Wybicie piłki z linii bramkowej rozpaczliwym wślizgiem, słupek, pudło na pustą bramkę, jeszcze jeden słupek. Milan walczył o awans z grupy Ligi Mistrzów, dając z wątroby do ostatnich sekund. Milan postanowił, że najlepszym sposobem na pożegnanie obecnego formatu Champions League jest nawiązanie do najlepszej wersji samych siebie z poprzednich lat.
Ostatni dzień z grupowym graniem w Lidze Mistrzów — wciąż ciężko się z tym oswoić. Kibicom Milanu może być jeszcze ciężej, w końcu to legenda tych rozgrywek. Trzydzieści lat temu, kiedy UEFA zaprezentowała światu największą piłkarską scenę świata, Rossoneri podbili ją z marszu. Pierwszy sezon, pierwszy rekord: sześć na sześć zwycięstw, ledwie jedna stracona bramka. Kilku innych poszło w ich ślady, ale nikt nie zrobił tego w taki sposób, niemal nie dopuszczając rywala do własnej bramki.
Szkoda byłoby, żeby trzy dekady później zakończyć to na dnie, oglądając plecy Borussii Dortmund, PSG i Newcastle. Tak musieli pomyśleć ludzie związani z Milanem, gdy ruszyli do Anglii.
Fikayo Tomori z interwencją sezonu (gdyby nie Sule)
Awans od początku był zadaniem z serii mało realnych. Rossoneri na dwadzieścia dwie wyprawy na Wyspy Brytyjskie dotychczas wracali z wygraną raz. Tym razem nie dość, że musieli zwyciężyć w Newcastle, to jeszcze musieli liczyć na triumf BVB nad Paris Saint-Germain. Takich misji nie przechodzi się bez kodów i ekipa Stefano Piolego faktycznie miała w zanadrzu kilka wyjątkowych ruchów. Włosi, jak to Włosi, przede wszystkim wspięli się na wyżyny, jeśli chodzi o destrukcję. Co prawda w osobach Fikayo Tomoriego i Mike’a Maignana, więc nie była to typowa robota południowców, ale mieszkańcy Italii mogli tylko cmokać, gdy widzieli jadącego na tyłku Anglika, który heroicznym wślizgiem zatrzymał piłkę na linii bramkowej.
Problem w tym, że do przerwy Tomori był w zasadzie jedynym zawodnikiem Milanu, który dźwignął ciężar spotkania. Rossoneri oddali jeden strzał, byli kompletnie niegramotni w środkowej strefie boiska, rozjeżdżali się jak juniorzy, gdy tylko Newcastle sunęło w stronę ich bramki. Sroki w końcu to wykorzystały, fenomenalny strzał Joelitona po składnej, szybkiej akcji, zwiastował, że jeśli ktoś tutaj zamierza dać pstryczka w nos PSG, to będą to ich „derbowi” — wszak saudyjscy — rywale z północy Europy.
Bardziej doświadczeni życiowo fani wiedzą jednak, że na międzynarodowej scenie Milanu skreślać nie wolno. Nawet jeśli w ostatnich latach to Newcastle jest bliższe zrealizowania wielkich ambicji.
Newcastle roztrwoniło przewagę
Jeśli połowa bramek w futbolu pada przynajmniej po jednym przypadkowym zagraniu, to Włosi, wyrównując stan spotkania, potwierdzili tę tezę. Gdyby nie kiks w polu karnym i wykończenie dośrodkowania tak pokracznym strzałem, że piłka wylądowała akurat pod nogami Oliviera Giroud, Christian Pulisic nie wpakowałby jej do siatki. Do zdobycia bramki potrzeba było jednak czegoś więcej niż łutu szczęścia. Francuz błysnął piłkarską inteligencją: doskonale dostrzegł, że kolega z zespołu stoi kawałek dalej, pozbawiony opieki, a potem w mgnieniu oka ocenił, że najlepszym rozwiązaniem będzie dostarczenie mu piłki.
Jak pomyślał, tak zrobił. Milan wrócił do gry.
Minuty płynęły, a Newcastle coraz częściej wyglądało jak drużyna wypompowana z energii. Nie ma co się temu dziwić — urazy i kontuzje to dwa słowa, które najczęściej przewijają się na korytarzach St. James Park w ostatnich tygodniach; bieganie przez godzinę za kimś takim jak Rafael Leao też do najprzyjemniejszych nie należy. Gdy więc Portugalczyk w końcu się zerwał i stanął oko w oko z Martinem Dubravką, Rossoneri byli już krok od raju. Ostatecznie okazało się, że kilkadziesiąt centymetrów ma naprawdę wielkie znaczenie, bo właśnie tyle zabrakło, żeby piłka wturlała się do siatki, zamiast odbić się od słupka.
AC Milan zagra w Lidze Europy
Powoli jednak stawało się jasne, że jeśli ktoś tutaj dociśnie i da sobie szansę na skorzystanie z korzystnego układu gwiazd, tj. zwycięskiej bramki BVB, będzie to właśnie Milan. Któryś z kontrataków w końcu spełnił tę wróżbę — Samuel Chukwueze wpakował piłkę do siatki. Newcastle stać już było tylko na ostatnie podrygi konającej ostrygi. Szarże z rodzaju wszystko albo nic, mogły przynieść Milanowi jeszcze dwie sztuki. Raz Theo Hernandez próbował strzelić z połowy boiska, korzystając z wycieczki Dubravki w pole karne rywala przy okazji rzutu rożnego.
Spudłował.
Za drugim razem kontratak bliźniaczo podobny do tego, który dał Milanowi prowadzenie, tym razem kończył Fikayo Tomori. Anglik skuteczniejszy jest jednak pod własną bramką — mierzył, celował, a i tak obił słupek.
Rossoneri wygrali, ale nie zdążyli się nawet nacieszyć tym małym sukcesem. Ostatnim obrazkiem z Newcastle było zbliżenie na ławkę rezerwowych, na której Stefano Piolego otoczyły telefony współpracowników. Aplikacje odpalone, wynik na żywo śledzony. BVB podzieliło się punktami z PSG. Dla Milanu wszystko stało się jasne. Koniec mistrzostw, do widzenia.
Na pocieszenie została chociaż Liga Europy. Anglicy takiego szczęścia nie mają — Newcastle dołączyło do Manchesteru United, dwójka przedstawicieli Premier League za pucharową burtą.
Newcastle United – AC Milan 1:2 (1:0)
Joeliton 33′ – Pulisic 59′, Chukwueze 84′
WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW:
- Wyjaśniamy, jak będzie wyglądał nowy format Ligi Mistrzów
- Niedoceniany przełom. Burzliwe lata Terry’ego Venablesa w Barcelonie
fot. Newspix