W polskim futbolu od dawna panuje przekonanie, że Lech Poznań masowo przykłada rękę do rozwoju przyszłych reprezentantów Polski. Jest to przekonanie absolutnie słuszne, a żeby znaleźć godne przykłady, nie trzeba przecież sięgać daleko, bo większość z nich pochodzi z czasów najnowszych. W ostatnich latach “Kolejorz” wysłał na kadrę 19-letniego Jakuba Kamińskiego, 21-letniego Kamila Jóźwiaka, 21-letniego Jakuba Modera, 22-letniego Tymoteusza Puchacza, 22-letniego Roberta Gumnego i 22-letniego Michała Skórasia. A teraz, z zamiarem podtrzymania dobrej passy, liczy na 21-letniego Filipa Marchwińskiego, który na tle wymienionych wychowanków Lecha jest jednak przypadkiem z trochę innej kategorii.
Każdy z nich w momencie powołania trzymał w garści jakieś argumenty. Dobrze wyglądał w Ekstraklasie, miał liczby, był powiewem świeżości. Dochodziła jeszcze metka Lecha, co naturalnie zwiększało szanse na zaistnienie w reprezentacji Polski. Ale Marchwińskiemu, w przeciwieństwie do poprzedników a także byłych rówieśników, czy momentami wręcz konkurentów, najwięcej czasu zajęło połączenie atutów potencjalnego kadrowicza. Trwało to prawie pięć lat.
Okres między startem w seniorskim futbolu na szczeblu centralnym a debiutem w kadrze:
- Kamil Jóźwiak – 3 lata, 10 miesięcy
- Robert Gumny – 4 lata, 4 miesiące
- Jakub Moder – 3 lata, 2 miesiące
- Tymoteusz Puchacz – 4 lata, 5 miesięcy
- Jakub Kamiński – 2 lata, 9 miesięcy
- Michał Skóraś – 4 lata, 2 miesiące
- Filip Marchwiński – 4 lata, 10 miesięcy (jeśli dziś zagra)
Filip Marchwiński stał w miejscu, reszta jeździła na kadrę. Teraz jego kolej
“Marchewa” wskoczył do realiów piłki seniorskiej w wieku 16 lat. Niektórzy mogli już o tym zapomnieć, ale określano go wtedy wonderkidem z wielką przyszłością. Z jednej strony wrzucano na głęboką wodę, a z drugiej traktowano jak najdroższy element składu porcelany. Dość powiedzieć, że Lech nigdzie Marchwińskiego nie wypożyczał, trzymał pod kloszem. To nie było normą, bo poza nim tylko Jakub Kamiński nie ruszył się z Poznania, dopóki nie wyjechał do Niemiec. A były przecież okresy, kiedy także my niemal stawialiśmy na Marchwińskim krzyżyk, twierdząc, że to będzie prawdopodobnie spalony, a nie spełniony talent, jeśli nie ogra się gdzieś na niższym poziomie rozgrywkowym.
W międzyczasie słyszeliśmy od kolejnych trenerów “Kolejorza”, że to chłopak, który prędzej czy później zdejmie blokady i stanie się bardziej odporny na presję. Nie przekonywały nas jednak takie obietnice, nie będziemy ukrywać. Nie pomagał też fakt, że koledzy Marchwińskiego z poznańskiego klubu, wokół których nie budowano tak dużego hype’u, kiedy byli jeszcze nastolatkami, jeden za drugim debiutowali w dorosłej reprezentacji Polski.
Owszem, duże znaczenie ma tutaj różnica w wieku, ale nawet taki aspekt nie może w pełni usprawiedliwiać zaburzeń w rozwoju Marchwińskiego, które dobrze widzieliśmy wszyscy. Nie był on tak harmonijny jak przy reszcie. To była sinusoida. Na drodze poznaniaka – od grudnia 2018 roku do listopada 2023 roku – musiało wydarzyć się naprawdę wiele, żebyśmy przestali wątpić, że zapowiadana eksplozja potencjału jest jedynie miejską legendą. Pod tym kątem ostatni rok dla pomocnika Lecha był przełomowy, ponieważ mówimy nadal o młodzieżowcu, który od początku poprzedniego sezonu zanotował 15 goli i 6 asyst na przestrzeni 3075 minut. To udział przy bramce średnio co 146 minut. Jak na zawodnika o takiej specyfice oraz w tym wieku – naprawdę dobry wynik.
Z jednej strony może byliśmy za ostrzy w ocenie Marchwińskiego…
Chyba czas przyznać z perspektywy czasu, że tak jak 2023 rok zaczął realnie oddawać wartość Filipa Marchwińskiego, tak to, co działo się wcześniej, raczej nie powinno podlegać tak ostrej ocenie. Co prawda nawet kibice w Poznaniu nie raz stracili do niego cierpliwość, ale pamiętajmy o okolicznościach łagodzących. Swego czasu dało się odnieść wrażenie, że ciężar oczekiwań na “Marchewie” był niewspółmierny choćby do posiadanego statusu w drużynie. Być może zrobiono mu trochę krzywdę, może warto było zarządzić tą karierą inaczej, ale z drugiej strony – cholera, to wciąż tylko 21-latek. Czasami można stracić rachubę czasu, sugerując się liczbą jego występów w barwach “Kolejorza”, która w tej chwili stanęła na 145 w pierwszym zespole i 34 w rezerwach.
Patrząc na boiska Ekstraklasy i mając w głowie przypadek Marchwińskiego, łatwo zapomnieć, że niezależnie od skali talentu dobrze i regularnie grający nastolatkowie to rzadkość. Jeśli usuniemy hasło “dobrze” i zejdziemy do solidnych czy przeciętnych występów, grono się poszerzy i pewnie znajdziemy dziesięciu. Ale chyba nie o to w tym wszystkim chodzi, a poza tym im niżej z wiekiem będziemy schodzić, wykluczając na przykład zawodników powyżej 18. roku życia włącznie, tym bardziej przekonamy się, że Marchwiński jak najbardziej miał prawo dojrzewać dłużej. Był po stronie zdecydowanej większości, czyli trochę grał, lecz przez długi czas nie wchodził na wyższe pięterka.
Z drugiej strony – rozwijał się w tempie, które nie odbiegało od normy
Ale trudno oczekiwać, żeby każdy stawiał pierwsze kroki w dorosłym futbolu tak jak Jakub Kamiński, który jako 17-latek wykręcił 6 goli i 6 asyst w sezonie 2019/2020. Albo jak Kacper Kozłowski, który w tym samym wieku był ważną postacią w zespole Pogoni i zagrał na EURO 2020. Dalszych przykładów z ostatnich lat, kiedy tak młody piłkarz potrafił zachwycać dłużej niż przez kilka miesięcy w Ekstraklasie, po prostu brakuje. I tym samym dochodzimy do punktu, w którym progres Marchwińskiego z opóźnionym zapłonem warto mimo wszystko… pochwalić.
Ścieżka tego jegomościa od początków w Lechu po obecne zgrupowanie dorosłej kadry nie była usłana różami, była przede wszystkim długa, ale może to i lepiej? Mowa o 21-latku, który przeżył już wzloty i upadki, ma ponad 100 występów w Ekstraklasie i po sezonie 2023/2024 powinien być dobrze przygotowany na zagraniczny transfer. Co ważne, nie jest przy tej liczbie meczów zajechany pod względem rozegranych minut, choć – jak na polskie standardy – z takim doświadczeniem i tak wypada mocno powyżej przeciętnej. Niezależnie jednak od tego, czy Marchwiński dziś zadebiutuje, czy nie, może być dowodem na to, że wieloletnia wiara w czyjś talent potrafi czynić cuda. Może brzmi to trochę pompatycznie, ale ile znajdziemy takich przypadków, kiedy klub czekał tak długo na wyraźny postęp swojego wychowanka? W wielu miejscach to zapewne skończyłoby się odpuszczeniem tematu albo wielokrotnymi wypożyczeniami. Ale nie tutaj.
Przez cztery sezony kibice Lecha, a z czasem także polskiej piłki, byli karmieni wizją, że Marchwiński to pierwszorzędny materiał na kozaka. Można było poczuć głód. Zwątpić, podziękować i wyjść do innej restauracji. Na szczęście jednak przyszedł czas, kiedy trzeba zawrócić i się przeprosić. Od dłuższego czasu ten chłopak gra na miarę swojego potencjału, to już nie półroczna hossa, a debiut w dorosłej kadrze byłby nie tylko tego podkreśleniem, ale także zapowiedzią, że najlepszych dań jeszcze nie podano.
WIĘCEJ O PIŁCE NOŻNEJ NA WYSPACH OWCZYCH Z OKAZJI MECZU Z POLSKĄ:
- Wieloryby, nepotyzm, futbol i krajobrazy. Wszystkie twarze Wysp Owczych
- Zmiana planów! Reprezentacja Polski przyspieszy wylot
- Hegemon z Klaksvik, Polak na podium. Oto futbol kobiet na Wyspach Owczych [REPORTAŻ]
- Wielki sen małej mieściny. O sukcesie KI Klaksvik
- Dążenie ku dobremu. Nadzieje i problemy futbolu na Wyspach Owczych [REPORTAŻ]
Fot. Newspix