Halowy sezon lekkoatletyczny powoli się rozkręca. W Astanie mogliśmy dziś oglądać pierwsze zawody z cyklu World Athletics Indoor Gold Tour – najważniejszego w zimowych zmaganiach – a w Polsce z kolei w pełni rywalizację otworzył Orlen Cup, od lat obecny na mapie naszej lekkiej atletyki. Otworzył, dodajmy, w dobrym stylu, bo świetny rezultat osiągnęła między innymi Ewa Swoboda.
Swoboda od lat jest już specjalistką od 60 metrów, halowego dystansu sprinterskiego. Na setkę zresztą też biega coraz lepiej, w zeszłym roku została przecież szóstą lekkoatletką świata, a do tego ustanowiła życiówkę na poziomie 10.94 s. Ta z hali wynosi 6.99 s i to już rezultat na światowym poziomie. Dziś Polka… wcale nie było od niego daleko. Już w biegu eliminacyjnym znakomicie wystartowała, osiągając 7.08 s. W finale za to „ucięła” z tego jeszcze cztery setne. Czas 7.04 s jest najlepszym w tym roku wynikiem na świecie i pokazuje, że Swoboda gotowe jest na szybkie bieganie.
Docelowo takie, które dałoby jej medal halowych mistrzostw świata w Glasgow. Do tego pewnie trzeba będzie znów pobiec z szóstką z przodu, ale sama Swoboda zapowiadała, że na takie starty powinna być przygotowana.
Dobre wyniki zanotowali też dziś i inni nasi lekkoatleci. Pia Skrzyszowska triumfowała w Łodzi w biegu przez płotki, gdzie wygraną dał jej czas 7.85 s. Po wszystkim mówiła, że wystartowała wolniej niż na treningach i może brakowało jej po prostu… wymagających rywalek. Bo te dzisiejsze faktycznie nie stanowiły dla niej zagrożenia, wygrała z ogromną przewagą. Niemniej, jej rezultat to i tak dobre otwarcie sezonu.
Świetnie na tym samym dystansie, ale u mężczyzn pobiegł Oliwier Wdowik, który czasem 6.60 s wyrównał rekord życiowy i zajął drugi miejsce. Z kolei w biegu przez płotki bardzo dobrze spisał się Jakub Szymański (7.53), który nieznacznie przegrał z Lorenzo Simonellim z Włoch. Naprawdę dobrze wyglądał również Norbert Kobielski, który pewnie doszedł do wysokości 2.25 m w skoku wzwyż, a potem atakował 2.30. Nieskutecznie, ale w zeszłym sezonie Polak wreszcie poprzeczkę zawieszoną tak wysoko pokonał i zdaje się, że to dodało mu pewności siebie.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
Warto też wspomnieć o tyczkarzach, choć i Paweł Wojciechowski (5.42), i Piotr Lisek (5.52) specjalnie nie zachwycili. Nieźle skakał za to Robert Sobera, który osiągnął 5.72 m i atakował poprzeczką zawieszoną o 10 centymetrów wyżej, stanowiącą minimum olimpijskie. Na razie nieskutecznie. Nieskuteczny był też niestety Sam Kendricks, zwycięzca konkursu, który atakował sześć metrów. Na pierwsze sześć metrów w Polsce będziemy więc musieli jeszcze poczekać, ale pewnie zobaczymy jakieś przy okazji ORLEN Copernicus Cup – mityngu z cyklu Gold Tour, który już 6 lutego w Toruniu.
Fot. Newspix