„Solo si es si”. „Tylko tak znaczy tak”. Kiedy Dani Alves wysłuchiwał dziś wyroku, te słowa powinny krążyć mu po głowie. W nocy z 30 na 31 grudnia 2022 roku była w niej tylko zwierzęca chuć. Choć sam podaje trzy różne wersje tego, co właściwie zdarzyło się w toalecie klubu Sutton, to po tamtym wieczorze wizja jego przyszłości jest jedna. On, za kratami. Sam.
Słowa przywołane na samym początku nie stanowią wyłącznie jakiegoś rzuconego, eterycznego, pozbawionego konkretów hasła. To bardzo jasna instrukcja. Jeżeli chcesz uprawiać z kimś seks, musisz mieć na to jasną zgodę. Nie jest nią brak fizycznego oporu. Nie jest nią brak słowa „nie”. Nie jest nią zachęcająca mowa ciała.
Tylko „tak” może znaczyć „tak”. Nic innego.
Pampeluna
Dani Alves dobrze o tym wiedział. Nie miał prawa o tym nie wiedzieć, żyjąc w Hiszpanii.
„La Manada”. Wataha. Słowo, które na ogół jest kojarzone z pozytywnymi wartościami. Lojalność, niemal rodzinne więzy między członkami grupy, jest w nim ukryty jakiś hołd dla pierwotnej siły natury. Ale na Półwyspie Iberyjskim oznacza już tylko jedno: zezwierzęcenie.
Bo „La Manada” to przy okazji nazwa Whatsappowej grupy, jaką nadała sobie piątka znajomych. Spośród nich nikt się nie wyróżniał. Trzech cywilów i dwójka funkcjonariuszy. Jeden pracował dla Guardia Civil, organizacji paramilitarnej, która w uproszczeniu pełni podobną rolę do policji. Drugi był niskim rangą wojskowym, stacjonującym w Sewilli.
6 lipca 2016 roku ta wataha ruszyła na zabawę. W końcu rozpoczęły się Sanfermines, tradycyjne święto Pampeluny. W teorii chodzi o pędzenie byków, w praktyce to po prostu okazja do wyjścia na miasto. Na ulicach nagle pojawiają się tysiące turystów i dziesiątki tysięcy mieszkańców. Bawią się do białego rana.
Na ulicy pozostała także pewna para. Zakochani weszli nad ranem, około godziny czwartej, do parku. Tam na ławce zobaczyli młodą, płaczącą 18-letnią dziewczynę. Wcześniej natknęła się na „watahę”.
Hiszpania
Hiszpania była w szoku, gdy dziennikarze publikowali szczegóły sprawy. Nastolatka planowała wrócić do samochodu, by się przespać. Nie była z Pampeluny, po prostu przyjechała zobaczyć słynne święto. Towarzyszyła jej przy okazji wspomniana wcześniej piątka mężczyzn. Myślała, że poznała nowych znajomych.
Wepchnięta około godziny trzeciej nad ranem do lobby małego budynku już nie stawiała oporu. Nie miała szans. Dominowali nad nią fizycznie. Najpierw zaczęli ją obmacywać, potem rozbierać. A potem ją wykorzystali. Każdy jeden po kolei, co uwiecznili na sześciu łącznie półtoraminutowych filmikach. Później je wysłali na swoją grupę, by na koniec je po prostu opublikować w sieci. Lżeli ją, penetrowali, okazywali na nagraniu radość gdy ta tępo poddawała się oprawcom. Robili co chcieli.
Ale to było wykorzystanie. Nie gwałt, a ledwie wykorzystanie. Różnica w definicjach, która przyniosła im siedem lat krótszy wyrok. Zdaniem sądu w Nawarze ofiara „zachowała bierną i neutralną postawę”. Co prawda „nie partycypowała”, oraz „padła ofiarą czynu hańbiącego”, ale jednak nie stawiała oporu. Ot, upojne chwile posunęły się za daleko. Mogło być gorzej.
To nie było żadne wykorzystanie, a brutalny gwałt. Sprawcy otrzymali mniejsze wyroki, bo skutecznie zastraszyli ofiarę. Ta powinna krzyczeć, rzucać się i szarpać. Najwyraźniej tylko wtedy zasługuje na sprawiedliwość. Inaczej „była bierna”. Co z tego, że walka z napastnikiem może ją kosztować życie?
Cała „wataha” usłyszała w porywach wyrok dziewięciu lat pozbawienia wolności. Hiszpania była wściekła. Dziesiątki tysięcy kobiet w całym kraju wyszły na ulice, by domagać się zmian. Bo co z tego, że w 2019 roku Sąd Najwyższy w Nawarze naprawił błąd z niższej instancji i zwiększył karę dla członków „watahy” do 15 lat więzienia. Hiszpańskie prawo dalej rozgraniczało „gwałt” od „nadużycia seksualnego”. Tak, jakby któreś stanowiło mniejsze upokorzenie.
Katalonia
Ostatecznie w Hiszpanii nadeszła zmiana w lipcu 2022 roku. W życie wprowadzono akt znany pod nazwą „ley del solo si es si”, co da się przetłumaczyć jako „ustawa tylko tak znaczy tak”. Zlikwidowano podział na wykorzystanie i gwałt. Stalking czy catcalling – zaczepianie kobiet na ulicy, np. poprzez gwizdanie – podniesiono z rangi wykroczenia do przestępstwa.
Społeczeństwo przyjęło te zmiany z ulgą. Już od 2016 gwałciciele byli wrogiem publicznym numer jeden. Teraz sąd dostał narzędzia, by się z nimi poprawnie obchodzić.
Hiszpania nagle wkroczyła w czas może i największej społecznej przemiany od czasów upadku reżimu Franco. Na oczach Europy upadał kult „macho”, twardych mężczyzn, którzy brali co chcieli. Dominowali dyskurs polityczny. Dominowali w domu. Dominowali w sądownictwie. I przyszedł im czas tą kontrolą zacząć się dzielić. Umiarkowani konserwatyści wciąż pozostawali u władzy, zmiana nie dokonuje się z nocy na noc. Ale musieli zaakceptować wyższość tłumów z ulicy i przyjąć, że wygrała z nimi niepozorna Irene Montero, forsująca nowe prawo przedstawicielka progresywnej partii Podemos. W wyborach poległ ultranacjonalistyczny Vox, mimo że według sondaży miał wybory wygrać w cuglach.
Kraj od tamtego czasu jest podzielony. Jak wskazują prognozy, choć w siłę rosną środowiska lewicowe, to jednak tak samo rośnie wsparcie prawicy. Gdy o władzę zaczynają ubiegać się osoby o poglądach progresywnych, na stołkach chcą umacniać się umiarkowani konserwatyści. Obie strony coraz mocniej okopują się na swoich stanowiskach, a na znaczeniu traci coraz bardziej polityczne centrum. Na Półwyspie Iberyjskim wreszcie rozgorzała dyskusja na temat praw kobiet, ale wypowiada się w niej wiele odmiennych głosów.
Tylko w jednym rejonie panuje pełna zgoda.
Na wschodzie nie ma Hiszpanów. Tam są Katalończycy. Wyjątkowo tolerancyjni, gdzie od lat rola konserwatystów w polityce jest marginalizowana. Gdy o sprawie „La Manady” rozmawiała cała Hiszpania, w Katalonii żadnej debaty nie było. Sprawcy dopuścili się gwałtu. Kropka. Jeżeli politycy chcieli o czymś porozmawiać, to o tym, jak zapobiegać takim wydarzeniom.
Nic w tym dziwnego. Feminizm jest wpisany w katalońskie społeczeństwo. W założeniu Socjalistycznej Partii Katalonii, dziś dominującej w regionie siły, pomagała Maria Aurelia Capmany – pisarka, eseistka, scenarzystka. I przy okazji jedna z pierwszych działaczek na rzecz kobiet w Hiszpanii po upadku rządów Francisco Franco. To Katalonia była kolebką praw wyborczych dla kobiet w Hiszpanii, i to w Barcelonie do dziś organizowane są konferencje największych organizacji feministycznych w kraju.
W tym miejscu prawa kobiet uchodzą za podstawę uczciwej polityki społecznej. I ma to przełożenie na konkretne dziedziny życia publicznego. Takie jak sądownictwo.
Cela
Nie mogło być inaczej. Jak mogłoby być?
Dani Alves siedział cicho, gdy odczytywano jego wyrok. Nie płakał, nie szlochał. Nie oponował. Wiedział, że życie jakie znał dobiegało końca. Sędzia zadecydował: cztery i pół roku pozbawienia wolności. Po wyjściu kolejne pięć lat dozoru.
Prawda jest taka, że przez cały proces był swoim największym wrogiem. Nikt tak jak on nie motywował do pracy prokuratora. Przedstawił trzy różne wersje: nie znał ofiary. Znał – seks był tylko oralny. Znał – wyraziła zgodę. Żadna z tych wersji nie trzymała się kupy. Zadrapania na ciele ofiary, ujęcia z kamer, świadkowie. Wszystko to przeczyło wersji uwielbianego kiedyś Brazylijczyka.
Jego linia obrony pod koniec zamieniła się w festiwal prymitywnych wymówek. Był pijany, imprezował już cały dzień. Myślał, że ona tego chce.
W zasadzie od samego początku sprawa była przegrana. Takie tłumaczenia nie miały prawa działać. Nie w Barcelonie, nie w Katalonii, nie w Hiszpanii po 2016 roku. Media wyniosły tę rozprawę na sztandary. Wiedzieliśmy o wszystkim, dziennikarze pilnowali, by opinii publicznej nie zabrakło ani jednego puzzla. Pokrzywdzona zrzekła się prawa do ubiegania się o odszkodowanie ze strony 40-latka, ale ten i tak wpłacił na jej poczet 150 tysięcy euro. Byle tylko sędzia spojrzał nieco przychylniejszym okiem. Matka piłkarza łaziła po mediach, przekonując, że jej synek nie mógł stać się w nocy 30 grudnia 2022 roku bestią. A jednak.
Dobrze wiedział co go czeka. Przed finalną rozprawą znalazł się w celi o zaostrzonym rygorze. Nie chodzi o skalę przestępstwa. Personel więzienia podejrzewał u niego tendencje samobójcze, więc zdecydował się na wdrożenie odpowiedniego, prewencyjnego protokołu. Odeszła od niego żona.
Po tym wszystkim jego twarz na zawsze pozostanie symbolem ustawy „Tylko tak znaczy tak”, która została wprowadzona w życie na kilka miesięcy przed jego przestępstwem. Nowe prawo dosięgło go jako pierwszego.
Więcej o Danim Alvesu:
- Paszcza lwa. Czy Dani Alves jest gwałcicielem? – dokładniejszy opis oskarżeń wobec Daniego Alvesa
- Łobuz nie kocha najbardziej – Neymar i Dani Alves. Degrengolada
- Matka Alvesa ujawniła tożsamość domniemanej ofiary piłkarza
- Dani Alves w fatalnym stanie. „Niezbędny stały nadzór”
Fot. Newspix