Reklama

Rumak za van den Broma. Jak interpretować zmianę trenera w Lechu?

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

17 grudnia 2023, 11:52 • 7 min czytania 71 komentarzy

Lech Poznań postanowił zwolnić Johna van den Broma, co jest informacją naturalną, spodziewaną i oczekiwaną. Ten sam Lech Poznań postanowił jednocześnie nie szukać żadnego innego szkoleniowca i odda drużynę w ręce Mariusza Rumaka, który poprowadzi ją aż do czerwca, czyli do końca sezonu, w którym klub ze stolicy wielkopolski może jeszcze powalczyć o mistrzostwo. To już informacja co najmniej zaskakująca, może nawet szokująca. Bo ta informacja mówi, że „Kolejorz” chce po prostu dograć sezon do końca, a w międzyczasie poszuka sobie takiego trenera, jakiego chce. Może nawet jest już z nim dogadany.

Rumak za van den Broma. Jak interpretować zmianę trenera w Lechu?

Polskie kluby doskonale potrafią zwalniać. Lech także zwolnił w odpowiedni sposób. O słabnących notowaniach holenderskiego trenera mówiło się już od kilku miesięcy (w zasadzie od meczu ze Spartakiem Trnawa), ale w Poznaniu nie podpalili się i wytrzymali ciśnienie. Dali popracować i podjąć próbę wyjścia z dołka. Nie okazali się furiatami, którzy żegnają szkoleniowca po dwóch gorszych meczach. Jest koniec rundy i wszyscy widzą, że przy Bułgarskiej coś się wypaliło. Po co mieliby więc pozwalać van den Bromowi przygotowywać zespół do wiosny? Żeby zwolnić go w kwietniu? Przecież to bez sensu. Zarządzający wielkopolskim klubem wybrali bardzo dobry moment na rozstanie.

Z zasadnością tego ruchu też trudno jakkolwiek polemizować. Z Poznania dobiegały od dawna głosy, że van den Brom nie jest maniakiem taktyki, bazuje bardziej na zarządzaniu drużyną, rozmowach, dbaniu o morale, wydobywaniu potencjału z poszczególnych piłkarzy, szukaniu świeżości, a nie zamordyzmie. I to nawet nie są żadne zarzuty, taki to po prostu typ trenera. Te cechy idealnie sprawdziły się, gdy przejął zespół w cholernie trudnym momencie, po nagłej rezygnacji Macieja Skorży i w przeddzień pucharów. Zaprowadziły one „Kolejorza” do ćwierćfinału Ligi Konferencji i takich przygód jak ogranie Villarreal w stosunku 3:0. Gdy poznaniacy grali co trzy dni aż do późnej wiosny, nieszczególnie mieli czas na to, by w ogóle trenować. Holender nie miał więc nawet wielkiej przestrzeni na to, żeby jego braki warsztatowe wysunęły się na pierwszy plan.

Ale w końcu coś przestało działać. Lech odpadł z tegorocznych pucharów po blamażu ze Spartakiem Trnawa, choć miał już w zasadzie wygrany dwumecz. Później nie ruszył w lidze tak, jak powinna ruszyć drużyna z jakościową i szeroką kadrą, która nie musi grać co trzy dni. I o ile Trnawę można jeszcze van dem Bromowi wybaczyć (powiedzmy, że się zdarza), to bledziutkich zmagań w Ekstraklasie nie da się niczym usprawiedliwić. Bo umówmy się: odpadając z eliminacji, „Kolejorz” z miejsca stał się faworytem numer jeden do złotego medalu. Co więcej: największe kroki w kierunku tytułu powinien poczynić właśnie jesienią, gdy Legia i Raków miały zajęte czwartki, co oznacza, że znacznie trudniej im punktować na krajowym podwórku. Mówiąc wprost: Lech powinien jesienią odskoczyć na kilka, może nawet kilkanaście oczek, by wiosną skupić się na obronie tej przewagi. Tymczasem…

Śląsk: 19 meczów, 41 punktów
Jaga: 19 meczów, 38 punktów
Lech: 19 meczów, 33 punkty
Pogoń: 19 meczów, 30 punktów
Raków: 17 meczów, 29 punktów
Legia: 17 meczów, 29 punktów

Reklama

Tabela jest dla van den Broma brutalna. Lech nie tylko dał się przegonić drużynom z Wrocławia i Białegostoku, on nawet nie uciekł tym z Warszawy i Częstochowy, które mają o dwa mecze mniej (dziś Raków gra z Koroną, a Legia z Cracovią) i jeśli zgarną we wszystkich zaległych meczach komplety, to wręcz przegonią Lecha (grając co trzy dni!). Swoją wyższość „Kolejorz” pokazał właściwie tylko nad Pogonią, która mierzy się z przedziwnymi problemami i nie jest poważnym kandydatem do mistrzostwa. Lech powinien być dziś pierwszy – i to z sensowną zaliczką nad resztą stawki. I to jedyna możliwa reakcja na to, co wydarzyło się latem na Słowacji.

W zeszłym sezonie to wszystko działało: piłkarze chwalili, że mają więcej luzu, doceniali, że trener daje im przestrzeń i mogą się rozwijać. W tym zespół potrzebował przestawienia wajchy. Więcej dyscypliny. Pomysłu na poszczególne mecze. Trochę taktyki. Większego ciśnienia. Van den Brom nie potrafił tego zapewnić. Dlatego zwolnienie go jest słuszne.

Schedę po nim przejmie aż do czerwca Mariusz Rumak i musimy przyznać, że to naprawdę przedziwna informacja. Tak dziwna, że chyba każdy z nas upewniał się,  czy nie podało jej jakieś trollujące fake konto. Jego największą zaletą jest to, że akurat był pod ręką. Gdyby Rumak nie pracował w klubowej akademii, ale był bez pracy, spacerował codziennie po uliczkach poznańskiego centrum i czytał gazety w kawiarenkach, to czy w jakimkolwiek scenariuszu Lech rozważyłby go do roli pierwszego szkoleniowca?

Oczywiście, że nie.

To ciekawy trener. Może nawet kiedyś dobry. Jeszcze nie zgrany, już doświadczony. Zaliczył głośne wejście do polskiej piłki właśnie w „Kolejorzu”. Ostatnio kompletnie wyhamował. Spadł z karuzeli, na której kiedyś trzymał się całkiem mocno. Wie, jak ratować sezony, pamiętamy choćby jak wszedł do Zawiszy w beznadziejnej sytuacji i prawie uratował go przed spadkiem. Ale na Boga, to był 2015 rok. Od tamtej pory niczego w zasadzie nie osiągnął.

Reklama

Pracował w Śląsku Wrocław, gdzie przedłużał marazm tego klubu. Wytrwał dziewięć kolejek w Niecieczy ze średnią 0,44 punktu na mecz. W Odrze Opole upokorzono go publicznym ultimatum. Z kadry U-19 wyleciał po pięciu meczach i ośmiu treningach. Nie jest to droga pełna sukcesów, delikatnie sprawy ujmując. 

Innymi słowy: gdyby wczorajszy mecz z Radomiakiem oglądał na kanapie jak każdy inny kibic, to Lech nigdy by go nie zatrudnił, co dowodzi, że nie jest to ruch na miarę wielkości tego klubu. Tomasz Rząsa przekonuje w wypowiedzi dla klubowej strony, że „to nie moment na rewolucję na ławce trenerskiej i wywracanie wszystkiego do góry nogami”, co jest sprytną manipulacją, bo przecież można znaleźć szkoleniowca, który nie chciałby dokonywać w Poznaniu rewolucji (by daleko nie szukać, Maciej Kędziorek raczej nie chce wywracać Radomiaka do góry nogami). Teraz jest zły czas na nowego trenera z prawdziwego zdarzenia, ale latem już będzie dobry – niby na czym polega ta różnica?

Rząsa tłumaczy dalej: „potrzebujemy osoby, która doskonale zna realia klubu i ma przy tym odpowiednie doświadczenie szkoleniowe”. Pamiętacie okoliczności, w których przychodził van den Brom? To wtedy można było ustalić takie kryteria. Powiedzieć: to nie czas na rewolucje i wywracanie wszystkiego do góry nogami, za kilka dni trzeba grać z Karabachem. Trener wszedł do drużyny i z miejsca walczył o życie Lecha w pucharach. A teraz? Piłkarze rozjeżdżają się na urlopy. Wrócą po Nowym Roku. Będzie obóz. Kilka tygodni przygotowań do rundy wiosennej. Nowy fachowiec miałby naprawdę dużo czasu, żeby poznać drużynę, klub, jego mentalność, jego problemy.

Tymczasem Lech przedstawia to tak, jakby był właśnie kwiecień i kolejny mecz ligowy już w najbliższy piątek, więc nowy szkoleniowiec nie zdąży do tego czasu nauczyć się nawet imion zawodników. No nie. Tak nie jest. Lech ma tylko osiem punktów straty do liderującego Śląska Wrocław, więc sprawa nie jest wcale jeszcze przegrana, nie takie rzeczy widziała polska piłka. „Kolejorz” mógłby zmaksymalizować prawdopodobieństwo zdobycia tytułu poprzez zatrudnienie szkoleniowca z prawdziwego zdarzenia. Woli wyjść z założenia, że jakoś to będzie, byle dograć sezon do końca i zacząć kolejny z czystą kartą.

Jak interpretować postawienie na Mariusza Rumaka? Bierzemy pod uwagę trzy scenariusze:

a) Lech to klub odarty z jakiejkolwiek ambicji (w ten nie wierzymy)
b) Lech szukał trenera, ale nie znalazł nikogo satysfakcjonującego, więc woli poświęcić sezon, żeby dać sobie czas na znalezienie kogoś odpowiedniego (woli to niż bujanie się z trenerem z karuzeli).
c) Lech znalazł już nowego trenera, których chętnie zawita na Bułgarską, ale dopiero latem (aktualnie z jakichś powodów nie może podjąć pracy).

Może tym trenerem jest nawet Maciej Skorża? Kto wie, to byłaby prawdziwa bomba, dla której każdy w Poznaniu z pocałowaniem ręki zaakceptowałby półroczny okres przejściowy z Mariuszem Rumakiem u steru. Podobnie jak dla Dawida Szulczka, któremu latem wygasa kontrakt z Wartą Poznań.

Dobrze, że Lech zwolnił Holendra.

Liczymy na to, że za postawieniem na Rumaka stoi jakiś szerszy plan, a nie zwykła, poznańska bezradność.

WIĘĆEJ O LECHU POZNAŃ:

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Piotr Rzepecki
0
Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Ekstraklasa

Francja

Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Piotr Rzepecki
0
Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Komentarze

71 komentarzy

Loading...