Reklama

Beniaminkowie słabi, bo Ekstraklasa ma 18 drużyn? To nie ma znaczenia

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

02 listopada 2023, 13:02 • 5 min czytania 43 komentarzy

Bardzo dużo wskazuje na to, że w trwającym sezonie z Ekstraklasą pożegna się komplet beniaminków. ŁKS, Ruch Chorzów i Puszcza Niepołomice od początku odstają od reszty stawki. Po trzynastu kolejkach (“Niebiescy” mają zaległy mecz z Widzewem) ich łączny dorobek wynosi mniej niż prowadzącego Śląska Wrocław i wicelidera Jagiellonii Białystok. Jest to oczywisty temat do szyderek, a jedną z głównych stało się przekonanie, że taki obrót sprawy to dobitny dowód na bezsens 18-zespołowej ligi, którą “najlepiej” byłoby jeszcze poszerzyć. Fajnie brzmi, można się pośmiać, ale ma to niewiele wspólnego z sednem sprawy.

Beniaminkowie słabi, bo Ekstraklasa ma 18 drużyn? To nie ma znaczenia

Dlaczego? Dlatego, że beniaminkowie od dawien dawna mają w Ekstraklasie pod górkę i jej kształt nie odgrywa istotnej roli. Po raz ostatni wszyscy nowicjusze utrzymali się w sezonie 2016/17, gdy Arka Gdynia i Wisła Płock zdołały uciec spod topora na rzecz Górnika Łęczna i Ruchu. Wynika to przede wszystkim z tego, że nasza liga była (jest?) nienaturalnie wyrównana względem większości rozgrywek na Zachodzie, przez co wymagania punktowe w kontekście zapewnienia sobie utrzymania zostały mocno wyśrubowane.

Przyjrzałem się temu zjawisku za ostatnie pięć lat i porównałem z ośmioma najlepszymi ligami Europy, które postrzegamy jako ten mityczny Zachód: ekstraklasą angielską, hiszpańską, włoską, niemiecką, francuską, holenderską, portugalską i belgijską.

Wnioski są następujące: w Polsce beniaminek musiał zrobić najwięcej, żeby zachować ligowy byt. Sumarycznie jeszcze tylko w La Liga wymagana była średnia przekraczająca 1 punkt na mecz, choć to przekroczenie jest w zasadzie granicą błędu statystycznego. We wszystkich pozostałych ligach wystarczyło punktowanie poniżej tej granicy. Najbardziej jaskrawy przykład to Belgia, która jako jedyna zeszła nawet poniżej 0,9 pkt na spotkanie. Powód? Jupiler Pro League to liga wyjątkowo przyjazna, z której przeważnie bezpośrednio spadał tylko jeden zespół, przez co rotacja wśród beniaminków była zdecydowanie najmniejsza – siedem ekip przez pięć lat.

Reklama

Procentowo z Ekstraklasy w omawianym okresie pożegnała się ponad połowa beniaminków. Z czołowych lig niemal identycznie wygląda to jedynie w Serie A – mimo że wymagania punktowe są znacznie łagodniejsze – a niewiele lepiej w Premier League. W pozostałych przypadkach, pomijając belgijski wyjątek, spada między 25 a 36% beniaminków.

Warto jednak dodać pewną istotną adnotację. Symptomatycznym zjawiskiem dla Ekstraklasy jest brak syndromu drugiego sezonu. Jeżeli już beniaminek zostawał w niej po awansie, to potem nie spadał, co bywa nagminne w innych ligach. We Francji od 2018 roku natychmiastowa degradacja dotyczyła jedynie dwóch na jedenastu beniaminków, ale ich dalsze losy często są trudne. Takie kluby jak Nimes, Metz i Troyes najpóźniej po kolejnych dwóch sezonach wracały szczebel niżej (Metz zdążyło nawet spaść i ponownie awansować). W Hiszpanii doświadczyły tego Valladolid, Espanyol i Mallorca. We Włoszech Parma i Spezia. W Bundeslidze Arminia Bielefeld i Fortuna Duesseldorf. W Premier League Sheffield United, które teraz po dwóch latach powróciło do angielskiej ekstraklasy i… aktualnie razem z pozostałymi beniaminkami (Luton, Burnley) okupuje strefę spadkową.

Uzmysłowienie sobie tego faktu sprawia, że już nieco inaczej patrzymy na Ekstraklasę. Bardzo trudno zostać w niej klubowi, który na starcie mocno odstaje finansowo, infrastrukturalnie, a czasami i organizacyjnie – choć Stal i Warta pokazują, że jest to wykonalne – ale ci lepiej odrabiający pracę domową mogą szybko napisać bardzo ciekawe historie. Raków jest przykładem ekstremalnie pozytywnym. Radomiak czy Widzew na półmetkach potrafiły ocierać się o europejskie puchary i mają raczej wzrostowe perspektywy, podobnie jak Korona Kielce.

Nie należy zatem utyskiwać na ligę 18-zespołową, bo ta formuła nie jest niczemu winna. Po prostu minionego lata doszło do pewnej anomalii i z I ligi awansowały wyłącznie kluby, dla których nie stanowiło to na starcie jasno określonego celu. ŁKS-u nie wymieniano w gronie faworytów, Puszcza Niepołomice tradycyjnie miała być średniakiem, a Ruch chciał tylko spokojnie się utrzymać. Takie sezony mogą się zdarzyć sporadycznie, raz na ileś lat. Jeżeli teraz do Ekstraklasy wejdą na przykład Wisła Kraków, Lechia Gdańsk i – a niech będzie! – GKS Tychy, niemal na pewno postawią się w niej mocniej niż obecni beniaminkowie i natychmiast zniknie argument o zbyt szerokiej lidze.

Inna sprawa, że należy wręcz kibicować temu, żeby podziały w Ekstraklasie na czołówkę, środek i grupę broniącą się przed spadkiem stały się bardziej jaskrawe – o ile oczywiście będzie to efektem ciągłego rozwoju, a nie równania w dół – bo tak przeważnie wygląda struktura zdrowych rozgrywek.

Reklama

A że Ekstraklasa ma 18 klubów? Moim zdaniem to układ optymalny, przy którym nie należy majstrować. 37 meczów przy grupie mistrzowskiej i spadkowej to było za dużo, terminarze nawet wiosną stawały się mocno napięte. 30 meczów w lidze 16-zespołowej z kolei sprawiało, że praktycznie wszędzie grało się więcej niż u nas, dochodziło do przesady w drugą stronę. W tym kontekście jest dobrze, trzeba się skupić na innych kwestiach – na przykład jak podciągnąć finansowo I ligę, żeby przepaść między nią a Ekstraklasą nie stawała się coraz większa, bo w przyszłości faktycznie może to doprowadzić do tego, że większość beniaminków awansuje tylko po to, żeby spaść – czy to w Ekstraklasie na 16, czy na 18 drużyn.

CZYTAJ WIĘCEJ:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
3
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Ekstraklasa

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
3
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Komentarze

43 komentarzy

Loading...