Reklama

Runjaić out? Legia stała się przeciętną drużyną, której nikt się już nie boi

Dominik Piechota

Autor:Dominik Piechota

10 marca 2024, 22:11 • 7 min czytania 100 komentarzy

Kandydaci do mistrzostwa Polski potykają się o własne nogi i wysypują na najłatwiejszych przeszkodach. Strach paraliżuje wszystkich, ale Legia to już przesadza w tej niemocy. Sześć meczów z rzędu bez zwycięstwa. Nałogowe oddawanie punktów i odcinanie prądu w końcówkach. Jesteśmy w marcu, a Legia Warszawa uzbierała tylko o trzy (!) punkty więcej niż Stal Mielec. – Nie jestem jedynym odpowiedzialnym za to, co się dzieje – mówi trener Kosta Runjaić. I ma rację, bo tegoroczna Legia to zbiorowa klęska i większy pokaz totalnego braku ambicji.

Runjaić out? Legia stała się przeciętną drużyną, której nikt się już nie boi

Pięć kolejek wiosny za nami, więc mamy nieco szerszy materiał poglądowy, aby oceniać, że czyjaś postawa nie była dziełem przypadku. Legia krzyczała głośno, jak to ma w zwyczaju: idziemy po mistrzostwo, co się nie wydarzy, gramy o tytuł!

Krzyczała i zapowiadała jedno, ale jak wyścig się zaczął, to punktuje jak 12. drużyna ekstraklasy… 6/15 możliwych punktów wiosną. W tak krótkiej rundzie nie tylko mistrzostwo odjeżdża, ale nawet awans do pucharów zaczyna wyglądać coraz mniej realnie.

Stołeczna drużyna zapadła w absolutną niemoc. W Warszawie mogą zazdrościć rezultatów Stali Mielec czy Widzewowi Łódź, punktują gorzej niż Warta Poznań czy Radomiak, rozdają punkty na lewo i prawo niezależnie od przeciwnika. Chcieli kozaczyć w Europie, a w zasadzie to tydzień w tydzień powiększają frustrację własnych kibiców. Plany były mocarstwowe, ale kiedy w samym klubie zobaczyli, jak to wygląda, powolutku sami zaczęli się z tego wycofywać.

Reklama

Celem było mistrzostwo Polski, choć by nie przeszarżować z pieniędzmi, to do budżetu wpisaliśmy jako cel drugie miejsce – co najmniej drugie miejsce. Musimy myśleć o finansach. Zbyt optymistyczne myślenie o tych kwestiach, co ma przecież związek z wynikami sportowymi, powoduje potem deficyt w budżecie – mówił dyrektor sportowy Jacek Zieliński w rozmowie z klubowymi mediami.

Celem jest co najmniej wicemistrzostwo. Takie słowa w Warszawie wywołują oburzenie. I jeszcze spoglądając na to na chłodno, na siłę można by spróbować pochwalić za budżetowy rozsądek czy trzymanie się ziemi, gdyby nie to, że takie hasła naprawdę wpisują się w sportowy brak ambicji Legii. Wygląda to bardzo kiepsko, gdy klub po awansie do fazy pucharowej Ligi Konferencji, kilku sold outach z rzędu oraz sprzedaży piłkarzy za 18 mln euro, ciągle tak panicznie boi się ryzyka i wydatków. Albo sytuacja finansowa jest skandalicznie zła, albo głowy jej szefów opanowały inne priorytety i minimalizm. Albo jedno i drugie.

Kosta Runjaić zastanawia się, czy utrzyma stanowisko przez najbliższe godziny, dni czy tygodnie. Na jego korzyść na pewno działa to, że jest autorskim i analizowanym przez wiele miesięcy pomysłem Jacka Zielińskiego, więc zwolnienie dzisiaj z automatu oznaczałoby przyznanie się do błędu dyrektora sportowego. On też woli stawiać na stabilizację, niż ciągłe zmiany, więc o ile przy Łazienkowskiej wytrzymają ciśnienie, Niemiec może pracować dalej. Mimo zmęczenia kibiców. Praktycznie od października w lidze Legia jest potężnym rozczarowaniem. Trzy mecze z rzędu w ekstraklasie wygrała tylko raz – na przełomie sierpnia i września – a to nie uprawnia do kandydowania do tytułu. Tylko słabość przeciwników sprawiła, że ktokolwiek mógł rzucać się na takie hasła.

Reklama

– Nie tylko ja odpowiadam za tą sytuację, nie jestem jedynym odpowiedzialnym za to co się dzieje – tłumaczył się na konferencji prasowej Kosta Runjaić.

I miał rację, bo nawet patrząc na jego skład czy ławkę rezerwowych, zastanawiamy się, czy to naprawdę drużyna mająca straszyć piłkarską Polskę. Dzisiaj w zasadzie nikt już nie boi się Legii, bo to drużyna tak chwiejna, niestabilna i dziurawa w defensywie, że każdy może ją ugryźć.

Szybki rzut oka na ławkę rezerwowych z Widzewem: Kapuadi, Burch, Celhaka, Rejczyk, Zyba, Gil Dias, Rosołek, Urbański. Poważnie?

Kim postraszyć w ataku, jeśli drużynie nie idzie? Nie ma tam pół kandydata, przy którym przeciwnik powiedziałby: oho, to teraz trzeba się spiąć, bo wchodzi kozak. Ilu z nich sprawiłoby, że ligowa czołówka zabijałaby się o transfer, gdyby byli dostępni? Mieszanka piłkarzy przereklamowanych, nietrafionych transferów, zawodników do odbudowy lub o niewystarczających umiejętnościach na ambicje Legii. Chyba że jeszcze trochę się je obniży – zamiast wicemistrzostwa jakieś czwarte miejsce, to może akurat ktoś wypadnie na pasującego do koncepcji.

Kosta Runjaić – delikatnie mówiąc – nie jest entuzjastą legijnej młodzieży i naprawdę okoliczności muszą być specjalne, aby w meczach o stawkę dawał szansę młodym zawodnikom. Macieja Rosołka nie liczymy, bo on już z urzędu musi wejść w każdym spotkaniu. Ale nawet wpuszczenie 19-letniego Wojciecha Urbańskiego na pół godziny było sygnałem dla świata: kim ja mam grać? Paradoksalnie dał niezłą zmianę, lecz przy urazie Blaza Kramera szkoleniowiec Legii mógł tylko spojrzeć na ławkę i rozłożyć szeroko ręce.

Zdrowa konkurencja o skład tam nie istnieje. To w zasadzie maszyna losująca, kim uzupełnić jedenastkę, by wyglądało to jako tako poważnie. Kwestia budowy kadry na wiosnę została pokpiona. Odwracanie losów meczu Maciejem Rosołkiem i Wojciechem Urbańskim jest najlepszym dowodem na to, że zima została przespana. I naprawdę można byłoby to zrozumieć, gdyby Legia została czymś zaskoczona. Gdyby przy Ł3 doszło do scenariuszy, o jakich nikt nie śnił. Ale jeśli dostaje się na papierze 10 milionów euro za Ernesta Muciego, zawodnika z kadry o największym potencjale sprzedażowym i przez następne trzy tygodnie nie dokonuje żadnego transferu, to po prostu jest z automatu wywieszenie białej flagi. To największy pokaz minimalizmu i braku ambicji.

Czy Kosta Runjaić jest winny? Absolutnie. Bez choćby jednego dodatkowego transferu powinien ogrywać Puszczę, Widzew czy Koronę. Ale czy zarazem ma prawo czuć się pokrzywdzony i rozczarowany? Jak najbardziej. Apelował, że potrzebuje liderów i mocniejszej kadry kilka tygodni przed zamknięciem okna, a usłyszał: budujemy na tych, których mamy. Po tym też poznaje się trenera, lecz nie ukrywajmy, że dyrektor sportowy tutaj również zawalił sprawę. Obaj są winni tej sytuacji.

Pojechać na Widzew i wykręcić 0,79 xG w sytuacji, gdy na szali jest gra o mistrzostwo, a prawie wszyscy przeciwnicy się potykają, to niestety kpina. Sugerujemy się tą statystyką, bo bardzo chętnie podawał ją Jacek Zieliński jako wytłumaczenie niesprawiedliwej oceny jego drużyny. Każdy kolejny z potencjalnych liderów tej drużyny zawodzi. Marc Gual nie sprawia wrażenia faceta, którego jakkolwiek przejmuje ten kryzys. W zasadzie co mecz defensywa wygląda personalnie zupełnie inaczej, ale nie ma to znaczenia, bo popełnia te same błędy. Nie o taką ciągłość chodziło warszawskiej drużynie. Nic dziwnego, że rywalom brakuje dawnego respektu do Legii. Dzisiaj każdy ligowy przeciwnik patrzy na drużynę Runjaicia i mówi: gdzie ugrać punkty, jak nie tutaj.

Pogoń przegrywa, Lech remisuje, Raków tak samo, a Legia uśmiecha się szeroko i mówi: mistrzostwo? To my nie, spokojnie, nie dla nas. Dzisiaj w Warszawie trzeba myśleć nie o tytule, ale czy w ogóle europejskie puchary będą osiągalne. Przed nimi pięciu innych kandydatów, a w następnej kolejce Górnik Zabrze czy Stal Mielec też mogą dorwać Legię punktowo.

Nie można myśleć o mistrzostwie, skoro nie wygrywasz ostatnich 6 meczów (licząc razem z Europą, ale to wpisuje się w cały smutny obraz).

Nie można myśleć o tytule, skoro od października spotkania w lidze są przepełnione tyloma błędami w defensywie.

Nie można myśleć o gablocie, skoro po sprzedaży kluczowych zawodników nie ma żadnych konkretnych ruchów w drugą stronę.

Trudno powiedzieć, czy zwolnienie Kosty Runjaicia będzie wielkim zbawieniem, bo wszystko zawsze zależy od następcy. Ale pamiętajmy, że on dalej będzie kleił w tym samym składzie osobowym. A dzisiaj Legia nie ma kadry, którą mogłaby postraszyć nawet ligowych średniaków. W zasadzie sama się nim stała i niemiecki trener tego nie ukrywa. – Gramy przeciętnie i punktujemy przeciętnie – przyznaje.

A obniżanie wymagań trwa w najlepsze. Szefowie klubu nie piszą się na żadną konfrontację, próbują uspokajać nastroje w cyklu LegiaON, gdzie Jacek Zieliński oraz Marcin Herra opowiadają, że wszystko jest pięknie. Wszystko cudnie, tylko Legia przestała wygrywać mecze od kilku tygodni i broni się lepszymi statystykami.

Pozmieniały się standardy przy Ł3. Dzisiaj budżety bardziej dzwonią w głowie niż wyniki. Granie na przeczekanie do lata wychodzi wszystkim bokiem, bo konsekwencje mogą być potężne. Ale jak nie wyjdzie, to najwyżej znowu obniży się oczekiwania. Zimą Legia pokazała, że nie interesują jej wielkie rzeczy. I teraz nic dziwnego, że kolejka w kolejkę to inni podbijają sobie ego i punkty, bo Legia rozdaje je praktycznie każdemu.

Czytaj więcej o Ekstraklasie:

Fot. Newspix

Kiedy tylko może, ucieka do Ameryki Południowej, żeby złapać trochę fantazji i przypomnieć sobie, w jak cywilizowanym, ułożonym świecie żyjemy. Zaczarowany futbolem z krajów Messiego i Neymara, ale ciągnie go wszędzie, gdzie mówią po hiszpańsku albo portugalsku. Mimo że w każdym tygodniu wysłuchuje na przemian o faworyzowaniu Barcelony albo Realu, od dziecka i niezmiennie jest sympatykiem wielkiej Valencii. Wierzy, że piłka to jedynie pretekst, aby porozmawiać o ważniejszych sprawach dla świata, wsiąknąć w nową kulturę i po prostu ruszyć na miejsce, aby namacalnie dotknąć tego klimatu. Przed ołtarzem liga hiszpańska, hobbystycznie romansuje z polskim futbolem.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Lewy piątym piłkarzem w historii z hattrickiem w La Liga, Bundeslidze i Lidze Mistrzów

AbsurDB
2
Lewy piątym piłkarzem w historii z hattrickiem w La Liga, Bundeslidze i Lidze Mistrzów

Ekstraklasa

Hiszpania

Lewy piątym piłkarzem w historii z hattrickiem w La Liga, Bundeslidze i Lidze Mistrzów

AbsurDB
2
Lewy piątym piłkarzem w historii z hattrickiem w La Liga, Bundeslidze i Lidze Mistrzów

Komentarze

100 komentarzy

Loading...