Normalny dzień w życiu normalnych kibiców piłkarskich. Zbieracie się z kumplami na mecz ukochanej drużyny, zakładacie klubowe barwy, zgarniacie z biurka garść drobniaków na jakąś kiełbaskę, bierzecie swoje selery naciowe i wchodzicie na stadion kibicować z całych sił. W czasie spotkania bluzgacie na sędziego, śmiejecie się wniebogłosy z jakiegoś żartu, ocieracie musztardę z brody, rzucacie wasze selery naciowe, gdzie popadnie… Kibice Chelsea też chcieliby przeżywać takie wspaniałe chwile, ale ich klub zabrania wnoszenia selera naciowego na trybuny Stamford Bridge. To historia selerowego zakazu, który wstrząsnął jedną z dzielnic Londynu.
Pomyśl kibicu, jakie masz szczęście. Jaką wolność daje ci twój klub, który nie wprowadza takich bestialskich obostrzeń…
Świadkowie nie są zgodni. Trudno ustalić, kto tak naprawdę jako pierwszy zaczął przynosić to mało smaczne warzywo na stadion. Zresztą naprawdę trudno wyobrazić sobie człowieka, który wpadł na pomysł dopingowania swojej ukochanej drużyny przy pomocy selera. Gdyby kazać jakiemuś ekspertowi nakreślić portret psychologiczny takiego delikwenta…
Może był to domorosły ogrodnik, który w swoim mieszkaniu hoduje warzywa na potrzeby domowej kuchni? Jakieś małe dziecko, któremu tata pozwolił zabrać na stadion coś dziwnego, nie zadając przy tym zbędnych pytań? Może jednak jakaś pani, która… no nawet ciężko wyobrazić sobie, o co by mogło jej chodzić.
U nas jak w dochodzeniach sympatycznego detektywa Columbo — pierwszy podejrzany, jest podejrzany najbardziej.
Podżegacz
Mickey Greenaway
Mickey był tak wielkim fanem Chelsea, jak tylko można sobie wyobrazić. Był postacią niezwykłą. Na mecze potrafił przyjść ubrany w fikuśne prążki, czasem nawet w lamparcie cętki. Zdarzało mu się nosić przy sobie skórzaną aktówkę, jak jakiemuś ważnemu biznesmenowi, którym nie był. Nie był też żadnym dzianym prawnikiem. To po prostu Mickey Greenaway — gość, który zamiast krwi miał Chelsea.
Urodził się zaledwie kilka ulic od Stamford Bridge w 1945 roku. Wychowywany przez ojczyma dorastał umacniając się w klubowej religii i szybko stał się rozpoznawalny na trybunach. Z czasem znał go już każdy — jeśli nie z widzenia, to ze słyszenia. Mickey nie był jednak jednym z tych wkurzających dziadów, co drą japę najgłośniej. Tych ryczących pierdzieli, których na trybunach piłkarskich pełno i którzy czasem uprzykrzają odbiór spotkania, krzycząc innym kibicom prosto w ucho. Nie.
Greenaway był prawdziwym dyrygentem. Porywał, zamiast irytować. W jego poetyckiej (w typowo wyspiarskim sensie) duszy narodził się nawet hit Zigger Zagger, perła kibicowskich przyśpiewek i kolejny dowód wielkiej, wręcz mitycznej kreatywności angielskich sympatyków piłki nożnej.
Zigger zagger, zigger zagger, (o, o, o)
Zigger zagger, zigger zagger, (o, o, o)
Zigger, (o!)
Zagger, (o!)
Zigger zagger, zigger zagger, (o, o, o)
Czasem niełatwo było namówić tłum do śpiewania ku chwale Chelsea. Kiedy fani milczeli, Greenaway krzyczał jeszcze głośniej. Jego donośny ryk… prawdziwy dar od Boga. Gdy więcej osób zaczęło dołączać do niebieskiego chóru, znaleźli sobie nawet miejsce do prób. Postanowili zbierać się razem, ramię w ramię na trybunie Fulham Road, którą Mickey nazwał Tram Shed, a która dziś jest znana jako po prostu The Shed.
Mickey Greenaway na meczu ukochanej Chelsea w 1981 roku.
Chłop był na Stamford Bridge prawdziwą legendą. Tworzył stadionowe pieśni, znał go każdy, a on znał każdego. Nic dziwnego, że to właśnie Greenaway jest podejrzany o rozpowszechnienie dziwnej selerowej mody wśród kibiców Chelsea.
Bonus 600 zł za zwycięstwo Polski z Portugalią w Lidze Narodów
- Postaw kupon singiel za min. 2 zł zawierający zakład na zwycięstwo Biało-Czerwonych w starciu z Portugalczykami
- Jeśli kupon okaże się wygrany, to na twoje konto bonusowe wpłyną dodatkowe środki w wysokości 600 zł
- Tylko dla nowych użytkowników. Rejestracja zajmuje 30 sekund!
Kod promocyjny
18+ | Graj odpowiedzialnie tylko u legalnych bukmacherów. Obowiązuje regulamin.
Motyw
Selerowa piosenka
Historia motywu nie jest zbyt skomplikowana — Mickey miał usłyszeć gdzieś w barze durną i nieco sprośną piosenkę z selerem w roli głównej. Spodobała mu się. W końcu jego poetycka dusza kochała takie niedorzeczne teksty. Ten był w swojej niedorzeczności… niezwykły i tak samo porywający jak Zigger Zagger.
Celery, Celery,
If she don’t c*m,
I’ll tickle her bum,
With a lump of celery…
Greenaway łaził tygodniami po dzielnicy i podśpiewywał pod nosem. To samo robił pod prysznicem. Przy obiedzie. Na stadionie. Przede wszystkim na stadionie. Tam przyzwyczajona do jego wodzirejskich zapędów publiczność szybko podłapała prostą piosenkę o łaskotaniu tyłka selerem i śpiewała ją równie chętnie, co on.
„Selerowa” piosenka śpiewana przez kibiców Chelsea.
I śpiewa do dzisiaj, choć Mickey zmarł w 1999 roku. Greenaway nigdy nie zobaczył, jak klub, który kochał, zmienił się dzięki wielkim inwestycjom Romana Abramowicza. Nie zobaczył kilku mistrzostw Anglii, sukcesu w Lidze Mistrzów. Nie dożył też momentu, w którym Chelsea zakazała wnoszenia selera naciowego na trybuny.
Zbrodnia
Rzut selerem
Początkowo seler nie wydawał się potencjalnym narzędziem zbrodni. Kibice przynosili go na stadion od lat osiemdziesiątych jako rekwizyt pasujący do piosenki i śpiewając, machali nim energicznie. Odrobinę zieleniny jeszcze nikomu nie zaszkodziło, co nie?
Bo nie zaszkodziło, prawda?
Był rok 2002. Fani swobodnie wnosili na mecze Chelsea większe i mniejsze kawałki selera naciowego. Zdarzało się niekiedy, że lądowały one w okolicach murawy, ale nie miało to nic wspólnego ze złością czy frustracją. Tak przynajmniej ocenił sprawę sąd badający incydent, który miał miejsce podczas meczu półfinałowego pucharu Anglii z Fulham. Wtedy kawałki ważnego dla kibiców The Blues warzywa wywołały nie lada skandal.
Wszystko wydarzyło się na Villa Park w Birmingham, gdzie rozgrywano spotkanie. Trzej kibice Chelsea zostali przez policję siłą wyciągnięci z tłumu i zawinięci na dołek za, to nie są żarty, „rzucanie selerem bez legalnego upoważnienia”. Charlie Driver, David Blake i Robbie Sanders musieli być bardzo zdziwieni, ale nie podlega dyskusji, że zaatakowali trenera rywali bardzo groźnym narzędziem. Szkoleniowiec Fulham, Jean Tigana, obrzucony przez trzech kibiców kawałkami naciowego selera przeżył, ale sąd i tak pochylił się nad tym wyjątkowym wykroczeniem.
Jean Tigana, cały i zdrowy, kilka lat później.
Wyrok? Podczas rozprawy sędzia nakazał oskarżonym zachowywać się grzeczniej i ukarał każdego z nich grzywną w wysokości 300 funtów. Sąd wziął pod uwagę okoliczności łagodzące — przyjazną atmosferę panującą na trybunach oraz fakt, że żaden kawałek selera nie znalazł się w polu gry. Driver, Blake i Sanders dostali też „zawiasy” i sprawa mogła im znowu zaszkodzić, jeśli tylko zostaną przyłapani na rzucaniu selerem w ciągu najbliższych dwunastu miesięcy.
Pierwszy i najstarszy z oskarżonych, czterdziestoletni Charlie Driver, który nigdy wcześniej nie miał kłopotów z policją, mówił po wszystkim tak:
— Odczuwam ulgę, że nadal mogę oglądać moją Chelsea na stadionie i nikt nie zabrał mi mojego karnetu. Nie będę już jeść selera, ale też nie będę nigdzie nim rzucać.
Skoro panowie mieli problemy z powodu „rzucania selerem bez legalnego upoważnienia”, angielski The Guardian postanowił zapytać współpracującego z dziennikiem prawnika, jak można zdobyć jakieś legalne upoważnienie do rzucania selerem.
— Rzucanie selerem bez upoważnienia jest napaścią. Wspomniani fani mogli uzyskać pozwolenie tylko od samego Tigany, który musiał wyrazić wyraźną zgodę na rzucenie w niego selerem — tłumaczył ekspert, który zaznaczył też, że rzut selerem byłby jak najbardziej upoważniony, gdyby trzej kibice bronili się przed atakującym ich Tiganą.
Trener Fulham nie był jednak agresywny, a sąd okazał się dla trzech muszkieterów z Chelsea bardzo wyrozumiały. Selerowy zwyczaj wywołał nieco ostrzejszą reakcję kilka lat później, kiedy kolejną sprawą zajął się już sam klub.
Kara
Zakaz wnoszenia selera na stadion
W rzeczywistości zawodników obrzuconych na początku XXI wieku kawałkami selera naciowego było trochę więcej, ale miarka przebrała się dopiero po spotkaniu Carling Cup, w którym Chelsea podejmowała Arsenal. Pięć lat po wydarzeniach na Villa Park ofiarami selerowych zamachowców padło kilku graczy Kanonierów, co znów skrupulatnie odnotowały brytyjskie media. Sędziowie piłkarscy zaczęli sobie nagle przypominać, że jacyś kibice The Blues faktycznie rzucali warzywem w jednym czy drugim meczu. Sprawa stała się całkiem głośna.
Cesc Fabregas z kawałkiem selera, którym został trafiony chwilę wcześniej.
Przedziwną tradycją kibiców zainteresowała się na poważnie angielska federacja, więc władze Chelsea zareagowały bardzo stanowczo. Klub wydał oświadczenie, na mocy którego zakazano wnoszenia selera naciowego na trybuny Stamford Bridge.
Rzucanie podczas meczu piłki nożnej czymkolwiek, łącznie z selerem, jest przestępstwem, za które można zostać aresztowanym i ukaranym. W przyszłości, jeśli ktoś zostanie przyłapany na próbie wniesienia selera na Stamford Bridge, może nie zostać wpuszczony na trybuny, a każdemu przyłapanemu na rzucaniu selera grozi zakaz stadionowy.
W Polsce zastanawiamy się czasem, w jaki sposób ktoś wniósł na trybuny race, fajerwerki czy inne środki pirotechniczne. W Londynie kombinują pewnie jak przemycić kawał selera naciowego. Ewentualnie używają jakichś zamienników — ogórków, sałaty lodowej, może po prostu balonów w kształcie selera.
Akurat te ostatnie można na Stamford Bridge spotkać.
Dmuchany seler nie jest tak fajny jak prawdziwy, ale zawsze coś…
Efekt był jednak taki, że kibice musieli ze swoją tradycją wynieść się poza stadion, choć niektórym jeszcze zdarza się ryzykować wejście na trybuny w towarzystwie jakiegoś zielonego przyjaciela. Czasem, w sytuacjach wyjątkowych, klub może pewnie przymknąć i zresztą przymyka oko na łamiących całkiem poważny zakaz, ale prawda jest taka, że bez większego ryzyka seler można wnieść tylko na mecz wyjazdowy Chelsea.
Prawo
Legalne użytkowanie selera
Gdybyśmy mieli takiego eksperta jak ponad dwadzieścia lat temu miał The Guardian, pewnie przyznałby nam rację — seler naciowy może towarzyszyć wszelkim imprezom masowym, o ile nie jest wykorzystywany w celach napaści. Gdy Chelsea świętowała mistrzostwo Anglii, włodarze, rękami stadionowych ochroniarzy, milcząco pozwolili na kilka prześwitujących spomiędzy tłumu kibiców selerów. Okazja była bardzo niezwykła, to i niezwykłe mogło być podejście do egzekwowania zakazu wnoszenia tego konkretnego warzywa na Stamford Bridge.
Traf chciał, że jeden z selerów załapał się nawet na zdjęciu z pucharem przyznawanym najlepszej drużynie w Premier League. To od początku do końca jedna z dziwniejszych fotografii w historii ligi angielskiej.
Didier Drogba, wspomniane trofeum, rozszalali kibice Chelsea i kawałek selera naciowego lecący tuż przed obiektywem aparatu i twarzą iworyjskiego napastnika. Sceny.
Siuuuu!
Na granicy legalności było zapewne masowe rzucanie selerem podczas fety mistrzowskiej z roku 2015. Wszystko działo się już poza stadionem, ale warzyw było tam chyba nawet więcej niż kibiców londyńskiej drużyny. Na własnej skórze o niebezpieczeństwie, jakim mogą być dla ludzkiego zdrowia selery, przekonał się Enda Brady, brytyjski dziennikarz kilka lat temu pracujący dla telewizji Sky. Reporter relacjonował akurat na żywo wielką paradę, w której mistrzowie kraju prezentowali się londyńczykom, a ci machali w ich kierunku tysiącami selerów.
W pewnym momencie w kierunku Brady’ego pofrunęło kilkanaście pocisków, a zaatakowany krzyczał tylko:
— Pełno selerów na żywo w Sky News! To coś wspaniałego!
Tego dnia selery latały we wszystkie strony. Rzucali je kibice, piłkarze, co nieco rzucił Jose Mourinho. Jednym nieźle oberwał Nathan Ake. Zielonym warzywem wymachiwał na lewo i prawo Diego Costa. Doskonale bawił się z kolegami ubierający w tamtym sezonie niebieską koszulkę Cesc Fabregas, który już dawno zapomniał, jak to jemu seler prawie zakończył karierę.
Parada mistrzowska Chelsea. Obyło się bez ofiar.
Morał
Nawet seler może coś znaczyć
Historia selerowego zakazu na stadionie Chelsea ma pewną wartość dydaktyczną. Niewielką, jasne, ale ma. Niepozorne, niezbyt smaczne, niezbyt nawet zapadające w pamięć warzywo, jakim jest seler, może mieć niemałe znaczenie, gdy jakiś totalny wariat nada mu wyjątkowej wartości. Dla fanów The Blues to coś więcej niż składnik sałatki i wróg każdego dzieciaka, który kompletnie nie ma ochoty wpychać w siebie jakiejś dziwnej zieleniny. Seler to symbol Stamford Bridge, symbol The Shed, warzywny pomnik nieodżałowanego Micka Greenawaya i jego całkowicie pozbawionych sensu kibicowskich przyśpiewek.
To po prostu element tożsamości kibiców Chelsea, a jego historia jest o tyle niezwykła, że ktoś serio postanowił zakazać przynoszenia selera na stadion.
CZYTAJ WIĘCEJ W WESZŁO:
- Szalony koncept pewnego Czecha. Jak Bohemians podbili antypody
- Magdoń, Kuklis, Tosik i spółka. Legendy zimowych zgrupowań reprezentacji Polski
- Pierwszy rok reszty życia trzech polskich legend
Fot. Newspix / Reuters-Holt / Premier League