Reklama

Polacy pokonani przez dyskwalifikację. A mógł być nawet medal

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

28 stycznia 2024, 16:16 • 3 min czytania 9 komentarzy

Jak nie odwołany konkurs w Szczyrku, to słabsze skoki w drugiej serii w Zakopanem. Jak nie słabsze skoki w drugiej serii w Zakopanem, to dyskwalifikacja na Kulm. Polacy tej zimy radzą sobie na skoczniach co najwyżej słabo, ale trudno nie odnieść wrażenia, że w ostatnim okresie dużą rolę w tej słabości zaczął też odgrywać zwykły pech. Dziś Biało-Czerwoni mogli nawet powalczyć o drużynowy medal. Ale Aleksander Zniszczoł – najlepszy z naszych skoczków – w drugiej serii został zdyskwalifikowany.

Polacy pokonani przez dyskwalifikację. A mógł być nawet medal

Przed konkursem nie robiliśmy sobie wielkich nadziei na podium, choć pewne przesłanki, by trzymać za nie kciuki były. Polacy w konkursie indywidualnym mistrzostw świata w lotach skakali w końcu naprawdę nieźle, zwłaszcza szósty Piotr Żyła. Radził sobie też Aleksander Zniszczoł, ostatecznie dwunasty. Patrząc na inne reprezentacje, widać było, że poza zasięgiem są Austriacy (Stefan Kraft został mistrzem świata) i Słoweńcy, główni faworyci do złota. Ale już forma Niemców czy Norwegów mocno falowała, a Japończycy zdawali się być zupełnie bez niej.

Innymi słowy – solidne skakanie mogło dać nam szansę walki o medal. I w sumie dało.

Po pierwszej serii dzisiejszego konkursu drużynowego, Polacy – w składzie Aleksander Zniszczoł, Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Piotr Żyła – nie imponowali co prawda przesadnie dalekimi lotami. Na 36 zawodników, którzy oddali swoje próby, najwyżej z naszych był Zniszczoł, z 14. notą. Najniżej za to Kubacki, 23. Innymi słowy: plasowaliśmy się mniej więcej w okolicach środka stawki. A to dawało piąte miejsce, zgodne z przedkonkursowymi przewidywaniami. Do trzecich Niemców traciliśmy 36,7 punktu.

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Reklama

Ale to nie tak, że medal już wówczas całkowicie nam uciekł. W drugiej serii sporo się bowiem działo. Swój skok fatalnie zepsuł choćby Stephan Leyhe (164,5 metra), nie radzili sobie też Norwegowie, u których Daniel Andre Tande klapnął na zeskok nieco za 180. metrem. Za to Polacy skakali jak w pierwszej serii – solidnie, w miarę równo.

I gdyby wszystko wyszło dobrze, to przed ostatnią grupą skoczków, bylibyśmy na trzecim miejscu, z niewielką przewagą nad Niemcami.

Gdybanie, wiadomo, to nasz sport narodowy. Tu naprawdę trudno jednak nie zastanawiać się, czy uciekł nam dziś medal. Po swoim skoku w drugiej serii kontroli sprzętu nie przeszedł bowiem Aleksander Zniszczoł, w ostatnim okresie najrówniejszy z polskich skoczków. A był to skok, dodajmy, dobry, po którym mieliśmy pełne prawo być zadowoleni z postawy Olka. Niestety, jego nota za tę próbę została wykasowana. W konsekwencji Piotr Żyła w ostatniej kolejce nawet nie próbował odlecieć, wylądował też na dwie nogi. I zamiast walki o medale, zajęliśmy ósme miejsce.

Czy zdobylibyśmy brąz? Pewnie byłoby trudno, Andreas Wellinger oddał świetny skok. Ale gdyby Niemiec skakał pod presją, a Żyła z nadziejami, może wszystko wyglądałoby inaczej. Nigdy się już tego nie dowiemy, a ten fatalny sezon nadal pozostaje fatalnym i do tego niezwykle pechowym. W Szczyrku, gdzie trzech naszych skoczków walczyło o indywidualne podium, nie dokończono pierwszej serii. W Zakopanem Zniszczoł nie wytrzymał presji walki o pudło. Na Kulm indywidualnie Żyła skakał świetnie, ale rywale jeszcze lepiej. A w drużynie przyszła ta nieszczęsna dyskwalifikacja.

Teraz kluczowe jest, by Polacy się tym nie załamali. Bo w ich skokach faktycznie widać poprawę, do końca sezonu jeszcze sporo zawodów. Z tego sezonu da się wyciągnąć choć minimum przyzwoitości – jakieś indywidualne podium, może mały sukces w drużynie. Tego właśnie byśmy im życzyli.

Mistrzami świata w lotach zgodnie z oczekiwaniami zostali Słoweńcy, drugie miejsce zajęli Austriacy, a trzeci byli Niemcy.

Reklama

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Skoki

Komentarze

9 komentarzy

Loading...