Reklama

Mają budżet dziewięć razy mniejszy niż pensja Lewego. A i tak napędzili strachu Barcelonie

Dominik Piechota

Autor:Dominik Piechota

18 stycznia 2024, 21:37 • 5 min czytania 6 komentarzy

Półtora roku temu Unionistas de Salamanca mieli zniknąć ze szczebla centralnego w Hiszpanii, bo klubu nie było stać na wymianę murawy na naturalną. Przetrwali dzięki akcji crowdfundingowej, gdy całe miasto zrzucało się na nią 300 tysięcy euro. Mimo takiej rzeczywistości trzecioligowiec i tak długo stawiał się Barcelonie, a nawet prowadził z mistrzem Hiszpanii, który uciekał się do pomocy Lewandowskiego, Pedriego czy Gundogana. Ostatecznie obyło się bez wstydu, bo Barca wywiozła 3:1, ale Xavi mógł być 45 minut od utraty pracy.

Mają budżet dziewięć razy mniejszy niż pensja Lewego. A i tak napędzili strachu Barcelonie

Zszokowana mina Joana Laporty na trybunach mówiła wszystko. Przed chwilą bawił się i tańcował w Arabii Saudyjskiej, a teraz przeżywając hiszpańskie mrozy w Salamance oglądał, jak ekipa Xaviego goni rezultat 0:1 z trzecioligowcem. Z happy endem, ale nie obyło się bez konkretnego stresu.

Skąd wzięli się Unionistas?

Unionistas de Salamanca to klub założony ledwie dziesięć lat temu, by kontynuować piłkarskie tradycje w mieście. Ostatni reprezentant Copa del Rey spoza LaLiga, który porusza się w zupełnie innej rzeczywistości. Żeby wytłumaczyć wam to nieco lepiej…

Reklama

W 2022 roku szefowie Unionistas powoli godzili się z myślami, że mogą nie wystartować w trzeciej lidze, bo nie spełnią wymogów co do nawierzchni. Od wielu lat korzystali ze sztucznej trawy, ale RFEF zarządziło, że obowiązkiem jest posiadanie naturalnego boiska, co dotknęło wiele mniejszych ekip, również takich jak Andorra Gerarda Pique. Niby nic, ale to koszt 300 tysięcy euro za wymianę murawy plus 30 tysięcy rocznie za jej utrzymanie i pielęgnację.

Klubu nie było stać na takie zabawy. Nikt jednak nie chciał schodzić do niższych kategorii, więc Salamanca pokazała, jak bardzo społeczny jest to projekt. Jej kibice obrażają się, gdy mówisz o nich „karnetowicze”, bo uważają się za „socios”, czyli współwłaścicieli klubu. Mają 4500 członków, którzy wpływają na najważniejsze decyzje w organizacji i to oni zrzucali się na spełnienie wymogów federacji.

Ostatecznie po akcji crowdfundingowej zebrali potrzebne środki, by nadać stadionowi Reina Sofia w Salamance bardziej naturalny kształt. Sami socios zebrali 360 tysięcy, a kolejne 50 tysięcy dołożyli tzw. darczyńcy, którzy nie są na co dzień związani z Unionistas. Dzięki tej inicjatywie dalej mogą pisać swoją historię w środku tabeli trzeciej ligi hiszpańskiej.

Na pewno w Salamance mają szczęście do losowań, bo 4 lata temu jeszcze na sztucznej murawie odwiedził ich Real Madryt. Wtedy Królewscy wygrali 3:1. Podobnie było z Barceloną, chociaż sam rezultat nie oddaje tego, ile nerwów znów musieli najeść się katalońscy kibice.

Reklama

Kiedyś kopał w Podbeskidziu

Żebyście znów mieli skalę porównawczą: roczny budżet klubu z Salamanki to 1,5 mln euro na wszystkie jego potrzeby. Sam Robert Lewandowski rocznie zarabia 13 mln euro netto, czyli prawie 9 razy więcej. O Frenkiem de Jongu już nie wspominając, bo to najbardziej oddaje przepaść między tymi zespołami.

W ekipie gospodarzy w środku pola wybiegł niejaki Adrian Gomez, ten pan w 2019 roku w pierwszoligowym Podbeskidziu uzbierał aż 500 minut w rundzie. Ostatecznie defensywny pomocnik po pół roku odszedł z ekipy Krzysztofa Brede. Nie zdziwi nas jednak, jeśli jego koledzy z trzeciej ligi prędzej czy później trafią do ekstraklasy, bo to klasyczny mecz dla dyrektorów sportowych z polskiej ligi. Zaangażowani, pracowici gracze, którzy próbują postawić się gigantowi z De Jongiem, Joao Felixem czy Ferranem Torresem. I przez większość spotkania wychodziło im to naprawdę nieźle…

Chociaż wiadomo, że to Barca zagra w ćwierćfinale Pucharu Króla, finalnie mieliśmy sporo zwrotów akcji w Salamance. Po pół godziny gry to Unionistas prowadzili 1:0 i świętowali historyczną bramkę, dla wielu być może najbardziej emocjonalną w życiu. Klasycznie: ruszyli skrzydłem, dograli na drugą stronę i pokazali, ile braków w defensywie ma Alejandro Balde.

Mogliby tak schodzić do szatni na przerwę, gdyby zachowali koncentrację do samego końca pierwszej połowy, a nie ruszyli hurraoptymistycznie do przodu. Przy rzucie rożnym praktycznie wszyscy poszli atakować. Kuriozalny błąd. Odkryli się tak mocno, zostawili tyle przestrzeni, że po kontrze Ferrana Torresa do przerwy „jedynie remisowali”, gdy trener Daniel Ponz Foch Folch przemawiał w szatni.

Wiele memicznych momentów z Salamanki

Najbardziej pamiętne obrazki tego meczu?

Twarz Joana Laporty, gdy trzecioligowiec wychodził na prowadzenie, a on zmarznięty na trybunach nie wiedział, jak zareagować.

Ferran Torres jako bohater pierwszej połowy, który wyrównuje na 1:1 i ucisza trybuny Reina Sofia. To znaczy bardziej przykładał ręce do uszu, nasłuchując co do powiedzenia mają krytycy, ale i tak wyglądało to komicznie, gdy gonili wynik na obiekcie trzecioligowca.

Robert Lewandowski, Ilkay Gundogan i Pedri wprowadzani w 60. minucie meczu, by ratować awans do ćwierćfinału.

Kluczowe dwie interwencje w końcówce Inakiego Penii, które pozwoliły na względnie spokojną końcówkę, a nie powtórkę z poprzedniej rundy z Barbastro.

Ostatecznie na ponad 20 minut przed końcem Blaugranę uratowały indywidualne akcje jej defensorów, którzy wzięli sprawy w swoje ręce – najpierw strzał z dystansu Kounde, a następnie akcja niczym z poprzedniego sezonu Balde, gdy zrobił sobie autostradę na lewej stronie i tańczył między obrońcami. Barcelona zrobiła swoje, obyło się bez niepotrzebnych urazów, ale nie bez stresu czy wykorzystania najważniejszych zawodników w środku tygodnia.

W przerwie Xavi mógł sobie wyobrażać, że to jego ostatnie 45 minut w roli trenera Barcelony, gdyby rzeczywiście doszło do takiej sensacji. Ostatecznie nie powtórzyli bardzo powszechnej pucharowej historii, tylko zrobili swoje. Mistrz Hiszpanii w 1/4 finału Copa del Rey, ale mało kto z tej drużyny był tego dnia tak zaangażowany jak choćby Ferran Torres.

UNIONISTAS – BARCELONA 1:3 (1:1)

Gole: Alvaro Gomez 31 – Ferran Torres 45, Jules Kounde 69, Alejandro Balde 73.

WIĘCEJ O FC BARCELONIE:

Fot. Movistar

Kiedy tylko może, ucieka do Ameryki Południowej, żeby złapać trochę fantazji i przypomnieć sobie, w jak cywilizowanym, ułożonym świecie żyjemy. Zaczarowany futbolem z krajów Messiego i Neymara, ale ciągnie go wszędzie, gdzie mówią po hiszpańsku albo portugalsku. Mimo że w każdym tygodniu wysłuchuje na przemian o faworyzowaniu Barcelony albo Realu, od dziecka i niezmiennie jest sympatykiem wielkiej Valencii. Wierzy, że piłka to jedynie pretekst, aby porozmawiać o ważniejszych sprawach dla świata, wsiąknąć w nową kulturę i po prostu ruszyć na miejsce, aby namacalnie dotknąć tego klimatu. Przed ołtarzem liga hiszpańska, hobbystycznie romansuje z polskim futbolem.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

6 komentarzy

Loading...