Trzy ostatnie mecze Lawrence’a Ennaliego to dwa gole i wywalczony rzut karny. Dzięki jego bramkom Górnik zdobył cztery punkty i uplasował się w bezpiecznym środku tabeli. Co w tym takiego dziwnego? Ano to, że do 26 listopada Niemiec ani razu nie wyszedł w podstawowym składzie zabrzan w meczu ligowym i wydawało się, że na Górny Śląsk znowu zjechał szrot zza Odry. Tu jednak może być inaczej.
Wraz z przyjściem Lukasa Podolskiego, w Górniku nastała moda na Niemcy. Przyszli stamtąd trener i dwaj piłkarze. Wszyscy mieli zbudować lepszą przyszłość dla klubu, jednak już po pół roku wiadomo było, że to tylko mrzonki. Za poprzedni sezon nie można przyczepić się jedynie do „Poldiego”, który w momencie kryzysowym schował dumę do kieszeni, przeprosił się z Janem Urbanem i zasuwał dla zespołu. Pomysł z Bartoschem Gaulem w roli szkoleniowca zupełnie nie wypalił. Drużyna nie miała pomysłu na siebie, przez co punktowała najgorzej od czasów Jana Żurka. Powodem tego był również upór Gaula w wystawianiu sprowadzonych przeciętnych Niemców: Kevina Brolla i Jonatana Kotzkego. O tym, jak słabi to byli piłkarze świadczy najlepiej to, co się z nimi stało po odejściu z Zabrza. Broll broni jedynie w regionalnym pucharze dla trzecioligowego Dynama Drezno, a Kotzke od lipca nie znalazł klubu.
Ponad 70 metrów w 10 sekund z piłką i golem
Pomimo tak kiepskich doświadczeń Górnik postanowił kontynuować swoje niemieckie wzmocnienia i latem do drużyny dołączył Lawrence Ennali. 21-latek przychodził na Górny Śląsk z trzeciej ligi, a nie jak Broll czy Kotzke z 2. Bundesligi, co już na starcie mogło spowodować zapalenie lampki ostrzegawczej. Później wcale nie było lepiej. Skrzydłowy siedział non-stop na ławce. By uzbierać dziewięćdziesiąt boiskowych minut w Ekstraklasie, potrzebował aż dziewięciu kolejek. Gdy w końcu otrzymał szansę występu w podstawowym składzie, Urban ściągnął go już w przerwie pucharowego spotkania z Zagłębiem Sosnowiec.
Trener Górnika wiedział, że na skrzydłowego warto będzie poczekać. Jego wcześniejszy występ w Pucharze Polski był wręcz piorunujący i Urban tego nie ukrywał. – Ennali to przede wszystkim nieprzeciętna szybkość. Każdy ma swoje atuty, a ja od dawna czekałem na jego mecz właśnie w takim stylu – powiedział na konferencji prasowej po spotkaniu z Gieksą.
Niemiec popisał się dwoma trafieniami w tym spotkaniu. Najpierw dopadł do piłki na skraju własnej szesnastki, wymienił ją z Podolskim i rozpoczął swój samodzielny popis. Ponad 70 metrów dalej, dziesięć sekund i sześć kontaktów z futbolówką później znajdował się już pod bramką rywali i lobem pokonał Patryka Szczukę. Tuż przed końcem meczu ponownie znać o sobie dała jego szybkość. Antoni Kozubal za lekko podał do bramkarza, co błyskawicznie wykorzystał Ennali. Uprzedził golkipera i wsadził piłkę do siatki. Oba poniższe skriny dzieli sekunda.
83 sprinty w trzech meczach
Tym spotkaniem Ennali potwierdził to, z czego był znany w Niemczech. – Jedną z jego mocnych stron była szybkość. Był jednym z najszybszych zawodników w całej lidze, ale nie zawsze umiał to wykorzystać – powiedział „TVP Sport” Joachim Schultheis, były dziennikarz magazynu „Westdeutsche Allgemeine Zeitung” oraz telewizji Ran.de, prywatnie kibic Rot-Weiss Essen. I ta opinia nie jest odosobniona. Po przyjściu do trzecioligowca tak wypowiadali się o nim trener i dyrektor sportowy.
– Znam bardzo dobrze Lawrence’a i jego mocne strony. To bardzo szybki zawodnik, drybler, który da nam dodatkowe opcje w ataku. Posiada ogromny potencjał – powiedział Christoph Dabrowski, szkoleniowiec trzecioligowca.
– To ekscytujący gracz, idealnie pasujący do naszej ofensywy dzięki swojej szybkości – wtórował mu ówczesny dyrektor sportowy Joern Nowak.
Jak to wygląda w liczbach? W ostatnich trzech występach w Ekstraklasie Ennali wykonał 83 sprinty, za każdym razem najwięcej w spotkaniu, a rywalizował z nie byle kim, bo z Edim Semedo, Kamilem Grosickim czy Arturem Siemaszko. Wszyscy to czołowi piłkarze sprinterskiego zestawienia, któremu przewodzi Luis Mata. Obrońca Zagłębia Lubin średnio wykonuje 18,67 prób na mecz. Choć uśredniony wynik Niemca za ostatnie trzy starcia to 27,7, to jego całosezonowy rezultat rozrzedza się do wartości 10,91 z powodu kilku wcześniejszych epizodów z ławki. Gdy jednak zliczymy liczbę sprintów powyżej 33 km/h Ennali plasuje się już w czołowej piątce. Wykonał ich aż sześć i choć wyprzedzają go wspomniani już Semedo, Grosicki, Siemaszko, a także Jordi Sanchez, to z biegiem czasu i z kolejnymi występami w podstawowym składzie, Niemiec może szybko zniwelować tę stratę.
Drugi Linton Maina
Ze względu na swoje warunki biegowe, a także fakt, że był piłkarzem Hannoveru, Ennaliego porównywano do Lintona Mainy. 24-latek dziś występuje w Kolonii, ale to w Hanowerze debiutował w Bundeslidze i był wręcz nie do zatrzymania. Niestety w obu przypadkach zgadza się nie tylko szybkość, ale również chimeryczność. Maina zaliczył świetny pierwszy pełny sezon w niemieckiej elicie, a potem przepadł po spadku. Dopiero po transferze do Koeln się odbudował, ale teraz ponownie notuje regres formy. Podobnie jest z Ennalim.
W jednym sezonie błyszczał w juniorach Schalke, a w kolejnym prawie w ogóle nie grał. Po transferze do Hannoveru jego sytuacja się niewiele poprawiła, a już rok później występował w 2. Bundeslidze. Na stałe się jednak nie przebił, dlatego wypożyczono go do 3. Ligi do Rot-Weiss Essen. I tam również zaprezentował dwie różne rundy. Jesienią kibice skandowali jego nazwisko po golach i asystach. Wiosną go wygwizdywali, bo nie pomagał zespołowi walczącemu o utrzymanie. To też oznaczało jego koniec w Essen, bo jeśli 21-latek nie czuje wsparcia, nie jest w stanie pokazać najlepszej wersji siebie. To również potwierdził jego agent.
– Ważne było dla nas to, aby znaleźć Lawrence’owi klub, który będzie pasował do niego, jego stylu gry i z odpowiednim systemem. Podjęliśmy świadomą decyzję o transferze do Górnika, choć było duże zainteresowanie ze strony klubów w kraju i za granicą. Rozmowy z odpowiedzialnymi osobami były bardzo ufne i, co niemniej ważne, Lukas Podolski podjął osobiste wysiłki, aby wesprzeć Lawrence’a – zdradził w „Reviersport” Tim Kulczynski, agent piłkarza.
Na początku pomógł Podolski
I tu po raz kolejny pojawia się postać „Poldiego”, dzięki któremu Ennali trafił na Roosevelta 81. To on zgrywał mu piłkę głową w spotkaniu z Gieksą. Pomógł mu również w stopniowej adaptacji do zespołu i przekonywał, że nadejdą lepsze dni.
– Początek był ciężki. Nie łatwo było mi się zaaklimatyzować w nowym zespole. W ostatnich tygodniach moja sytuacja się jednak stopniowo poprawia. Zaczynam się przyzwyczajać do mieszkania w Polsce, gdzie jestem od dwóch miesięcy. Wszystko powoli staje się łatwiejsze – mówił 21-latek klubowym mediom po starciu z GKS Katowice.
Mecz z Gieksą był jedynie zwiastunem większych zmian dla Niemca. Przełom nastąpił, gdy Urban w końcu wystawił Ennaliego w podstawowym składzie w Ekstraklasie. Niemiec przekonał trenera do siebie podczas listopadowej przerwy reprezentacyjnej. Z Puszczą Niepołomice wywalczył karnego i był najlepszym piłkarzem Górnika. Tydzień później przeciwko Pogoni Szczecin zdobył bramkę, ale miano plusa meczu trafiło do Rafała Janickiego. Po spotkaniu z Radomiakiem, w którym znowu strzelił gola, już go nikomu nie oddał. Trzy ostatnie mecze skrzydłowego to dwa trafienia i asysta drugiego stopnia, a także trzy „szóstki” w naszej punktacji.
Niechętnie podaje, nie lubi bronić
W Zabrzu wszyscy oczekują, że to dopiero początek. Pewnie sam Ennali żywi również taką nadzieję, ale nie należy się podpalać. Jedna, a nawet trzy jaskółki wiosny nie czynią, szczególnie że Niemiec ma wciąż wiele do poprawy, a wygląda na człowieka, który się tym nieprzesadnie przejmuje.
Zapytany o to, czy w sytuacji dwa na jeden z golkiperem Pogoni powinien podawać na pustą bramkę do Kamila Lukoszka, odpowiedział: – Szczerze… Jestem skrzydłowym i kiedy pojawia się okazja strzelecka, staram się ją wykończyć jak napastnik. Może to błąd, ale myślę, że tym razem było to właściwe rozwiązanie. To wypaliło. Problem byłby wtedy, gdybym nie strzelił. Jednak wszystko jest w porządku.
Z równie rozbrajającą szczerością opowiedział o swojej grze w obronie. – Taki był plan na mecz, żebym cofał się nisko i zabezpieczał obronę przed ofensywnie grającym lewym obrońcą. Czasem muszę tak grać, ale mówiąc prawdę, to za bardzo tego nie lubię.
Na razie wszystko uchodzi mu na sucho, a Górnik ma z niego pożytek. W końcu zabrzanie trafili na Niemca, który nie jest szrotem zza Odry, tylko solidną wyścigówką z dużym potencjałem. Teraz wystarczy, żeby nie jechać z nią na hamulcu i pilnować, by w baku znajdowało się paliwo, a nie woda sodowa.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Trela: Gang świeżaków. Dlaczego to była dobra runda ekstraklasowej piłki
- Sylwestrzak, Stefański i Jakubik dali „popis” | Niewydrukowana Tabela
- „Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją”. Beton Górnika pożarł kolejne ofiary
Fot. Newspix