Miniony rok, zwłaszcza ostatnie sześć miesięcy, to dla Bartłomieja Wdowika pasmo dobrych wydarzeń. Z przeciętnego ligowca wyrósł na jedną z ekstraklasowych gwiazd, trafił do reprezentacji Polski i zaczął być łączony z zagranicznymi klubami. Rozmawiamy z nim o tym niesamowitym czasie. Czy w szatni Jagiellonii mówi się o mistrzostwie? Czy myśli o transferze i jak postrzega kierunki, które dotychczas się pojawiły? Czy rosnąca popularność go nie przytłacza? Jak zapamięta reprezentacyjny debiut? Zapraszamy.
Zapewne w siebie wierzyłeś i byłeś optymistą, ale chyba nie mogłeś przypuszczać, że w 2023 roku czeka cię tyle pięknych momentów.
Na pewno nie przypuszczałem, że tak to się potoczy. Zadebiutowałem w reprezentacji, Jagiellonia jako zespół świetnie gra i moja forma też poszła do góry. Zacząłem strzelać gole, mam liczby. Naprawdę doceniam to, co mnie spotkało w ostatnich dwunastu miesiącach.
Jesteś przygotowany na wzrost oczekiwań? Nie jesteś już ekstraklasowym szarakiem czy obiecującym ligowcem, który ma czas.
Zdaję sobie sprawę, że mój status się zmienia i teraz każdy więcej ode mnie oczekuje: trener, kibice, szefowie klubu i ja sam od siebie też. Jednocześnie nie narzucam sobie niepotrzebnej presji. Chcę robić to, co robiłem do tej pory, w taki sam sposób. Skupiam się na najbliższym treningu i najbliższym meczu. Wiem, że stać mnie na jeszcze więcej, nadal mogę iść do przodu.
Gdzie są te rezerwy kryjące się pod “jeszcze więcej”?
Po części w każdym elemencie. Zawsze można się rozwijać, a ja jestem jeszcze dość młody. Najwięcej jednak muszę pracować nad postawą w defensywie i grą prawą nogą. To moje słabsze punkty i jestem tego świadomy. W obronie chciałbym mieć więcej wygranych pojedynków i prezentować większą intensywność, lepiej i szybciej doskakiwać do rywala. Trener zwraca dużą uwagę na tę intensywność u bocznych obrońców, ale na zasadzie “biegaj mądrze i wtedy, kiedy jest taka potrzeba, idź na maksa do wysokiego pressingu”.
Twój rozwój jest ściśle powiązany z osobą Adriana Siemieńca, czy prawdopodobnie doszłoby do niego bez względu na to, kto byłby trenerem Jagiellonii?
Bez wątpienia trener Siemieniec i jego sztab mają w tym znaczący udział, więc to nie jest wszystko jedno. Nakreślił nam jasno system gry, wszyscy mu zaufaliśmy i efekty widzimy. Boczni obrońcy mogą się mocno wykazać w ofensywie, często grają bliżej środka boiska niż linii bocznej. Dzięki temu przeważnie mam bardzo dużo opcji do zagrania.
Adrian Siemieniec jawi się jako trener-psycholog. Mówi jak szkoleniowiec z piłki młodzieżowej, że wyniki nie są celem samym w sobie, ale przede wszystkim chodzi o rozwój zawodników na wszystkich płaszczyznach. Spotkałeś się kiedyś z podobnym podejściem na szczeblu seniorskim?
Trudno mi porównywać. Trener daje nam pozytywny przekaz, który do nas trafia. To, co nam mówi, później sprawdza się na boisku. Każdy wie, co ma robić. A gdy teoria znajduje potwierdzenie w praktyce, zaufanie jeszcze rośnie i drużyna nabiera coraz większej pewności. To z kolei pozwala na odważną grę.
Golami z rzutów wolnych zawstydzasz resztę ligi po rundzie jesiennej. Ty masz ich pięć, a cała reszta dwa. Josue trafił po centrostrzale, Damian Kądzior po dużym rykoszecie. To trochę niepokojąca statystyka w kontekście całej Ekstraklasy.
Nie ukrywam, że mnie ta statystyka cieszy. To nie taka prosta sprawa, żeby zdobyć bramkę po wolnym, ale akurat miałem często dobre pozycje do strzału na lewą nogę. Szczęście też czasem dopisywało, bo z Puszczą mi również pomógł rykoszet, a z Cracovią źle ustawił się bramkarz. Jeszcze ze dwa razy uderzałem z fajnych pozycji, mogło wpaść, ale i tak nie narzekam. Nie mam nic przeciwko temu, żeby rzuty wolne stały się moim znakiem firmowym. Aby tak było, trzeba będzie wiosną coś dołożyć. Liczę też na gole z gry i jakieś asysty, jesienią miałem dwie. Wierzę, że uda się podreperować statystyki, a jako zespół wygramy Puchar Polski i zajmiemy możliwie najwyższe miejsce w Ekstraklasie.
Twoje rzuty wolne komplementował nawet Alessandro Del Piero, gdy mu je pokazano.
Widziałem to nagranie. Nie powiem, poczułem się bardzo miło. Jeśli taka legenda cię chwali, ma to znaczenie.
Duży wpływ na postawę “Jagi” mają udane letnie transfery. Który z nowych kolegów zrobił na tobie największe wrażenie?
Prezes i dyrektor wykonali dobrą robotę w tamtym okienku. Wszystkie transfery były przemyślane. Tak naprawdę każdego można wyróżnić. Najwięcej mówi się o Dieguezie i Pululu, ale sprawdzili się też Dominik Marczuk, Kristoffer Hansen i Jose Naranjo. Wszyscy oni mają liczby, dają konkrety, a Adrian wykonuje wielką pracę z tyłu, bardzo dobrze mi się z nim gra.
W treningowym pojedynkach z Pululu wióry lecą czy starasz się być z nim w drużynie?
Różnie bywa (śmiech). Gdy już dostanie piłkę i się zastawi, to bardzo trudno mu ją zabrać. W meczach nieraz pokazywał, że potrafi wziąć na plecy 2-3 rywali i dalej biec. Robiło to wrażenie. A i tak wydaje mi się, że pełnię możliwości Pululu pokaże wiosną, gdy bez kontuzji przepracuje całe przygotowania. Sztab ma też więcej czasu, żeby na spokojnie przekazać i poćwiczyć pewne rzeczy, więc jego zrozumienie z resztą drużyny jeszcze powinno wzrosnąć.
W szatni Jagiellonii pada w ogóle słowo “mistrzostwo”?
Raczej nie, ewentualnie w żartach, ale pewnie każdy ma je w głowie. Gdy za dużo mówisz i myślisz o dalekosiężnych celach, przeważnie tylko sobie szkodzisz, dlatego dalej chcemy żyć z meczu na mecz. Jesienią takie podejście zaprowadziło nas do drugiego miejsca. Idźmy dalej tą samą drogą, a wtedy naturalnie wyjdzie, że walczymy o najwyższe cele – w tym o mistrzostwo.
Doszliście do punktu, w którym brak europejskich pucharów byłby rozczarowaniem?
Trudne pytanie. Mam nadzieję, że w maju nie będę musiał się nad tym zastanawiać. Jestem przekonany, że w tej rundzie możemy grać jeszcze lepiej, a już na pewno nie gorzej niż wcześniej. Nic nie wzięło się z przypadku.
Świetna runda dała ci debiut w reprezentacji przeciwko Łotwie, gdy wszedłeś na niecały kwadrans. Biorąc pod uwagę to, jak długo byłeś w gazie, to aż 12 minut i aż debiut czy liczyłeś na więcej?
Doceniam to, co mam. Pierwsze powołanie dostałem w październiku i wtedy szansa nie nadeszła, dlatego cieszę się, że miesiąc później doczekałem się występu. Jakby nie było, spełniłem jedno ze swoich największych marzeń. Oczywiście teraz celem jest pójście za ciosem i reprezentacyjne mecze w większym wymiarze.
Zapewne kiedyś wyobrażałeś sobie moment debiutu w kadrze jako coś wzruszającego i podniosłego. Pokryło się to z rzeczywistością?
Były emocje i stres, ale jedynie do momentu wejścia na boisko. Wtedy wszystko mija i liczy się już sama gra. Ale to są pozytywne emocje, które tylko nakręcają. Reprezentacja, Stadion Narodowy, wygrany mecz. Czego chcieć więcej?
Mogłeś się jakoś “sprzedać” w tak krótkim czasie?
Wszedłem, zagrałem do przodu. Nie miałem akcji zapadającej w pamięć, ale jak na debiut, było okej.
Jakie ogólne wrażenia po tych dwóch zgrupowaniach?
Panowała dobra atmosfera. Kilku zawodników znałem już wcześniej, resztę miło było poznać i mam nadzieję, że nadejdą kolejne okazje. Starałem się jak najwięcej wyciągnąć z każdego treningu, ale nie było jakiejś pamiętnej chwili, rozmowy czy rady, którą mógłbym teraz przywołać. Każdy miał swój pokój, nie prowadziliśmy nocnych dyskusji.
Gdybym przystawił ci lufę do skroni i kazał odpowiedzieć, czy na treningach lepsze wrażenie sprawił Zieliński czy Lewandowski, to coś byś odpowiedział?
Uchyliłbym głowę i próbował uniknąć strzału (śmiech). Nie miałem z nimi dużej styczności w takim kontekście, bo Roberta na pierwszym zgrupowaniu zabrakło, a na drugim nie mieliśmy zbyt wielu typowych gierek, podczas których najlepiej widać jakość piłkarską. Więcej czasu poświęcaliśmy taktyce i stałym fragmentom gry. Powiedziałbym, że to po prostu zupełnie inne typy zawodników, ale na swoich pozycjach obaj prezentują najwyższy poziom.
Piłkarz w twoim wieku po takiej rundzie w Ekstraklasie siłą rzeczy jest łączony z klubami zagranicznymi. Czy ty się na coś nastawiasz w tym okienku?
Widzę wiadomości w internecie, coś tam do mnie dociera, ale na zapas nie zawracam sobie tym głowy. Od takich spraw jest mój agent Mariusz Piekarski i dyrektor Łukasz Masłowski, którzy ze sobą rozmawiają i działają. Ja w tym nie uczestniczę. Co będzie, to będzie.
Mariusz Piekarski w Kanale Sportowym wspominał, że na razie jedyną konkretną ofertą było 800 tys. euro od Dinama Zagrzeb, co oczywiście Jagiellonia odrzuciła.
Słyszałem o tym. Mariusz odzywa się do mnie z konkretami, o plotkach czy zapytaniach nawet nie informuje, bo w sumie po co miałby to robić.
W mediach pada też nazwa Galatasaray. Chorwacja czy Turcja to nęcące kierunki z twojej perspektywy?
Myślę, że tak. Najlepsze kluby z tamtych lig często grają w Lidze Mistrzów, potrafią coś znaczyć w pucharach. To na pewno byłyby dobre kierunki. Nic się jednak nie stanie, jeśli zimą zostanę w Jagiellonii. Nadal mogę się w niej rozwijać, jest szansa powalczyć o najwyższe cele. Na siłę nie zamierzam odchodzić.
Nie jesteś lekko zawiedziony, że nic nie słychać o zainteresowaniu klubów z lig top 5?
Tak naprawdę nie wiadomo, co się dzieje za kulisami. Nie wiem dokładnie, kto się odzywa do agenta. Zapytań czy badania tematu może być znacznie więcej od tego, co wypływa do mediów.
Czujesz się gotowy na wyjazd? Tak naprawdę dopiero od kilku miesięcy wybijasz się ponad ligową szarość, więc może lepiej najpierw ugruntować swoją pozycję w Polsce.
Czy jestem gotowy, to się okaże, gdy już wyjadę. Wtedy możemy się zdzwonić i odpowiem na to pytanie. W każdym razie, nie czuję się świeżakiem. Mam blisko sto meczów w Ekstraklasie, złapałem sporo doświadczenia i obyłem się z tym wszystkim. Perspektywa ewentualnego wyjazdu nie budzi u mnie niepokoju. Językowo podstawy mam, normalnie komunikuję się po angielsku.
Jak sobie radzisz z większą rozpoznawalnością i większym zainteresowaniem mediów?
Jest to normalna część tego zawodu. Grasz dobrze, więc ludzie chcą z tobą rozmawiać, a dziennikarze dzwonią. Zainteresowanie się zwiększyło, kilku wywiadów udzieliłem, ale nie czuję się tym przytłoczony. Jest to dla mnie neutralne zjawisko.
Na ulicy częściej zakładasz kaptur na głowę?
Nadal swobodnie się poruszam. Nieraz ktoś mnie rozpozna, podejdzie pogadać czy zrobić zdjęcie, jakieś dziecko krzyknie “Wdowik!, Wdowik!”, ale nie wymyka się to spod kontroli. Na razie doświadczam wyłącznie pozytywnych aspektów popularności.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
CZYTAJ WIĘCEJ O JAGIELLONII:
- O trenerze, który chce zmieniać życia. Jak Siemieniec podniósł Jagę?
- Pululu: Lubię fizyczną grę. Ekstraklasa to liga silnych chłopów [WYWIAD]
- Hansen: Frustrowałem się w Widzewie. Wiedziałem, że dobre dni przyjdą [WYWIAD]
Fot. FotoPyK