Bez bramek i niestety bez większych emocji. Tak można w skrócie opisać mecz Manchesteru City z Arsenalem. Drużyna Jakuba Kiwiora wywozi z Etihad Stadium cenny punkcik, ale po dzisiejszej wygranej Liverpoolu spada z fotela lidera na rzecz właśnie „The Reds”. City z kolei jest trzecie. Ale walka o mistrzostwo nabiera tym samym dodatkowych rumieńców. Różnice punktowe między całą trójką są niewielkie, szykuje nam się cudny finisz Premier League.
Przed spotkaniem Mikel Arteta miał jedno najważniejsze zadanie – wyłączyć Kevina De Bruyne. O tym, że Belg jest piłkarzem wybitnym przypominać nie musimy, ale jego bilans w ostatnich meczach przeciwko Arsenalowi jest niewiarygodny – osiem spotkań, sześć goli i dwie asysty. Dziś tego dorobku jednak nie poprawił.
Choć próbował i starał się znaleźć sposób na przełamanie defensywy gości, to nie dał rady. Cała drużyna Arsenalu (długimi fragmentami skupiona głównie na bronieniu) bardzo dobrze się przesuwała. Erlinga Haalanda zdołali wyłączyć stoperzy „Kanonierów”, Rodri nie miał przestrzeni, by posyłać prostopadłe piłki, jedynie na skrzydłach było trochę więcej miejsca.
I właśnie na boku zarówno w grze ofensywnej, jak i z tyłu, miał szansę pokazać się Jakub Kiwior. Reprezentant Polski w pierwszej odsłonie został dwukrotnie nawinięty przez Bernardo Silvę, za pierwszym razem Portugalczyk minął go z łatwością, a obrońca tylko odprowadził go wzrokiem, za drugim razem Polak uciekł się do faulu. Z przodu jednak raz nieźle się pokazał – piłkę dograł mu drugi z bocznych obrońców, Ben White. 21-krotny reprezentant Polski zagrał krótko (choć mógł pokusić się o strzał) do Gabriela Jesusa, a Brazylijczyk uderzył obok bramki.
City miało jedną groźną sytuację pod bramką rywali w pierwszej połowie. Mowa o strzale Nathana Ake po rzucie rożnym. Holendra wypatrzył De Bruyne. Niestety dla Pepa Guardioli, Ake niedługo później musiał opuścić murawę z urazem.
W drugą połowę lepiej weszli przyjezdni. Podopieczni Mikela Artety potrafili stworzyć kilka groźnych ataków, jakby stwierdzili, że mogą częściej napierać, nie tylko koncentrować się na obronie. Żadna z prób nie przyniosła jednak dogodnej sytuacji.
Gracze City czekali na odpowiedź do ostatniego kwadransa. Na dobre przebudzili się Bernardo Silva i Kevin De Bruyne. Udało się też uruchomić Erlinga Haalanda, chociaż najskuteczniejszy strzelec tego sezonu Premier League nie miał dziś łatwego grania. Non stop czuł oddech obrońców Arsenalu, którzy nie odstąpili go na krok.
Norweg miał stuprocentową sytuację w 84. minucie, kiedy minął się z futbolówką metr przed bramką gości. Gdyby był w formie, to mielibyśmy bramkę, a tak napastnik City tylko spojrzał na piłkę, która opuściła pole gry.
Jakub Kiwior grał do 66. minuty. Polaka zmienił bardziej mobilny Takehiro Tomiyasu. Czy były obrońca Spezii wypadł źle? Nie powiedzielibyśmy. Wyglądał solidnie, wybiegał godzinę, ładnie się pokazał przy akcji Bena Whita, gdy zgrywał do Jesusa. Ostatecznie Arteta zdecydował się na pewne zmiany w końcówce, chcąc skorzystać z wolnej przestrzeni na bokach. Dlatego też dał szansę 25-letniemu Japończykowi.
Koniec klątwy
W ostatnich latach w rozgrywkach Premier League ekipa Manchesteru City przed własną publicznością miała prawdziwy patent na zespół z północnego Londynu. Siedem poprzednich meczów to siedem wygranych „Obywateli”. Bilans bramek: 21 strzelonych, 4 stracone.
Sprawdziliśmy, kiedy ostatni raz Manchester City nie zdołał pokonać u siebie Arsenalu – były to czasy odległe. Bardzo odległe. Mowa o przedostatniej kolejce sezonu 2015/16. Wówczas padł remis 2:2, szkoleniowcami obu klubów byli odpowiednio Manuel Pellegrini i Arsene Wenger. Dla gospodarzy strzelali Sergio Aguero i Kevin De Bruyne. Dla Arsenalu Olivier Giroud i Alexis Sanchez.
Dziś ta fatalna passa została przerwana. I mimo że bezbramkowy remis chluby Arsenalowi nie przynosi, to ten wynik z perspektywy walki o najwyższe cele to niezły rezultat. Przed ekipą Kiwiora dwa wymagające mecze w lidze z rywalami, którzy mogą stanowić realne zagrożenie – 14 kwietnia z czwartą w tabeli Aston Villą i kilka tygodni później z piątym Tottenhamem.
Gracze Guardioli też mają przed sobą zarówno mecze z klubem Matty’ego Casha (już w najbliższą środę) oraz z Tottenhamem. Dodatkowo zarówno klub z północnego Londynu, jak i Manchester City grają w Lidze Mistrzów – ci pierwsi w ćwierćfinale mierzą się z Bayernem, „Obywateli” czeka dwumecz z Realem Madryt.
Obecny wierzchołek tabeli Premier League wygląda następująco: prowadzi Liverpool (67 punktów), drugie miejsce zajmuje Arsenal (65), podium uzupełnia Manchester City (64). Czekamy na ostatnią prostą wyścigu o tytuł. Emocji nie zabraknie – gwarantujemy.
Manchester City – Arsenal 0:0
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Dzień zemsty Emmanuela Adebayora
- Kto umie czekać, wszystkiego się doczeka. Historia Davida Rayi
- Ennali: Kiedy doświadczyłem rasizmu, jeszcze na boisku zacząłem płakać
Fot. Newspix