Reklama

Klątwa trzeciego sezonu jak Avada Kedavra. Czas Mourinho w Romie dobiegł końca

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

16 stycznia 2024, 14:48 • 9 min czytania 32 komentarzy

– Dla kibiców Romy nazywam się Jose „Harry Potter” Mourinho, a to winduje oczekiwania względem mnie i zespołu. […] Muszę stawać w obronie drużyny, bo prawda jest taka, że walczymy o coś bardzo trudnego – narzekał były już szkoleniowiec Romy podczas konferencji prasowej poprzedzającej ostatni mecz ligowy „Giallorossich” z Milanem. W niedzielę rzymianie po raz kolejny zeszli z boiska pokonani i osunęli się na dziewiąte miejsce w tabeli Serie A. Naturalnie Mourinho jak zwykle miał w zanadrzu tysiąc usprawiedliwień dla rozczarowującej postawy swojego zespołu, lecz tym razem czary portugalskiego Harry’ego Pottera okazały się nieskuteczne. 

Klątwa trzeciego sezonu jak Avada Kedavra. Czas Mourinho w Romie dobiegł końca

Po 138 meczach na ławce trenerskiej Romy, stracił posadę. Choć sam Portugalczyk nie znosi pytań o klątwę trzeciego sezonu, ta znów okazała się dla niego mordercza niczym zaklęcie Avada Kedavra.

Zamiast z nią zerwać, Mourinho w Wiecznym Mieście potwierdził reputację trenera-krótkodystansowca. Błyskawicznie rozkochał w sobie fanów Romy, tchnął w drużynę nowego ducha, pierwszy sezon spuentował triumfem w Lidze Konferencji Europy, ale potem było już tylko gorzej i gorzej. Summa summarum, 61-latek nie zdołał nawet zapewnić Romie powrotu do Ligi Mistrzów. Punktował w Serie A gorzej od swoich poprzedników.

Zawiódł. Po raz kolejny zawiódł.

Miesiąc miodowy

Kiedy w maju 2021 roku działacze Romy ogłosili podpisanie kontraktu z Mourinho, było to sporym zaskoczeniem. Ostatecznie Portugalczyk był wówczas świeżo po rozstaniu z Tottenhamem Hotspur i wiele wskazywało na to, że przyjdzie mu dłużej zaczekać na kolejną szansę w klubie z szeroko rozumianej, europejskiej czołówki. Ba, można się było nawet zastanawiać, czy „The Special One” nie wyląduje lada moment w jednej z egzotycznych lig albo czy nie spróbuje swoich sił w rozgrywkach międzypaństwowych. Jego kadencję w ekipie Spurs trudno było bowiem traktować inaczej niż w kategoriach sromotnej porażki. Kolejnego już niepowodzenia Portugalczyka. Nie ma zresztą przypadku w tym, że władze londyńskiego zespołu podziękowały Mourinho za współpracę na krótko przed finałem Pucharu Ligi Angielskiej. Doświadczony szkoleniowiec pozostawił w Londynie typowy dla siebie rozgardiasz – kiepską atmosferę, marny styl gry i wielce rozczarowujące rezultaty. Klęska 0:3 z Dinamem Zagrzeb, skutkująca odpadnięciem z Ligi Europy, mówi w zasadzie wszystko o kondycji Tottenhamu na finiszu kadencji Mourinho.

Reklama

A jednak w Wiecznym Mieście skuszono się na dwukrotnego triumfatora Ligi Mistrzów.

Abstrahując od kwestii czysto piłkarskich, miała to być swego rodzaju demonstracja siły w wykonaniu amerykańskiego miliardera Dana Friedkina, prezesa i właściciela (z ramienia The Friedkin Group) rzymskiego klubu. Friedkin chciał pokazać sympatykom Romy, że mierzy wysoko. Ostatecznie Mourinho na Półwyspie Apenińskim pozostawał kojarzony przede wszystkim z potrójną koroną, wywalczoną w sezonie 2009/10 z Interem Mediolan. Rzymianie urządzili Portugalczykowi królewskie – czy raczej: cesarskie – powitanie. Jak gdyby w Italii czas się zatrzymał. Mourinho został przyjęty na Stadio Olimpico niczym czempion. Wręcz: mesjasz.

Zaczął się miesiąc miodowy. Roma wycisnęła marketingowy potencjał nowego szkoleniowca niczym cytrynę. Mourinho snuł więc wielkie plany, tryskał optymizmem w wywiadach, dowcipkował na konferencjach prasowych. Zajadał się pizzą, wystąpił w teledysku znanego rapera, w swoim stylu rozrabiał podczas meczów przy linii bocznej boiska. Jego podobizna – nawiązująca do kultowego filmu „Rzymskie wakacje” – szybko przyozdobiła ścianę jednej z kamienic w dzielnicy Testaccio. Co tu dużo gadać, fani „Giallorossich” od pierwszego wejrzenia zakochali się w charyzmatycznym szkoleniowcu. Uwierzyli, że Mourinho poprowadzi Romę do wytęsknionych sukcesów. Przełożyło się to na średnią frekwencję na Stadio Olimpico, która w sezonie 2022/2023 (w pełni wolnym od pandemicznych ograniczeń) przekroczyła 60 tysięcy. Dla porównania, w sezonie 2018/2019 na domowe mecze rzymskiej ekipy fatygowało się średnio 38 tysięcy widzów.

„Efekt Mourinho” był zatem ewidentny.

Rosnący niedosyt

Dodatkowo spotęgował go sukces Romy w premierowej edycji Ligi Konferencji Europy. Niby mówimy o trofeum trzeciego sortu, nieporównywalnym do Pucharu Mistrzów pod względem prestiżu, ale dla „Giallorossich” był to przecież pierwszy międzynarodowy tytuł od czasu zwycięstwa w Pucharze Miast Targowych w 1961 roku. Mourinho przypomniał niedowiarkom, że w europejskich rozgrywkach nadal niewielu szkoleniowców może się z nim równać. I umiejętnie zatuszował w ten sposób fakt, że Roma zakończyła sezon 2021/22 dopiero na szóstym miejscu w tabeli Serie A, z niemal identycznym dorobkiem punktowym jak w poprzedniej kampanii. Nieszczególnie imponująca postawa na krajowym podwórku straciła dla fanów Romy na znaczeniu, skoro dane im było zasmakować triumfu w Europie.

Reklama

Dwanaście miesięcy później Mourinho spróbował zresztą tej samej sztuczki. We włoskiej ekstraklasie jego podopieczni ponownie nie porwali, drugi raz z rzędu kończąc zmagania na szóstej lokacie, lecz rzymianom udało się wedrzeć do finału Ligi Europy. Tam Portugalczyk znalazł jednak nieoczekiwanego pogromcę w osobie Jose Luisa Mendilibara, szkoleniowca Sevilli, nazwanego przez nas kiedyś „hiszpańskim Smudą”. Po paskudnym meczu i serii rzutów karnych Andaluzyjczycy pokonali Romę, sprzątnęli jej trofeum sprzed nosa. Mourinho stracił więc szansę na osłodzenie fanom „Giallorossich” przeciętnego w gruncie rzeczy sezonu.

Źle to zniósł.

Zniknęło pogodne, roześmiane oblicze, jakim Portugalczyk przywitał się z Wiecznym Miastem. Po meczu szkoleniowiec dopadł sędziego Anthony’ego Taylora na parkingu, wykrzykiwał wulgarne komentarze na temat jego postawy. Padło nawet słynne: „It’s a fucking digrace!”, nawiązujące do pamiętnej furii Didiera Drogby sprzed lat. Anglik rzeczywiście sędziował kiepsko, ale w zachowaniu Mourinho nie było nic ze spontanicznego wybuchu. To czysty teatr, mający na celu odwrócenie uwagi od niepowodzenia Romy. Widać zresztą, jak Portugalczyk parokrotnie zerka w kamerę. Wie, że jest filmowany. Gra pod publiczkę.

Na efekty nie trzeba było długo czekać.

Nagonka rozpętana przez Portugalczyka przerodziła się w agresję względem arbitra. To właśnie Taylor został wytypowany na głównego winowajcę niepowodzenia Romy. A Mourinho – jak zwykle – okazał się niewinny, choć jego zespół nie pokonał najsłabszej od niepamiętnych czasów Sevilli.

Tylko że odpowiedzialności nie można unikać w nieskończoność, a bieżący sezon to już prawdziwy festiwal wymówek w wykonaniu Portugalczyka. Mimo że Roma dysponuje jednym z najlepiej opłacanych składów w Serie A i ma w swoich szeregach gwiazdy naprawdę dużego kalibru, Mourinho wciąż starał się pozycjonować swój zespół jako ubogiego, lecz ambitnego słabeusza, usiłującego z trudem i wbrew przeciwnościom losu nawiązać walkę z mocarzami pokroju Interu Mediolan, Juventusu czy Milanu. Łatwo jednak dostrzec fałsz płynący z tej narracji. Z łatwością można też zauważyć, że Roma pod okiem Mourinho zwyczajnie nie rozwinęła się jako zespół.

Wszelkiej maści ofensywne wskaźniki – liczba kreowanych sytuacji strzeleckich, liczba kontaktów z piłką w polu karnym przeciwnika, liczba podań progresywnych, podań w pole karne i dośrodkowań – świadczą o tym, że dziś dla Romy absolutnie nie ma miejsca w ligowym TOP4. Za wysokie progi.

JOSE MOURINHO W ROMIE VS. LIGOWA CZOŁÓWKA:

  • Juventus: 1 zwycięstwo, 2 remisy, 3 porażki
  • Inter: 1 zwycięstwo, 5 porażek
  • Milan: 2 remisy, 4 porażki
  • Napoli: 1 zwycięstwo, 2 remisy, 2 porażki
  • Lazio: 1 zwycięstwo, 1 remis, 4 porażki
  • Atalanta: 2 zwycięstwa, 1 remis, 2 porażki
  • Fiorentina: 2 zwycięstwa, 1 remis, 2 porażki

Wystarczyło zresztą rzucić okiem na dowolne starcie „Giallorossich” z przeciwnikiem z czołówki Serie A. Oczy krwawiły, zęby trzeszczały. I, co gorsza dla Mourinho, nie broniły go wyniki. Gdyby Portugalczyk punktował na zadowalającym poziomie, nawet w paskudnym stylu, pozostałby na Stadio Olimpico nietykalny.

Jednak Roma w sezonie 2023/24 nie tylko kiepsko gra, ale i beznadziejnie punktuje.

Kiedy zostaje tylko brzydota. Mourinho zagrał va banque i przegrał

Smutny koniec

Mourinho zdawał się już od jakiegoś czasu przeczuwać, że jego pozycja w Romie słabnie. Sygnalizował to na różne sposoby. Głośno się odnosił do pogłosek o ofertach z Arabii Saudyjskiej, z jednej strony podkreślając swoje przywiązanie do „Giallorossich”, ale z drugiej sugerując, że jakby co, to on w przyszłości chętnie sobie u Saudów popracuje. Coraz gorzej było też u Portugalczyka z trzymaniem ciśnienia na konferencjach prasowych i podczas meczów. Dość powiedzieć, że „The Special One” obejrzał na przestrzeni ostatnich miesięcy więcej czerwonych kartek od najgroźniejszych boiskowych zakapiorów z Serie A. Żywiołowe reakcje trenera mogły się rzecz jasna podobać ultrasom, natomiast szefostwo Romy widziało w nich wyłącznie przejawy coraz głębszej niemocy portugalskiego managera.

Czarę goryczy przelało niedawne odpadnięcie z Coppa Italia po derbowej porażce z Lazio i wspomniana na wstępie klęska z Milanem.

Widziałem Romę, która podeszła do meczu z odpowiednim nastawieniem i nawet spróbowała narzucić Milanowi swoją grę, ale prawda jest taka, że ten zespół po prostu tego nie potrafi. To są ograniczenia, których nie da się ukryć za właściwą motywacją. Ta drużyna nie ma ani defensywy, ani środka pola. Jej problemy są oczywiste dla każdego – ocenił redaktor Antonio Felici, cytowany przez portal ASRoma.pl.

W rzymskim środowisku opinie na temat rozstania z Mourinho są podzielone. Część miejscowych dziennikarzy za słabą postawę Romy obwinia niemal wyłącznie władze klubu, zarzucając działaczom niewłaściwe skonstruowanie kadry. Inni eksperci przekonują z kolei, że Mourinho faktycznie nie spełnił pokładanych w nim nadziei, ale należało go zatrzymać do końca obecnej kampanii, a najbliższe miesiące wykorzystać na przygotowanie gruntu dla nowego trenera. Nagłe rozstanie z Portugalczykiem spotkało się z niewieloma głosami poparcia. Wielką niewiadomą jest także następca Mourinho, czyli Daniele De Rossi. Postać ikoniczna dla „Giallorossich”, jedna z największych legend klubu, ale szkoleniowiec właściwie bez doświadczenia, nie licząc niezbyt udanej kadencji w SPAL.

Jak Mourinho zostanie zapamiętany w Rzymie? Cóż, na pewno jego kadencja będzie kojarzona ze zwycięstwem w Lidze Konferencji oraz swego rodzaju kibicowskim zrywem. Trzeba bowiem Portugalczykowi oddać, że potrafił rozgrzać Stadio Olimpico do czerwoności.

Liczby są jednak dla niego brutalne.

ŚREDNIA PUNKTOWA TRENERÓW ROMY Z OSTATNICH LAT (CO NAJMNIEJ 30 MECZÓW W KLUBIE):

  • Jose Mourinho – 1,7 punktu na mecz
  • Paulo Fonseca – 1,76
  • Eusebio Di Francesco – 1,79
  • Luciano Spalletti – 2,15
  • Rudi Garcia – 1,84
  • Luis Enrique – 1,39
  • Claudio Ranieri – 1,87

Jeśli chodzi o cotygodniową ligową młóckę, Mourinho się po prostu w Romie nie sprawdził. Trzeba to powiedzieć otwarcie. Zresztą jego dokonania na ligowym polu od wielu lat są po prostu kiepskie. W sezonie 2014/15 „The Special One” sięgnął z Chelsea po mistrzostwo Anglii, a potem…

  • 2015/16 – Chelsea – 16. miejsce w lidze (zwolniony po 16 kolejkach)
  • 2016/17 – Manchester United – 6. miejsce
  • 2017/18 – Manchester United – 2. miejsce
  • 2018/19 – Manchester United – 6. miejsce (zwolniony po 17 kolejkach)
  • 2019/20 – Tottenham – 6. miejsce
  • 2020/21 – Tottenham – 7. miejsce (zwolniony po 32 kolejkach)
  • 2021/22 – Roma – 6. miejsce
  • 2022/23 – Roma – 6. miejsce
  • 2023/24 – Roma – 9. miejsce (zwolniony po 20 kolejkach)

Mourinho pozostaje elektryzującym szkoleniowcem i kapitalnym showmanem, ale z grona najlepszych managerów świata już po prostu wypadł.

***

Co dalej? Arabia Saudyjska, jedna z drużyn narodowych, a może „The Special One” ponownie wszystkich zaskoczy i lada dzień powróci do piłki klubowej – znów uśmiechnięty, znów z iskrą w oku opowiadający o wielkim projekcie, znów wesoło poklepujący piłkarzy po plecach i wbijający szpilki dziennikarzom?

Z tym gościem dosłownie wszystko wydaje się możliwe. A my pewnie znowu uwierzymy, że Portugalczyk wcale nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w walce o najcenniejsze trofea, choć wszystko zdaje się temu od dawna przeczyć.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

NBA

Koszykarze kochają również futbol! Którym klubom piłkarskim kibicują gwiazdy NBA?

Maciej Kurek
1
Koszykarze kochają również futbol! Którym klubom piłkarskim kibicują gwiazdy NBA?

Piłka nożna

Komentarze

32 komentarzy

Loading...