Ich walka wywołuje emocje niewspółmiernie wysokie do poziomu, który prawdopodobnie zobaczymy w ringu. Dość powiedzieć, że na szali tego starcia znalazł się tytuł mistrza Rijadu, będący arabskim odpowiednikiem pasa Polsatu. Tyson Fury (33-0-1, 24 KO) zabierze Francisa Ngannou (0-0) do szkoły pięściarstwa. Obnaży wszystkie braki Kameruńczyka. Będzie się z nim bawić w ringu tak długo aż uzna, że pojedynek trzeba zakończyć. W rywalizacji na zasadach bokserskich, po stronie byłego mistrza wagi ciężkiej UFC stoi w zasadzie tylko wyobraźnia kibiców, skutecznie rozpalana pytaniem – a co, jeżeli Ngannou trafi? Z kolei my zadajemy inne pytanie. Skoro w tym starciu wszystko jest jasne, to dlaczego wywołuje ono aż takie zainteresowanie?
NAJGORSZY, BO NIEOKIEŁZNANY
Bitwa najgorszych. Takim hasłem reklamowana jest sobotnia walka, której miejsce organizacji przypadło na stolicę Arabii Saudyjskiej. Bo któż inny poza arabskimi szejkami mógł porwać się na zorganizowanie tego rodzaju freak fightu? I poniekąd jest to bardzo trafny slogan.
Stosunek kibiców do Króla Cyganów można podsumować jako typową relację od miłości do nienawiści – oraz w drugą stronę. To gość, obok którego nie da się przejść obojętnie. Anglik, wywodzący się z grupy irlandzkich travellersów, potrafi irytować ciągłą paplaniną niestworzonych rzeczy. A także unikaniem największych bokserskich wyzwań, jak starcie z Oleksandrem Usykiem (21-0, 14 KO). W kwestii długo oczekiwanej walki unifikacyjnej o cztery pasy mistrza świata wagi ciężkiej wreszcie poczyniono jakiś postęp, bowiem obie strony podpisały kontrakt na to starcie. Jednak poprzednio rozmowy pomiędzy czempionem federacji WBC i Ukraińcem wykrzaczały się tyle razy, że naprawdę uwierzymy w tę walkę dopiero, kiedy obaj pięściarze staną naprzeciwko sobie w ringu.
OBSTAW WYNIK WALKI FURY-NGANNOU W FUKSIARZ.PL!
Głównym winowajcą takiego stanu rzeczy jest Fury. Zaczęto się nawet zastanawiać, czy aby Olbrzym z Wilmslow nie gra na zwłokę, tak naprawdę nie chcąc podejmować prawdziwych wyzwań sportowych. Przecież jego poprzednim przeciwnikiem był leciwy Derek Chisora (33-13, 23 KO). Wzięcie walki z Francisem Ngannou wpisuje się w tę koncepcję. Mistrz WBC, pomimo długiej kolejki pięściarzy chętnych, by stanąć z nim do walki o pas, bierze walkę ze znanym nazwiskiem… ale z UFC.
Tak, pod względem irytowania fanów oraz potencjalnych przeciwników, Tyson Fury jest absolutnie najgorszy. Potrafi koncertowo niszczyć swój wizerunek, odstawiać niepotrzebne szopki. W wolnym czasie lubi chlać i okropnie się zapuścić, przy tym wciąż uważając się za jednego z najlepszych pięściarzy w historii. Mówiąc najdosadniej – Tyson Fury potrafi wkurwiać.
WSZYSCY NIENAWIDZĄ TYSONA. JAK KRÓL CYGANÓW ZNISZCZYŁ SWOJĄ BOKSERSKĄ REPUTACJĘ?
Jednocześnie kiedy już wychodzi na ring, zdaje się przemawiać do wszystkich ulubionym cytatem nastolatek chcących podkreślić swój trudny charakter – jeśli nie potrafisz mnie znieść, kiedy jestem najgorszy, to nie zasługujesz na mnie, kiedy jestem najlepszy. Bo Król Cyganów pomiędzy linami po prostu wymiata. Niezależnie od tego, co można powiedzieć o jego rywalach, on sam nie zawodzi. Jest najlepszy. Ma precyzję ciosów. Potrafi kontrolować walkę za pomocą znakomitych warunków fizycznych. A przy tym jego praca nóg wygląda tak, jakby był co najmniej o trzydzieści kilogramów lżejszy.
Fury to pięściarz w zasadzie kompletny. Owszem, może brakuje mu aż tak silnego uderzenia, jakim dysponował Mike Tyson, ale i tak błędem byłoby stwierdzenie, że Brytyjczyk nie ma czym uderzyć. Ostatnie cztery walki kończył przed czasem. Jego ciosy robią wrażenie i najzwyczajniej w świecie męczą rywali.
NAJGORSZY, BO… NAJSŁABSZY Z MOŻLIWYCH
Zresztą nie tylko one. Wejście w klincz z obecnie panującym mistrzem WBC to istna mordęga. Olbrzym z Wlimslow posiada znakomite warunki fizyczne, bowiem mierzy aż 206 centymetrów wzrostu, a jego waga oscyluje w okolicach powyżej 120 kilogramów. Przy czym wygląda… pokracznie. Niczym postać z kreskówki. W porównaniu do tułowia, posiada bardzo długie nogi. W dodatku matka natura nie obdarzyła go szczególnie wyraźną muskulaturą. Nawet będąc w formie, Fury ma otłuszczone mięśnie klatki piersiowej, na jego brzuchu próżno szukać sześciopaku, ale wokół talii łatwo zauważyć pokaźne boczki.
W porównaniu do Brytyjczyka, Francis Ngannou posiada sylwetkę modela-kulturysty. Ma świetnie zarysowaną muskulaturę, ogromną klatkę piersiową, a żyły na jego ramionach prawdopodobnie są rozmiarów porównywalnych do przewodów wysokiego napięcia. No istna bestia, której sama postura mówi, że nie warto z nią zadzierać. Z tym, że gdyby w boksie liczył się tylko wygląd, to Anthony Joshua (26-2, 23 KO) byłby najlepszym pięściarzem w historii, a Usyk mógłby tylko pomarzyć o wygranej z Brytyjczykiem. Na szczęście w szermierce na pięści chodzi przede wszystkim o umiejętności.
I tu ponownie wracamy do hasła przewodniego wydarzenia, które po angielsku brzmi „Battle of the Baddest”. Słowo „Baddest” ma symbolizować spotkanie dwóch najbardziej niebezpiecznych zawodników w swoich sportach. Ba, organizatorzy w promocji walki idą jeszcze dalej, nazywając ich najniebezpieczniejszymi na świecie. I mają ku temu powodu. Fury to według wielu opinii obecnie najlepszy pięściarz królewskiej kategorii wagowej. Z kolei Ngannou odchodził z UFC jako siejący postrach mistrz wagi ciężkiej.
Ale przecież nie będą mierzyć się ze sobą w klatce, a w ringu. Jeżeli zaś chodzi o umiejętności czysto bokserskie, to te Francisa są… niewielkie. A w porównaniu do klasy Fury’ego, wręcz żadne.
Spójrzcie tylko na otwarty trening Kameruńczyka, który miesiąc temu przeprowadził wraz z Mikiem Tysonem oraz Deweyem Cooperem. 57-letni Tyson, który pokazuje mistrzowi UFC kombinację lewy na górę, prawy na korpus, wyprowadza ciosy płynniej od Ngannou. Na filmie ten moment uchwycono w 5:30.
Trudno po takim pokazie dziwić się, że kibice zaczęli nieco szydzić z Francisa i promocji gali mówiąc, że Kameruńczyk istotnie okazuje się najgorszy… pod względem bokserskiego rzemiosła.
– Właśnie obejrzałem trening Francisa Ngannou, Mike’a Tysona i tego tak zwanego trenera, który trzymał tarczę. Mam nadzieję, że to były jaja i on udawał głupiego. Mam nadzieję, że to było zrobione dla żartu. Bo jeśli nie, to nie ma żadnych szans. Kompletnie żadnych. Zostanie znokautowany w pierwszej rundzie, to chyba będzie najszybszy nokaut Tysona. Ale wiecie co? To chyba jednak jest jakaś dziecinada i gra. Bo jeśli on tylko tyle umie, niech Bóg ma go w swojej opiece. Zostanie rozbity w pył. Tyle wam powiem. To jest wstyd. Jeśli on tyle może pokazać na otwartym treningu, to lepiej żeby tego nie robił, bo to wstyd – mówił zażenowany ojciec Króla Cyganów, John Fury [tłumaczenie za Ringpolska.pl].
Co ciekawe, Dewey Cooper, czyli „tak zwany trener, który trzymał tarczę” to główny szkoleniowiec Ngannou w tym pojedynku. Posiada doświadczenie w boksie zawodowym (rekord 19-3-3) a także kickboxingu. Cooper już od kilku lat odpowiada za stójkę byłego mistrza UFC. Jak z kolei twierdzi Kevin Iole, znany dziennikarz zajmujący się sportami walki, Iron Mike w ogóle nie trenował Ngannou. Pojawił się na jego obozie tylko dlatego, że Saudyjczycy uznali, iż jego postać podbije zainteresowanie mediów.
Będąc uczciwymi wobec zawodnika z Afryki dodajmy, że na ostatnim treningu przed walką Ngannou wyglądał już lepiej, a kilka jego akcji mogło się podobać. Jednak wciąż daleko mu do tego, co pomiędzy linami potrafi zdziałać Fury.
W zasadzie jedynym argumentem przemawiającym za byłym mistrzem UFC jest to, że Ngannou posiada niszczycielską moc w łapach. W końcu jest rekordzistą świata w zmierzonej sile ciosu. Takie badanie w siedzibie UFC Performance Institute przeprowadził Athlete Fit Clips. Do tego celu wykorzystano rejestrator uderzeń PowerKube. Maszyna wskazała, że prawy prosty Kameruńczyka wygenerował siłę 129 161 jednostek. Jeżeli bliżej nieokreślone jednostki nic wam nie mówią, to poddajmy je konwersji. Zmierzony cios posiadał moc ponad 92 koni mechanicznych! Spoglądając na jego kompilację nokautów, jesteśmy w stanie w to uwierzyć.
Z tym, że potęga czysto wyprowadzonego ciosu do nieruchomego celu to jedno. Trafienie idealnym uderzeniem takiego wielkoluda jak Fury, to zupełnie inna para kaloszy. Dodajmy do tego, że ciosy Ngannou będą nieco amortyzowane przez rękawice bokserskie, znacznie większe niż ich odpowiednik używany w MMA. Nie zapominajmy też, że kto jak kto, ale Tyson Fury potrafi przyjąć potężne uderzenie i walczyć po nim dalej. Przecież już stoczył trzy walki z Deontayem Wilderem (43-2-1, 42 KO), który bez wątpienia jest najmocniej obecnie bijącym pięściarzem na świecie. I dwie z nich wygrał, odbierając Bronze Bomberowi pas mistrza WBC.
SKORO ZNAMY WYNIK, TO SKĄD CAŁE ZAINTERESOWANIE?
Na papierze wszystko jest jasne – zwycięży Tyson Fury. I to najprawdopodobniej przed czasem. Francis Ngannou w tej walce ma szansę tylko jeśli wyprowadzi szczęśliwy cios, który urwie mistrzowi świata głowę. Jednak jego zwycięstwo będzie nawet większą sensacją, niż słynny triumf Jamesa „Bustera” Douglasa nad Mikiem Tysonem.
W takim razie co sprawia, że to starcie, które na 99% okaże się totalnym missmatchem, wywołuje tak szalone zainteresowanie? I to na tyle duże, że prawdopodobna wypłata Ngannou wyniesie 10 milionów dolarów, a Fury zainkasuje sześć razy większą kwotę? Przecież na szali pojedynku nie stoi żaden poważny tytuł. Wprawdzie WBC wstępnie planowała zezwolić Kameruńczykowi na przystąpienie do walki o pas mistrza świata, jednak wywołało to ostrą (i słuszną) reakcję bokserskiego środowiska. Stąd obaj wojownicy zawalczą o pas mistrza Rijadu. Na którym to pasie znalazły się facjaty prezesa federacji Jose Sulaimana, Fury’ego, Ngannou, a także Mike’a Tysona, Joe Fraziera i Muhammada Alego. W końcu kto bogatym zabroni?
I tak płynnie przechodzimy do tego, dlaczego to wydarzenie grzeje cały świat sportów walki. Ta walka wpisuje się w szeroko zakrojoną politykę saudyjskiego sportswashingu. Szejkowie z Arabii Saudyjskiej nie liczą się z kosztami za jej organizację. Wręcz przeciwnie, ich wręcz nie interesuje zarobek z tej gali – oni płacą za dobry PR. Dlatego mogą zaoferować obu wojownikom bajońskie sumy. I to z tego powodu przeznaczają ogromne środki na promocję tego wydarzenia.
Ta promocja okazała się diabelnie skuteczna. Na potrzeby pojedynku powstał znakomity klip, który tylko na oficjalnym profilu Turkiego Al-Sheikha – przewodniczącego Generalnego Urzędu do spraw Rozrywki – zrobił prawie 200 milionów wyświetleń! Mowa tu tylko jednej platformie społecznościowej i jednym koncie. A przecież materiał poniósł się po całym Internecie.
Lets Get Ready To Rumble!
Ticket sales are now OPEN ⬇️https://t.co/MtGv2mvfD5#BattleofTheBaddest #RiyadhSeason#VisitSaudi pic.twitter.com/1oOIIhybXU
— TURKI ALALSHIKH (@Turki_alalshikh) October 7, 2023
Ten sam człowiek zaprosił na wydarzenie prawdziwą śmietankę legend boksu i UFC. Zdjęcie, które uśmiechnięty Saudyjczyk wczoraj zrobił sobie z całą grupą, wygląda, jakby przypadkiem trafił na zjazd Galerii Sław sportów walki. Po stronie szermierki na pięści między innymi Manny Pacquiao, Michael Spinks, Roberto Duran czy Oscar de la Hoya. MMA reprezentują Israel Adesanya, Junior Dos Santos, Quinton “Rampage” Jackson i wielu innych. To jest kosmos, chyba jeszcze żaden organizator nie zaprosił tylu gwiazd sportów walki w jedno miejsce.
Mało wam? Jeżeli chcecie, możecie pobrać sobie aplikację na smartfona, w której możecie obstawić zwycięstwo jednego z zawodników. Albo za pomocą kamery w telefonie umieścić ich trójwymiarowe podobizny w waszym świecie.
Co warto podkreślić, Saudyjczycy nie popełnili błędu wielu tego rodzaju wydarzeń, które często skupiają zainteresowanie wyłącznie na daniu głównym. Cała gala posiada fajną kartę walk i całkiem słusznie jest reklamowana jako wielkie święto wagi ciężkiej. W Rijadzie wystąpią między innymi Carlos Takam (40-7-1, 28 KO), Martin Bakole (19-1, 14 KO), Arslanbek Machmudow (17-0, 16 KO) czy Joseph Parker (32-3, 22 KO).
Skoro już przy wadze jesteśmy, to na wczorajszym oficjalnym ważeniu Francis Ngannou osiągnął 123,4 kg, zaś Tyson Fury wniósł 126 kilogramów. Chociaż Król Cyganów zapowiadał, że nie ma zamiaru lekceważyć przeciwnika, to jednak większe niż zwykle sadełko zdradzało, że nie jest w najwyższej dyspozycji. Ale może taki jest plan, by po blisko roku nieobecności w ringu zaliczyć stosunkowo łatwe przetarcie, a później ruszyć po walkę, na którą wszyscy czekają? Czyli unifikacyjny pojedynek z Usykiem.
Zanim jednak dojdzie do starcia z Ukraińcem, nacieszmy się show, jakie zagwarantuje w ringu przynajmniej jeden z bohaterów wieczoru. I, cytując klasyka, przygotujmy się na wielkie grzmoty.
Szkoda tylko, że równocześnie polscy fani muszą przygotować się także na spory wydatek. Gala zostanie pokazana na platformie DAZN, za której miesięczny pakiet trzeba zapłacić 39,99 PLN. Ale posiadając go, za galę Fury-Ngannou i tak trzeba wyłożyć następne 44,99 PLN. Zatem kto chce obejrzeć pojedynek z legalnego źródła, musi liczyć się z wydatkiem rzędu prawie 85 złotych. To dużo, zważywszy na to, jak bardzo jednostronna może być walka wieczoru. I doprawdy marne to pocieszenie, że na największym bokserskim rynku na świecie cena za galę jest znacznie większa. Widzowie ze Stanów Zjednoczonych za transmisję PPV z tego wydarzenia zapłacą bowiem 80 dolarów…
SZYMON SZCZEPANIK
Fot. Newspix
Czytaj więcej o boksie: