać Sutrykowi (KWW Jacek Sutryk Lewica i Samorządowcy) drugą szansę. I aż 29,9%, że Bodnar (KKW Trzecia Droga) jest lepszym wyborem. W drugiej turze prawdopodobieństwo, że Sutryk przegra, w ostatnim czasie nie zmalało, a składa się na to co najmniej kilka powodów. Marcin Torz, dziennikarz z Wrocławia i redaktor naczelny portalu ujawniamy.com, powiedział: – Jacek Sutryk bezwzględnie musi się obawiać, a powiedziałbym nawet, że strach już od jakiegoś czasu zagląda mu w oczy. Jego klęska jest bardzo możliwa. Wrocławianie pokazali mu pomarańczową kartkę, bo nieco ponad 30% głosów dla urzędującego prezydenta po pierwszej kadencji to katastrofa i siarczysty policzek w twarz. To wyraz niezadowolenia, jak miastem zarządza Sutryk, ale też jak komunikuje się z mieszkańcami. Wielokrotnie przecież ich obrażał, a nawet poniżał osoby niepełnosprawne.
Bodnar dużą niewiadomą, ale też nową nadzieją dla miasta i Śląska Wrocław
Izabela Bodnar to świeże nazwisko w świecie potyczek o najważniejsze stołki polityczne. Choć nie będące po stronie opozycji z perspektywy ogólnej, bo spod ramienia PiS startował Łukasz Kasztelowicz (19,17%), to jednak mające odmienne zdanie od Sutryka na temat kilku kwestii, które palą wrocławian. Ale do tego jeszcze dojdziemy. Dalej Torz: – Jacek Sutryk może przede wszystkim przegrać z Jackiem Sutrykiem. Izabela Bodnar w drugiej turze trochę się rozkręciła, ale prawda jest taka, że mieszkańcy Wrocławia zagłosowaliby na kogokolwiek, byle tylko nie na Sutryka. Ludzie bardziej wolą X, w tym przypadku Bodnar, niż obecnego prezydenta. Sutryka ta funkcja przerosła, stąd takie zainteresowanie panią Bodnar. Niewiele osób ją zna z działań na rzecz Wrocławia, można mieć do niej pewne uwagi, nie jest kandydatką idealną, ale na pewno pomaga jej efekt świeżości. Wcześniej Bodnar działała w organizacjach pozarządowych, prowadziła bardzo duże firmy na stanowiskach menadżerskich, była radną osiedlową i jest już posłanką od kilku miesięcy. To postać szerzej nieznana, ale dająca mieszkańcom nadzieję.
Czym objawia się ta nadzieja? Chodzi przede wszystkim – i po prostu – o dotrzymywanie obietnic. Jacek Sutryk, dopiero gdy zaczął palić mu się grunt pod nogami, przypomniał sobie, że od kilku lat jest prezydentem i ma wpływ na tak prozaiczne kwestie jak budowa ważnej linii tramwajowej łączącej centrum miasta z jednym z większych osiedli. Ale ma też swoje za uszami, jeśli chodzi o bierność w inwestycjach, obsadzanie spółek swoimi kolegami z samorządu lub członkami ich rodziny, aż wreszcie, co interesuje nas najbardziej, upolitycznienie Śląska Wrocław i używanie tematu jego prywatyzacji jako kiełbasy wyborczej. Sutryk, mimo że przez cały okres kampanii aż do wyniku pierwszej tury w ogóle tego nie robił, rzutem na taśmę zaczął zapewniać, że:
- klub ma zostać wreszcie sprywatyzowany
- i co miałoby wynikać z tego faktu – nie będzie sponsorowany przez miejskie spółki
Sęk w tym, że Jacek Sutryk w jednej kwestii robi wrocławian w balona, a w drugiej trudno mu uwierzyć, skoro zaraz minie rok, odkąd pojawił się poważny chętny na zakup Śląska. Pomijamy fakt, że Izabela Bodnar już wcześniej zadeklarowała to, o czym Sutryk sobie przypomniał, wywracając kilka punktów swojego planu wyborczego do góry nogami. Tak jak w przypadku Collegium Humanum, prywatnej uczelni z siedzibą w Warszawie, z której Sutryk ma dyplom, a którą Sutryk nagle zbojkotował. Akurat po ujawnieniu skandalu, że to “szkoła kadr PiS” i miejsce, gdzie masowo sprzedaje się dyplomy.
Jedni mówią, że najnowsze działania prezydenta to akt desperacji, inni, że naszły go oczekiwane refleksje. W każdym razie film, który 16 kwietnia opublikował na portalu X, nie wyglądał poważnie. Właśnie na nim podważył m.in. własne zarządzenie z początku roku, że Śląsk (zgodnie ze sprawozdaniem finansowym podpisanym 28 marca) otrzyma z budżetu miasta 21 mln zł. W międzyczasie zwiększono też kapitał spółki o ponad 30 mln zł i zarezerwowano dodatkowe środki na czarną godzinę, co jasno wskazuje, że Sutryk przeczy sam sobie pod presją wizji przegranych wyborów. Zapewne z myślą, że zwrot w stronę populizmów zmieni jego notowania.
Kochani. Poważnych zmian w urzędzie miasta i miejskich instytucjach ciąg dalszy. Dziś opowiem Wam o tych, które dotyczą spółek:
1. Po pierwsze jak najwyższa jakość. Będziemy przeprowadzać otwarte, czyli dostępne dla wszystkich zainteresowanych konkursy na członków zarządów
2.… pic.twitter.com/BdWjcPVJtj
— Jacek Sutryk (@SutrykJacek) April 16, 2024
Co z prywatyzacją klubu? Możliwe, że Sutryk specjalnie ją przeciągał
Inna sprawa podjęta przez Sutryka dopiero w ostatnich dniach, równie ważna, to prywatyzacja Śląska, który przeciąga się w nieskończoność. Szerzej o Westminster, czyli potencjalnym kupcu, ale też o patologiach związanych z właścicielami klubu w XXI wieku, pisaliśmy w tekście: Częściej piekło, rzadziej niebo. Saga właścicielska w Śląsku Wrocław [REPORTAŻ]. To nigdy nie był wygodny proces dla rządzących miastem, ale skala trudności zadania wcale nie tłumaczy Sutryka. Prawda jest bowiem taka, że za jego kadencji nic, mimo obietnic, się nie zmieniło. Cezary Kucharski, który partycypował przy rozmowach Westminster z miastem, pytania o fazę negocjacji kwituje teraz na portalu X emotką wzniesionych ramion, jakby w geście wskazującym na rozjechanie się interesu, nad którym miasto pracuje od lata 2023 roku. I coś w tym rzeczywiście jest, bo, jak udało nam się ustalić, wszelkie rozmowy dotyczące przyszłości Śląska w prywatnych rękach dawno zostały wstrzymane. Co kibiców może martwić, prawdopodobnie nie tylko ze względu wybory samorządowe.
Takie informacje potwierdza Marcin Torz: – Jeśli ktoś mówi, że jakieś rozmowy są w toku, kłamie. Nie ma tym momencie tematu prywatyzacji Śląska. Wszystko jest zawieszone, a czy całkowicie przerwane? Tego nie wiem. Poza tym nie wierzę, że Jacek Sutryk będzie chciał sprzedać klub. Mogę mieć jedynie nadzieję, że do tego będzie chciała doprowadzić Izabela Bodnar. Ona to deklaruje, z tym że chce powolnej i przemyślanej prywatyzacji, nie radykalnej. Wiem też, że Bodnar jest otwarta na Westminster i chciałaby dopiąć rozmowy, jeśli okazałoby się, że nie będzie żadnych trupów w szafie. Nie można na 100% wierzyć Sutrykowi i jego ekipie, jeśli oni tak powiedzieli.
Warto dodać, że Bodnar podsunęła myśl, jakiej w swoich wypowiedziach nawet na ostatnią chwilę nie wyraził Sutryk. Chodzi o pomysł, żeby urzędnicy nie odpowiadali za prywatyzację, a więc, jeśli to nie jest tylko wynik czystej zagrywki politycznej na potrzebę drugiej tury, można zakładać, że Bodnar podejdzie do tematu bardziej profesjonalnie, z pomocą wyspecjalizowanej firmy. Mała rzecz, ale być może kluczowa.
Śląsk bronią obosieczną Jacka Sutryka. Przyszedł niemiły czas rozliczeń
Z biegiem lat Jacek Sutryk nie przestał uważać Śląska za nieocenioną własność i w tym myśleniu się trochę przeliczył. W każdym razie miał powody, żeby nie przyśpieszać procesu prywatyzacji. Bądź co bądź, to kluczowa spółka, dzięki której można nie tylko ocieplać swój wizerunek (ostatecznie nie udało się), ale też sprawniej kierować przepływem pieniędzy oraz… ludzi. – Jak wyczytałem, że Śląsk dostał prawie dwa miliony złotych od ZOO za loże, pomyślałem “dramat”. Krzysztof Stanowski śmiał się, że na Barcelonie loża jest tańsza. Nie wiem, jakie tam są ceny, ale we Wrocławiu mamy do czynienia z bezczelnym przepływem gotówki. Inna sprawa, że w klubie są zatrudniani kumple Jacka Sutryka. Mówiąc wprost, Śląsk jest miejscem, w którym pieniądze zarabiają stronnicy prezydenta. Ostatnio Patryk Załęczny, prezes Śląska, tworzył sztuczny tłum jako mieszkaniec Wrocławia do zdjęć promocyjnych. On co prawda mieszka gdzieś w okolicy, ale sam fakt, że to wygląda nie najlepiej, powinien dać komuś do myślenia. To człowiek, który zarabia 35 tys. zł miesięcznie tylko dlatego, że Sutryk go wskazał. Lubię Patryka, to fajny gość, ale prawda jest taka, że nie ma kompetencji do bycia prezesem. Mi zarzucano, że ich nie mam, ale on ma jeszcze gorsze. Do tej pory to był m.in. rzecznik Aqua Parku, a teraz chodzi na spotkania jako mieszkaniec Sutryka. To wygląda jak parodia. Ba, sam Wrocław stał się trochę memem pod rządami Sutryka – nie owijał w bawełnę Torz.
I dodał: – Pytanie, czy Izabela Bodnar jest psychopatką, która potrafiłaby wyrzucić Patryka Załęcznego tylko dlatego, że wygra wybory. Szczerze w to wątpię. Tym bardziej że Patrykowi trzeba oddać, że zrobił sporo dobrych rzeczy. Ja jestem ostatnią osobą, która powinna stwierdzić, czy powinien zostać zwolniony, czy nie. Nikt raczej nie byłby takim wariatem, żeby pozbyć się jego i tych wszystkich urzędników. Tam jest mnóstwo ludzi, razem z prezesem Załęcznym, którzy naprawdę zrobili dobrą robotę. Summa summarum, takie obsadzanie stołków to patologia, którą trzeba ukrócić. Jeśli Jacek Sutryk dalej będzie prezydentem, tam nic się nie zmieni. Wciąż będzie kładzione kilkadziesiąt milionów rocznie na to, żeby piłkarze grali w piłkę i żeby taki Patryk Klimala mógł zarabiać 160 tys. zł miesięcznie za kopanie się po czole. To wszystko są pieniądze podatników. Jeżeli prezydentem zostanie Bodnar, wydaje się, że będzie inaczej. Ona już zapowiedziała, że ukróci choćby sponsorowanie Śląska przez ZOO i generalnie dała do zrozumienia, że skasuje lewe dotacje. Z jednej strony to oczywistość, ale z drugiej takowa nie przyszła Jackowi Sutrykowi do głowy [rozmowa odbyła się przed wtorkową obietnicą Sutryka o wstrzymaniu dotowania klubu].
Gdyby ocenić kadencję Jacka Sutryka przez pryzmat zarządzania Śląskiem, ocena nie mogłaby być wysoka. Przez ostatnie lata klub walczył o utrzymanie w Ekstraklasie, mimo że płacił najlepszym piłkarzom po 15-20 tys. euro. I to najlepszym zazwyczaj tylko z nazwy, a to przecież jedynie wierzchołek góry lodowej. WKS notuje bowiem regularne straty finansowe, z roku na rok coraz większe. Oczywiście ktoś w klubie mógłby powiedzieć, że to nie tak, że to się inaczej liczy, że inflacja, że wszystko jest w porządku. No i częściowo mógłby mieć rację, bo przecież kasa z miasta to studnia bez dna dająca określony komfort, ale chyba nie o to chodzi, żeby grać w piłkę bez sukcesów i sięgać do niej coraz głębiej, prawda? Pod tym względem sprawozdania finansowe po roku pandemicznym są dla właściciela nieubłagane:
- 2021: strata netto w wysokości 14,5 mln zł
- 2022: strata netto w wysokości 20,6 mln zł
- 2023 strata netto w wysokości 26,8 mln zł
Można powiedzieć, że właśnie tak w liczbach wygląda życie na miejskim garnuszku, które Jacek Sutryk wyłącznie pogłębiał. Tym bardziej zatem niepoważnie wyglądają nagłe próby przekonania wrocławian po braku zwycięstwa w pierwszej turze wyborów, że prezydent całkowicie zmieni strategię. Skoro do tej pory tego nie zrobił, pasowało mu to, a kontynuacja rządów nie brzmi jak zwrot w stronę normalności. Nie trzeba daleko sięgać pamięcią, żeby przypomnieć choćby przepływ kilku mln zł z ZOO do Śląska tylko po to, żeby utrzymać płynność finansową. Śląsk nigdy nie miał problemów z wypłatami, nie czyhały na niego nadzory finansowe, ale tylko dlatego, że pracownicy klubu, od zarządu po piłkarzy, mogli liczyć na wygodny żywot i prezydenta, który był gotów uszczuplić budżet innej spółki na rzecz Śląska.
Z drugiej strony, wsparcia ze strony miasta nie można w pełni demonizować. Ono nie musi być złe, dopóki dosłownie nie zamienia się w zabawę pieniędzmi. Dopóki nie idzie w niezdrowe skrajności, nie razi w oczy podatników i nie wiąże się z biznesami, które śmierdzą na kilometr. Da się to robić z głową w granicach dobrego smaku, ale do tej pory Jacek Sutryk nie dał dowodów, że to może mieć miejsce właśnie z nim. Podobne zdanie ma Marcin Torz, który widzi pozytywną lukę, ale też wyraża wstręt na widok politycznych zagrywek wewnątrz klubu: – Wrocław to bogate miasto, które stać na wspieranie Śląska. To jest na swój sposób patologiczne, ale może być robione we właściwy sposób. Nie w taki, jak do tej pory. Nie może być tak, że pieniądze podatników są przepalane na wypłaty samorządu, ich kumpli w klubie i słabych piłkarzy. Tym wszystkim powinien zarządzić jakiś menadżer, może wyłoniony w konkursie, ściągnięty z rynku. A nie Patryk Załęczny czy Olek Łoś, który udaje specjalistę od marketingu. Mówię to przy pełnej sympatii do niego, że całe życie jest na garnuszku miasta, bo jego ojciec był marszałkiem województwa i przyjaźnił się, z kim trzeba. W marketingu pracuje też brat rzecznika prasowego Jacka Sutryka bez poważnego doświadczenia.
Akademia Ślaska, zamiast być oczkiem w głowie, stała się wyrazem nieudolności
O ile część zarzutów do Jacka Sutryka jako właściciela Śląska Wrocław polega na obawie przed kontynuacją niezdrowych praktyk, o tyle w sprawie budowy akademii już wiadomo, że Sutryk nie podołał jako prezydent. Od końcówki 2021 roku było wiadomo, że miasto, klub i Ministerstwo Sportu i Turystyki przymierzają się do budowy niezwykle ważnej i brakującej piłkarskiej infrastruktury we Wrocławiu. Konkretnie na Nowych Żernikach, gdzie miał (a raczej wciąż ma) powstać kompleks na miarę tak dużego miasta, z którego korzystałby nie tylko Śląsk. Pozwolenie na budowę miało zostać wyegzekwowane do marca 2023 roku, dziś powinniśmy widzieć pierwsze namacalne efekty, ale… nic z tego.
W tej chwili nie został nawet zakończony pierwszy etap budowy akademii, na który mogłoby składać się chociaż jedno boisko. A to o tyle ważne, że od statusu budowy zależy dalsze finansowanie projektu przez państwo. We wrześniu 2021 roku projekt akademii Śląska pod nazwą “Wrocławskie Centrum Sportu” (WCS) został objęty specjalnym konkursem, w którym wyróżniane są “programy inwestycji o szczególnym znaczeniu dla sportu”. Od tamtego momentu Śląsk miał trzy lata na rozpoczęcie budowy, a więc nie dość, że ociągano się z tym aż do teraz, to jeszcze realna jest strata aż 10 mln zł z innej dotacji z MSiT. Na projekt, przypomnijmy, zawierający: 11 boisk piłkarskich, w tym jedno zadaszone, kompleksowe zaplecze treningowe, w tym – szatnie, siłownia, strefa odnowy biologicznej, gabinety fizjoterapii – korty tenisowe, place zabaw, boiska do siatkówki i koszykówki, tereny rekreacyjne. Z opisu projektu dało się wyczytać, że poziom finansowania elementów objętych programem ministerialnym może wynieść aż 70%.
Wszystko wyglądało dobrze na papierze, każdego roku słyszeliśmy o wygrywanych konkursach ministerialnych i w ten sposób zbieranych pieniądzach z dotacji. Sęk w tym, że w przeciwieństwie do innych klubów – takich jak nawet pierwszoligowa Miedź Legnica ze skromniejszą dotacją – Śląsk nie wybudował do dzisiaj nawet jednego boiska. Inni od razu wzięli się do roboty, ale nie we Wrocławiu. I choć w klubie zapewniają, że procesy biurokratyczne oraz budowlane trwają, nie ma to przełożenia na rzeczywistość. Izabela Bodnar, widząc bierność Jacka Sutryka w tej kwestii, sama wyłożyła sobie piłkę do pustej bramki. – Bodnar poruszyła ciekawy wątek, jakim jest ratowanie akademii Śląska. Są bowiem dokumenty z Ministerstwa Sportu i Turystyki, które wskazują, że jeśli w przyszłym roku Śląsk nie skończy budowy pierwszego etapu akademii, przepadnie mu 10 mln zł. Do tej pory Śląsk nie zrobił absolutnie nic, a Bodnar chce to zmienić, wykorzystując kontakty w ministerstwie, gdzie wiceministrem jest jej partyjny kolega. Do tej pory w Śląsku mówili, że mają akademię na sztandarach, że zajmują się budową, ale to nieprawda. Akademia to projekt ultra ważny z perspektywy całego Wrocławia, więc położenie tego tematu byłoby kompromitacją. W zamyśle ta infrastruktura nie miałaby służyć tylko Śląskowi. Zwraca uwagę fakt, że Bodnar podjęła ten problem, a Sutryk nie. Po wyjściu informacji w mediach, że w temacie budowy nic się nie dzieje, nie pisnął ani słowa, a przecież tu trzeba ratować inwestycję. Mowa o dziesięciu bańkach. Miejmy nadzieję, że się uda – powiedział Torz.
Wrocławianom nie w smak jest brak konkretnych działań Jacka Sutryka w temacie WCS, co jest o tyle dziwne, że prezydent chętnie wykorzystuje luki prawne, żeby wspomagać Śląsk za pomocą kasy z innych miejskich spółek (m.in. ZOO, Aquapark, Port Lotniczy, MPWiK). Ale żeby wprowadzić w życie najpoważniejszy projekt w historii WKS-u? No, nie, tutaj okazuje się, że podręcznik przepisów z całym światem stoją przeciwko “bezradnym” politykom i budowlańcom. Że pewne góry są nie do przesunięcia, że na wszystko trzeba poczekać. O dziwo, w bardziej wygodnym temacie, takim jak budowa linii tramwajowej nie do końca zgodna z zasadami projektowania, Jacek Sutryk zaczął posługiwać się terminem “zmiany przepisów przez pomocne ministerstwo”. Pomińmy, że od tej dotąd niespełnionej obietnicy również minęło kilka lat, ale najważniejsze, że nagle, akurat w roku wyborczym, okazuje się, że jak się bardzo czegoś chce, można wszystko.
Na duże zaniedbania zwrócił uwagę także Marcin Torz: – Mieszkańców, oprócz wszystkich standardowych problemów jak przedłużające się remonty, wkurza, jak traktowany jest Śląsk Wrocław. A stał się maszynką do zarabiania kasy przez kumpli, miejscem do interesów, a nie czymś, co trzeba rozwijać. Gdyby Sutryk i ekipa faktycznie traktowali Śląsk jak srebra rodowe, jak mawiają, zadbaliby o akademię, a nie tylko o pensje i dobrą promocję klubu. Powinno być na odwrót – miasto powinno dotować klub, żeby ten mógł rozwijać oddolną infrastrukturę. Takiego wsparcia, z myślą o dzieciach i młodzieży, zawsze będę bronił. Ale czegoś takiego nie ma. Jest tragedia, wciąż nie ma nic. Górnik przy Śląsku to nic, bo Górnik ma chociaż jakąś bazę, a Śląsk pałęta się po orlikach w poszukiwaniu wolnych miejsc. Ale władze Wrocławia mają na to wyrąbane, a wystarczyłoby zrobić boisko z małymi trybunami z budynkiem klubowym, żeby dostać dotację. Ale nie, bo liczy się Magiera, Balda, Exposito, i tak dalej. Gramy, cieszymy się, zamiatamy problemy pod dywan.
Losy Śląska być może po raz ostatni w rękach wrocławian
Gdyby ktoś chciał jeszcze dorzucić jakiś kamyczek do ogródka Jacka Sutryka, mógłby wskazać na wsparcie mniejszych klubów. We Wrocławiu jest ono niewspółmierne do kwot, jakie otrzymuje Śląsk. Owszem, małego klubiku nie będzie dotować się tak jak markę występującą na poziomie Ekstraklasy, to naturalne, jednak od lat kontrasty w sponsoringu są gigantyczne, a mowa o skali od kilkudziesięciu tysięcy złotych do kilkudziesięciu milionów rocznie. Tak jakby do pieca w WKS-ie trzeba było wrzucać niemal wszystkie możliwe środki, a takim klubom jak Ślęza z lepszą bazą czy mniejszym jak Parasol, pełniącym funkcję szkolenia dzieci i młodzieży, przypadły jedynie ochłapy. Takie rzeczy wrocławianie też zaczęli zauważać, uświadamiając sobie, że prezydenta bardziej interesuje dobre opakowanie Śląska w oku kamery. Wykorzystała to Izabela Bodnar w swojej kampanii, jeżdżąc po mniejszych ośrodkach i obiecując większe zainteresowanie ich losami.
Oczywiście piłka nożna nie jest w życiu najważniejsza i nie można oczekiwać, że prezydent danego miasta przesunie wajchę w stronę konkretnej dyscypliny kosztem ważniejszych inwestycji. Ale przecież czymś innym są narzędzia do sportowego wychowywania nowych pokoleń, czymś, czego nie powinno się zaniedbywać. Bodnar to wie i nawet jeśli operuje pustymi deklaracjami, na tle Sutryka uwydatnia korzystną różnicę.
Pytanie, czy wykorzystanie błędów rywala wystarczy? Czy Jacek Sutryk, który takimi rzeczami jak choćby akceptacja (albo niewiedza, to i to źle świadczy) w sprawie najnowszych, kontrowersyjnych wystaw artystycznych na ulicach Wrocławia, kierujących myśli w stronę pedofilii, przegra przede wszystkim sam ze sobą? Czy lista skaz, na której czele stoi zarządzanie Śląskiem Wrocław, w drugiej turze okaże się kluczowa? Czy w związku z porażką obecnego prezydenta Śląsk czeka rewolucja, czy może po prostu ewolucja? A może będzie tak samo i Bodnar powtórzy destrukcyjny schemat działań? Odpowiedzi na część pytań na pewno poznamy w niedzielę.
Sztuka we Wrocławiu opiera się na wolności przekazu. Szanujemy to. Mamy jednak świadomość tego, ze przestrzeń publiczna należy do wszystkich mieszkańców. Miasto nie jest organizatorem wystawy prezentowanej w ramach Galerii ulicznej Szewska Pasja. Galeria prowadzona jest przez…
— Jacek Sutryk (@SutrykJacek) April 16, 2024
We Wrocławiu mogą mieć zgrzyt. Jak nie Sutryk, to Bodnar z korupcją pod dachem
Nie ma co patrzeć na sondaże, bo w jednych wygrywa Sutryk, w drugich Bodnar. I to pomimo wyciąganego dzisiaj faktu, że na mężu kandydatki Trzeciej Drogi ciążą zarzuty korupcyjne. Macieja Bodnara, przedsiębiorcy z branży odpadowej, zanim Izabela zaczęła polityczną karierę, oskarżono m.in. o płacenie łapówek i nielegalne wykorzystywanie politycznych kontaktów. To łącznie prawie 40 różnych zarzutów i 10 lat więzienia, o ile sąd udowodni winę oskarżonemu. Pani Bodnar w swojej kampanii oczywiście unikała pytań o męża, zasłaniając się tłumaczeniem, że to “nagonka PiS-u”. I choć ta historia rzuca poważny cień na jej kandydaturę, najwyraźniej nie ma aż tak dużego wpływu na popularność, jak zapewne chcieliby tego jej przeciwnicy. Nie zmienia to jednak faktu, że do władzy może dojść prezydent z podejrzaną działalnością w progach własnego domu. Sutryk jest, jaki jest, ale Bodnar także ma nad sobą lampki ostrzegawcze, których nie można zignorować.
Tak czy siak, jeśli Izabela Bodnar wygra wybory z Jackiem Sutrykiem, trudnych pytań nie tylko o przeszłość męża z pewnością przybędzie. Na wtopach konkurenta łatwo było się wybić, a spełnienie oczekiwań wrocławian łącznie z kibicami Śląska, którym brakuje zarządzania klubem piłkarskim z prawdziwego zdarzenia, będzie znacznie trudniejszym wyzwaniem. Jak dobitnie pokazała kadencja Sutryka, to jedna z rzeczy, na której da się potknąć i nabić sobie guza. 21 kwietnia przekonamy się, kto dalej będzie się potykał, utrwalając zachowania poprzedników, a może wręcz przeciwnie: zamieni głaz w ogródku w poważną firmę nieprzesiąkniętą polityką.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Matysiak: Nie tylko piłkarze mogą być dziećmi akademii, trenerzy również [WYWIAD]
- Janusz Niedźwiedź, czyli rozczarowanie
- Zarząd PZPN za nami, decyzji o młodzieżowcu brak. Odpowiedź poznamy w maju
- Stadion Radomiaka będzie dokończony. Miasto wybrało wykonawcę
Fot. Newspix