Kacper Kostorz w Ekstraklasie grał już dla trzech klubów, ale w żadnym z nich nie napisał dłuższej historii. Na poziomie seniorskim w większym stopniu sprawdził się tylko w I lidze. Dziś 24-letni napastnik pod wodzą trenera Tomasza Kaczmarka gra w holenderskim drugoligowcu Den Bosch na wypożyczeniu z Pogoni Szczecin i na razie dobrze mu idzie, czego nie można powiedzieć o całej drużynie. Czy w klubie jest nerwowo po siedmiu porażkach w dziesięciu meczach? Co go pozytywnie zaskoczyło w Eerste Divisie? Z jakim legendarnym napastnikiem ma indywidualne analizy? Czy w Polsce nie było już dla niego miejsca? Kiedy dotarło do niego, że nie ma czego szukać w Pogoni? Czy dziś też zdecydowałby się na transfer do Legii? Zapraszamy.
Jeżeli ktoś odchodzi z Ekstraklasy do drugiej ligi holenderskiej, to po to, żeby regularnie grać, strzelać gole i się odbudowywać. W twoim przypadku na razie wszystko się sprawdza.
Też mam takie wrażenie. Gdy odchodziłem, słyszałem głosy, że to liga sprzyjająca napastnikom. Po czasie stwierdzam, że liga faktycznie jest bardzo ciekawa, ale i bardzo wymagająca. Jest tu wielu zawodników z przeszłością w Eredivisie, więc to wcale nie wygląda tak, że wychodzisz sobie na boisko i nabijasz liczby, strzelając po 2-3 gole w meczu.
Co nie zmienia faktu, że faktycznie mówimy o niezwykle ofensywnej lidze, w której można się mocno wykazać. Podkreślali to ci, którzy już w niej grali.
Tak, to na pewno. Każda drużyna chce atakować i grać w piłkę. Nie mierzyłem się jeszcze z rywalem, który byłby nastawiony na defensywę i nie chciałby budować gry. Najważniejsze jest to, jak zespół prezentuje się z piłką.
Przegraliście już siedem meczów w tym sezonie. Robi się gorąco?
Nie było pożaru przed spotkaniem z Willem II i sądzę, że po nim też go nie ma. Mamy bardzo młody zespół, który przechodzi dużą przebudowę i mocno zmienia styl gry w porównaniu do zeszłego sezonu. Teraz gramy znacznie odważniej. Takie zmiany zawsze wymagają cierpliwości. Cały czas ciężko pracujemy na treningach. Nie czuje się, że atmosfera w klubie gęstnieje.
Dziewięć punktów po dziesięciu kolejkach – punktujecie tak, jak gracie?
Nie, mogliśmy wycisnąć znacznie więcej. Moim zdaniem w każdym spotkaniu byliśmy równorzędnym rywalem, a czasami nawet byliśmy lepsi i powinniśmy wygrać. Stwarzaliśmy bardzo dużo sytuacji, których nie wykorzystywaliśmy. Wiele goli traciliśmy dopiero w końcówkach. Sama nasza gra często wyglądała bardzo fajnie. Nawet to 1:4 z Rodą Kerkrade długo było wyrównanym starciem. Pierwszego gola straciliśmy tuż przed przerwą, na początku drugiej dostaliśmy czerwoną kartkę, a i tak mieliśmy potem stuprocentową okazję na wyrównanie. Dopiero w końcówce się posypaliśmy.
Mamy wielu jakościowych piłkarzy, którzy potrafią zmieniać oblicze meczu. Uważam, że w ostatniej kolejce z Willem II pod względem samej jakości naszej gry zaprezentowaliśmy się najlepiej w tym sezonie, mimo że przegraliśmy. Jestem przekonany, że wkrótce przełożymy to wszystko na punkty.
Jak ty wyglądasz na tym tle?
To bardzo techniczna liga, trener Kaczmarek od razu to podkreślał, ale nie mam kompleksów. Inna sprawa, że moja pozycja nie wymaga aż tylu kontaktów z piłką, rozgrywania i tak dalej. Mam być przede wszystkim egzekutorem w polu karnym, wykonywać odpowiednie ruchy za linię obrony i dochodzić do sytuacji.
Nadal wiele klubów holenderskich gra na sztucznych murawach. Obawiałeś się tego? W Holandii w ostatnich latach toczy się dyskusja, by od nich odchodzić.
Od początku wiedziałem, że znacznie częściej będę grał na sztucznej trawie i nie miało to dla mnie większego znaczenia. Wiadomo, że w Polsce grałem głównie na naturalnych boiskach, ale nie przeżyłem szoku. Nie słyszałem, by ktoś tu po meczu narzekał, że nie wygrał, bo murawa była sztuczna. Nie zauważyłem, żeby ten temat był szerzej poruszany. Wiem, że taka nawierzchnia podobno zwiększa prawdopodobieństwo kontuzji, ale ja na razie nie odczuwam negatywnych aspektów tej zmiany. Patrzyłem przede wszystkim pod kątem czysto piłkarskim i zespołowym, jak mogę się rozwinąć, jaką wizję ma trener.
Osoba Tomasza Kaczmarka była decydująca dla tego wypożyczenia?
Tak. Wiele razy z nim rozmawiałem przed podpisaniem kontraktu. Dokładnie mi nakreślił, jakie mam perspektywy rozwojowe, co widzi we mnie dobrego, a gdzie mogę się jeszcze poprawić. Bardzo się cieszę, że podjąłem decyzję o przyjściu do Den Bosch.
Pod względem stadionów i otoczki meczowej chyba wiele nie straciłeś.
Szczerze mówiąc, wręcz pozytywnie się zaskoczyłem i byłem w lekkim szoku. Stadiony nie należą do najnowszych, ale są typowo piłkarskie. U siebie mamy zawsze 4-5 tys. zaangażowanych kibiców, tworzą świetną atmosferę. Na wyjazdach nieraz gramy nawet przy kilkunastotysięcznej publiczności. Pod względem kibicowskim wygląda to naprawdę dobrze.
10 meczów, 5 goli, 1 asysta – satysfakcjonuje cię ten dorobek?
Jak mówiłem, w przegranych meczach marnowaliśmy wiele sytuacji i dotyczy to także mnie. Mógłbym mieć jeszcze lepsze liczby, ale pamiętajmy, że praktycznie przez ostatnie dwa lata nie grałem regularnie na najwyższym poziomie. Dopiero wracam do swojej najlepszej dyspozycji. Każdy kolejny tydzień powinien działać na moją korzyść. Mogę się tu naprawdę mocno rozwinąć i stać znacznie lepszym zawodnikiem.
Indywidualne analizy z Ruudem van Nistelrooyem robią robotę. On nie pracuje w sztabie Den Bosch, ale po odejściu latem z PSV mieszka w pobliżu. Jest wychowankiem naszego klubu, trener Kaczmarek go zaprosił i wpada nawet kilka razy w tygodniu, żeby pomóc. W środę mam z nim następną analizę. Jest bardzo otwarty, chętnie dzieli się wiedzą, mogę go pytać o wszystko. Super sprawa. Kilka ciekawych rad już usłyszałem.
Na przykład?
Często chodzi o szczególiki, które jednak są istotne i mogą sprawić, że będę groźniejszym napastnikiem. Na przykład podkreślał, żebym za dużo nie myślał podczas nabiegania do dośrodkowań i nie patrzył zbytnio na ustawienie bramkarza, tylko skupił się przede wszystkim na jakości samego strzału – żeby był celny, jak najbardziej czysty i tak dalej. Jak już ten nawyk wejdzie mi w krew, to potem będę też zerkał na ustawienie, ale najważniejsza jest jakość wykończenia. Jeśli będzie ono dobre, to bramkarz stojący kilka metrów od piłki naprawdę musi się wykazać, żeby nie było gola.
Zwrócił też uwagę na moje pozycjonowanie się w grze bez piłki, gdy bronimy. Jeżeli rywal przeszedł z nią przez pierwszą strefę i już nie biorę udziału w próbie odbioru, to od razu mam szukać jak najlepszego miejsca do ustawienia się na potencjalną kontrę po odbiorze. Szczegóły gdzie, kiedy i jak to robić jeszcze będziemy poruszać, ale nawyk zaczynam budować. Van Nistelrooy podkreśla również, jak ważne jest utrzymanie piłki w grze tyłem do bramki. Jeżeli ją tracę, tracę też szansę na strzelenie gola, więc im więcej razy utrzymam ją z przodu, tym więcej razy akcja pójdzie w stronę pola karnego przeciwnika. Niby to proste detale, ale ja nigdy w ten sposób o tym nie myślałem.
Kojarzysz mocniej Van Nistelrooya z boiska? Gdy odchodził z Realu Madryt do HSV, nie miałeś ukończonych jedenastu lat.
Nie kojarzę, ale mój kuzyn miał jego plakat nad łóżkiem, więc mam mu czym zaimponować (śmiech).
Den Bosch zamierza walczyć o awans?
Na pewno naszym celem jest znalezienie się w fazie play-off. Do baraży można wejść nawet na ósmym miejscu, a jeśli w tym przedziale znajdzie się jakiś młodzieżowy zespół klubu z Eredivisie, to i niższe miejsce się liczy. No i prawo startu w barażach daje wygranie jednej z kwart sezonu – za kolejki 1-9, 10-19, 20-29 lub 30-38. Wtedy masz pewność udziału w nich bez względu na to, gdzie znajdziesz się w końcowej tabeli. Pomieszali mocno, ale dzięki temu jest wiele możliwości.
Mówiliśmy o tym, że wszyscy grają do przodu, ale jest o to dużo łatwiej, skoro nikt z tej ligi nie spada.
To prawda, odpada presja związana z walką o utrzymanie, aczkolwiek słyszałem, że w najbliższym czasie regulamin ma się zmienić. Tak czy siak, celujemy znacznie wyżej.
Jak ci się żyje w Holandii? Polacy tu grający podkreślali, że przeważnie pierwsze wrażenie jest znakomite, ale po dłuższym czasie entuzjazm mija.
Na ten moment wszystko jest super. Ludzie do wielu rzeczy podchodzą znacznie spokojniej, każdy służy mi pomocą. Nie spodziewałem się aż tak życzliwego podejścia – nie tylko ze strony klubu, ale także kolegów z szatni. Bardzo dobrze wkomponowałem się do zespołu. Nie mam na co narzekać i wierzę, że tak zostanie.
Zdecydowałeś się na Holandię z braku laku czy czułeś chęć wyjazdu z kraju?
Miałem z czego wybierać w Polsce. Dostałem oferty kolejnych wypożyczeń do klubów Ekstraklasy. Priorytetem było jednak odbudowanie się. Do tego potrzebuję gry tydzień w tydzień i pełnego zaufania trenera. Znam swoją wartość, wiem, że mogę regularnie zdobywać bramki. Chciałem trafić do klubu, w którym najprędzej będę mógł to pokazać. Na dziś wszystkie moje oczekiwania się spełniają.
Masz już 24 lata, a de facto regularnie na poziomie seniorskim grałeś półtora roku: sezon w Podbeskidziu przed transferem do Legii i wiosną 2020 na wypożyczeniu w Miedzi Legnica.
To prawda. Jak mówiłem, przez ostatnie dwa lata nie grałem regularnie, a w pierwszym składzie to już w zasadzie w ogóle, dlatego tak bardzo mi na tym zależało przy stawianiu kolejnego kroku. Chcę czuć się kluczową postacią w drużynie.
Odczuwasz duży niedosyt po wiośnie w Koronie Kielce? Szybko strzeliłeś dwa gole po wejściach z ławki, ale twoje akcje nie rosły.
Zdecydowanie, nie ma co ukrywać. Z każdym tygodniem myślałem, że wreszcie dostanę poważniejszą szansę i nie doczekałem się. Zbierałem tylko końcówki. Z drugiej strony, zdawałem sobie sprawę, w jakim położeniu znajduje się Korona. Broniła się przed spadkiem, a zaczęła bardzo dobrze punktować, co nigdy nie zapowiada większych zmian w składzie. Nie zmienia to faktu, że czułem niedosyt, bo miałem przekonanie, że mógłbym dać znacznie więcej. Summa summarum przynajmniej prawie w każdym tygodniu wchodziłem na 5, 10 czy 15 minut, co było lepszym rozwiązaniem niż pozostanie w Pogoni, w której pewnie nie grałbym wcale.
Dlaczego nie wyszło ci w Pogoni?
Miałem jeden uraz we wrześniu 2022, który wykluczył mnie z gry do mundialu, ale tak poza tym byłem zdrowy i normalnie trenowałem. Cóż, po prostu nie przekonywałem do siebie trenerów. Ostatniej zimy wszyscy rozjechali się na urlopy, a ja zostałem w klubie z Leo Borgesem i przez trzy tygodnie pracowaliśmy z trenerem Burytą, żeby nadrobić wszystkie zaległości. Później wyjechaliśmy na obóz przed rundą wiosenną i… nie dostałem tam nawet minuty w sparingach. Nikt mi nie wytłumaczył, dlaczego, ale był to dla mnie jasny sygnał, że muszę coś zmienić i szukać wypożyczenia, bo nie będę grał.
W twojej kartotece życiowych przejść mieliśmy już chyba wszystko: poważny wypadek samochodowy, bolesne naderwanie kolca miednicy, mononukleozę, śmierć ojca, kilka innych kontuzji. Coś jeszcze może cię zaskoczyć?
Chyba nie. Nawet rozmawiałem o tym z trenerem Kaczmarkiem przed przyjściem. Pytał, jak się na to wszystko zapatruję i właśnie odpowiedziałem mu, że mam jasno sprecyzowany cel i nic nie jest w stanie mnie złamać. Zostawiłem to już jednak za sobą. W pewnym momencie stało się irytujące, że ktokolwiek by ze mną nie rozmawiał, prędzej czy później poruszał te tematy i nimi tłumaczył, dlaczego w Polsce mi się nie udało. Najważniejsze, że dziś jestem w miejscu, w którym mogę iść do przodu.
Z perspektywy czasu: nie trafiłeś do Legii za wcześnie? Pytam tylko o wątek sportowy i mentalny, bo wiadomo, że gdy otrzymuje się taką ofertę, trudno odmówić, nawet jeśli ma się jakieś obawy.
Nie. Nigdy nie będę rozpatrywał tej decyzji jako błąd, zbyt szybkiego rzucenia na głęboką wodę czy czegoś takiego. Równie dobrze taka propozycja już nigdy mogłaby się nie powtórzyć i wyrzucałbym sobie, że nie spróbowałem. A w Legii naprawdę dużo się nauczyłem. Znalazłem się w klubie funkcjonującym na europejskim poziomie i stałem się dzięki temu dużo lepszym piłkarzem. Kilka rzeczy ułożyłoby się inaczej, odpaliłbym tam i może dziś grałbym już w lidze top5. Nie wiadomo. Ernest Muci też przyszedł do Legii jako bardzo młody zawodnik i widzimy, jak super się teraz rozwija.
Dzięki Legii masz już w CV dwa mistrzostwa Polski. Traktujesz je na równi?
To pierwsze było symboliczne. Trzy razy wszedłem w końcówce, a wiosną byłem już na wypożyczeniu w Miedzi. Rok później znacznie bardziej czułem, że miałem jakiś realny wkład w ten sukces: asysta z Wisłą Płock, tydzień później gol w Zabrzu na wagę ważnego zwycięstwa. Wcześniej zdobyłem bramkę z Wigrami Suwałki w Pucharze Polski. Z drugim mistrzostwem bardziej się identyfikuję.
Holandia to nie jest twoja pierwsza zagraniczna przygoda, choć ta wcześniejsza zagranicą była tylko umownie.
Jako junior spędziłem niecałe półtora roku w MFK Karvina. Dorastałem w Cieszynie, tuż przy granicy z Czechami, więc na co dzień mieszkałem u siebie. Kończyłem szkołę, jadłem obiad, wsiadaliśmy z tatą lub dziadkiem do samochodu i po piętnastu minutach byłem na miejscu po drugiej stronie. Po treningu powrót. Pod kątem codzienności w ogóle nie odczuwałem, że trenuję za granicą, ale to był fajny czas. Zobaczyłem trochę inną kulturę i mogłem trenować w naprawdę dobrych warunkach, które wtedy przewyższały to, co mogłem mieć w Polsce – dwa naturalne boiska plus sztuczne, wszystko bardzo blisko siebie. Z tamtych czasów pozostała mi znajomość z Dawidem Błanikiem, co później ułatwiło mi aklimatyzację w Koronie.
W umowie Den Bosch z Pogonią znajduje się opcja wykupu. Chciałbyś zostać w Holandii na dłużej?
Zdecydowanie, ale liczę, że będzie to już Eredivisie.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Reprezentacyjny Milik skończył się na Irlandii Północnej
- Dziwny przypadek Tomasza Kędziory
- Janczyk: Reprezentacja Polski to Midas na opak. Wszystko zamienia w gówno
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
Fot. FotoPyK/Newspix