Xabi Alonso po zawieszeniu butów na kołku wytrzymał bez piłki tylko rok, a dziś zmierza po mistrzostwo Niemiec i jest wymieniany jako potencjalny następca Carlo Ancelottiego w Realu Madryt. Xavi w ostatnich tygodniach pracuje na to, by kibice Barcelony zapomnieli jakim był boiskowym geniuszem, a pamiętali go jako wielkie nazwisko, które nie potrafi sterować katalońskim gwiazdozbiorem (nie pierwsze, nie ostatnie). Z kolei Frank Lampard czy Andrea Pirlo odbili się od dużych klubów, ale nie powiedzieli ostatniego słowa w trenerce. Wielcy piłkarze i ławka trenerska. Dlaczego jednym gwiazdom światowego futbolu wychodzi w karierze szkoleniowej, a inni powinni mieć zakaz rozmieniania swojej reputacji na drobne?
Przyjrzeliśmy się trenerom-piłkarzom, którzy pracują bądź ostatnio pracowali w topowych ligach w Europie lub pukają do trenerskiego światka.
Kilku nieźle się zapowiada.
Inni powinni być anty-przykładami.
Największym atutem niektórych wydaje się… piłkarska przeszłość.
Wizjonerzy
W poszukiwaniu świetnie zapowiadających się trenerów należy z pewnością wymienić Xabiego Alonso, piłkarskiego artystę. Gdyby aktualny trener Bayeru Leverkusen wybrał inny zawód, to z pewnością zostałby literatem. Jego podania na kilkadziesiąt metrów w koszulce Liverpoolu, Realu czy Bayernu to była czysta poezja.
– Rola piłkarza a trenera? To coś zupełnie innego. Ale granie jest lepsze – mówi roześmiany Alonso w rozmowie z oficjalnym kanałem Bundesligi. – Nie powinienem tego mówić, ale tak jest. Tęsknię, kiedy widzę jak zawodnicy przygotowują się do wejścia na murawę, a ja stoję za linią boczną. Lepiej być na ich miejscu.
Na przebitkach zadowolony 42-latek gra w dziadka ze swoimi podopiecznymi. Po pytaniu, czy to on dysponuje najlepszym podaniem w drużynie, tylko się śmieje. – Jest wciąż niezłe – przyznaje nieskromnie.
Po zakończeniu kariery w Monachium, Alonso zrobił sobie rok przerwy, by później szkolić młodzież w Realu Madryt. Gdy otrzymał propozycję pracy jako samodzielny trener, długo się nie zastanawiał, choć były to tylko rezerwy Realu Sociedad.
Jego Realu Sociedad. Właśnie tam stawiał pierwsze kroki, a w wieku 24 lat pojechał na podbój Anglii.
Z Realem Sociedad B wykonał kawał solidnej pracy. Za jego kadencji drużyna zdołała awansować do drugiej ligi, po raz pierwszy od 60 lat. Na zapleczu jednak Alonso nie zdołał się utrzymać. Przegrał trzy ostatnie mecze sezonu 2021/2022 i po zakończeniu rozgrywek pożegnał się z klubem.
O jego podpis walczyła wcześniej Borussia Moenchengladbach, pytały inne zespoły, ale ostatecznie jesienią 2022 roku objął Bayer Leverkusen. W Niemczech miał wyrobioną markę. Obudził potencjał w drużynie „Aptekarzy”, która na Starym Kontynencie stanowi obecnie wzór efektywnej i widowiskowej piłki. Zero po stronie porażek w Bundeslidze, wygrana w cuglach grupa Ligi Europy, ćwierćfinał krajowego pucharu. Najmniej straconych bramek, druga najlepsza ofensywa w lidze.
Pytany o tajemnicę sukcesu swojej drużyny odpowiada z rozbrajającą szczerością. – Kluczem jest piłkarska inteligencja, wtedy jesteś regularny w tym, co robisz. To jest kluczowe w Bundeslidze. Mówiąc szczerze, nie oczekiwaliśmy, że będziemy w naszej grze aż tak regularni.
Jeśli ktoś ma przerwać passę jedenastu mistrzostw Bayernu Monachium, to właśnie będzie to drużyna „Aptekarzy”. Nie potykająca się o własne nogi Borussia Dortmund, czy śniący o premierowym tytule RB Lipsk. To właśnie ekipa Baska ma wszystkie argumenty, by namieszać w niemieckim kotle, w którym od ponad dekady bulgoczą jedynie bawarskie przysmaki.
Na osobny fragment zasługuje Mikel Arteta, którego ścieżka trenerska uchodzi za modelową. Podobnie jak Alonso pochodzi z kraju Basków, a jego pomysł na grę również jest inspirowany piłką angielską. Lata spędził w Evertonie, choć pamiętany jest głównie z gry dla Arsenalu.
W 2016 roku pożegnał się z piłką jako zawodnik, ale rozbratu z futbolem sobie nie wyobrażał. Z marszu został asystentem Pepa Guardioli w Manchesterze City. Trafił na piłkarski Harvard i Oksford w jednym.
Ponad trzy lata podpatrywał mistrza, w grudniu 2019 roku sięgnął po niego Arsenal. Jego pomysł na piłkę to nie jest kalka z Manchesteru City, ale niektóre inspiracje sposobu gry Guardioli są wręcz namacalne – wysoko grająca linia obrony, duża wymienność podań i pozycji, gra oparta na inteligentnej szóstce, jaką w drużynie jest Declan Rice.
Ponad 200 meczów na ławce „Kanonierów”, wicemistrzostwo, Puchar Anglii i dwukrotnie podniesione trofeum za Superpuchar – 41-latek jeszcze ma wiele lat pracy przed sobą, ale zupełnie uczciwie można go już uznać trenerem topowym, a nawet wygą, bo bagaż doświadczeń ma ogromny.
Pochodzenie to niejedna rzecz, która łączy go zresztą z Alonso. Obaj byli środkowymi pomocnikami. I choć były pomocnik Realu Madryt zrobił nieporównywalnie większą karierę, to Artetę również chwalono głównie za wizję gry i doskonałą technikę. Nieprzypadkowo zresztą na wczesnym etapie kariery okrzyknięto go w Barcelonie nowym „Pepem Guardiolą” i przesunięto z dziesiątki na defensywnego pomocnika.
Postać Guardioli nieprzerwanie towarzyszyła karierze Artety. Katalończyk zresztą stanowi inspirację dla niejednego szkoleniowca na świecie.
Kwaśne jabłka
Ileż to było genialnych piłkarzy, którzy nie sprawdzili się w roli trenera? Jedni zbyt szybko próbowali i od razu się spalili. Inni, na przekór wszystkim, chcieli bądź cały czas chcą udowodnić, że zawód trenera jest dla nich.
Koronnym przykładem z ostatnich tygodni jest Wayne Rooney. Legendzie Manchesterowi United poświęciliśmy osobny tekst. Próbował swoich sił w Derby County, DC United, ostatnio z hukiem wyleciał z Birmingham City.
Gdybyśmy mieli się cofnąć jeszcze bardziej i poszukać fenomenalnych napastników, to można byłoby wskazać choćby Thierry’ego Henry. Sam Robert Lewandowski mówił, że to jego ulubiony piłkarz z dzieciństwa, a w jego grze można było dostrzec element magii.
Boiskowy artysta okazał się absolutnie przeciętnym trenerem. Spalił się jako jedynka w Monaco czy Montrealu, ale dobrze czuł się jako asystent Roberto Martineza w reprezentacji Belgii.
Gdy zwalniano go z Monaco, klub zasłaniał się słabą kadrą i niezbyt rozsądnymi transferami latem 2018 roku. I rzeczywiście – były pracodawca Kamila Glika pożegnał wówczas Kyliana Mbappe, Thomasa Lemara, Fabinho, Rachida Ghezzala czy Joao Moutinho. Łącznie na tej piątce zarobiono 316 mln euro.
– Z wielkim smutkiem rozstaję się z Monaco. Mocno wierzę w to, że drużyna poradzi sobie w drugiej części sezonu i będzie w stanie wykorzystać w pełni swój potencjał – napisał w oświadczeniu były napastnik Arsenalu.
Jako trener Monaco przepracował 103 dni. 20 meczów. Średnia punktowa – 0,95.
W Montrealu pracował sezon, udało mu się rzutem na taśmę awansować do play-offów, ale tam przepadł w 1/16 finału z New England Revolution. Ówczesna drużyna Adama Buksy wygrała 2:1.
Henry pożegnał się z Kanadą. Dziś wiemy, że przyczyna słabych wyników mogła tkwić gdzie indziej. W podcaście The Diary Of A CEO wyznał, że zmagał się z depresją. Na drugim kontynencie był osamotniony, z dala od rodziny. – Czy zdawałem sobie sprawę, że mam depresję? Nie. Czy coś z tym zrobiłem? Oczywiście, że nie. Po prostu w pewien sposób się przystosowałem. Okłamywałem siebie i innych, gdyż społeczeństwo nie było gotowe wysłuchać tego, co miałem do powiedzenia.
Obecnie pracuje z reprezentacją Francji do lat 21. Wydaje się, że jako trener nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Co powiedzieć o Xavim? Cóż… nie będziemy wylewać kolejnych pomyj na szkoleniowca FC Barcelony – dość mu się oberwało po ostatnim El Clasico. Z pewnością, mimo mistrzostwa Hiszpanii, trener Barcy ma jeszcze wiele nauki przed sobą, bo powiedzieć, że jeszcze jest nieopierzonym trenerem, to nie powiedzieć w zasadzie nic.
Jest w wielkim klubie, ciągle na świeczniku. Jego Barca nie wykorzystuje w pełni potencjału kadry, na co zwracają uwagę wszyscy kibice. Po szersze wnioski z katalońskiego podwórka zapraszamy do tekstu Dominika Piechoty.
Angielska myśl szkoleniowa
Trudno z kolei ocenić Franka Lamparda, który łącznie blisko 200 razy zasiadł na ławkach Derby, Chelsea i Evertonu. W niebieskiej części Londynu ma status żywej legendy, ale jako menadżer „The Blues” niespecjalnie sobie poradził. Na jego niekorzyść przemawiał też fakt, że Thomas Tuchel, który go zastąpił w 2021 roku doprowadził zespół do triumfu w Lidze Mistrzów.
Drugiej kadencji Anglika w Chelsea z kolei nie warto komentować. Lampard poległ zarówno jako szkoleniowiec, który miał coś zbudować, jak i trener, który miał ugasić pożar.
Kibiców Evertonu nie porwał. Przyszedł w lutym 2022 roku i utrzymał zespół w elicie, finiszując na 16. miejscu. W kolejnym sezonie dano mu szansę, ale wytrwał tylko do stycznia. Z „The Toffees” pożegnał się wstydliwym wynikiem – przegrał osiem z dziewięciu ostatnich meczów.
Od czerwca pozostaje bez pracy, wymieniano go jako potencjalnego trenera Birmingham City czy Charlotte FC. Najpewniej wkrótce znajdzie zatrudnienie, na Wyspach jego nazwisko cały czas elektryzuje.
– Cholera, powinno wyjść inaczej – mogliby powiedzieć kibice Aston Villi (a niektórzy pewnie powiedzieli!), po serii słabych meczów Stevena Gerrarda w roli trenera klubu z Birmingham. Legenda Liverpoolu objęła drużynę Matty’ego Casha z gigantycznym doświadczeniem zebranym w szkockim Rangers. Z tą ekipą sięgnął po tytuł mistrzowski, pierwszy raz po dziesięciu latach dominacji Celtiku, ale jego pobyt w Aston Villi był kompletnym niewypałem
Na jego nieszczęście Unai Emery, którzy przejął po nim schedę, uczynił z tej drużyny prawdziwego potwora. Klub z Villa Park obrał kurs na Ligę Mistrzów, zamyka podium i traci tylko dwa oczka do liderującego Liverpoolu.
Obecnie Gerrard próbuje swoich sił w saudyjskim Al-Ettifaq (8. miejsce). Bez cienia wątpliwości stwierdzamy, że prędzej czy później wróci do dużej piłki.
Pewnie mało kibiców pamięta bardzo nieudolny epizod Gary’ego Neville w roli szkoleniowca. Były obrońca Manchesteru United w trenerkę wchodził ostrożnie – podpatrywał Sir Alexa Fergusona w Manchesterze United, był asystentem Roya Hodgsona w reprezentacji Anglii, a jako pierwszy trener podjął się pracy w Valencii. Wystarczyło kilkanaście tygodni. Anglik spalił się na dobre.
W Hiszpanii Neville wytrzymał cztery miesiące, najbardziej pamiętnym meczem za jego kadencji było srogie lanie w półfinale Pucharu Króla w meczu z Barceloną. „Duma Katalonii” wygrała 7:0, a Neville przyznał, że „to było jedno z jego najgorszych doświadczeń w karierze”. Musiał później też przyjąć szpilkę od Gary’ego Linekera. – Właśnie widziałem, że Barca pokonała Valencię 7:0. W telewizji jest o wiele łatwiej – napisał były napastnik reprezentacji Anglii na Twitterze.
Na szczęście dla siebie i piłkarskiego świata, w marcu 2016 roku Neville wziął rozwód z trenerką. Przy piłce pracuje, ale na właściwym miejscu – spełnia się jako telewizyjny ekspert.
„Mój atut? W piłkę grałem”
Świat futbolu widział pełno historii nieudanych podbojów trenerskich ławek przez byłych zawodników. Gwiazdy różnego kalibru próbowały udowodnić światu, że każdy świetny piłkarz może być świetnym trenerem. Niestety, Pep Guardiola, Carlo Ancelotti czy Zinedine Zidane to postacie niepodrabialne, wymykające się wszelkim schematom. To ikony, które inspirują rzesze niezłych grajków i niespełnionych szkoleniowców.
Dobrym przykładem jest Gennaro Gattuso. Charakter, temperament, osobowość. Boiskowy bandyta, który skradł serca włoskich kibiców.
Jako trener próbowany w kilku dużych klubach – przez półtora roku prowadził ukochany Milan, wcześniej pracując z drużyną do lat dziewiętnastu. Tyle samo czasu spędził w Napoli, ale tam również niespecjalnie mu się wiodło. Zaliczył krótki i nieudany romans z Valencią, a od września odpowiada za wyniki Marsylii. Były klub Arkadiusza Milika znajduje się na 7. miejscu w tabeli Ligue 1 i próbuje awansować do strefy pucharowej.
Czy Gatusso okaże się wybitnym strategiem i wkrótce zobaczymy go na ławce Realu Madryt? Nie w tym uniwersum, ale boiskowa przeszłość to potężne paliwo, na którym zjechał już pół Europy.
Innym Włochem, który biega teraz po drugiej stronie linii bocznej jest Andrea Pirlo. Ta sama półka wirtuozów co Xabi Alonso, jednak na trenerskiej ławce z czarowaniem miał kłopot. Być może jego problemem był fakt, że z marszu wskoczył na zbyt głęboką wodę. Otrzymał szansę prowadzenia Juventusu. Była to jego pierwsza posada. Sezon 2020/2021 zakończył na 4. miejscu, do gabloty wsadził Puchar i Superpuchar Włoch, jednak cieniem kładł się rozczarowujący dwumecz z FC Porto w Lidze Mistrzów. To było nie do przełknięcia.
Pirlo później objął turecki Karagumruk, z którym zakończył sezon 2022/23 na 7. miejscu tamtejszej ekstraklasy. Obecnie prowadzi drugoligową Sampdorię. Jego drużyna traci pięć punktów do miejsca barażowego.
W poszukiwaniu kolorowych ptaków na trenerskiej giełdzie z dużymi nazwiskami nie sposób nie wymienić Roberto Carlosa. Rosja? Proszę bardzo. Turcja? Dlaczego nie! Indie? O rany, niech będzie.
Zdecydowanie lepiej były gwiazdor Realu radzi sobie w roli ambasadora, odcinając kupony i korzystając z globalnej sławy. Każdy kibic widział przecież chociaż jeden rzut wolny w jego wykonaniu.
Nowa nadzieja. Nuri Sahin, Thiago Motta, Cesc Fabregas
Piłka nożna to specyficzna dziedzina życia. Tutaj czasami brak dobrego CV nie przeszkadza w znalezieniu pracy, a dobre referencje to w zasadzie pułapka (kibice reprezentacji Polski skądś to znają).
Bezsprzecznie jednak były piłkarz na trenerskiej giełdzie to zawsze łakomy kąsek. Włodarze klubów i sami kibice mają większe przekonanie do byłego zawodnika, którego pamiętają z boiska. Nieważne, że inny kandydat od kilkunastu lat się szkoli, ale w życiu nie kopnął prosto piłki i nie zna „zapachu szatni”.
Często właśnie tak to działa.
Kilka trenerskich karier zapowiada się bardzo ciekawie. Przedstawiamy byłych zawodników, stawiających pierwsze kroki w trenerce. Kto wie, może wkrótce pójdą w ślady Xabiego Alonso, Artety czy Guardioli…
Przede wszystkim warto wspomnieć o Nurim Sahinie, który od początku roku jest asystentem Edina Terzica w BVB, a jako pierwszy trener całkiem nieźle sobie radził za sterami Antalyasporu, gdzie pracował m.in. z Adamem Buksą i Jakubem Kałuzińskim. – Świetnie potrafił zbalansować bycie dobrym kolegą i surowym szkoleniowcem, który wytyka błędy. Ceni sobie dialog, w każdej sprawie można do niego iść. Ustawianie się, skanowanie przestrzeni, kładzie duży nacisk na taktykę – chwalili współpracę z Turkiem polscy zawodnicy w rozmowie z Viaplay.
Obecnie jest „tylko” dwójką w BVB, ale włodarze klubu z Dortmundu sprowadzając go z pewnością mieli cichą nadzieję, że w przypadku kryzysu, to właśnie 35-latek zastąpi Terzica na ławce żółto-czarnych.
Największą rewelacją tego sezonu Serie A jest Bologna. Klub Łukasza Skorupskiego jest chwalony za szczelną defensywę (trzeci wynik w lidze), za kompaktowość i za perfekcyjne zarządzenie. Ogromna w tym rola szefa na ławce, jakim jest Thiago Motta.
Były piłkarz Interu czy PSG znany był z boiskowej elegancji i dostojnych ruchów. Zawsze pod grą, łącznik, człowiek-ośmiornica. Jako czynny piłkarz wydawał się świetnym materiałem na trenera. W PSG do dziś dobrze go wspominają, był kandydatem francuskiej prasy na trenera mistrza Francji, gdy w tamtym sezonie z Bolonią osiągnął 9. miejsce w lidze. Jeszcze duży o klub o niego zapyta – to pewnik.
Bardzo ciekawie zapowiada się droga Cesca Fabregasa, który jest asystentem w drugoligowym włoskim Como, gdzie zakończył karierę. Nie pcha się do świateł reflektorów, chociaż jako piłkarz o uznanej marce spokojnie znalazłby zatrudnienie w dużej piłce. – Wszystko w tym projekcie mnie urzekło. Wkładamy w to, co robimy dużo pasji – mówił Fabregas w rozmowie z BBC.
Ewidentnie włoskie słońce mu służy. Za wyniki drużyny bezpośrednio odpowiedzialny jest Walijczyk, Osian Roberts. Fabregas jest jego asystentem. Robi małe kroki, podgląda, doszkala się. Bardzo możliwe, że za rok o tej porze jego Como będzie grało w elicie. Obecnie plasuje się na 3. miejscu tabeli Serie B, traci cztery oczka do Parmy.
Warto także śledzić trenerską karierę Ruuda van Nistelrooya. Były napastnik Realu Madryt czy Manchesteru United zebrał szlify w PSV, gdzie zaliczył praktycznie każdy możliwy etap trenerskiej ścieżki – był trenerem napastników, pracował z młodzieżą, a seniorską drużynę prowadził w zeszłym sezonie, który spuentował mistrzostwem. Po rozgrywkach odszedł, powodem miały być przepychanki w gabinetach i utrata szatni, pojawiały się także informacje, że był zbyt autorytarny, odsunął swoich dwóch asystentów – Andre Ooijera i Freda Ruttena.
Z PSV był związany do 2016 roku, po siedmiu latach zamknął za sobą ten rozdział. Media w Anglii spekulowały, że van Nistelrooy nie znalazł wspólnego języka nie tylko z asystentami, ale i z pionem sportowym. Chciał lepszych piłkarzy, chciał zbudować mocniejszą drużynę.
Jakie są wnioski? Ścieżki byłych zawodników są przeróżne. Jedni skaczą na głęboką wodę i zdołają się utrzymać na powierzchni. Inni ciągle próbują swoich sił, czekając aż ktoś im rzuci koło ratunkowe.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO: