Reklama

Śląsk wraca na fotel lidera, Widzew kolejną ligową ofiarą po Pucharze Polski

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

02 marca 2024, 20:20 • 4 min czytania 33 komentarzy

Śląsk Wrocław wreszcie tej wiosny połączył niezłą grę z dobrym wynikiem. Z Pogonią Szczecin i Stalą Mielec zdecydowanie brakowało mu skuteczności, a pod swoją bramką szczęście nie dopisywało już tak, jak w ubiegłym roku. Dziś z Widzewem podopieczni Jacka Magiery mieli jedno i drugie, dzięki czemu znów otwierają tabelę Ekstraklasy.

Śląsk wraca na fotel lidera, Widzew kolejną ligową ofiarą po Pucharze Polski

Obie ekipy przystąpiły do tego meczu pokiereszowane. WKS musiał przemodelować środek pola, bo za kartki pauzowali Pokorny i Schwarz. Do tego Magiera mimo wszystko zaskoczył, sadzając Exposito na ławce i wstawiając od początku Patryka Klimalę, który tak dopominał się o miejsce w składzie, że aż trener podczas przedmeczowej konferencji naprostował go, żeby więcej tego nie robił. W Widzewie z różnych względów zabrakło m.in. Hanouska, Alvareza, Ibizy i Ciganiksa. Doliczając blisko trzygodzinny środowy bój z Wisłą Kraków w Pucharze Polski, stało się jasne, że dla gości każda zdobycz wywieziona z Wrocławia powinna być cenna.

Śląsk Wrocław – Widzew Łódź 2:1. Klimala dał mało argumentów

Śląsk wygrał zasłużenie, choć początek wcale nie wskazywał na to, że zespół ten zaprezentuje nam coś ciekawszego. Nie wiemy, czy takie były założenia, czy po prostu tak wyszło w trakcie gry, ale Śląsk tym razem poszedł utartym szlakiem z rundy jesiennej: wycofał się i przyjmował rywala na własnej połowie. Być może chciał wybadać, na ile stać Widzew po mordędze przy Reymonta.

Inna sprawa, że wrocławianie mieli olbrzymie problemy z wyprowadzeniem piłki i często groźnie ją tracili, z czego jednak przyjezdni nie potrafili skorzystać i przeważnie nawet nie kończyli tych akcji strzałami. WKS według oficjalnych statystyk do przerwy nie oddał choćby jednego uderzenia, choć gdyby Klimala w sytuacji sam na sam nie przegrał pojedynku z Rafałem Gikiewiczem, pewnie sędziowie w wozie VAR analizowaliby, czy na pewno był pierwotnie odgwizdany spalony.

Klimala z piłką przy nodze sprawiał wyjątkowo kiepskie wrażenie. Jego najlepsze zagranie to przepuszczenie piłki do Piotra Samca-Talara, który w razie lepszego przyjęcia wyszedłby jeden na jeden z Gikiewiczem. Koniec końców skrzydłowy ten kończy spotkanie z asystą, ale niedosyt powinien mieć olbrzymi. Przy optymalnej skuteczności ustrzeliłby w drugiej połowie co najmniej hat-tricka. Raz za razem nawijał obrońców na swój zwód z zamachem, by potem nie umieć odpowiednio wykończyć przebojowych szarż: albo trafiał w Gikiewicza, albo nie trafiał w bramkę.

Reklama

Emocje do końca

Śląsk po zmianie stron wypracował sobie naprawdę dużo sytuacji. Podrażniony ławką Exposito po wejściu na boisko zdecydowanie się przydał, choć i jemu można wyrzucać brak precyzji przy sam na sam, w którym niekoniecznie w razie gola zostałaby podtrzymana decyzja o pozycji spalonej.

Bohaterem dnia został Nahuel Leiva. Najpierw nadzwyczaj pewnie wykonał rzut karny, potem ominął – jak się ostatecznie okazało na wozie VAR – pułapkę ofsajdową nieskoordynowanej dziś defensywy Widzewa i podwyższył prowadzenie. Karny wziął się z tego, że Gikiewicz zaliczył pusty przelot na przedpolu i zamiast w piłkę, trafił w głowę Aleksa Petkowa. Nowy golkiper drużyny z Łodzi nie ma najlepszego początku, jeśli chodzi o ten element gry, bo przecież pucharowa bramka Wisły Kraków na 1:1 – abstrahując od sędziowskich kontekstów – w sporej mierze wzięła się z jego nieoptymalnej interwencji po dośrodkowaniu. Trzeba mu jednak oddać, że w paru innych sytuacjach ratował kolegów.

Gdyby Śląsk był na bakier ze szczęściem jak w meczu z Pogonią, dziś znów mógłby stracić punkty. Pawłowski i Sanchez mogli przecież zaskoczyć Leszczyńskiego, a Rondić po dojściu do świetnej sytuacji nie musiał strzelić w Petkowa, tylko kilkadziesiąt centymetrów obok, co skończyłoby się golem.

Tym razem jednak podopieczni Jacka Magiery pogodzili wszystkie kwestie, odnieśli pierwsze wiosenne zwycięstwo i nie pozwolili, żeby entuzjazm wokół ich drużyny zaczął wygasać. A Widzew to już trzecia kolejna ligowa ofiara Pucharu Polski. Na razie wychodzi na to, że kto grał ćwierćfinały w środku tygodnia, w tej kolejce przegrywa.

CZYTAJ WIĘCEJ:

Reklama

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Michał Kołkowski
0
Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Ekstraklasa

Anglia

Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Michał Kołkowski
0
Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Komentarze

33 komentarzy

Loading...