Tuż po niedzielnym spotkaniu Legii z Cracovią Polskę obiegła dramatyczna wieść o śmierci właściciela Pasów Janusza Filipiaka. Krakowianie przegrali je 0:2, ale otrzymali szansę na godne uhonorowanie swojego zmarłego prezesa. Trzy dni później zmierzyli się ponownie z Wojskowymi w zaległym meczu i tym razem popisali się efektownymi bramkami i cennym zwycięstwem.
Uczczenie pamięci Janusza Filipiaka było niezwykle poruszające. Jeszcze przed meczem spiker odczytał listę zasług profesora dla całej Cracovii, którą przejął w 2004 roku. Wymieniono m.in. jego dokonania w kwestii rozwoju sekcji piłkarskiej, hokejowej, budowę akademii czy stadionu. Po tym nastąpiła minuta ciszy. Natomiast w 19. minucie spotkania kibice bili brawo przez pełne 60 sekund. Właśnie tyle lat Filipiak zarządzał klubem z sukcesami.
Piłkarze Pasów założyli dodatkowo czarne, żałobne opaski i oddali najlepszy z możliwych hołdów dla swojego prezesa. Ograli Legię Warszawa, Benjamin Kallman popisał się dwiema fantastycznymi bramkami, dzięki czemu na twarzy żony właściciela Elżbiety Filipiak, która przejmie stery w klubie, pojawił się szeroki uśmiech.
Kallman show
I to również dzięki trafieniom Fina to spotkanie zapadnie nam w pamięci. To, w jaki sposób Kallman zamienił długie podanie od Sebastiana Madejskiego na fantastycznego gola z dystansu, pozostaje godne podziwu. Napastnik Pasów już w niedzielnym meczu z Legią pokazywał, że jest w dobrej formie. Przystępował bowiem do niego po dwóch starciach, w których zdobył bramkę i zanotował dwie asysty. Siał zamęt w linii defensywnej Wojskowych, ale zabrakło mu konkretów. Z nawiązką odebrał to sobie w środę.
Przy pięknej bramce z dystansu przestawił niczym juniora Rafała Augustyniaka, robiąc coś z niczego. Nikt by bowiem nie przypuszczał, że przyjmując piłkę tyłem do bramki w kole środkowym, będzie w stanie strzelić gola. Ale podobnie można powiedzieć o drugim trafieniu Fina. Yuri Ribeiro, tracąc piłkę przy linii bocznej na połowie połowy gospodarzy, pewnie nie spodziewał się, że kilka sekund później Kacper Tobiasz będzie musiał wyciągać piłkę z siatki. Wszystko to zasługa Karola Knapa, który świetnie w tempo zagrał do Kallmana, potwierdzając to, o czym obszernie mówił w rozmowie z nami.
– Nigdy nie starałem się grać bezpiecznie. Nie lubię gry do najbliższego kolegi, wolę mieć dziesięć czy piętnaście strat na mecz, ale otworzyć trzema podaniami trzy sytuacje bramkowe. Granie piętnaście na piętnaście celnych piłek byłoby świetne, ale uważam, że bez prób progresywnych podań, nie będzie bramek – stwierdził Knap i trudno nie przyznać mu racji, skoro zanotował drugą asystę w tym sezonie, a do tego dołożył jeszcze cztery trafienia i asystę drugiego stopnia.
Profesor dalej będzie czuwał
Oprócz Ribeiro w zespole Legii przy drugiej bramce zawiedli również inni obrońcy. Steve Kapuadi złamał linię, a Augustyniak bezmyślnie wyskoczył do Knapa, dając mu okazję do prostopadłego podania. Po czterech grudniowych meczach, w których Legia straciła tylko jednego gola i zachowała trzy czyste konta, ponownie dała o sobie znać fatalna defensywa.
W Krakowie beznadziejny był Augustyniak, który oprócz wydatnego udziału w stracie dwóch goli, stworzył Janiemu Atanasowowi okazję do strzału. Uderzenie zatrzymało się na słupku podobnie jak nadzieje, że obrona Wojskowych w końcu zaczęła grać lepiej. Defensorzy przegrywali co drugi pojedynek w tym spotkaniu. Byli wolniejsi od napastników Pasów i mieli ogromne problemy z odpowiednim wyprowadzeniem piłki. Nie wspierali ich w tym dwaj Juergenowie – Celhaka i Elitim, co może obrazować przyszły stan posiadania Legii, jeśli ziszczą się plany transferu Bartosza Slisza. Bez niego wicemistrzowie Polski tracą i w obronie, i pomocy, i ataku.
W środę Josue nie miał bowiem kompana do gry. Gdy perfekcyjnie dośrodkował na głowę Pankova, piłka po uderzeniu Serba przeszła minimalnie nad poprzeczką. Gdy odnalazł w polu karnym Marca Guala, który znowu zaliczył więcej kłótni z rywalami i aktów machania rękoma, niż dobrych zagrań, Hiszpan lekko popchnięty przez Arttu Hoskonena strzelił obok bramki. Portugalczyk mógł rwać sobie włosy z głowy, bo sytuacje powtarzały się jedna po drugiej. Po przerwie ponownie świetnie dośrodkował do Elitima, ale Kolumbijczyk trafił w interweniującego Madejskiego, a przy dobitce Maciej Rosołek uderzył w słupek.
Przy odrobinie szczęścia Legia powinna zdobyć bramkę. Jej współczynnik goli spodziewanych wynosił 1,68 i był o 0,5 wyższy niż rywali, ale piłka jak zaczarowana nie chciała przekroczyć linii bramkowej. I to może być bardzo dobry omen dla Cracovii i informacja, że duch profesora Filipiaka wciąż unosi się nad stadionem przy ul. Kałuży 1 i będzie wspierał Pasy w trudnych momentach. Krakowianie bowiem znajdowali się przed meczem w strefie spadkowej. To zwycięstwo pozwoliło im z niej wyjść i spędzić zimę na bezpiecznym miejscu.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Czy Legia dała się nabrać? Osąd Marca Guala
- Knap: Nie chcę oglądać meczów. Zwyczajnie mnie nudzą
- Trela: Wyrwani z muzeum. Filipiak dał Cracovii teraźniejszość, a może i przyszłość
- Zakochany profesor. O miłości i śmierci Janusza Filipiaka
Fot. FotoPyk