Reklama

Chalidow przegrał z kontuzją. A pachniało sensacją

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

24 lutego 2024, 23:59 • 3 min czytania 33 komentarzy

Mamed Chalidow przegrał walkę z Tomaszem Adamkiem na pierwszej gali KSW Epic. Przez moment zdawało się nawet, że Chalidow – legenda MMA – pokona pięściarza w bokserskim starciu. Ale po trzeciej rundzie Mamed złapał się za rękę i nie był w stanie kontynuować pojedynku. I tyle z tego było. A czy warto było tę walkę organizować? Na to odpowiedzcie sobie sami.

Chalidow przegrał z kontuzją. A pachniało sensacją

Powiedzmy sobie wprost: Tomasz Adamek od dawna nie wie, jak skończyć karierę. A pomysł walki z Mamedem Chalidowem – choć marketingowo pewnie znakomity – od początku wydawał się dziwny. Chalidow zgodził się na duże rękawice, zgodził na bokserskie zasady (o których na moment zapomniał, chcąc… obalić rywala), ale obaj zostali w klatce, a nie ringu. Innymi słowy – był to zlepek różnych pomysłów, który przypominał momentami potwora Frankensteina, który zrodził się w czyimś umyśle i ożył, choć może powinien zostać w mózgu, wyłącznie jako idea.

No ale skoro już obaj wyszli do klatki (nawiasem mówiąc – Adamek z… pasami mistrzowskimi, których od dawna nie posiada), to napiszmy – co działo się w oktagonie?

Kurczę, tak naprawdę to niewiele. Pierwsza runda była niemrawa, w drugiej Mamed zaczął się rozkręcać, w trzeciej wszedł nawet w kilka niezłych wymian, obijając Tomka Adamka. Ten też nie pozostał dłużny, zaliczył kilka wypadów, ale wyglądał tak, jakby na powrót do ringu (no, klatki) wpadł nie kilka miesięcy, a kilka dni wcześniej. Podczas każdego wywiadu mógł i po stokroć powtarzać slogan, że jest szybki, ale po wejściu do oktagonu był zardzewiały, nie miał szybkości, na nogach poruszał się ciężko. Gdyby walka potoczyła się do końca, to kto wie, czy Mamed nie wypunktowałby – zakładając oczywiście punktowanie w pełni obiektywne – Adamka u sędziów.

ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!

Reklama

A tak, cóż, main event, który miał być wielkim wydarzeniem, skończył się w połowie, nie zobaczyliśmy nic specjalnego, a w dodatku Chalidow się kontuzjował. Choć po walce przyznawał, że to nie nowy problem. – Ręka była rozwalona już wcześniej, ale myślałem, że jak dobrze zabandażujemy, to będzie dobrze. Ale jak wszedłem w wymiany, mocno trafiłem, no to… – mówił. A Adamek? On stwierdził, że “jak jest fit, to wygrywa wszystkie walki”, a że dziś wygrał, to fit być musiał – taka to logika. Z tym co prawda mamy pewne wątpliwości, podobnie jak ze stwierdzeniem “robota zrobiona”.

Inna sprawa, że faktycznie wygrał, nawet jeśli wyglądał przy tym po prostu słabo. Chalidow, oczywiście, narażony na urazy śródręcza dłoni mógł być, bo z rękawicami bokserskimi obyty do tej pory przesadnie nie był. Stąd taka kontuzja nie dziwi, a jednak wygrana przez uraz rywala, to też wygrana.

I na tym skończmy. Bo, w przeciwieństwie do co najmniej jednego aktora tego widowiska, my wiemy kiedy.

Czytaj więcej:

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

W Anglii wierzą w Polaka. Zych przedłużył kontrakt z klubem Premier League

Szymon Piórek
0
W Anglii wierzą w Polaka. Zych przedłużył kontrakt z klubem Premier League

Boks

Komentarze

33 komentarzy

Loading...