Meczyk. Kolacyjka. Nie siedzimy bez niczego. „Zizu zi zizu za!” w tle. Słyszysz te swojskie hasła, myślisz „PZPN”, prawda? Federacja pielęgnuje wizerunek towarzystwa biesiady, wódki, zakąski i disco-polo. Niby od ostatniego głośnego skandalu minęło kilka miesięcy, ale związek na taki stan rzeczy się nie godzi, więc postanowił zainterweniować: zastosować cenzurę. Cenzurę, dodajmy, dosyć prymitywną i całkowicie przestrzeloną.
Dziennikarz Piotr Żelazny otrzymał „wezwanie do natychmiastowego zaprzestania naruszeń oraz usunięcia skutków naruszenia dóbr osobistych”. 12 września 2023 roku napisał bowiem na Twitterze: „Czy związek, którego wielka reforma polega na tym, że pijani działacze będą teraz wchodzić innym wejściem do samolotu, może komukolwiek stworzyć odpowiednie warunki do pracy?”.
Jeszcze niedawno – portal społecznościowy niejakiego Elona Muska pozwala na dostęp do takich statystyk – wpis ten widziało siedem tysięcy osób. Gdy twórca „Kopalni” pochwalił się wezwaniem przedsądowym od pełnomocników PZPN-u, sformułowanie to i powstały wokół niego kwas w dwie godziny zobaczyło ponad dwieście tysięcy ludzi.
Tymczasem PZPN nie potrafi awansować z najsłabszej grupy w historii eliminacji Euro, ale umie grozić procesem za bekowanie z wódy i pijanych działaczy.
Swoją drogą taki proces może być mega śmieszny pic.twitter.com/UGvg88AcGv
— Piotr Żelazny (@ZelaznyPiotr) November 18, 2023
Genialne. Doprawdy genialne. Korporacyjny majstersztyk. Wyobrażamy sobie, że ten pomysł w PZPN-ie dojrzewał przez długie godziny obrad tęgich głów. Przewalał się przez gremia przeróżnych departamentów. W końcu zaś przerodził się w decyzję, którą podjęto i przyklepano na kilku poziomach. „A jak ludzie wezmą to za cenzurę?”, może ktoś nawet spytał (pewnie nie, ale niech będzie). „Zizu zi zizu za!”, usłyszał w odpowiedzi. „Nieeee, nikt tego nie weźmie za cenzurę”, usłyszał w odpowiedzi.
Nie no, serio, fascynujący jest tok rozumowania ludzi w PZPN-ie. Dlaczego wybrany został akurat ten post? Nie był on ani specjalnie popularny, ani specjalnie ostry, ani specjalnie zaczepny, ani specjalnie oczerniający. Ot, promował podcast. Do tego – jeszcze raz – pochodził z 12 września, a największe szambo wokół PZPN-u wybiło w środku lata, kiedy wyszło, że na pokład reprezentacyjnego samolotu do Kiszyniowa zabrano skazanego za korupcję Mirosława Stasiaka, co w kuriozalny i po prawdzie tchórzliwy sposób tłumaczyć próbował prezes Cezary Kulesza.
Przypomnijmy, czego więc dotoczył wrześniowy przytyk Żelaznego. Po czerwcowej kompromitacji z Mołdawią tak – według relacji Przeglądu Sportowego – wyglądał powrót Polaków do kraju: „Nie dość, że piłkarze byli wkurwieni po porażce, to jeszcze czuli się jak miś na Krupówkach”. Uczucie dyskomfortu wzbudzać miało zachowanie rubasznych i impertynenckich gości PZPN-u. Dlatego też przed wrześniowym zgrupowaniem sekretarz związku Łukasz Wachowski komunikował rewolucyjne zmiany w lotniskowej logistyce. Zawodnicy i sztab zostali odizolowani. Korzystają aktualnie z innego terminalu niż „przedstawiciele sponsorów, goście oraz pracownicy federacji”. W samolocie siedzą za zarządem PZPN-u, pozostali członkowie delegacji okupują tyły aeroplanu.
Zabawnie wobec tego wezwanie przedsądowego wybrzmiewa niesławny już wywiad Cezarego Kuleszy w RMF-ie. Udzielony – dodajmy – na zaledwie cztery dni przed skandalicznym (sic!), szokującym (sic!), nieprzyzwoitym (sic!) wpisem redaktora Żelaznego. Pamiętacie, Kulesza chwali się w radiu „zmienionymi procedurami”, a następnie tak ripostuje na pytanie, czy zgrupowanie kadry odbyć może się bez udziału alkoholu: – Jadą sponsorzy, jadą ich zaproszeni goście, jesteśmy my. Siadamy, kolacja jest o dziewiętnastej albo dwudziestej. Z boku stoi wino, wódka, szampan czy piwo. Kto sobie, ile życzy. Ja sobie nie wyobrażam, że pana zaproszę czy ktoś pana zaprosi, i co? Siedzicie tak bez niczego? Reprezentacja jest w innym hotelu, my jesteśmy w innym hotelu – pytał retorycznie i nie bez żalu.
Mhm.
Czy coś tu przypadkiem się nie gryzie?
Najpierw wtopa z wiochą odstawioną przez gości własnej delegacji, potem wielkie oburzenie, że można tak „siedzieć bez niczego”, a na koniec próba cenzurowania dziennikarza po internetowym komentarzu, który niczym nie różnił się od tysięcy zachowanych w podobnym tonie aktów krytyki, jakie wylały się na PZPN po uprzednim kompletnym zrujnowaniu sobie wizerunku przez ten sam PZPN.
To aż żenująco smutne, jak ten związek kompletnie nie ma wyczucia w takich akcjach. Brakuje jeszcze tylko, żeby podobne wezwanie przedsądowe otrzymała albańska federacja za akcję z upublicznienie elokwentnej konwersacji Kuleszy z prezesem Federata Shqiptare e Futbollit. Klimacik rozmowy z barmanem na „ol-inkluziw”, wirtuozeria small-talku, klepnięcie w klapę marynarki, rozłożenie rąk, dukanie czegoś w polish-english…
Nikt już nie jest bezpieczny.
PZPN grozi, strasz i się bawi. Strach spać i się bać.
Czytaj więcej o PZPN-ie:
Fot. Przemysław Garczarczyk (Twitter)