Reklama

Ekstraklasa cenna jak Premier League. Pierwszoligowcy o tym wiedzą, ale nie wszyscy wchodzą all-in

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

16 lutego 2024, 13:53 • 11 min czytania 4 komentarze

O awans do Ekstraklasy najmocniej starają się ci, którzy dopiero z niej spadli i najlepiej wiedzą, ile stracili. W teorii, bo gdy zaczniemy rozliczać pierwszoligowców z zimowych transferów, okaże się, że większość najbardziej rozpoznawalnych marek potraktowała okienko z dystansem i spokojem. Czy przerwa między rozgrywkami zmieniła układ sił na zapleczu? A jeśli tak, to kto – i dlaczego – najwięcej na tym zyskał?

Ekstraklasa cenna jak Premier League. Pierwszoligowcy o tym wiedzą, ale nie wszyscy wchodzą all-in

Pierwszoligowcy dopiero w tym sezonie wiedzą, że grają o jeszcze większą stawkę. Poprzednie rozgrywki zakończyły się jeszcze przed decyzją klubów Ekstraklasy, które zatwierdziły nowy podział nagród i premii. Jego beneficjentami będą już Łódzki Klub Sportowy, Puszcza Niepołomice oraz Ruch Chorzów, ale to Arka Gdynia, GKS Tychy, Motor Lublin i reszta stawki mogły planować kolejne posunięcia z myślą o tym, że zaraz, za moment, będzie milion złotych więcej w budżecie, więc ryzyko się opłaci.

Większa kwota stała dla każdego klubu, sięgająca ponad 6,5 mln zł. Większa premia za wynik na koniec sezonu. Nic, tylko dobrać do się do skarbca, buchnąć Smaugowi kilka złotych monet spod ogona.

Awans do Ekstraklasy nie może się nawet równać z finansowym przeskokiem jaki gwarantuje promocja z Championship do Premier League. Finał play-offs w Anglii oznacza dla zwycięzcy zysk większy niż w przypadku triumfu w Lidze Mistrzów. Posiłkując się wyliczeniami portalu „Angielskie Espresso” sprzed dwóch sezonów — Fulham zanotowało przeskok z ośmiu milionów funtów na ponad setkę. To blisko trzynastokrotnie więcej.

O ile jednak konkretna kwota jest nieporównywalna, tak już wzrost zarobków z tytułu praw telewizyjnych po awansie do najwyższej ligi jest nawet większy. Według informacji ze środowiska pierwszoligowcy otrzymają od Polsatu ok. 400-500 tys. zł rocznie w ramach praw do transmisji zaplecza Ekstraklasy. Promocja gwarantuje więc trzynasto- czy nawet siedemnastokrotnie większe zyski.

Reklama

Nowe rozdanie na rynku telewizyjnym pomoże pierwszoligowcom trochę tę różnicę zatrzeć, podniesie stawkę dla drużyn z drugiego szczebla rozgrywek. Ciężko się jednak dziwić, że gdy w grę wchodzą takie pieniądze, nawet ci, którzy początkowo podchodzili do walki o bezpośredni awans z dystansem, zimą postanowili wyjść przed szereg.

1. liga 2023/2024. Zapowiedź rundy wiosennej

Było tak przede wszystkim w Lublinie, gdzie od początku okna transferowego dysponowano sporymi pieniędzmi i równie dużymi chęciami do wzmocnienia drużyny. Celem było przede wszystkim znalezienie skutecznego napastnika oraz lekkie przebudowanie defensywy. Kilka potencjalnych wzmocnień Motorowi się wysypało — wśród nazwisk, których nie udało się przekonać, są Adam Radwański, Jakub Jędrasik, Michał Janota czy Shuma Nagamatsu. Nawet to nie przykrywa jednak faktu, że Goncalo Feio dostał zawodników więcej niż solidnych.

Motor całkiem przytomnie i szybko ściągnął stopera Kamila Kruka oraz bocznego defensora Pawła Stolarskiego, przeprowadził ruch głośny i ciekawy wyciągając Mbaye Ndiaye z Senegalu, a na koniec sięgnął po upragnioną dziewiątkę w postaci Samuela Mraza. Z ostatniego można kpić i drwić, pamiętając jego nierówne zmagania z trafianiem w bramkę w Lubinie, natomiast dla Słowaka jest to pierwsze od dawna zejście na tak niski poziom. Takie transfery nigdy nie są łatwe do przeprowadzenia z punktu widzenia klubu.

Podobnie zresztą wyglądała sprawa sprowadzenia Juliusa Ertlthalera do GKS-u Tychy, który jesienią grał jeszcze w austriackiej Bundeslidze — grał, naprawdę grał, a nie tylko był w kadrze zespołu występującego w tych rozgrywkach. Ofensywny pomocnik był celem numer jeden dla drużyny Dariusza Banasika w przerwie między sezonami. Szkoleniowiec próbował nawet kusić swojego piłkarskiego „synka”, Rafała Makowskiego, który może opuścić węgierską Kisvardę, jednak były to zbyt wysokie progi.

GKS miał jednak fundusze na to, żeby przeprowadzić ruch podobnego kalibru. Przyjście Ertlthalera do samego końca trzymano w wielkiej tajemnicy, żeby przypadkiem nikt mocniejszy nie zorientował się, że taki zawodnik jest gotowy zejść do klubu z wyraźnie niższej półki. W Tychach rozmachu rodem z Motoru nie było, bo duże zakupy skończyły się na Juliusie, dalej były tylko uzupełnienia. Tylko albo aż, bo wszystko zależy od możliwości oraz okoliczności. Trener Banasik chce pokusić się o grę o awans, natomiast nawet jeśli sprawa się rypnie, przedłużono jego kontrakt; długofalowa misja się nie zmienia.

Zresztą nie jest powiedziane, że pojedyncze, jakościowe zakupy, nie wystarczą klubom walczącym o awans. Niedawno udowodniliśmy, że pierwszoligowcy zimą rzadko kiedy ściągali piłkarzy, którzy robili różnicę, z marszu pomagali w walce o promocję. Lechia Gdańsk, Miedź Legnica, Odra Opole i Wisła Kraków ściągnęły po jednym zawodniku, a przecież każda z drużyn myśli o Ekstraklasie. Do lidera, Arki Gdynia, przyszło piłkarzy trzech, natomiast jako konkretne wzmocnienie rozpatrywać trzeba głównie Alassane Sidibe z młodzieżówki Atalanty.

Reklama

Najciekawsze transfery zimy 2023/2024 w 1. lidze

Jeśli ktoś dorównał rozmachem Motorowi Lublin, to Wisła Płock. Już jesienią Nafciarze otrzymali gigantyczne wsparcie z miasta – 10 milionów złotych wsparcia w ramach rekompensaty za spadek z ligi. W całym 2024 roku wsparcie dla Wisły ma wynieść 14,5 miliona złotych, więc jest za co budować kadrę, która ma odzyskać Ekstraklasę dla klubu z Mazowsza, nawet jeśli część pieniędzy trzeba było przeznaczyć na uporanie się z tym, co już było, a nie na fundamenty pod przyszłość.

Awans jest jednak priorytetem, co potwierdza sprowadzenie Jespera Jonassona Westermarka, króla strzelców drugiej ligi szwedzkiej. Westermark w przeszłości regularnie trafiał na drugim czy trzecim poziomie rozgrywek w ojczyźnie, ale patrząc na tu i teraz, jest jednym z dwóch regularnie występujących w lepszym klubie piłkarzy, którzy zimą przenieśli się na zaplecze polskiej Ekstraklasy.

Dzięki rankingowi „Opta”, który pozwala na porównanie drużyn z całego świata, możemy wyłuskać sześciu zawodników, którzy jesienią łapali minuty w silniejszych miejscach.

  • Jesper Jonasson Westermark (Wisła Płock) – 2405 minut w 2. lidze szwedzkiej (Osters IF)
  • Xabi Auzmendi (Polonia Warszawa) – 2353 minuty w litewskiej ekstraklasie (Żalgiris Kowno)
  • Jasse Tuominen (Bruk-Bet Termalica Nieciecza) – 1751 minut w fińskiej ekstraklasie (KuPS)
  • Edvin Muratović (Resovia) – 1050 minut w luksemburskiej ekstraklasie (Racing)
  • Julius Ertlthaler (GKS Tychy) – 976 minut w austriackiej ekstraklasie (WSG Tirol)
  • Matej Senić (Podbeskidzie Bielsko-Biała) – 713 minut w bośniackiej ekstraklasie i 723 minuty w europejskich pucharach

W Płocku mają nadzieję, że nie powtórzą błędu z letniego okna transferowego, gdy zainwestowali duże pieniądze w Nikolę Sreckovicia, kupując go prosto z serbskiej ekstraklasy, co nie przełożyło się na wyniki zespołu. Co prawda Wisła dysponuje już czołowym strzelcem ligi, Łukaszem Sekulskim, natomiast trener Dariusz Żuraw może pomieścić w wyjściowej jedenastce dwie dziewiątki, bo preferuje ustawienie z trzema środkowymi obrońcami. Tę formację wzmocniono natomiast Jarosławem Jachem, Marcusem Haglindem-Sangre i Mieszko Lorencem (może występować także w środku pomocy), więc na papierze wszystko się zgadza.

Wisła skorzystała ze skandynawskich opcji, które zawsze otwiera rynek zimowy, wypożyczyła mocne postaci z wyższej ligi, zainwestowała w przyszłość w postaci Oskara Tomczyka. Czysto teoretycznie więcej w kontekście budowy drużyny zrobić się nie dało.

Wisła Kraków walczy o Ekstraklase z technologią pod rękę

Imienniczka płockiego klubu ograniczyła się zimą do sprowadzenia skrzydłowego Dejviego Bregu. Albańczyk nie wylądował na sporządzonej wyżej liście, mimo że do Krakowa trafia z drugiej ligi tureckiej, więc nie takich znów ogórkowych zawodów. Po pierwsze jednak grał tam malutko, po drugie Umraniyespor jest przez „Optę” oceniany jako klub słabszy niż Biała Gwiazda.

Bregu ma jednak dać konieczną opcję rotacji w ofensywie, której do tej pory brakowało. Poza tym kadra Wisły Kraków była skrojona pod Alberta Rude — już podczas rozmów kwalifikacyjnych wiadomo było, że Hiszpan weźmie to, co ma, bo wielkiej przebudowy nie potrzebuje. Liczba transferów w Małopolsce zwiększy się z powodu kontuzji Kamila Brody, niemniej względny spokój jest zrozumiały, bo klub i tak nie ma czym szastać, jeśli chodzi o zaskórniaki na potencjalne wydatki.

Albert Rude: Nie mogłem odmówić Wiśle Kraków. Mam tu wszystko, czego szukałem [WYWIAD]

Dejvi Bregu przy okazji będzie też jednym z pierwszych ruchów, przy których pomagają wewnętrzne narzędzia skautingowe i analityczne Wisły Kraków. Biała Gwiazda ograniczała ryzyko wybierając trenera, a teraz chce to robić także w przypadku piłkarzy. Na Albańczyka trzeba będzie patrzeć z jeszcze większą uwagą, choć i bez tej wiedzy wypada intrygująco. Z jednej strony większość kariery spędził w mizernej, lokalnej lidze. Z drugiej — grał w niej jak z nut.

  • 23 wypracowane bramki
  • 15 wypracowanych goli
  • 13 wypracowanych bramek
  • 14 wypracowanych goli
  • 14 wypracowanych bramek

Przez pięć lat, sezon w sezon, Dejvi Bregu na własnym podwórku wyróżniał się umiejętnościami i liczbami, a nie zawsze w tym okresie był przypisany do najlepszej drużyny w stawce. Zdobył tytuł króla strzelców i nagrodę dla MVP rozgrywek, po czym przez dwa lata solidnie wypadał w drugoligowej młócce w Turcji. Wiadomo, że Wisła na 28-latku nie zarobi milionów, nie tak trzeba na ten ruch patrzeć, natomiast gdyby wyłamać się z przytoczonej wyżej listy, to Bregu, czy wypożyczony przez Lechię Gdańsk z Bastii Loup-Diwan Gueho, z miejsca przyciągają uwagę, skłaniają do śledzenia ich poczynań.

Trochę inaczej mają się sprawy w przypadku Jasse Tuominena z Bruk-Bet Termaliki Nieciecza, który co prawda w Finlandii grał, ale nie był zawodnikiem, do którego w polu karnym piłka wręcz lgnęła. Jeśli ma rozwiązać problemy „Słoni” na dziewiątce — przewidujemy kłopoty. Jeśli ma występować na skrzydle, bo i taką pozycję zajmował w poprzednich klubach, może być ciut lepiej. Takie ustawienie zastosowano w jednym ze sparingów, gdy na dziewiątce wystąpił silny i szybki Marcus Fassbander.

W Niecieczy zimą naładowano pozytywną energię, zespół mocno wierzy w to, że awans jest w jego zasięgu. Szatnię wyczyszczono z obciążających budżet weteranów, jak Rajko Rep i Tomas Poznar, utrzymano Adama Radwańskiego, ściągnięto utalentowanego młodzieżowca (Jakub Jędrasik), więc kadra jest silniejsza niż jesienią, a przecież na głębię składu w gminie Żabno i tak narzekać nie mogli. Sporo mówi się o tym, że w czołówce namieszać może Miedź Legnica, natomiast po zimie częściej powinniśmy wspominać także o klubie z Niecieczy.

Awanturnicza walka o utrzymanie

Na wstępie pokazaliśmy, że pierwszoligowcy nie walczą o wielką fortunę z tytułu gry na drugim najwyższym szczeblu rozgrywek w Polsce. Wciąż jednak wizja spadku spędza wszystkim sen z powiek. Gregoire Nitot dla przykładu bardzo nie chciałby, żeby Polonia Warszawa wróciła do drugiej ligi. Czarne Koszule zaliczyły wizerunkową wtopę, gdy jako jedyne nie dogadały się w sprawie zdjęcia do „Skarbu Kibica” przed startem ligi — szkoda, bo miałyby kogo pokazać.

Xabi Auzmendi z miejsca może stać się kolejną hiszpańską gwiazdą rozgrywek. Spędził parę lat na Litwie, gdzie był liderem Suduvy i Żalgirisu Kowno. Nazwy klubów naszych sąsiadów nie wzbudzają przesadnego respektu, natomiast jako pucharowicz ze słabszej ligi pomocnik powinien odnaleźć się na pierwszoligowym poziomie bez większego problemu. Obskoczy kilka pozycji, zagwarantuje kilka bramek, weźmie na siebie ciężar gry — takie przynajmniej są oczekiwania.

Polonia Warszawa wzmacniała się rozsądnie i szybko. Trener Rafał Smalec Xabiego miał do dyspozycji od dawna, mógł wokół niego budować drużynę. Podobnie wyglądało to z Krzysztofem Bąkowskim, który w ubiegłym roku bardzo dobrze wyglądał w Stali Rzeszów. Ten sam styl budowania drużyny obrano w Rzeszowie. Resovia sięgnęła po nowego napastnika z porównywalnego poziomu, zaprzestając poszukiwań dziewiątek wśród zblazowanych weteranów.

Obawy mogą mieć za to sąsiedzi ze Stali i to wcale nie z powodu transferowej ciszy. Trener Marek Zub stracił zimą dwóch bardzo ważnych członków sztabu szkoleniowego — Sławomira Cisakowskiego oraz Mikołaja Raczyńskiego, którzy zaczęli pracę na własny rachunek. Nie jest tajemnicą, że obaj byli bardzo dużym merytorycznym wsparciem dla bardziej doświadczonego Zuba, więc w Stali znów zapanowała niepewność, bo pięć punktów przewagi nad derbowym rywalem na spokojny sen nie pozwala.

GKS Katowice, Chrobry Głogów i Znicz Pruszków obrały kierunek na stabilizację, jak kilka drużyn z czołówki. Awanturniczą politykę transferową uskuteczniały natomiast drużyny, które zamykają tabelę. Zagłębie Sosnowiec większych nadziei na utrzymanie już nie ma, odrabianie strat musiałoby się wiązać także z katastrofalną dyspozycją kogoś znad kreski i nie do końca wiadomo, o co będzie trudniej. Gdy bowiem patrzy się na ukraińsko-celebryckie eldorado w Sosnowcu, w ustach czuje się smak słabo doprawionej zupy śmieciowej.

Defensywę drużyny potrzebującej punktów jak tlenu mają współtworzyć dwaj obrońcy, którzy od dawna mają niewiele wspólnego z grą w piłkę (William Remy, Artem Suchockyj). Za ich plecami czuwać będzie człowiek, którego największym osiągnięciem jest spędzenie kariery na ławce rezerwowych Szachtara czy Zorii. Oczywiście poza nazwiskiem, bo mowa o Ołeksandrze Szewczence. W Sosnowcu bronią się świetnym CV ukraińskiego zaciągu, ale ktoś chyba nie zauważył, że jesienią na świetnym CV kontraktowanych przez Zagłębie piłkarzy, dojechano na ostatnie miejsce w stawce.

Lepiej, choć niekoniecznie mniej kontrowersyjnie, wygląda to w Bielsku-Białej, gdzie zamiast bawić się w podrzucanie kukułczych jaj przez zaprzyjaźnioną agencję, po prostu brano każdego, kto się napatoczył. Nie, żeby sytuacja Podbeskidzia po zimowych transferach była optymistyczna, ale warto docenić, że w odróżnieniu od jesieni, wiosną Górale staną do walki o ligowy byt z bramkarzem (Kacprem Krzepiszem) między słupkami. Trzeba też przyznać, że stoper prosto z Ligi Konferencji (Matej Senić) napawa większą pewnością niż Remy z ciągotami do imprez i przybierania na masie.

Skąd jednak ta chęć do pozostania w lidze, na której się nie zarabia, do której się tylko dokłada? Prestiż zaplecza najlepszych rozgrywek w kraju to jednak prestiż. A historie z ostatnich lat pokazują, że zawsze lepiej kręcić się tuż za plecami najlepszych, bo nigdy nie wiadomo, kiedy uda się wskoczyć na karuzelę i dorwać złote jajo.

WIĘCEJ O 1. LIDZE:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Komentarze

4 komentarze

Loading...