W nowy rok w zupełnie nowych rolach wkraczają trzy polskie legendy sportów zespołowych. To Mariusz Wlazły, Łukasz Koszarek i Michał Jurecki. Wszyscy trzej w 2023 przeszli na sportową emeryturę. Łączą ich zbliżone daty urodzenia, ale przede wszystkim przebieg karier. Na parkiecie nie brali jeńców, kolekcjonowali tytuły i medale. Teraz zaczynają drugie życie. Piszemy o podobieństwie ich sportowych dróg oraz o tym, jakie nowe wyzwania sobie postawili.
Zawodowe DNA
– Jesteś gotowy, żeby wejść?
– Trenerze, ja jestem gotowy od urodzenia!
Był 1 lutego 2007 roku, gdy Bogdan Wenta zadał to pytanie Michałowi Jureckiemu w dogrywce półfinału mistrzostw świata z Danią. Orły ostatecznie wygrały to spotkanie po aż dwudziestu dodatkowych minutach i awansowały do finału. Tam uległy reprezentacji Niemiec. Mimo wszystko srebrny medal zdobyty wówczas niespodziewanie przez startującą z pozycji underdoga polską kadrę dał kibicom znad Wisły ogromną satysfakcję. Był to największy sukces w historii naszej reprezentacji.
Tacy właśnie byli ci chłopcy. Zawsze gotowi, twardzi, nieustępliwi. Jurecki był też na boisku dwa lata później, gdy działa się chyba najbardziej niewiarygodna historia polskiego szczypiorniaka.
Kolejne mistrzostwa świata. Końcówka meczu z Norwegią decydującego o awansie do strefy medalowej. Na zegarze dwie ostatnie minuty, a my przegrywamy dwoma bramkami. Dzidziuś zaliczył asystę przy bramce Jurasika dającej nam kontakt. Potem jakimś cudem udało się wyrównać.
Wreszcie ostatnie czternaście sekund, na tablicy remis po 30. Taki wynik dla obu zespołów oznacza pożegnanie z turniejem, a awans daje Niemcom. Piłkę mają rywale, ale przechwytujemy złe podanie. Artur Siódmiak rzuca z własnej połowy i… trafia do pustej bramki. Mamy to! Szał radości na boisku i przed telewizorami.
Z tamtego turnieju przywieźliśmy brązowe medale. Niesamowita generacja naszych piłkarzy ręcznych miała tę wyjątkową dla sportowca cechę, która pozwalała im w jakiś sposób przejąć grę, kreować wydarzenia na boisku, które – wydawałoby się – są zależne od tak wielu czynników.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
To DNA zawodowca miał także drugi z naszych bohaterów, Łukasz Koszarek. Jego najsłynniejszy cytat to “walę tróję” wypowiedziane do komentatorów TVP Sport w ostatniej kwarcie meczu półfinałowego Polskiej Ligi Koszykówki w 2012 roku pomiędzy Treflem Sopot a PGE Turowem Zgorzelec. Koszar jak zapowiedział, tak zrobił. Wszedł na parkiet, ustawił sobie obrońcę i trafił zza łuku przypieczętowując zwycięstwo swojej drużyny.
Później niejednokrotnie przejmował jeszcze w ten sposób spotkania. Na mistrzostwach świata w 2019 roku dwukrotnie trafił za trzy w arcyważnych momentach meczu z Rosją. Polska odniosła na tym turnieju historyczny sukces zajmując na koniec ósme miejsce.
Kibice koszykówki cały czas wypatrują następcy Kosziego. Od wielu lat żaden z młodych polskich rozgrywających nie potrafi zbliżyć się do jego poziomu. Może będzie to dopiero Andrzej Pluta junior.
Praca uświęca
Chyba najbardziej dominującym z wielkich zawodników, których żegnaliśmy w 2023 roku był jednak Mariusz Wlazły. Jaskrawym przykładem są tu mistrzostwa świata w siatkówce rozgrywane w naszym kraju w 2014 roku. Wlazły wrócił specjalnie na ten turniej po kilku latach przerwy od występów w reprezentacji, poprowadził naszych do złota, a sam zgarnął nagrodę MVP. Wygraliśmy jako gospodarze i wróciliśmy na tron po czterdziestu latach od sukcesu legendarnej kadry Huberta Jerzego Wagnera w Meksyku w 1974 roku.
– Do finału w 2014 roku podeszliśmy zupełnie na luzie i z nabytym przez lata doświadczeniem. W pierwszym secie Brazylijczycy lali nas co prawda niesamowicie i właściwie niewiele mogliśmy zrobić. Drugi zaczął się podobnie i pamiętam, że gdy zeszliśmy na czas, to moja żona była bardzo zaaferowana i przerażona, a ja się śmiałem! Mieliśmy luz i przekonanie, że jesteśmy tam po to, by wygrać i chyba dlatego też udało nam się ich w końcu przełamać – wspominał Wlazły w wywiadzie dla Polsatu Sport po czterech latach od zwycięskiego turnieju.
Droga do sportowego spełnienia wymaga ciężkiej pracy i Wlazły to rozumiał. Gdy dołączył w ostatnich latach kariery do Trefla Gdańsk miał już ponad 35 lat, a mimo to na treningach wzbudził zachwyt trenera Igora Jurcicia. “Maszyna” miał powiedzieć o nim chorwacki szkoleniowiec.
Jeszcze lepszym przykładem podejścia do pracy prezentowanego przez siatkarza jest historia o studiach przytoczona na łamach sport.pl w wypowiedzi prezesa drużyny z Gdańska, Dariusza Gadomskiego. Mariusz grę w trójmiejskim klubie łączył z nauką.
– Po meczu wszyscy spali w klubowym autokarze, a Mariusz siedział z tyłu z książkami, latarka czołówka i się uczył. Ale to takie pokolenie, tak jak Michał Winiarski. Oni wiedzą, że swoje trzeba przepracować, by wejść na szczyt. Dziś młodym trzeba czasem to tłumaczyć – mówił.
Popularny Szampon długo cieszył nas swoją grą. Karierę skończył tuż przed czterdziestką. W pożegnalnym meczu w kwietniu zeszłego roku doszło do symbolicznej zmiany, gdy na zagrywce zastąpił go jego czternastoletni syn Arkadiusz.
Długo pograł też Koszarek, który mimo 38 lat na karku poprowadził jeszcze koszykarską Legię do finału mistrzostw Polski w sezonie 2021/22. Drużyna z Warszawy sprawiła wtedy niespodziankę eliminując w playoff faworytów. W finale okazała się jednak gorsza od Śląska Wrocław.
Jurecki z kolei może jeszcze by grał, gdyby nie kontuzje. Ostatnie dwie edycje Orlen Superligi przed emeryturą kończył brązowymi medalami wywalczonymi w barwach Azotów Puławy. Po pierwszej kampanii dostał nawet “Gladiatora” jako najlepszy boczny rozgrywający.
Wieczny szacunek
Każdy z naszych bohaterów przyłożył rękę do sukcesów wielkich sportowych dynastii w swoich dyscyplinach w Polsce. Koledzy Wlazłego wyjeżdżali za granicę. On został w Skrze Bełchatów i wprowadził ją na salony, gdy PlusLiga nie miała jeszcze takiego statusu jak dzisiaj. Zagrał z drużyną z Bełchatowa w finale siatkarskiej Ligi Mistrzów w 2012 roku. Poza tym był w Skrze we wszystkich mistrzowskich sezonach, gdy zdobywali złote medale w polskiej lidze, a było ich aż dziewięć.
Ligę Mistrzów wygrał z Vive Kielce w 2016 roku Michał Jurecki. Był to dotychczas jedyny taki sukces polskiej drużyny. W Kielcach Dzidziuś cieszył się z ośmiu mistrzostw Polski i dziewięciu krajowych pucharów.
Koszarek miał za to swoje pasmo sukcesów w Zielonej Górze w latach 2013-2021. Pięć razy wygrywali wtedy polską ligę. Klub z niespełna 140-tysięcznego miasta zagrał w tamtym okresie nawet w Eurolidze, drugich najlepszych rozgrywkach na świecie po NBA. Postać jasnowłosego rozgrywającego pojawiła się z tej okazji razem z całą drużyną Stelmetu w grze NBA 2K15.
Największą zasługę w oczach fanów stanowią jednak zawsze sukcesy reprezentacyjne. To one zapewniają zawodnikom wieczny szacunek i taki zyskali sobie Wlazły, Jurecki i Koszar.
Wlazły dobrze zaczął, od srebrnego medalu na mistrzostwach świata w 2006 roku wywalczonego pod wodzą Raula Lozano. Potem przerwał występy w kadrze. Opuścił wygrane przez Polaków mistrzostwa Europy w 2009 roku. Spierał się ze związkiem w kwestii ubezpieczeń zawodników czy dostaw sprzętu. Kibice w halach podczas meczów PlusLigi często wyrażali wobec tego swoją dezaprobatę i dbali, by zawodnik dowiedział się, co o tym myślą.
Zwycięskie mistrzostwa w Polsce w 2014 roku przyniosły jednak Wlazłemu odkupienie. Do występu namówił go nowy trener Biało-Czerwonych, a prywatnie klubowy kolega, Stephane Antiga. Wykonali misję. Po tym sukcesie Mariusz już nigdy nie zagrał z orzełkiem na piersi. Odszedł w glorii.
Jurecki do wspomnianych dwóch medali mistrzostw świata z pierwszej dekady XXI w. dołożył jeszcze trzeci z turnieju w Katarze w 2015 roku. Brązowy krążek znów wyszarpaliśmy w niezwykle emocjonującym meczu, tym razem z Hiszpanią. Wygraliśmy 29:28.
Rok później w Polsce rozgrywane były mistrzostwa Europy. Jurecki w turnieju przed własną publicznością zdobył nagrodę dla najlepszego lewego rozgrywającego. Polacy skończyli jednak na siódmym miejscu.
Najdłużej na reprezentacyjny sukces czekał Koszarek. Ósme miejsce na mistrzostwach świata w 2019 roku może nie brzmi tak spektakularnie jak medale zdobywane przez kolegów z innych dyscyplin zespołowych, ale fani koszykówki, znając potencjał naszej drużyny, bardzo cenią ten wyczyn.
Dla rozgrywającego z Wrześni to nagroda za cierpliwość. Przez wszystkie lata kariery przyjeżdzał na kadrę, nawet gdy trenerzy nie korzystali z jego usług.
– Dla mnie to był zawsze zaszczyt i największe wydarzenie. Tata by mi spuścił solidne lanie, gdybym kiedykolwiek odmówił kadrze – mówił o występach dla Polski.
Zostali przy sporcie
– Życie podobno składa się z samych wyzwań. Ja te wyzwania lubię, a to jest chyba największe z możliwych – to znów Łukasz Koszarek dla Polsatu Sport, ale tym razem o swojej nowej roli. Po zakończeniu kariery podjął pracę jako prezes Polskiej Ligi Koszykówki.
Koszar płynnie przeszedł z parkietu do gabinetu. Na początku czerwca zeszłego roku grał jeszcze ostatnie spotkanie play-off, a nieco ponad dwa tygodnie później rada nadzorcza ligi powierzyła mu kierowanie ekstraklasą koszykarzy. Pozaboiskową przyszłość wymyślił mu Radosław Piesiewicz, jego poprzednik na tym stanowisku, a oprócz tego prezes PZKosz i od niedawna szef PKOl.
Do nowych zadań Koszarek przygotowywał się już dłuższy czas. W 2021 roku Piesiewicz zaproponował mu funkcję dyrektora sportowego koszykarskiej kadry. Koszykarz sprawdził się w tej roli i to otworzyło mu drogę do fotela prezesa ligi. Łączy teraz pracę na tych dwóch stanowiskach.
– To, co na pewno sport daje później, po karierze, to to że potrafimy się przystosować do różnych sytuacji i jesteśmy naprawdę przygotowani do każdego rodzaju pracy. Myślę, że sport dał mi dużo wytrwałości i to doświadczenie sportowe się przyda – komentował w Polsacie Sport po wyborze na prezesa.
Jakie ma obowiązki? Przede wszystkim rozporządza budżetem ligowej spółki. Od przyszłego sezonu kluby najwyższej klasy rozgrywkowej w koszykówce po raz pierwszy mają otrzymać od ligi pieniądze poza nagrodami za najlepsze miejsca. Prezes będzie musiał zaproponować podział tych środków.
Poza tym Koszar stawia sobie za cel zwiększenie atrakcyjności ligi. Chciałby podnosić wartość głównych produktów jakie proponuje PLK również przez podwyższenie ich poziomu sportowego. Chodzi tu o Superpuchar Polski, Puchar Polski, ligowe klasyki w rundzie zasadniczej i play-off.
Zobaczymy, czy mu się to uda i czy polska koszykówka przebije się w najbliższych latach do mainstreamu. Dobrą bazą do tego są wyniki kadry, która zalicza ostatnio epokowe sukcesy.
Szczebel niżej od Koszarka pracują Jurecki i Wlazły. Objęli stanowiska w klubach.
Piłkarz ręczny, podobnie jak koszykarz, był bezrobotny jedynie kilka tygodni. Pod koniec października zeszłego roku objął funkcję dyrektora sportowego w Industrii Kielce.
– Moja kariera przebiegała bardzo szybko, teraz jest podobnie. Ledwo ją skończyłem, a mam już nową funkcję. Chciałbym podziękować za zaufanie. Cieszę się, że jestem ponownie częścią klubu, który na zawsze jest w moim sercu. Będę pracował z ludźmi, których doskonale znam – powiedział po mianowaniu na nowe stanowisko.
Znalezienie kogoś, kto weźmie odpowiedzialność za wyniki sportowe klubu z województwa świętokrzyskiego było priorytetem nowego zarządu. Wcześniej na tym stanowisku był wakat. Jurecki musi przede wszystkim niczego nie zepsuć. W zeszłym sezonie Kielce wywalczyły drugie miejsce w Lidze Mistrzów. Na krajowym podwórku triumfują nieprzerwanie od sezonu 2011/12.
W tej kampanii natomiast zaliczyli już wpadkę. Przegrali domowy mecz z Wisłą Płock. To była ich pierwsza porażka w ligowym starciu we własnej hali od… 12,5 roku. Dalsza część sezonu Superligi zapowiada się emocjonująco.
Przed startem obecnej kampanii w kieleckim klubie zmienił się właściciel. Została nim Świętokrzyska Grupa Przemysłowa Industria S.A. Nowe władze regularnie publikują raporty ze swojej działalności w aspekcie organizacyjnym i sportowym.
Dzidziuś już działa. Z najświeższego, opublikowanego już w nowym roku dokumentu dowiadujemy się między innymi, że powstał trzyletni plan rozwoju zespołu, przedłużono do umowę z Arkadiuszem Morytą czy podpisano pierwszego zawodnika na nowy sezon.
Mariusz Wlazły w przeciwieństwie do Michała Jureckiego nie trafił do klubu, z którym święcił największe sukcesy, czyli Skry Bełchatów. Został za to w Treflu Gdańsk. Dołączył do sztabu drużyny jako koordynator przygotowania psychologicznego. Zajmuje się czymś, co zawsze go pociągało.
Projekt, który współtworzy z dr Martą Witkowską, psychologiem, jest totalnie innowacyjny. Wlazły opowiadał o nim więcej w Polsacie Sport.
– Nasz innowacyjny projekt w Treflu Gdańsk pomaga wykrzesać potencjał, który jest obecny w każdym zawodniku. Poprzez odpowiednie prowadzenie spotkań indywidualnych czy warsztatów grupowych pomagamy odnaleźć i wzmocnić umiejętności zawodników – wyjaśniał. – Jesteśmy zespołem, w którym połączenie obszernej wiedzy psychologicznej dr Marty Witkowskiej z moim wieloletnim doświadczeniem siatkarskim, pozwoliło stworzyć program dedykowany drużynie siatkarskiej. Zestaw narzędzi psychologicznych oraz metod uaktualniony o moją wiedzę sportową trafia w konkretne miejsca, które z punktu widzenia zawodnika są przydatne podczas wydarzeń sportowych lub w trakcie treningu. Zwracamy również uwagę na aspekt relaksujący tak, aby zawodnik w pełni był gotowy do podjęcia trudu treningu czy meczu.
O pozostanie Mariusza w zespole z Trójmiasta bardzo zabiegał prezes, Dariusz Gadomski. – Nie wypuszcza się takich postaci z klubu – mówił dla sport.pl na temat odejścia Wlazłego ze Skry. Potem dodawał jeszcze: – Jestem dumny, że taka postać kończy karierę w naszym klubie i zaczyna w nim nowy etap. Nowy członek sztabu może więc liczyć na pełne wsparcie w realizacji swoich planów.
Trefl na razie nieźle sobie radzi i w tabeli PlusLigi trzyma się czołówki. Być może nowe podejście do psychicznego dobrostanu zawodników okaże się istotne w drugiej, trudniejszej fazie sezonu.
Nowy rok jest więc zupełnie nowy dla trzech legend. Charakter zobowiązuje ich do poszukiwania kolejnych wyzwań. Każdy z nich znalazł nowe pole do realizacji i zabrał się do pracy z właściwym sobie poświęceniem.
Liczymy, że ich sportowa misja się nie skończyła i na nowych stanowiskach dalej będą przyczyniać się do rozwoju swoich dyscyplin w naszym kraju i odnoszenia przez Polaków sukcesów na arenie międzynarodowej. I tego im życzymy.
ŁUKASZ POZNAŃSKI
Fot. Newspix