Nawet przez chwilę nie wisiał tu w powietrzu remis. Naprawdę, nie zgrywamy się. Arsenal wyglądał tak dojrzale i tak pewnie, że Brighton nie miało dziś szans na punkty. Zwyczajnie w delegację pojechał pretendent do mistrzostwa i zrobił to, co powinien zrobić pretendent do mistrzostwa.
Wygrał, dopisał sobie trzy punkty i ruszył w dalszą drogę. Arsenal przez lata nie przyzwyczaił swoich fanów do takiej gry, więc tym bardziej docenia się w Londynie pracę Mikela Artety. Hiszpan sprawił przede wszystkim, że Kanonierzy przestali tracić gole.
Nikt w lidze nie gra w obronie tak dobrze, jak Arsenal. A do tego od początku roku perfekcyjnie zaczął działać też atak.
Brighton – Arsenal 0:3. To było po prostu pewne zwycięstwo
Dziś dogodnych okazji do pokonania Barta Verbruggena było co najmniej kilka. Na samym początku spotkania głową uderzał Gabriel, jakiś czas później i też z główki próbował inny Gabriel – Jesus. Obaj panowie nie trafili jednak w światło bramki. Arsenal wyszedł na prowadzenie dopiero po oczywistym faulu Tariqa Lampteya i rzucie karnym, pewnie wykorzystanym przez Bukayo Sakę, ale to nie znaczy, że nie zapracował na gola. Wręcz przeciwnie.
Kanonierzy od samego początku byli wyjątkowo upierdliwi dla linii obronnej gospodarzy i co chwilę pakowali się w pole karne. Podopieczni Artety szukali jednak tych najbardziej dogodnych pozycji do strzału i chyba tylko dlatego nie zmusili golkipera rywali do kilkunastu interwencji. Cały czas mieli kontrolę nad meczem i po prostu nie musieli uderzać na bramkę. A i tak zdobyli w sumie trzy gole.
Jeśli już dopuszczali do głosu piłkarzy Brighton, to ci grali całkowicie pod dyktando gości. Najgroźniejszy strzał na bramkę Arsenalu oddał jeszcze w pierwszej połowie Julio Enciso, zmuszony do uderzania zza pola karnego. Może i Raya musiał się trochę wyciągnąć, ale golem nawet nie pachniało.
Dobre wiadomości dla Kiwiora
Powiecie zaraz, że to typowo polskie podejście i nie ma co się cieszyć z minimalnie gorszej dyspozycji kogokolwiek, ale spokojnie – to jedynie spostrzeżenie. W dodatku nie tylko nasze, bo eksperci SkySports również zauważyli, że Ołeksandr Zinczenko ma pewnie problemy z grą obronną. Ukrainiec zostawiał rywalom naprawdę sporo miejsca i przez to kilka groźniejszych kontrataków gospodarze przeprowadzili właśnie swoim prawym skrzydłem.
Wspomniany w śródtytule Kiwior zaczął mecz na ławce rezerwowych, ale Mikel Arteta ceni sobie jego umiejętność gry w defensywie, którą przez lata treningów pod okiem Pepa Guardioli chyba zatracił Zinczenko. I dlatego to Polak pozostanie pewnie pierwszym wyborem trenera na spotkania z groźniejszymi rywalami.
Jakub Moder zagrał. I tyle
A co z drugim z naszych reprezentantów? Moglibyśmy się pokusić o pogłębioną analizę jego gry w dzisiejszym spotkaniu, ale byłoby to po prostu lanie wody. Chcielibyśmy nawet oszukać was, że zapamiętaliśmy Modera z jakiegoś udanego zagrania… Ale nic. Null.
Jakub Moder po prostu wystąpił dziś w meczu Brighton z Arsenalem. Był na boisku, zaliczył parę kontaktów z piłką i wykonał trochę podań. Wyszedł, zagrał i zapomnieliśmy o nim w momencie, w którym opuścił boisko. A rzutem na taśmę zdążył jeszcze zobaczyć drugą bramkę dla Kanonierów.
Potem już z ławki rezerwowych obserwował, jak Leandro Trossard pędzi z piłką przez dobre kilkadziesiąt metrów i stawia kropkę nad i.
Nad i w słowie lider. Arsenal, przynajmniej do jutra, będzie przewodził stawce Premier League.
Brighton – Arsenal 0:3
Saka 33′, Havertz 62′, Trossard 86′
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Zjazd Rakowa
- Jak Ralf Rangnick tchnął życie w Austriaków i w… siebie
- Za rogiem wielki sukces, za kulisami walka o wpływy. W Stuttgarcie jak zawsze jest wesoło
- Pobije czy nie pobije? Harry Kane na tropie rekordu Roberta Lewandowskiego
Fot. Newspix