Reklama

Dublet Lewandowskiego odczarował Balaidos. Znowu horror w meczu Barcelony

Paweł Wojciechowski

Autor:Paweł Wojciechowski

17 lutego 2024, 21:29 • 5 min czytania 6 komentarzy

Trzeba w tym sezonie mecze Barcelony oglądać do samego końca, bo bramki w doliczonym czasie gry są prawie pewne. Celcie Katalończycy zabójczy cios zadali w 97 minucie. Dwa trafienia Lewandowskiego ratują Barcelonę, a powrót Lewydependiencii musi cieszyć, bo Polak nie tylko zaczyna regularnie strzelać, ale i ma niebagatelny wpływ na poczynania drużyny w ofensywie. 

Dublet Lewandowskiego odczarował Balaidos. Znowu horror w meczu Barcelony

Barcelona przyjechała w sobotni wieczór na niegościnny Estadio Balaidos, na którym wygrała tylko jeden z ostatnich ośmiu meczów. Z drugiej strony mecz z beznadziejną w tym sezonie Celtą wydawał się idealną okazją, żeby poprawić sobie humor przed starciem z Napoli w Champions League i po wstydliwym remisie z Granadą. Pamiętając jesienny mecz obu drużyn, można się było spodziewać emocji do samego końca. Wtedy Barca przegrywała na Montjuic 0:2 do 80. minuty, żeby w samej końcówce zanotować fantastyczną remontadę i wygrać 3:2. Teraz końcówka znowu zapewniła kibicom Blaugrany obgryzione paznokcie i zdarte gardła.

Niełatwo oglądało się pierwszą połowę, bo obie drużyny sennie poruszały się po boisku. Ale Barca przyzwyczaiła nas do oglądania takich meczów w ubiegłym sezonie. Grali wolno, ale kiedy nagle na chwilę przyspieszali, byli blisko zadania decydującego ciosu, a potem znowu usypiali rywala i kibiców. W poprzedniej kampanii taki jeden cios często decydował o końcowym zwycięstwie. Ale wtedy defensywa Barcy traciła dwadzieścia bramek w sezonie, a teraz już dał sobie wrzucić 33 w 24 meczach, więc istniała duża szansa, że jeden gol nie wystarczy, żeby wygrać.

Wspomniany cios zadał tuż przed przerwą Robert Lewandowski. Tym razem musiał odnaleźć się bez Gundogana, z którym świetnie ostatnio współpracował. Xavi postanowił dać odpocząć Niemcowi, na którym ostatnio wisiała cała gra ofensywna Blaugrany. Lewy od pierwszych minut grał nieźle, zwłaszcza na tle bardzo niedokładnego i surowego technicznie Vitora Roque. W samej końcówce pierwszej połowy otrzymał piłkę od Lamine Yamala, przyjął ją kierunkowo i posłał bombę z linii pola karnego. Piękny gol Polaka spowodował dobre humory w szatni Barcelony, które pozwalały myśleć z optymizmem o drugiej części gry.

Reklama

Na krótko. Demony wróciły zaraz po przerwie. Oscar Mingueza, wychowanek La Masii, przypomniał sobie akcje, które oglądał z ławki rezerwowych lub z trybun na Nou Camp w czasach Leo Messiego i odegrał w magiczny sposób piętą przed pole karne do Iago Aspasa. Ten oddał dość słaby strzał, ale pomogła mu nieszczęśliwa interwencja Julesa Kounde i pika przeleciała nad Ter Stegenem. 1:1.

Jak trwoga to do Gundogana. Xavi widząc co się dzieje wprowadził niemieckiego pomocnika, który miał uporządkować i uspokoić grę w środku pola. Ale ten był w cieniu Aspasa, który strzelał, podawał i czarował w polu karnym. 36-letni weteran nazywany jest przez katalońskie media „koszmarem Barcelony”. Żadnej drużynie nie strzelił w La Lidze wiecej goli niż Blaugranie (11 bramek, łącznie z dzisiejszą). Gdyby w ataku Celty było trzech Aspasów, na pewno ta drużyna nie broniłaby się tak rozpaczliwie przed spadkiem. Jednak jego koledzy nie potrafili wykorzystać szans, które stwarzał im doświadczony napastnik.

Czas mijał, a na bohatera meczu wyrastał Unai Nunez, obrońca Celty wprowadzony po przerwie przez Rafaela Beniteza. Czyścił pole karne i był jak skała, zwłaszcza w porównaniu z vis a vis, którzy pozwalali szaleć od czasu do czasu Aspasowi. Kiedy wszyscy szykowali się już na podział punktów, błąd w komunikacji w defensywie Celty w doliczonym czasie gry zdecydował o wyniku. Fran Beltran który był przeświadczony że wybija z pola karnego piłkę „na uwolnienie” nie zauważył nadbiegającego Yamala, wybijającego mu futbolówkę i kopnął go z całej siły w cztery litery. Głupi, przypadkowy faul zmusił sędziego do wskazania na jedenasty metr.

Do piłki podszedł Lewandowski, który miał na nodze piłkę meczową i… ją zepsuł. Strzelił w bardzo sygnalizowany sposób, na dogodnej dla bramkarza wysokości. Ale emocje się nie skończyły, o nie. Polak dostał okazję, podobnie jak na mundialu w meczu z Francją, do rehabilitacji. Bramkarz Celty, Vicente Guaita za szybko wyszedł przed linię bramkową i dał szansę Lewemu na powtórkę. Ten sytuacji, podobnie jak ponad rok temu, nie zmarnował. 2:1 w 97 minucie. Całe zamieszanie z rzutem karnym trwało kilka minut, więc obejrzeliśmy na zegarze odliczającym czas trzycyfrowe wartości, ale wynik już się nie zmienił.

Reklama

To nie przypadek, że Robert trafił do siatki w trzecim kolejnym meczu, a jego rosnąca forma musi być dla nas szczególnym powodem do zadowolenia w kontekście marcowych barażów o awans na Euro 2024. Polak też ukochał Celtę, bo z dwunastu bramek, które polski napastnik strzelił w tym sezonie La Liga, aż cztery wlepił drużynie z Vigo. Barca podtrzymała swoją passę bez porażki w meczach na wyjeździe, ale jej upodobanie do goli w końcówce jest tyleż irytujące, co fascynujące.

Celta Vigo – FC Barcelona 1:2 (0:1)

Aspas 47 – Lewandowski 45, 90+7 k

WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. Newspix

Kibic FC Barcelony od kiedy Koeman strzelał gola w finale Pucharu Mistrzów, a rodzice większości ekipy Weszło jeszcze się nawet nie znali. Fan Kobe Bryanta i grubego Ronaldo. W piłce jak i w pozostałych dziedzinach kocha lata 90. (Francja'98 na zawsze w serduszku). Ma urodziny tego dnia co Winston Bogarde, a to, że o tym wspomina, potwierdza słabość do Barcelony i lat 90. Ma też urodziny tego dnia co Deontay Wilder, co nie świadczy o niczym.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

6 komentarzy

Loading...