Reklama

Rosyjski błąd, zawsze drugi w Dynamie, groźby na Cyprze. Trenerska droga Chackiewicza

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

21 stycznia 2024, 12:19 • 21 min czytania 9 komentarzy

O ile kolejne wydarzenia w Zagłębiu Sosnowiec często już na starcie stanowiły powód do zmasowanej krytyki, o tyle akurat zatrudnienie Aleksandra Chackiewicza w roli trenera nie musi tego oznaczać. To postać, której wcześniejsze dokonania nie odpychałyby w przypadku niektórych klubów Ekstraklasy, a co dopiero mówić o ostatniej drużynie I ligi.

Rosyjski błąd, zawsze drugi w Dynamie, groźby na Cyprze. Trenerska droga Chackiewicza

Chackiewicz to w świecie wschodniej piłki naprawdę duża persona. Jak na białoruskie warunki, piłkarzem był wybitnym. W skali europejskiej, co najmniej dobrym. To jeden z najbardziej charakterystycznych zawodników – po Szewczence, Rebrowie, Kaładze czy Szowkowskim – Dynama Kijów z przełomu wieków, które rokrocznie rywalizowało w Lidze Mistrzów. Pod koniec kariery, w 2005 roku, łączono go z Legią Warszawa, Wisłą Kraków i Groclinem, ale okazał się za drogim wariantem.

Piłkarska przeszłość jest jedynie ciekawostką. Ważniejsze, co Białorusin zrobił jako trener.

Aleksandr Chackiewicz – nowy trener Zagłębia Sosnowiec [HISTORIA]

Remis z Francją jako selekcjoner

Po pracy z reprezentacjami młodzieżowymi i prowadzeniem FK Witebsk, na rok trafił do sztabu reprezentacji Ukrainy. Przez następne cztery lata zbierał doświadczenie w rezerwach Dynama Kijów, aż w grudniu 2014 dostał posadę jako selekcjoner białoruskiej kadry. Bez wątpienia wielkie nazwisko trochę mu to pomogło, bo patrząc wyłącznie przez pryzmat dotychczasowej kariery trenerskiej, na pewno znaleźliby się ciekawski kandydaci.

Reklama

Sam Chackiewicz zdawał sobie sprawę z tego wyróżnienia, bo na rzecz prowadzenia drużyny narodowej odrzucił propozycję zostania asystentem Serhija Rebrowa w Dynamie Kijów. – Oferta współpracy z reprezentacją twojego kraju pojawia się raz w życiu. Serhij przyjął moją decyzję ze zrozumieniem – opowiadał po latach. W przyszłości to on zastąpił Rebrowa w Dynamie już w roli pierwszego szkoleniowca.

Z dzisiejszej perspektywy Białorusini pod wodzą Chackiewicza potrafili odnosić całkiem przyzwoite rezultaty. Wyjazdowe zwycięstwa w meczach towarzyskich nad Irlandią (2:1), Norwegią (1:0) i Grecją (1:0) oraz sensacyjne 0:0 z Francją w eliminacjach MŚ 2018 to wyniki, które obecnie nasi wschodni sąsiedzi wzięliby w ciemno.

Już wtedy jednak narzekano, bo po zatrzymaniu Les Bleus Białorusini zremisowali z Luksemburgiem i przegrali z Bułgarią. – Znowu kiepsko wystartowaliśmy, ale jest to także wyznacznik poziomu całego białoruskiego futbolu w tym roku. Żadna drużyna nie dostała się do fazy grupowej europejskich pucharów. W zawodnikach BATE są teraz trochę inne emocje, co jest zrozumiałe. Gdyby w klubie grali też na arenie międzynarodowej, bardziej uwierzyliby w siebie. To wszystko jest ze sobą powiązane – tłumaczył po porażce w Sofii, która okazała się ostatnim etapem jego reprezentacyjnej pracy.

Aleksandr Chackiewicz jako selekcjoner reprezentacji Białorusi.

Konflikt z białoruskim związkiem

Krajowa federacja w grudniu 2016 postanowiła podziękować selekcjonerowi, z czym ten nie mógł się pogodzić i szukał sprawiedliwości nawet w Sportowym Sądzie Arbitrażowym w Lozannie, pozywając tam białoruski związek. Wniosek został jednak odrzucony, gdyż federacja tego kraju znajdowała się poza jurysdykcją CAS.

Aleksandr Chackiewicz uważał, że jego obowiązujący do listopada 2017 kontrakt został wypowiedziany bez ważnej przyczyny. W kuluarach mówiło się, że chodziło o brak zgody na obniżkę wynagrodzenia, wynoszącego podobno 240 tys. euro rocznie.

Reklama

Do tego legenda Dynama Kijów tradycyjnie nie gryzła się w język i bez ogródek mówiła o problemach trawiących piłkę w kraju. Po zwolnieniu nie było inaczej. – Wszelkie ambicje należy oceniać w oparciu o infrastrukturę, poziom ligi krajowej i udział państwa w rozwoju danego sportu. Przez dwa lata pracy widziałem, że kierownictwo federacji starało się tu coś osiągnąć, no i otwarto arenę w Grodnie – sztuczne boisko przykryte dmuchanym dachem. Drugie takie w historii na Białorusi. No cóż, wygląda na to, że z taką infrastrukturą teraz z zespołami na poziomie Francji powinniśmy przynajmniej remisować, a takie drużyny jak Bułgaria czy Słowenia wyłącznie pokonywać – lekko ironizował.

W 2019 roku wrócił do tych wątków. – W reprezentacji 80 procent zawodników to ci sami, na których ja stawiałem. Siergiej Safarjan [wiceprezes białoruskiej federacji, PM] zarzucał mi, że nie oglądam meczów krajowej ligi. Zapytałem: „A kogo mam obserwować?”. Kiedy przybył Igor Nikołajewicz, próbował powoływać kogoś grającego na Białorusi. Wyniki były jeszcze gorsze. Ostatecznie wrócił do tych samych chłopaków, którzy byli w drużynie za moich czasów. Ilu młodych piłkarzy wystąpiło w kadrze na przestrzeni tych dwóch lat? Sawickij był już u mnie. Jest tylko Kowaliow, który ma 26 lat. A gdzie ta młodzież? Powtarzam: poziom ligi jest bardzo niski, dlatego poziom reprezentacji jest taki sam – tłumaczył dziennikarzowi pressball.by.

Krótko mówiąc, nie ma z czego rzeźbić, z piasku bicza nie ukręcisz.

Tylko dwa Superpuchary Ukrainy w Dynamie

Chackiewicz nie mógł się pogodzić ze zwolnieniem, ale dość szybko spadł na cztery łapy, na początku czerwca 2017 dostając posadę w Dynamie Kijów, w którym zastąpił wspomnianego Rebrowa. Kilka tygodni wcześniej jego nazwisko padło w kontekście Jagiellonii, do której miał wysłać swoje CV.

Nie wszyscy na Ukrainie byli zadowoleni z wyboru dokonanego przez Ihora Surkisa. – Naprawdę nie wierzyłem, że postawiono na Chackiewicza. Przecież ten trener niczego nie wygrał. Na Ukrainie są lepsi fachowcy, na przykład Myron Markiewicz. Chackiewicz dostał tę posadę najwyraźniej dlatego, że jest byłym zawodnikiem Dynama. Surkis w dalszym ciągu zaprasza do współpracy ludzi lojalnych i posłusznych, dlatego nie zdecyduje się na zagranicznego szkoleniowca. On sam chce decydować o wszystkich sprawach i dyktować wszystkie warunki – krytykował Iwan Hecko, autor pierwszego gola w historii reprezentacji Ukrainy.

Po dwóch latach i dwóch miesiącach pracy Chackiewicza w Dynamie nie mógł już powiedzieć, że ten niczego nie wygrał, bo dwukrotnie sięgnął po Superpuchar Ukrainy, ale pod względem zdobytych trofeów na pewno liczono na znacznie więcej.

Chackiewicz podczas tej kadencji zdobywał średnio dwa punkty na mecz, lecz na froncie krajowym w obu sezonach kijowianie musieli uznawać wyższość Szachtara Donieck, mimo że w bezpośrednich meczach mieli z tym rywalem dodatni bilans, zwłaszcza jeśli chodzi o ligę. W niej odnieśli nad „Górnikami” cztery zwycięstwa, trzykrotnie zremisowali i tylko dwa razy przegrali. Potykali się jednak na słabszych przeciwnikach. Oba Superpuchary zostały wywalczone po zwycięstwach nad Szachtarem, ale z kolei klub z Doniecka dwukrotnie okazywał się lepszy w Pucharze Ukrainy: w 2018 roku w finale, rok później w ćwierćfinale.

Niedostępna Liga Mistrzów

Na froncie międzynarodowym także trzeba było przełknąć kilka gorzkich pigułek. Dynamo Chackiewicza trzykrotnie podchodziło do batalii o fazę grupową Ligi Mistrzów i za każdym razem odpadało, ustanawiając swój antyrekord. Na drodze do bram piłkarskiego raju stawały ekipy Young Boys Berno (3:1, 0:2), Ajaxu (1:3, 0:0) i Club Brugge (0:1, 3:3).

Często decydowały szczegóły, mecze były na styku. Young Boys awans w rewanżu zapewnili sobie w 89. minucie po poważnym błędzie bramkarza, dziś dałoby im to tylko dogrywkę. Club Brugge w wymianie ciosów w Kijowie trzykrotnie przegrywało, ale za każdym razem potrafiło odpowiedzieć. W trzecim przypadku już w piątej minucie doliczonego czasu, raptem 120 sekund po bramce drużyny Chackiewicza.

Na otarcie łez Dynamo nieźle spisywało się w Lidze Europy. W obu przypadkach wychodziło z grupy, wiosną w fazie pucharowej eliminowało pierwszą przeszkodę (AEK Ateny, Olympiakos) i dopiero w 1/8 finału musiało uznać wyższość najpierw Lazio (2:2, 0:2), a potem Chelsea (0:3, 0:5).

Nieudany rewanż z Club Brugge skutkował zwolnieniem Chackiewicza. Do plotek na temat swojej przyszłości musiał być przyzwyczajony, bo po każdym boleśniejszym niepowodzeniu media spekulowały, że może stracić robotę. Nic nie zmieniał fakt, że ledwie dwa miesiące wcześniej Surkis przedłużył z nim kontrakt do 2021 roku i zapewniał, że w razie braku awansu do Ligi Mistrzów wcale nie zamierza zwalniać trenera. Wiadomo, ile warte są takie deklaracje.

Okoliczności łagodzące

Wielu przynajmniej częściowo broniło Chackiewicza, tłumacząc go zaciskaniem pasa w Dynamie. Zmiana jakościowa była widoczna, szczególnie w pierwszym sezonie. Sprzedani zostali Andrij Jarmołenko, Younes Belhanda, Łukasz Teodorczyk i Roman Jaremczuk, którego talent eksplodował w Belgii, a na wypożyczenie odszedł Antunes (później wykupiło go Getafe). Pół roku później pożegnano także Domagoja Vidę. Transfery Tomasza Kędziory, Josipa Pivaricia, wiekowego Rusłana Rotana, Benjamina Verbicia czy Artema Szabanowa (dwaj ostatni to późniejsze niewypały w Legii) nie mogły tych strat zrekompensować.

Szachtar był w tamtych latach lepszy. Marlos, Taison – w Dynamie nie było takich obcokrajowców. Chackiewicz nie miał innego wyjścia, jak tylko rozwijać młodzież. Udało mu się zdobyć Superpuchar Ukrainy, pokonując Szachtara. W bezpośrednich spotkaniach Dynamo zawsze zmuszało drużynę z Doniecka do walki. Na dłuższą metę jednak brakowało potencjału kadrowego – mówił po fakcie rodak Chackiewicza i kolega po fachu Oleg Dułub.

W Dynamie jest wielu młodych ludzi, którzy słuchają trenera, ale brakuje najważniejszej rzeczy – umiejętności! Byłem naprawdę zaskoczony, że ktoś zgodził się poprowadzić Dynamo po Rebrowie. Zespół był rozbity, brakowało w nim normalnie zorganizowanej gry w każdej formacji. Wystarczy spojrzeć na środek pola, który idzie do przodu, ale nie ma czasu na powrót. Poza tym nie wierzę, że niektórzy gracze nadal będą się rozwijać. Chackiewicz nie jest temu wszystkiemu winien. Po prostu nie ma z czego zrobić drużyny. Zamiast kupić świetnych piłkarzy, klub wziął tych bez kontraktów. Oni absolutnie nie nadają się na ten poziom – pod koniec 2017 roku bronił Chackiewicza były zawodnik i trener Dynama, Jozsef Szabo.

Głos zabrał także przywoływany przez Iwana Hecko Myron Markiewicz. – Wszyscy najbardziej jakościowi zawodnicy odeszli, a w ich miejsce sprowadzono dużo słabszych, nie wiadomo skąd. Czy Chackiewicz jest temu wszystkiemu winien? Najłatwiej zrzucić odpowiedzialność na trenera – komentował były selekcjoner reprezentacji Ukrainy.

Trochę mi go szkoda, ale z drugiej strony wiedział, na jakie warunki się zgadza – mówił ukraiński dziennikarz Wiktor Watsko.

Krytykowanie swoich piłkarzy

Jakościowym gwoździem do trumny było lato 2018 roku. Dynamo wreszcie sięgnęło głębiej do kieszeni, wydało na zakupy ponad 20 mln euro i… z żadnym piłkarzem nie trafiło. Kosztujący 6,5 bańki młodziutki Władysław Supriaha nie stał się kluczowym ogniwem, na dodatek dość szybko dopadły go – trwające do dziś – problemy zdrowotne. Jedynie epizody zaliczali również Duńczyk Mikkel Duelund oraz Brazylijczycy Sidcley i Tche Tche.

Nie możemy dokonywać większych rotacji, więc chłopaki grają do granic możliwości. I tak po pierwszej rundzie strata do Szachtara nie jest krytyczna. Zawodnicy mają pewną klasę, ale dzisiaj jest ona przeciętna. Kędziora to dość dobry piłkarz. Nie z najwyższej półki, ale na dobrym poziomie. Verbić jest jednym z liderów naszej drużyny. Jeśli chodzi o Brazylijczyków, mają problem z adaptacją, praktycznie nie przepracowali zgrupowania. Technicznie wyglądają świetnie, tyle że w meczu trzeba się zaangażować na długich dystansach. Biegać 50-60 metrów do przodu i do tyłu. Potrzebują czasu. Czekam na moment, w którym zobaczę, że są gotowi. Nie mogę wpuścić piłkarza i potem powiedzieć: „Kogo mi kupiliście?” Nasz futbol jest wymagający, trzeba utrzymywać się przy piłce i umieć ją odebrać – szczerze mówił sam Chackiewicz po rundzie jesiennej sezonu 2018/19 w programie ProFutbol.

W tym kontekście bardzo negatywnie swojego byłego trenera postrzega doświadczony pomocnik Serhij Rybałka, który w Dynamie został wysłany przez Chackiewicza do rezerw i dwukrotnie odchodził do Sivassporu. – Takie wypowiedzi nie są w porządku. Jesteś trenerem, więc jedziesz z drużyną na jednym wózku. Gdy dochodziło do porażki, nigdy nie słyszałem, żeby przyznał się do jakiegoś błędu typu źle dobrany skład lub taktyka. Zawsze taki był: brakowało jakości, piłkarze mieli za małe umiejętności. A przecież sam tych piłkarzy brał. Wychodziło, że wszyscy są źli, tylko on robił wszystko dobrze – krytykował 9-krotny reprezentant Ukrainy.

Oskarżenia byłego asystenta

Niespodziewanie cztery lata po odejściu Chackiewicza z Dynama, w listopadzie ubiegłego roku, do tamtych czasów powrócił jeden z jego asystentów w stołecznym klubie Oleg Łużny. Niemal wprost zarzucił on byłemu przełożonemu dokonywanie podejrzanych transferów i brak profesjonalizmu.

Zapewniał, że budujemy super zespół. Później stało się jasne, że jego obietnice nie odpowiadały rzeczywistości. Zapraszał do Dynama zawodników, którzy nawet nie byli blisko poziomu klubu i postawionych przed nim zadań. Dynamo miało wtedy okazję poprawić się jakościowo i uzyskiwać dobre wyniki. Wiem, że jest taki „specjalista od piłki nożnej”, niejaki Chablij, który odegrał dużą rolę w wielu transferach. Zapytałem Chackiewicza, dlaczego sprowadził tych zawodników do drużyny, ale nie potrafił mi tego wyjaśnić. Kocham profesjonalizm i uczciwość – taki jestem i takiego samego podejścia wymagam od ludzi. Niestety, tam tego nie widziałem – wytoczył działa były klubowy kolega Chackiewicza z Dynama.

Na odpowiedź zaatakowanego nie trzeba było długo czekać. – Miałem pracować z prawdziwym profesjonalistą, jak sam twierdzi. Ale wiem jedno: jeśli zrobisz komuś dobrze, to musisz odsunąć się na bezpieczną odległość, bo inaczej może zalać cię fala wdzięczności. Tyle mogę powiedzieć. Niech poda listę graczy, których sprowadziłem. Może miał jakieś opcje. Nie słyszałem jednak od niego ani jednej propozycji wzmocnienia naszego zespołu. A nie, jedna była. W czasie, gdy na lewej obronie grali Pivarić i Mykołenko, zasugerował sprowadzenie tam Wasyla Krawecia [tak, tego, który trafił do Lecha, PM] – kontrował nowy trener Zagłębia Sosnowiec.

Cóż, panowie na starość raczej nie będą ze sobą jeździli na ryby.

Chłopiec do bicia w Rosji

Chackiewicz podczas kilku miesięcy bezrobocia był przymierzany do takich klubów jak Dinamo Mińsk, Dynamo Moskwa i… Legia Warszawa, choć w tym ostatnim przypadku to chyba bardziej trener chciał niż druga strona. W każdym razie, nie od dziś ciągnęło go do Polski. Stanęło na tym, że w grudniu 2019 Białorusin podpisał kontrakt z liderem drugiej ligi rosyjskiej Rotorem Wołgograd. Miał niczego nie zepsuć na wiosnę w pozostałych trzynastu kolejkach i tworzyć już grunt pod występy w elicie.

Koronawirus sprawił, że… wszystko poszło łatwiej. Po rozegraniu dwóch meczów (wygrana i remis) nastąpiła przymusowa przerwa w rozgrywkach, których już nie wznowiono. Miejsca w tabeli uznano za wiążące i Rotor po szesnastu latach ponownie dołączył do rosyjskiej ekstraklasy. Po drodze istniało ryzyko, że klub nie dźwignie tego finansowo i nie otrzyma licencji, plotkowano też o pożegnaniu Chackiewicza, ale wszystko udało się dopiąć.

W Premier Lidze szybko jednak okazało się, że to dla beniaminka za wysokie progi. Rotor po jedenastu spotkaniach miał na koncie trzy remisy i osiem porażek, do tego zebrał baty w krajowym pucharze z Kryljami Sowietow Samara. Dopiero w dwunastej kolejce drużyna z Wołgogradu sensacyjnie pokonała na wyjeździe Lokomotiw Moskwa (2:1). W szeregach gospodarzy wystąpili Maciej Rybus i Grzegorz Krychowiak, który w doliczonym czasie wyleciał za drugą żółtą kartkę.

Władze Rotoru cierpliwie trzymały Chackiewicza na stanowisku, choć media już po paru meczach plotkowały o jego możliwych następcach. Często wychodził brak doświadczenia zespołu, skutkujący głupio traconymi golami w wyrównanych starciach. Do tego w pewnym momencie kadra została zdziesiątkowana z powodu pozytywnych testów covidowych i dwa razy przeciwnicy (Krasnodar, Rostów) otrzymywali walkowera 3:0.

Po porażce w 11. kolejce sam trener mówił, że trzeba się określić, czy nadal wszyscy idą w tym samym kierunku, mimo że dyrektor generalny klubu zapewniał, że zaufanie do niego nie maleje. Potem nadeszła wreszcie wygrana z Lokomotiwem, ale następnych pięć meczów to znów ledwie dwa remisy i jeden strzelony gol. – To oczywiste, że potrzebujemy wzmocnień. Nie mamy kim grać z przodu. Wszystko jednak okaże się w styczniu – komentował szkoleniowiec. Serhij Rybałka powiedziałby, że w swoim stylu.

Na koniec rundy Rotor wreszcie przyspieszył, skromnie wygrał dwa domowe mecze i kończył 2019 rok poza strefą spadkową. Chackiewicz pytany o ocenę jesieni w pięciostopniowej skali wystawił drużynę dwójkę z plusem. – Wciąż nie jesteśmy tam, gdzie planowaliśmy. Mam nadzieję, że druga połowa sezonu będzie lepsza. Wierzę w chłopaków. Stać ich na więcej. Nasza linia ataku nie jest jeszcze w pełni obsadzona, do 9. kolejki mieliśmy w kadrze jednego napastnika. 

Brak zgody na ręczne sterowanie

Zimą do Rotoru dołączył m.in. były pomocnik Zawiszy Bydgoszcz, Iwan Majewskij. Wiosna zaczęła się od wyjazdowego triumfu nad FK Tambow, przedłużającego passę ligowych zwycięstw do trzech, ale po remisie i kolejnych dwóch porażkach Chackiewicz został pożegnany. Jego dorobek w rosyjskiej elicie zamknął się na osiemnastu punktach w dwudziestu trzech meczach, co na tamtą chwilę wystarczyłoby do utrzymania.

Po zwolnieniu uważał się za pokrzywdzonego, podobnie jak po rozstaniu z reprezentacją Białorusi. – Nie wiem, kto podjął taką decyzję, czy to był prezes, czy dyrektor. Nie było żadnych rozmów. Doszło jednak do nieprzyjemnego zdarzenia z jedną z ważnych osób będących blisko klubu – zdradził.

Chodziło o gruzińskiego agenta, który miał w kadrze kilku zawodników. – Rozumiem, że on jako agent martwi się o swoich klientów. Na przykład, dlaczego nie gra Kwerkwelia. Wyjaśniłem mu wszystko. Ale kiedy zaczął się wtrącać w pewne sprawy… Agent nie może robić takich rzeczy. Przez to powstał konflikt. Być może miał on dostęp do regionalnego ministra sportu [Rotor jest wspierany przez państwo, PM]. Niech ludzie sami dowiedzą się o przyczynach tego, co się stało. Jeśli zatrudniasz kogoś jako głównego trenera, musisz mu zaufać i go słuchać. Mnie potem próbowano mówić, co i jak mam robić. Czułem się z tym źle. Po prostu jeśli widzę, że piłkarz nie spełnia określonych wymagań, to nie wychodzi na boisko. Ostatnie słowo w tym zakresie powinno należeć do mnie – tłumaczył.

Nie wyrzuciłem w porę ludzi, którzy wiosłowali w przeciwnym kierunku… W końcu sami wyrzucili mnie za burtę – skwitował w rozmowie ze sport-express.ru.

Po kilku miesiącach od tego rozstania Chackiewicz, jeszcze przed wybuchem wojny na Ukrainie, nie ukrywał, że następnym razem dwa razy by się zastanowił, nim przyjąłby ofertę z Rosji. – Teraz wiem, że trzeba dokładnie przeanalizować, z kim będziesz pracować i jak będzie budowana wasza relacja. Zdarzają się przypadki, gdy osoby z otoczenia klubu ingerują w twoją pracę i na nią wpływają. Tak było w Rotorze. Drugi raz tego błędu nie popełnię. Tam nie ma woli stworzenia czegoś trwałego. Fakty o tym świadczą. Pół roku temu Rotor był jeszcze w Premier Lidze, teraz jest blisko strefy spadkowej szczebel niżej. Główny problem to wymienianie co pół roku 90 procent kadry zespołu. Rotor bazuje na wypożyczeniach. Nie ma jasnego planu rozwoju klubu, co oznacza, że ​​komuś jest z tym wygodnie. Najbardziej boli to, że chodzi o klub, która ma wspaniałych kibiców, piękny stadion i dobre warunki do treningów. Ale niestety wszystko idzie w dół i ta łódź już dawno zatonęła – mówił w listopadzie 2021.

Rotor po jego odejściu z hukiem zleciał do drugiej ligi i rok później zaliczył kolejny spadek. Na trzecim froncie tkwi do dziś.

Kciuki za Ukrainę na wojnie

Tym razem na bezrobociu spędził półtora roku. Mógł trafić do Chin, w zasadzie był już spakowany, ale ze względu na nowy wariant koronawirusa temat się wysypał. Inne oferty odrzucał, bo ich koncepcja wydawała się ryzykowna. – Jeżeli warunkiem jest, aby w przyszłym roku drużyna, która zajmowała siódme lub szóste miejsce, znalazła się w pierwszej trójce, a jednocześnie w pierwszym składzie grało pięciu lub sześciu zawodników z zespołu młodzieżowego, to takiego wyniku nie da się osiągnąć – komentował.

Dopiero w połowie września 2022 zakotwiczył w cypryjskiej Karmiotissie, gdzie jego podopiecznym był m.in. Tomas Podstawski. W międzyczasie Chackiewicz mocno przeżył wybuch wojny i od początku jasno stał po stronie zaatakowanej.

Nadal nie wierzę w to, co się dzieje. Chciałbym myśleć, że wszystko zostanie ustalone przy stole negocjacyjnym, a nie poprzez rakiety i śmierć ludności cywilnej. Do wojny nie da się przyzwyczaić. Mówią, że człowiek przyzwyczaja się do wszystkiego, ale to nie ten przypadek. Widzę tu jak Ukraińcy kochają swój kraj. A czasem nawet wstydzę się za Białorusinów. W naszym hymnie są słowa: „My Białorusini to pokojowi ludzie.” A to wiele mówi. W ukraińskim hymnie jest zdanie: „Duszę, ciało poświęcimy dla naszej wolności”. Chłopcy pojechali więc bronić swojej ojczyzny. I będą to robić, aż zginą. Woli i ducha Ukrainy nie można złamać – każdy okupant powinien to wiedzieć. Kraj jest w stanie wojny od 2014 roku i nauczył się walczyć. Naród stał się bardziej zjednoczony – mówił z przejęciem kilka tygodni po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji.

 – Niepewność jest najgorsza. Każda wojna prędzej czy później się skończy, ale co po niej pozostanie? Ile osób zginie? Co napiszą później w podręcznikach historii? Rosjanie i Ukraińcy, funkcjonujący obok siebie przez dziesięciolecia, stracą normalne relacje międzyludzkie. Ale i tak najważniejsze, że Ukraina była i będzie niezależna – dodał.

Swoich rodziców już lata wcześniej próbował uchronić przed rosyjską propagandą. – Pracując w reprezentacji Białorusi, często odwiedzałem Mińsk. Przychodziłem do domu swojej matki, a tam w telewizji cały czas leciało to samo. Rano ubrana na biało kobieta w okularach mówiła, jak się prawidłowo odżywiać, a wieczorem przemawiała Ołga Skabiejewa [putinowska propagandystka, PM]. I tak dzień w dzień. Mówiłem: „Pozwól, że kupię ci antenę satelitarną, żebyś mogła oglądać więcej niż tylko to. Jest tam więcej programów sportowych i rozrywkowych”. Wiecie, ile ta satelita wytrzymała?  Nie dłużej niż dwa miesiące – opowiadał na kanale youtubowym Raspberry Life.

Gówniana Rosja

Chackiewicz otwarcie krytykował również reżim Łukaszenki, uznając wybory z 2020 roku za sfałszowane. Rzecz jasna oznaczało to, że nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie, podobnie jak nowy dyrektor sportowy Zagłębia, Mychałjo Zalewski, zmuszony do opuszczenia Białorusi.

Po czasie Chackiewicz bardzo żałuje pracy w Rotorze. – Wyjazd do tego gównianego Wołgogradu, do gównianej Rosji to był mój największy błąd – bił się w piersi.

Władze tego klubu sugerowały mu nawet, żeby milczał na temat protestów powyborczych na Białorusi. – Często rozmawiałem wtedy z moją mamą, ona była świadkiem tych zdarzeń. Z balkonu widziała, jak demonstracje się rozprzestrzeniają i wiele osób jest dotkliwie bitych. A przecież ci ludzie nie wyszli z bronią, chcieli tylko wyrazić swoją opinię. To wszystko zostało stłumione siłą, więc zabrałem głos. Dyrektor sportowy podszedł do mnie i powiedział: „Nie wypowiadaj się więcej”. Mówię: „Dlaczego, w czym tkwi problem?”. Odpowiada: „Nie możesz mówić, co myślisz”. Powiedziałem, że skoro nie mogę, to nadszedł czas, abyśmy się rozstali – wspominał, dodając, że kierunek rosyjski jest dla niego skreślony.

 

Broń i ustawiony mecz na Cyprze

Chackiewicz nie odrobił jednak pracy domowej jeżeli chodzi o wybór następnego klubu po Rotorze. Do Karmiotissy, znajdującej się w rękach Rosjanina Dmytro Punina, zawitał w połowie września 2022, a półtora miesiąca później już go tam nie było. Tym razem nie chodziło o wyniki, a o sprawy znacznie poważniejsze: ustawianie meczów.

Kiedy stamtąd odchodziłem, Karmiotissa miała 11 czerwonych flag od UEFA. Tyle meczów z jej udziałem było podejrzanych. Odszedłem po pierwszym takim spotkaniu. W dniu meczu z AEK Larnaka powiedziano mi, że powinniśmy przegrać różnicą dwóch i pół goli lub więcej. Przegraliśmy 0:4, więc zakład się przyjął, ale jeszcze w tym samym dniu został usunięty z oferty. Stało się dla mnie jasne, że trzeba stąd odejść – opowiadał.

Nie wszystko rozegrało się pokojowo. – Były groźby z użyciem broni. Poszedłem na trening, ale mnie nie wpuścili, jakbym był w latach 90.. Mówię do prezesa: „Oto kontrakt. Jeżeli wypowiedzenie następuje z twojej inicjatywy, kwota odejścia jest tam zapisana”. Kazano mi wstać, dosłownie pół godziny później przynieśli pieniądze, podpisałem i tyle. 

Te doniesienia nas nie zdziwiły, bo Podstawski również odchodził z Karmiotissy w burzliwych okolicznościach. – Grożono, że jeśli nie rozwiążę kontraktu, to będę miał poważne problemy. Mówiąc wprost, poczułem się zagrożony, a mieszkałem tam z żoną. Już w styczniu Karmiotissa chciała, żebym coś sobie znalazł. Skoro jednak prawie nie grałem, było o to trudno. Klub przedstawił warunki rozstania, ale nie zaakceptowałem ich. Chciałem dalej walczyć o skład, aż w kwietniu wymusili na mnie rozwiązanie umowy. Nie sądziłem, że w 2023 roku takie historie są jeszcze możliwe. Próbujemy nadać tej sprawie ciąg dalszy, ale to nie jest takie proste, trudno o świadkówmówił nam pomocnik Ruchu Chorzów po powrocie do Ekstraklasy.

Tłumaczenia Chackiewicza o zaskoczeniu takimi okolicznościami wyśmiał niejaki Temis Sagirow, będący właścicielem cypryjskiego trzecioligowca Geroskipou FC. – Co, Chackiewicz nie wiedział, dokąd idzie? Właścicielem Karmiotissy jest obywatel Federacji Rosyjskiej Dmytro Punin, który między innymi prowadzi działalność związaną z grami hazardowymi, a na Ukrainie działa jego internetowe kasyno „Pin-up”. Nie dziwię się temu, co dzieje się w Karmiotissie. W tym roku zajmuje przedostatnie miejsce i nikt nie chce tam posyłać swoich piłkarzy – ironizował w rozmowie z portalem ukrfootball.ua.

Kto za tym wszystkim stoi?

Przychodząc do Zagłębia także nie można wyzbyć się wszelkich podejrzeń co do drugiego dna. Tomasz Włodarczyk w Meczykach kilka dni temu sugerował, że Chackiewicz i Zalewski zjawili się w Sosnowcu, ponieważ klub w najbliższym czasie może przejąć Vadim Shablii, szef mającej niemal menadżerski monopol na Ukrainie agencji ProStar. Rafał Collins ma być natomiast oficjalną twarzą tego projektu.

To by wiele wyjaśniało, skąd trener z takim CV znalazł się na dnie I ligi. Chackiewicz jeszcze niedawno mówił w wywiadach, że ma teraz na głowie ważniejsze sprawy niż futbol (rodzina, pomoc migrantom z Ukrainy i Białorusi), mimo że ciągle go gdzieś przymierzano. Jeszcze w grudniu sugerowano, że jest jednym z najpoważniejszych kandydatów do poprowadzenia Worskły Połtawa. To, że zostaje w Polsce akurat nie dziwi, bo już od dłuższego czasu w niej przebywał i niedawno otrzymał polski paszport. W lipcu został konsultantem A-klasowej Skry Warszawa, choć tak do końca nie wiadomo, w jakiej roli się tam udzielał. On sam zaprzeczał, jakoby miał wtedy w naszym kraju jakąś pracę czy podpisany kontrakt.

Z perspektywy kibiców Zagłębia najważniejsze pytanie brzmi jednak, czy 50-latek będzie w stanie podnieść drużynę, która zdaniem niektórych tym razem naprawdę miała potencjał walki o wyższe cele, a zajmuje ostatnie miejsce ze stratą pięciu punktów do drugiego od końca Podbeskidzia.

Patrząc na jego przeszłość, z jednej strony nie brakuje pozytywnych punktów zaczepienia. Trenersko przez długi czas jadł znacznie lepszy chleb. Z drugiej, istnieje ryzyko, że dość szybko może się zniechęcić, uznając, że po prostu dysponuje zbyt słabym materiałem. A pola manewru na wpadki praktycznie nie ma, zwłaszcza że sosnowiczanie od razu grają mecze o życie ze Zniczem, Resovią i właśnie Podbeskidziem. Inna sprawa, że Chackiewicz po dwóch z rzędu niepowodzeniach zapewne nie chce potknąć się po raz trzeci, bo wtedy jego akcje na rynku spadną jeszcze bardziej.

Jedno mamy zagwarantowane: będzie ciekawie.

CZYTAJ WIĘCEJ O ZAGŁĘBIU SOSNOWIEC:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Komentarze

9 komentarzy

Loading...