Gdy po jednej stronie staje drużyna, która przegrała tylko raz w ostatnich ośmiu meczach, a druga w tym samym czasie wygrała jedno spotkanie, to logika podpowiada, że należy postawić na ten pierwszy zespół. Ekstraklasa nie podlega jednak logice, dlatego to Radomiak zanotował przełamanie, pokonując rozpędzoną Stal Mielec 2:1. Szczególnie szczęśliwi powinni być działacze Tottenhamu, którzy mogli się przekonać, że wypożyczając Lukę Vuskovicia do ekipy Zielonych, nie wrzucili tego utalentowanego 17-latka na minę.
No bo co mogli sobie pomyśleć po pierwszych trzech spotkaniach. Radomiak dostał w łeb 0:6 od Cracovii, później 0:4 od Pogoni Szczecin, a starcie z Wartą Poznań zakończyło się bezbramkowym remisem. Luka Vusković zagrał we wszystkich tych meczach, choć dopiero od drugiej potyczki w podstawowym składzie. Dziesięć straconych goli w trzech starciach i zero strzelonych to marny bilans i to dla zespołu, który chciał pokazać światu, że za moment może ogrywać kolejnych Vuskoviciów.
Lepiej rzuca niż kopie
Na razie trzeba się jednak skupić na tym, którego Radomiak ma, a ma nie lada talent. Już podczas treningów było widać, że drzemie w nim ogromny potencjał. Choć 17-latek wciąż posiada niewielkie doświadczenie, to wszedł do nowej szatni, rozepchnął się łokciami na newralgicznej pozycji i to wśród solidnych piłkarzy, czym wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie. Warunkami fizycznymi przewyższa wielu starszych rywali, ale dotychczas nie było mu dane pokazać tego w praktyce. Pierwsza taka okazja nastąpiła w starciu ze Stalą Mielec.
Radomiak – niczym Puszcza Niepołomice – zdecydował się zaskoczyć rywali dalekim wrzutem z autu. Ale jak Zieloni mogliby z tego nie korzystać, skoro zdaniem trenera Żubrów Tomasza Tułacza, mają w swoim składzie najlepszego specjalistę w tym elemencie – Dawida Abramowicza. Sam zawodnik kpił z siebie w przerwie, tłumacząc, że koledzy śmieją się z niego, że lepiej gra rękoma niż nogami. Lewy wahadłowy ma jednak do siebie dystans i ten sam dystans potrafi precyzyjnie wymierzyć, wrzucając piłkę w pole karne, gdzie Vusković niczym stary wyga rozepchnął się w otoczeniu trzech rywali i zdobył bramkę uderzeniem głową.
Vusković oprócz gola trafił jeszcze w poprzeczkę, był bardzo solidny w defensywie i nie popełniał błędów w wyprowadzeniu piłki. Po takim spotkaniu wysłannicy Tottenhamu mogli w końcu odetchnąć z ulgą, bo okazało się, że ten Radomiak potrafi coś więcej niż dostawać lanie.
No Szkurin, No Party
Trzeba przyznać, że na lanie to się zanosiło, ale dla Stali, co dziwi o tyle, że mielczanie przystępowali do spotkania po trzech zwycięstwach i remisie z Rakowem Częstochowa. W tabeli za ostatnie dziesięć kolejek ekipa Kamila Kieresia zajmowała pierwsze miejsce w Ekstraklasie. Problemów można dopatrywać się w jednej ważnej absencji. Ze względu na nadmiar żółtych kartek Ilja Szkurin nie mógł wystąpić przeciwko Radomiakowi. I okazało się to ogromną stratą.
Zastąpił go Kai Meriluto, ale wniósł na boisku tyle samo, co nieobecny na nim Szkurin. Nie było bowiem nikogo, kto potrafiłby przytrzymać piłkę, wykonać skok pressingowy, czy byłby wsparciem przy stałych fragmentach gry. A tymi Radomiak siał spustoszenie w szeregach Stali. Gol wpadł po aucie. Po rzucie rożnym Luis Rocha strzelił w słupek, a Vusković w poprzeczkę, o czym już wspomnieliśmy. Do tego Zieloni otrzymali rzut karny. Ale to akurat żadne zagrożenie. Dotychczas ekipa z Radomia zmarnowała trzy jedenastki. W poniedziałek Zieloni spudłowali po raz czwarty.
Drugi raz w tym sezonie fatalnie rzut karny wykonał Rocha, który wyrastał na największego pechowca tego roku. W pierwszym spotkaniu wyleciał z boiska już w drugiej minucie za faul na Patryku Sokołowskim. Otrzymał dwa mecze pauzy. W poniedziałek najpierw trafił w słupek, później zmarnował jedenastkę. Ale mimo wszystko mecz ze Stalą będzie mógł wspominać dobrze.
Przede wszystkim dlatego, że w końcu się przełamał. Wykorzystał doskonałe dośrodkowanie Luisa Machado, strzelając pięknego gola głową. Jego trafienie dało zwycięstwo Radomiakowi, bo chwilę wcześniej w dość szczęśliwy sposób Łukasz Gerstenstein strzelił gola Mateuszem Matrasem. Natomiast sama wygrana pozostaje o tyle cenna, że jest pierwsza w tym roku dla Zielonych. Po dwóch klęskach z Cracovią i Pogonią, a także remisie z Wartą, wygrana ze Stalą smakuje bardzo dobrze i może być dobrym omenem dla zespołu Macieja Kędziorka, który nie najlepiej zaczął swoją przygodę w Radomiu. Po zwycięskim debiucie, przyszła seria słabych meczów przez co mógł z uporem maniaka powtarzać przysłowie o robaczywych śliwkach. Teraz ponownie zakosztował słodki smak triumfu. Po raz pierwszy od trzech miesięcy.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Mariusz Malec na dłużej w Pogoni Szczecin
- Rumak: Zaapelowałem, że drugą połowę musimy wygrać
- Dwie pomyłki, czyli Lech wypełnił już limit potknięć na rundę
Fot. Newspix