Reklama

Koniec Ligi Mistrzów w dotychczasowym formacie? Nadchodzi system szwajcarski

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

27 marca 2021, 09:02 • 12 min czytania 65 komentarzy

Jeszcze nie zdążyły się rozpocząć europejskie puchary zorganizowane wedle nowej formuły – z Ligą Mistrzów, Ligą Europy i Ligą Konferencji Europy, czyli kontynentalnymi rozgrywkami trzeciego sortu – a już coraz więcej wskazuje na to, że przed nami kolejna wielka rewolucja. Sprawdzają się doniesienia dziennikarzy Timesa sprzed kilku tygodni. W środę UEFA ma oficjalnie zaakceptować reformę Champions League, która prawdopodobnie wejdzie w życie po 2024 roku.

Koniec Ligi Mistrzów w dotychczasowym formacie? Nadchodzi system szwajcarski

O tym, że europejska federacja lada dzień ugnie się pod naciskiem największych klubów Starego Kontynentu, dowiedzieli się dziennikarze The Athletic, na ogół znakomicie poinformowani. Planowane zmiany nie są kosmetyczne. Wywrócą kształt Ligi Mistrzów do góry nogami.

A może i odmienią futbol na dobre.

KONIEC LIGI MISTRZÓW W DOTYCHCZASOWYM FORMACIE

O co dokładnie chodzi?

Od dłuższego czasu – konkretnie: od 2003 roku – zasadnicza część Ligi Mistrzów rozgrywana jest wedle stabilnego, całkiem dobrze pomyślanego formatu. 32 drużyny uczestniczą w fazie grupowej i rywalizują ze sobą jesienią w ramach ośmiu grup. Wiosną odbywa się zaś faza pucharowa z udziałem szesnastu zespołów – trzy rundy plus finał. I właściwie trudno takiemu układowi cokolwiek zarzucić. No, może ta jesienna część Ligi Mistrzów mogłaby być odrobinę bardziej ekscytująca, ale przecież nawet w fazie grupowej zdarzają się szlagiery i niespodzianki.

Reklama

Jak wynika jednak z informacji The Times oraz The Athletic, grupy niebawem odejdą do lamusa. UEFA ma bowiem w środę przyklepać tak zwany „system szwajcarski”. Przewiduje on, że Liga Mistrzów rzeczywiście stanie się „ligą”. Złożoną z 36 zespołów, a nie, jak dotychczas, z 32. Każda drużyna, która dostanie się do pierwszej fazy Champions League (czy to z automatu, czy to drogą eliminacji) zagra w niej aż dziesięć spotkań. Pięć u siebie, a pięć na wyjeździe. To bardzo istotna zmiana w porównaniu do sytuacji, z jaką mamy do czynienia obecnie, gdy grupowy etap Champions League pozwala poszczególnym klubom na rozegranie tylko sześciu meczów. Cztery dodatkowe starcia na najwyższym poziomie oznaczają, że kolejne rozdanie praw telewizyjnych będzie znacznie bardziej okazałe, a przecież już w obecnym kształcie LM generuje niebotyczne pieniądze.

Koniec Ligi Mistrzów w dotychczasowym formacie? Nadchodzi system szwajcarski

GŁÓWNE ZAŁOŻENIA SYSTEMU SZWAJCARSKIEGO

Jak jednak ten szwajcarski system będzie funkcjonował w praktyce? To na razie zagadka. Nie jest on oczywiście żadną nowinką w świecie sportu, od przeszło stu lat wykorzystuje się go na przykład w turniejach szachowych, a ostatnio także w e-sportowych i karcianych.

Ogólne założenia są takie:

  • Na początek wszyscy uczestnicy turnieju układani są w ramach rankingu, stworzonego na podstawie ich dotychczasowych osiągnięć. Na przykład w szachach jest to punktacja Elo, w Lidze Mistrzów zapewne współczynnik UEFA lub jakaś zupełnie nowa punktacja.
  • Następnie uczestników dzieli się na połowy – mocniejszą i słabszą. W pierwszej rundzie najwyżej rozstawiony uczestnik z grupy lepszej mierzy się z najwyżej rozstawionym uczestnikiem z grupy słabszej. I tak dalej, aż do samego dołu obu grup. W zreformowanej Champions League zespół numer jeden zacząłby zatem zmagania od starcia z zespołem numer 19, a zespół numer 18 zmierzyłby się z zespołem numer 36. Chyba że władze UEFA postanowią rozwiązać to mniej precyzyjnie, na przykład na zasadzie losowania par. To też jedna z opcji.
  • Jak donoszą media, m.in. CBS Sports, rozważany jest także system dodatkowych rozstawień koszykowych. Mianowicie – podzielenie 36 uczestników Champions League na cztery grupy. W ramach tej koncepcji przedstawiciele koszyka numer jeden (najmocniejsze kluby) graliby po dwa mecze z ekipami z koszyka pierwszego i czwartego oraz po trzy mecze z zespołami z koszyków numer dwa i trzy. Byłaby to już bardzo mocna wariacja na temat modelu szwajcarskiego w jego klasycznej wersji.
  • Jedną z głównych reguł systemu szwajcarskiego jest to, że dwóch uczestników nie może się ze sobą zmierzyć więcej niż jeden raz. Pary w kolejnych rundach kojarzone są na ogół w ramach grup punktowych. Krótko mówiąc – góra tabeli gra z górą, środek ze środkiem, dół z dołem. Przekładając to (oczywiście w uproszczeniu) na futbol – jeżeli w pierwszym meczu Real Madryt pokonałby 3:1 FC Basel, a Bayern Monachium wygrałby 3:1 ze Dinamem Zagrzeb, to w drugiej kolejce mogłoby dojść do starcia Realu z Bayernem i Basel ze Dinamem.

Co istotne – w takim systemie początkowo utrudnione jest nabijanie łatwych zwycięstw. No bo jeśli ten przykładowy Real odniesie kolejny triumf, w trzeciej kolejce znów czeka go jakaś wymagająca konfrontacja z innym zespołem będącym w gazie. Jeżeli natomiast Bazylea odkuje się po premierowej porażce i zwycięży z Dinamem, to następny mecz przyjdzie już Szwajcarom rozegrać przeciwko oponentowi, który także jest na małej fali wznoszącej. Z kolei ocierające się zapewne o dno tabeli Dinamo dostanie rywala, który zaczął zmagania w Lidze Mistrzów równie słabo.

W zależności od zastosowanego wariantu doboru par, problem pojawia się w dalszej fazie rozgrywek. Zespół, który początkowo cieniował, może bowiem zanotować spektakularną serię zwycięstw ze słabeuszami i gwałtownie pomknąć w górę tabeli. Natomiast drużyna, której wiodło się nadspodziewanie dobrze, po wpakowaniu się w starcia z potęgami może zanotować kilka oklepów i zaliczyć bolesne lądowanie w dolnej części stawki.

Reklama

Te niegodności może wykluczyć właśnie podział na dodatkowe koszyki.

  • Na razie znamy niewiele proceduralnych szczegółów odnośnie nowego formatu Ligi Mistrzów. Mowa choćby o systemie rozstawień, doborze par, wyborze gospodarza poszczególnych meczów, a także o ewentualnych ograniczeniach odnośnie starć pomiędzy drużynami z tego samego kraju. Były one normą w fazie grupowej, lecz w systemie szwajcarskim trudno sobie je wyobrazić, aczkolwiek tutaj musieliby się wypowiedzieć matematycy. Możemy się zatem opierać tylko na doświadczeniach z innych gier. Jeśli UEFA postanowi zastosować dodatkowe koszyki, będzie to próba znalezienia kompromisu pomiędzy nowym systemem a klasyczną rozgrywką grupową.
  • Prawie pewne wydaje się natomiast, że do kolejnego etapu Champions League awansuje bezpośrednio osiem drużyn, które najlepiej sobie poradzą w ligowej części turnieju. Pozostali uczestnicy fazy pucharowej zostaną natomiast wyłonieni w specjalnych barażach. Ośmiu pozostanie w LM, ośmiu zapewne spadnie do Ligi Europy. A wiosną standardowo – play-offy.
  • No właśnie, standardowo? Przedstawicielom wielu europejskich klubów spodobał się pomysł „Final 8”, zastosowany latem 2020 roku. Nie jest zatem wykluczone, że ta koncepcja zostanie wskrzeszona i pucharowy etap Champions League także przejdzie lifting.

Liga Mistrzów w obecnym kształcie składa się ze 125 spotkań. Zreformowane rozgrywki może nie podwoją tej liczby, ale wiele do tego nie zabraknie. Liga, baraże, faza pucharowa – łącznie wyjdzie z pewnością ponad 200 meczów. Jakie to ma znaczenie dla telewizji, nie trzeba wyjaśniać. Szacuje się, że pieniądze za awans do Ligi Mistrzów (aktualnie – około 70 milionów euro) zostaną zwiększone nawet czterokrotnie.

Szaleństwo.

Koniec Ligi Mistrzów w dotychczasowym formacie? Nadchodzi system szwajcarski

SKĄD CZTERY DODATKOWE DRUŻYNY?

Zaanonsowanym już w tekście, niezwykle interesującym aspektem zapowiadanej rewolucji w Champions League jest fakt, że rozgrywki mają zostać poszerzone o cztery zespoły. Wciąż nie wiadomo konkretnie, kogo UEFA wpuści na salony. Wiele wskazuje na to, że czwartego gwarantowanego miejsca w fazie grupowej ligowej LM doczeka się francuska Ligue 1, obecnie piąta w rankingu. Ale co z trzema pozostałymi miejscami? Pewną podpowiedzią jest wypowiedź Andrei Agnellego – prezydenta Juventusu, a zarazem szefa European Club Association.

Włoch to jeden z głównych inspiratorów zmian, jakie zachodzą obecnie na szczytach europejskiej piłki. Kilkanaście miesięcy temu Agnelli mówił tak: – Bardzo szanuję osiągnięcia takich klubów jak Atalanta, ale nie podoba mi się, że oni mają dostęp do europejskich rozgrywek bez żadnej międzynarodowej historii. To jest uczciwe? Myślę sobie o Romie, która w ostatnich latach pracowała na ranking ligi włoskiej. Teraz przytrafił im się jeden słabszy sezon, nie awansowali do Ligi Mistrzów. I mają finansowe kłopoty. Takie kluby potrzebują ochrony.

Łapiecie, prawda?

Liga Mistrzów za zasługi, nie za konkretny wynik sportowy w danym sezonie ligowym. Na razie bardzo wiele wskazuje na to, że trzy dodatkowe miejsca w Champions League nie przypadną, dajmy na to, ligom z miejsc z 6-8 we współczynnikowym rankingu UEFA albo ligom jeszcze słabszym, którym marzy się ułatwienie ścieżki kwalifikacyjnej do LM (jak chciałoby stowarzyszenie European Professional Football Leagues, które mocno o to wojuje), tylko klubom historycznie zasłużonym, którym pechowo powinęła się noga na krajowym podwórku.

Doskonałym przykładem jest Liverpool w bieżącym sezonie.

The Reds zapewne nie zdołają już wskoczyć do TOP4 w Premier League. Gdybyśmy jednak mieli już teraz do czynienia z Ligą Mistrzów w nowym wydaniu, Juergen Klopp nie musiałby raczej przesadnie rozpaczać. Jego klub w ostatnich latach należał do najlepszych na Starym Kontynencie, jest też postrzegany jako historyczna potęga, zatem z pewnością otrzymałby od UEFA „dziką kartę”. Niezależnie od tego, na jakich konkretnie zasadach by ją przyznawano. Za pięć ostatnich sezonów, dziesięć, czy w ogóle za cały dorobek pucharowy danej ekipy. The Reds musieliby zapewne spełnić tylko jeden dodatkowy warunek – załapać się w Premier League na miejsce gwarantujące udział w Lidze Europy bądź Lidze Konferencji.

Takie rozwiązanie uczyni najsłynniejsze europejskie kluby nietykalnymi, zacementuje kontynentalną czołówkę w jeszcze większym stopniu niż dotychczas. Czy się stoi czy się leży, fortuna za udział w Lidze Mistrzów się należy – tą parafrazą można to wszystko streścić.

Koniec Ligi Mistrzów w dotychczasowym formacie? Nadchodzi system szwajcarski

ZALETY SYSTEMU SZWAJCARSKIEGO

Proponowane zmiany w Lidze Mistrzów, które w środę mają zostać oficjalnie przypieczętowane, spotkały się z gwałtownym oporem wielu środowisk – na przykład ze strony przedstawicieli kibiców. Zastanówmy się jednak nad pozytywami, jakie mogą z tego wszystkiego wypłynąć.

Trudno prognozować, jak sprawdzi się system szwajcarski w futbolowych realiach. Tym bardziej że wciąż niewiele wiemy o konkretnych rozwiązaniach proceduralnych. Wydaje się jednak, że powinien on uatrakcyjnić jesienną część rozgrywek. Właściwie w każdej kolejce ligowej fazy turnieju otrzymamy co najmniej dwa-trzy hitowe starcia, a do tego kilka wyrównanych spotkań z drugiego i trzeciego szeregu. Niewiele będzie meczów o pietruszkę, z których słynie obecna faza grupowa. Zastanówmy się bowiem, jak często mamy do czynienia z zaciętą walką o awans do play-offów aż do ostatniej kolejki? Często wygląda to tak, że najmocniejsza drużyna w grupie awans ma zaklepany już po czterech kolejkach.

Emocje jak na grzybach. W nowej formule kapitalny start nikomu nie zagwarantuje pełnego spokoju, a beznadziejny początek nikogo nie przekreśli. W końcowych seriach spotkań będziemy mieli do czynienia z batalią na kilku gorących frontach. O jak najwyższe miejsce w lidze, gwarantujące rozstawienie wiosną. O zakwalifikowanie się do TOP8 i bezpośredni awans do rundy pucharowej. No i wreszcie – o załapanie się do TOP24 i udział w barażach. O finansowych zaletach tego projektu dla samych uczestników Ligi Mistrzów mówić chyba dodatkowo nie trzeba.

WADY SYSTEMU SZWAJCARSKIEGO

Lista niepokojących aspektów, jeśli chodzi o nadchodzące zmiany, jest jednakże dość długa. Przede wszystkim – jeszcze bardziej napięty zostanie futbolowy kalendarz, już teraz przecież szalenie rozdęty. Mówimy ostatecznie o stu dodatkowych spotkaniach Ligi Mistrzów, które gdzieś trzeba będzie poupychać. Może nie brzmi to aż tak strasznie, ale będzie niezwykle skomplikowane do wykonania z logistycznego punktu widzenia. Prawdopodobnie wydłuży „jesienną” część Ligi Mistrzów do stycznia lub lutego, jak za czasów dwóch faz grupowych. Mówi się zresztą o tym, że UEFA chciałaby niektóre starcia europejskich pucharów rozgrywać w weekendy kosztem meczów krajowych lig.

Na co oczywiście nie chcą się zgodzić przedstawiciele lokalnych federacji i spółek zajmujących się organizacją krajowych rozgrywek. Pytanie, na jak długo wystarczy im sił, by stawiać opór? Jest ostatecznie tajemnicą poliszynela, że na przykład największe ekipy z Premier League wolałyby rywalizować w 18-zespołowej lidze, a także marzy im się likwidacja Pucharu Ligi.

Z pewnością ucierpi także klarowność samej Ligi Mistrzów.

System szwajcarski sprawdza się bowiem świetnie, gdy mamy do czynienia z turniejem, do którego zgłosiły się setki, czy nawet tysiące zawodników, co naturalnie wyklucza sprawne przeprowadzenie play-offów bądź rywalizacji każdego z każdym. Klubów walczących w Lidze Mistrzów będzie tymczasem tylko 36. Więcej niż dotąd, prawda, lecz wciąż relatywnie niewiele. Wielce zatem prawdopodobne, że w środku tabeli dojdzie na koniec do niesamowitego ścisku i o awansie do fazy pucharowej bądź do baraży zadecydują niuansiki. Co pewnie będzie na swój sposób ekscytujące, ale dalekie od standardów, do jakich przywykliśmy w świecie futbolu, gdzie od dekad stosuje się albo prosty system pucharowy, albo kołowy.

Andrea Agnelli twierdzi rzecz jasna z zachwytem w głosie, że zaimplementowanie systemu szwajcarskiego do Ligi Mistrzów przybliży ją do „wymarzonego ideału”. Jeśli jednak wierzyć mądrościom ludowym – a jedna z ich głosi, że lepsze jest wrogiem dobrego – to rezygnacja z tradycyjnych metod wyłaniania zwycięzcy piłkarskich rozgrywek może przynieść więcej szkód niż pożytku. Dojdzie po prostu do wielkiego zamętu.

Także z kibicowskiego punktu widzenia.

Oczywiście inspiratorzy opisywanych zmian w Champions League koncentrują się przede wszystkim na widowni telewizyjnej, no ale nie należy też zapominać o fanach, którzy obserwują mecze swoich drużyn z perspektywy trybun. Pandemia nie potrwa przecież wiecznie i kibice prędzej czy później powrócą na stadiony. Trudno będzie im jednak zaplanować wypad na mecz wyjazdowy Ligi Mistrzów, jeżeli długo nie będzie jasne, z kim konkretnie ich zespół się zmierzy – z Celtikiem Glasgow, AS Romą czy Szachtarem Donieck. Z tej perspektywy patrząc, wydaje się, iż UEFA musi się zdecydować na jakiś system dodatkowych rozstawień i losowań. Co tylko dodatkowo zagmatwa i tak niejasną sytuację.

Koniec Ligi Mistrzów w dotychczasowym formacie? Nadchodzi system szwajcarski

SYSTEM SZWAJCARSKI – SUPERLIGA POD PRZYKRYWKĄ?

Dziennikarze The Athletic nie mają wątpliwości, że przedstawiciele UEFA godzą się na te wszystkie zmiany, ponieważ zostali w pewnym sensie zaszantażowani perspektywą powstania tak zwanej Superligi poza strukturami europejskiej federacji. Niewykluczone zresztą, że szef UEFA, Aleksander Ceferin, spróbuje nawet przedstawić nadchodzące zmiany w Champions League jako swój sukces. Prawda jest jednak taka, że Słoweniec skapitulował wobec potęgi klubów, reprezentowanych przez Agnellego. Zatańczył tak, jak mu zagrano.

Zresztą – czy Liga Mistrzów w nowej formule nie stanie się de facto Superligą?

To pytanie stawia Matt Slater z The Athletic i warto się nad nim pochylić. Jeśli bowiem rozgrywki w systemie szwajcarskim wypalą, furtka do dalszego poszerzania turnieju zostanie otwarta na oścież. Może przed następnym rozdaniem kasy z praw telewizyjnych przedstawiciele topowych klubów uznają, że chcą grać w pierwszej fazie LM czternaście spotkań, a nie tylko dziesięć? W ogóle interesujące jest, jakie konsekwencje będzie za sobą niosło wpuszczenie szwajcarskiego modelu do futbolu. Istnieje wszak opcja, że kibice pokochają Champions League w nowym wydaniu, a klasyczne ligi oraz puchary zostaną powszechnie uznane za mało ekscytujące, powtarzalne i przestarzałe. I trzeba będzie na to jakoś zareagować.

Co tu dużo mówić – zmieni się nam futbol. Już teraz mamy odmienione Euro, inny będzie także mundial, no i Liga Mistrzów. A to zapewne nie koniec. Andrea Agnelli tryska śmiałymi koncepcjami. Marzy mu się stworzenie 15-minutowych transmisji meczów piłkarskich, ponieważ jego zdaniem tylko zatwardziali kibice są dziś w stanie oglądać mecze w całości, a najmłodszym widzom – nazwijmy ich pokoleniu TikToka – wystarczy włącznie samej końcówki spotkania. Włochowi krąży także po głowie zakaz wielkich transferów między uczestnikami Ligi Mistrzów.

Ciekawe czasy przed nami.

fot. NewsPix.pl / Getty Images

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Wiceprezydent Barcelony potwierdza. „Nie rozpoczęliśmy rozmów z innymi trenerami”

Patryk Fabisiak
0
Wiceprezydent Barcelony potwierdza. „Nie rozpoczęliśmy rozmów z innymi trenerami”

Liga Mistrzów

Komentarze

65 komentarzy

Loading...