Są w tej lidze piłkarze drodzy, ale niechciani przez swoje kluby. Na przykład Legia ma Charatina, coraz więcej mówi się o niezadowoleniu Rakowa względem Kittela, z kolei w Zagłębiu Lubin kimś takim jest Jarosław Jach.
Obrońca rozegrał w tym sezonie dziewiętnaście spotkań, wszystkie w pierwszym składzie, dorzucił też dwa gole. Brzmi dobrze, lecz jeśli dodać jeden szczegół, dość istotny, ta melodia się sypie – no bo nie chodzi o Ekstraklasę, tylko o drugoligowe rezerwy, gdzie Jach jesienią był zesłany. Rywalizuje więc nie z Lechem czy ŁKS-em, a z drugimi zespołami tych klubów, ponadto ze Skrą Częstochowa, Radunią Stężyca, KKS-em Kalisz i tak dalej.
A nie o to chodziło Miedziowym, gdy sezon temu podpisywali z nim długi i drogi kontrakt. Trudno będzie bowiem sprawę Jacha tak po prostu przeczekać – umowa nie wygasa w tym roku, tylko dopiero w czerwcu następnego. Trzeba będzie więc płacić i smucić się, że dobre pieniądze idą na niechcianego piłkarza, a nie takiego, który grałby w pierwszym zespole (chyba że kasy w Lubinie faktycznie jest w nadmiarze, ale zawsze się zarzekają, że nie).
Oczywiście zawodnika można gdzieś sprzedać, ba, oddać, byleby zszedł z kontraktu, ale zdaje się, że to nie będzie proste. Po pierwsze i oczywiste – Jach zarabia dobrze, gdzie indziej tyle nie dostanie. Po drugie – obrońca na dziś nie chce opuszczać kraju, niespecjalnie interesują go mniej lub bardziej egzotyczne kierunki. A oferty z Ekstraklasy czy pierwszej ligi nie płyną strumieniami, a nawet jeśli się pojawią, to patrz punkt pierwszy: nie będą tak atrakcyjne, jak kontrakt w Lubinie.
Polskie środowisko często niedowidzi, ale jednak nie jest ślepe i dostrzega, że ostatnie lata kariery Jacha to nie jest pasmo sukcesów. Ktoś zza granicy mógłby jeszcze się złapać, spojrzeć na Crystal Palace, Sheriff, Turcję, ale właśnie – Jach do wyjazdu się nie pali.
Tak jak w przypadku Charatina, ogółem trudno mu się dziwić. W lutym skończy 30 lat, zdaje sobie sprawę, że kontrakt w Lubinie najpewniej będzie ostatnim z kategorii tych dużych. Dlaczego miałby się pakować i rezygnować z pieniędzy? Finansowo strzeliłby sobie w stopę.
To prędzej Zagłębie powinno się zastanowić, jak dysponuje swoimi środkami. W czerwcu 2022 roku klub zaproponował wysoki, trzyletni kontrakt zawodnikowi, który przez cały poprzedni rok rozegrał cztery spotkania w rezerwach Crystal Palace. A wcześniej odbijał się od Fortuny Sittard, Rizesporu, nie podbił też Sheriffa i Rakowa Częstochowa. Od momentu odejścia z Lubina w 2018 roku, Jach miał ze trzy rundy, kiedy grał regularniej.
Po tym czasie przyszło Zagłębie i stwierdziło: słuchaj, masz tu umowę na trzy lata, dobre pieniądze.
Czy to jest logiczne? Niekoniecznie.
Po powrocie do Lubina obrońca wskoczył do pierwszego składu i miał przyzwoite mecze, ale generalnie – bez szału, im dalej w las, tym gorzej. Za sezon 22/23 wyliczyliśmy mu średnią not 4,36. Ławniczak i Kopacz według tych ocen byli lepsi, ale jak kogoś to nie przekonuje, to niech spojrzy na decyzję Fornalika, który szybko – po dziewięciu spotkaniach – Jacha odstrzelił.
Jeśli ktoś miał podjąć takie ryzyko w tej lidze, by dać Jachowi trzy lata wysokiego kontraktu, to musiało to być Zagłębie. Ktoś powie: inaczej by się nie zgodził. No to by się nie zgodził. Krzywda klubowi – jak widać – by się nie stała.
Może skreślono go za szybko, może poprzedni sezon byłby jednak odpowiednią bazą pod pójście do przodu, ale w gruncie rzeczy: jakie to ma teraz znaczenie? Zagłębie ma na wysokim kontrakcie zawodnika, którego nie chce. I samo jest sobie winne, bo – nie pierwszy raz – wyobraźni nie miało za grosz.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Na Zagłębie nie da się patrzeć
- Afera alkoholowa w U-17. Zagłębie odsuwa piłkarza
- Cuda, cuda ogłaszają. W Zagłębiu pierwsze skrzypce zagrali napastnicy
Fot. Newspix