“Żurkowski wrócił do domu” – można przeczytać we włoskich mediach po spektakularnym występie pomocnika w Serie A przeciwko Monzy. Reprezentant Polski skompletował hat-tricka, prowadząc w ten sposób Empoli do zwycięstwa 3:0 i rozniecając wśród kibiców nadzieje na utrzymanie we włoskiej ekstraklasie. Faktycznie, Żurkowski na Stadio Carlo Castellani może się czuć jak w domu. Jego dotychczasowa kariera w Italii pełna bowiem jest rozczarowań oraz niepowodzeń, ale akurat w Empoli polskiemu zawodnikowi zawsze wiodło się dobrze.
Jako się rzekło, przygoda Szymona Żurkowskiego na Półwyspie Apenińskim od samego początku pełna jest – delikatnie rzecz ujmując – komplikacji.
Żurkowski we Włoszech. Nieszczęsna Fiorentina
W 2019 roku pomocnik dołączył do Fiorentiny z Górnika Zabrze, ale dość szybko się okazało, że na występy w ekipie z Florencji nie ma co liczyć. Pozornie transfer wydawał się odpowiednio przygotowany, bo transakcję dograno z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, ale w praktyce wyszło po prostu kiepsko. Żurkowski został w ekspresowym tempie zmarginalizowany i znalazł się na liście piłkarzy udostępnionych do wypożyczenia. – W ciągu pół roku Fiorentinę przejął nowy właściciel, przez co doszło do dużych zmian. Nic nie zapowiadało, że do tego dojdzie. Zwłaszcza, że poprzedni właściciel mówił nam o dalekosiężnych planach – przyznał agent Jarosław Kołakowski.
Rundę wiosenną sezonu 2019/20 Żurkowski spędził więc na wypożyczeniu do drugoligowego Empoli, z którym nieudanie walczył o awans do Serie A. Nie pograł za wiele, jego formę trzeba było odbudować po kilku miesiącach spędzonych na ławce i na trybunach we Florencji, lecz pokazał się z na tyle obiecującej strony, że Empoli postanowiło przedłużyć wypożyczenie. No i w kolejnej kampanii były piłkarz Górnika wreszcie powrócił do rytmu meczowego. Wiosną 2021 roku uchodził już za jednego z liderów drugiej linii Empoli, a ekipa ze Stadio Carlo Castellani tym razem zdołała wywalczyć awans do włoskiej ekstraklasy.
– Łączy w sobie zaradność i intensywność. Jest obecny zarówno w fazie defensywy, jak i ofensywy, i nigdy się nie poddaje, mimo dużego wydatku energii – chwaliły Polaka włoskie media.
W sezonie 2021/22 “Zupa” poszedł za ciosem i pozostał jednym z kluczowych piłkarzy w ekipie “Azzurrich”, ale już na poziomie Serie A. Rozegrał 35 ligowych spotkań, zapisał na swoim koncie sześć goli i dorzucił do tego trzy asysty. Dołożył sporą cegiełkę do utrzymania Empoli w najwyższej klasie rozgrywkowej. Naprawdę mogło się wydawać, że 24-letni wówczas pomocnik wskoczył już na odpowiednie tory i jego kariera w najbliższym czasie będzie tylko przyspieszać. Żurkowski zaczął nawet wyrastać na mocnego kandydata do regularnej gry w wyjściowym składzie reprezentacji Polski. No ale wtedy – na jego nieszczęście – o Polaku przypomniała sobie Fiorentina. Pierwszą część sezonu 2022/23 Żurkowski spędził na Stadio Artemio Franchi i… znowu wylądował na bocznicy. – Po tym, jak rozpoczął okres przygotowawczy, od razu złapał kontuzję. Potem wrócił i znowu doznał urazu. Żurkowski odbył z drużyną w sumie dziesięć-dwanaście treningów i prawdopodobnie żadnego na sto procent możliwości. Na początku staraliśmy się go pobudzić szansami, ale, niestety, sprawa z urazem nawracała. To chłopak, który mocno naciska i pracuje, ale sytuacja wygląda właśnie w ten sposób. Nie wykluczam niczego i nikogo – przyznał Vincenzo Italiano, szkoleniowiec “Violi”.
Kiedy w połowie listopada 2022 roku Żurkowski dostał od selekcjonera Czesława Michniewicza szansę gry w towarzyskim starciu z Chile, sprawiał wrażenie gracza kompletnie zardzewiałego. Tak bardzo odległego od optymalnej dyspozycji, jak tylko to możliwe. Mundial przesiedział naturalnie na ławce rezerwowych.
Zamiast spodziewanego przyspieszenia, nastąpiło jeszcze jedno gwałtowne wyhamowanie jego kariery.
Żurkowski wrócił. Nie ma jak w Empoli
Nieudany związek Żurkowskiego z Fiorentiną formalnie dobiegł końca latem 2023 roku, gdy Spezia wykupiła go na zasadzie transferu definitywnego, ale w praktyce zakończył się pół roku wcześniej, kiedy Polak wylądował w zespole z Ligurii w ramach wypożyczenia. Tylko że tym razem samo opuszczenie Florencji nie wystarczyło już reprezentantowi Polski do natychmiastowego złapania wiatru w żagle. Rudna wiosenna sezonu 2022/23 upłynęła bowiem Żurkowskiemu głównie na zmaganiach z kolejnymi urazami, wydatnie ograniczającymi liczbę jego występów w Serie A. Jak gdyby tego było mało, Spezia spadła z ligi i wpadła w poważne tarapaty finansowe.
Fatalna stała się zatem zarówno atmosfera wokół klubu, jak i wewnątrz drużyny. Efekt był łatwy do przewidzenia – jesienią minionego roku “Orzełki” kompletnie się rozsypały i obecnie prują na łeb na szyję w stronę spadku na trzeci poziom rozgrywkowy, co może mieć dla klubu dramatyczne konsekwencje. W tak zdruzgotanym zespole trudno się rzecz jasna pokazać z dobrej strony. Żurkowski nie był wyjątkiem – zaliczył słabiutką rundę. Włoscy dziennikarze zwracali uwagę przede wszystkim na marną formę fizyczną Polaka, który za czasów gry w Empoli imponował wszędobylskością i grą na dużej intensywności.
Można też było się natknąć na sugestie, że Żurkowski wyjątkowo źle znosi postępujący upadek Spezii. – Relegacja była ciosem, który uderzył w nas wszystkich. Bardzo chciałem tutaj zostać, chciałem wnieść swój wkład w odbudowę drużyny po tak wielkim rozczarowaniu – przyznał Polak na łamach “TuttoMercatoWEB”.
Podźwignięcie Spezii z kolan okazało się jednak niewykonalne. Żurkowski postanowił więc, i słusznie, ratować własną karierę i nie plamić sobie CV spadkiem do trzeciej ligi. Tym bardziej że Spezia na gwałt szuka dziś oszczędności. Polak wrócił zatem tam, gdzie jak do tej pory spędził zdecydowanie najpiękniejsze i najbardziej owocne miesiące po przeprowadzce do Italii: na Stadio Carlo Castellani w Empoli. No i jego sytuacja zmieniła się w sposób wręcz czarodziejski. Już w pierwszym występie po powrocie do zespołu “Azzurrich” reprezentant Polski wpisał się na listę strzelców, mimo że na boisko wszedł dopiero w drugiej połowie. Natomiast w meczu numer dwa Żurkowski odpalił już na całego – skompletował hat-tricka i poprowadził Empoli do zwycięstwa 3:0 nad Monzą. W obozie “Azzurrich” mocno dziś liczą, że ten spektakularny występ Polaka będzie punktem zwrotnym dla klubu w walce o pozostanie w Serie A.
Prawa noga, głowa, lewa noga. Perfekcyjny hat-trick.
Włoskie media oszalały po strzeleckiej eksplozji Polaka. “Tuttosport” porównuje Żurkowskiego do Haalanda, “CalcioMercato” nazywa go “drugim Zielińskim”, “La Gazzetta dello Sport” przedstawia go jako remedium na ofensywne bolączki Empoli, a “Corriere dello Sport” pisze o wskrzeszeniu szans na utrzymanie. Trzeba też bowiem podkreślić, że starcie z Monzą było pierwszym, jakie na ławce trenerskiej Empoli spędził trener Davide Nicola. Niedawna zmiana na pozycji szkoleniowca tylko potęguje ekscytację wokół wyczynu Żurkowskiego, bo w tej chwili naprawdę możemy mówić o nowym otwarciu w ekipie “Azzurrich”.
Cudotwórca. Davide Nicola, trener od spraw beznadziejnych
– Przeanalizowaliśmy, w jaki sposób najlepiej wykorzystać naszych zawodników. Wszędzie można znaleźć pole do poprawy, ale najważniejsze jest dla mnie to, że drużyna pozostaje zjednoczona i ma szacunek dla moich taktycznych oczekiwań. Jeśli chodzi o mentalność, zespół jest optymalnie zbudowany. Pracujemy nad różnymi sposobami konstruowania akcji, chcemy być bardziej elastyczni taktycznie w zależności od przeciwnika. Wiadomo, że daleko nam jeszcze do ideału, pracuję tutaj tylko kilka dni, ale drużyna naprawdę szybko przystosowuje się do zmian – mówił trener Nicola na antenie DAZN.
– Pojedynczy zawodnik może spisać się świetnie tylko wtedy, gdy cały zespół odpowiednio go wspiera. Ale muszę przyznać, że Żurkowski rozegrał z Monzą nieprawdopodobne zawody – dodał szkoleniowiec.
Historyczny wyczyn Żurkowskiego. Pierwszy polski hat-trick w Serie A
W sezonie 2023/24 Żurkowski rozegrał w Serie A nieco ponad 120 minut, a już jest:
- najskuteczniejszym Polakiem w lidze
- najlepszym strzelcem Empoli
- autorem jednego z trzech hat-tricków w tym sezonie włoskiej ekstraklasy
To jednak jeszcze nie wszystko. Jak wylicza nasz redakcyjny kolega AbsurDB, Żurkowski zapisał się na kartach historii jako pierwszy Polak, któremu udało się zdobyć hat-tricka w Serie A. Aż trudno w to uwierzyć, ale nie dokonał tej sztuki ani Zbigniew Boniek, ani Arkadiusz Milik, ani Krzysztof Piątek czy Piotr Zieliński. Jeśli zaś chodzi o pozostałe topowe ligi Starego Kontynentu, wciąż czekamy na pierwszego Polaka, któremu uda się skompletować hat-tricka w Premier League. Na jej zapleczu dokonali tego Marek Saganowski i dwukrotnie Radosław Majewski. Jedyny polski hat-trick w LaLiga to rzecz jasna wyczyn Jana Urbana i trzy trafienia strzelone Realowi Madryt na Estadio Santiago Bernabeu w barwach Osasuny. Dużo lepiej szło polskim snajperom w Niemczech i Francji. W Bundeslidze po trzy gole w jednym meczu strzelali Janusz Turowski, Jan Furtok, Marek Leśniak, Andrzej Juskowiak, Ebi Smolarek i – szesnastokrotnie! – Robert Lewandowski. Z kolei we francuskiej ekstraklasie hat-tricki zaliczyli Joachim Marx, Andrzej Szarmach, Ireneusz Jeleń oraz Arkadiusz Milik.
Jak wyglądają polskie hat-trickowe osiągnięcia na tle reszty świata?
Co najmniej jednego hat-tricka w każdej z pięciu topowych europejskich lig mają przedstawiciele zaledwie czternastu krajów: Hiszpanii, Francji, Włoch, Niemiec, Anglii, Holandii, Szwecji, Portugalii, Belgii, Argentyny, Brazylii, Nigerii, Kamerunu i Ghany. W czterech spośród tych lig hat-tricki notowali jednak także gracze z Gabonu, Togo, Paragwaju, Rosji, Demokratycznej Republiki Konga, Senegalu, Urugwaju, Danii, Węgier, Kolumbii, Chorwacji, Austrii oraz Rumunii. W niedzielę do tego grona – za sprawą trzech trafień Żurkowskiego – dołączyła Polska. Pod względem sumy hat-tricków w topowych ligach Starego Kontynentu polscy piłkarze – z 33 hat-trickami na koncie – plasują się aktualnie na trzynastym miejscu w rankingu wszech czasów. Całkiem nieźle.
***
To naturalnie tylko statystyczne ciekawostki. Z perspektywy Żurkowskiego najważniejsze, by jego dobra passa w Empoli potrwała długie tygodnie i zaowocowała utrzymaniem klubu we włoskiej ekstraklasie. A wtedy dobrze by chyba było, żeby “Zupa” zakotwiczył w tym klubie na dłużej. Dla dobra własnej kariery.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Kałużny o Gliku: Kadra to dla niego zamknięty rozdział
- Probierz: Na razie nie powołam Hezze. Na pewno nie na baraże
- Koźmiński o Probierzu: Wywrócił kompletnie jakąkolwiek hierarchię
Fot. Newspix